4 września 2012

27. Dla własnego dobra.



 OPOWIADANIE  II : Oszukać Przeznaczenie.

[ Lifehouse – Halfway Gone. ] w kółko, do końca odcinka!

 - Dafne powiedziała, że ma być dużo neonów. Neonów! Jakby te świecące chochliki były takie łatwe do zdobycia! Więc mówię jej, że ona może sobie je dostać w każdym większym magicznym sklepie zoologicznym, a my tutaj w Hogwarcie mamy praktycznie związane ręce. No bo przecież sowia poczta z przesyłaniem sobie żywych zwierząt nie wchodzi w grę. Ale ona i tak strasznie się przy tym upiera. No to mówię jej, żeby sama sobie to załatwiła. A ona na to, że albo będę słuchać jej poleceń, albo mam sobie radzić sama. Merlinie! – Astoria przewróciła oczami, przerywając na chwilę gwałtowną gestykulację, ale chyba tylko na to, żeby nabrać trochę powietrza po wyczerpującym monologu. - Sam wiesz jaka ona jest.
Draco odpowiedział ironicznie-porozumiewawczym spojrzeniem. Kto jak nie on doskonale wiedział jaka potrafi być Dafne. A już szczególnie jeśli chodziło o planowanie imprez. Ta dziewczyna potrafiła zmienić się w maszynę, jeśli chodziło o precyzję i perfekcjonizm.
Draco pomagał Astorii w zorganizowaniu corocznej imprezy w Świńskim Łbie. W poprzednich latach zawsze przygotowywał przyjęcie razem z Dafne, co zwykle zresztą wyglądało tak, że nawet w najmniejszym stopniu nie przykładał do tego ręki. Dafne tak panicznie bała się, że jego ingerencja może zepsuć jej doskonałe przyjęcie, że brała wszystko na siebie. Nie narzekał – idealnie pasowało mu robienie dosłownie niczego. Ale teraz, kiedy starsza Greengrass wyjechała, a on utknął w Hogwarcie, obowiązek spadł na jego barki. I oczywiście barki Astorii. Biednej Astorii, która zupełnie nie wiedziała jak się do tego zabrać. Zdecydowanie nie mała tego zmysłu organizacji, który cechował jej starszą siostrę. Teoretycznie Draco powinien być zirytowany, że teraz sam musi starać się o wszystkie szczegóły, żeby impreza wypaliła, ale… szczerze mówiąc, dobrze się bawił z Astorią. Nawet jeśli organizowanie wychodziło im tak nieudolnie, że Astoria musiała prowadzić stałą korespondencję z Dafne, nieustannie i uporczywie prosząc o rady.
Astoria odzyskała trochę z dawnej siebie, co Draco przyjmował z lekką ulgą. Nie mógł w to uwierzyć, ale naprawdę się o nią troszczył. Nigdy nie pozwoliłby nikomu jej skrzywdzić. A poza tym, wracając już do bardziej osobistych pobudek jego dobroczynności, całe to planowanie pomagało mu odciągnąć myśli od Hermiony. Sytuacja między nimi była… lekko mówiąc, napięta. Odnosili się do siebie uprzejmie, ale z dystansem. Draco nienawidził tego stanu rzeczy. Wolał, żeby to wszystko się rozwiązało, żeby mógł ją kochać, albo… nienawidzić. Ten głupi impas, sytuacja, która postawiła go między dwoma najgłupszymi rozwiązaniami bardzo go męczył. Nie mógł znieść momentów, kiedy ktoś stawiał go pod ścianą, nawet jeśli było to przeznaczenie. Miał ochotę przeciwstawić się wszystkiemu, dosłownie wszystkiemu. Nawet jeśli musiałby walczyć sam z całym światem.
- Ogarniesz te zaproszenia? Zostało nam do wysłania chyba z milion! – Astoria zrobiła udręczona minę, na wpół dlatego, że wyobraziła sobie ogrom pracy jaka ich czeka, na wpół dlatego, że na końcu korytarza zobaczyła Setha. Watters snuł się za nią po szkole jak duch. Albo jak pies. Albo jakaś straż przyboczna.
- Astorio, naprawdę nie wiem…
- Mhm, to świetnie, dzięki, że się tym zajmiesz! Muszę lecieć na lekcje, cześć! - Zanim zdążył się odezwać, Astroia Greengrass ulotniła się niczym kamfora.
Chwilę później, w miejscu w którym chwilę wcześniej zniknęła Greengrass, z tłumu wynurzył się Seth Watters. Rozejrzał się, szukając czegoś w tłumie, a jego wzrok padł na stojącego przed nim Malfoya. Oboje, mierząc się nieprzychylnymi spojrzeniami pełnymi pogardy, ruszyli w przeciwne strony. Nie mieli sobie nic do powiedzenia.
Draco postawił kilka kroków, zatrzymując się nagle pod wpływem impulsu, który natchnął jego umysł. Kpiąc z siebie w duchu, że zorientował się dopiero teraz, poczuł że już w pełni rozgryzł zagadkę dziwnego zachowania Astorii Greengrass.

***

 Greengras tej nocy miała do zrealizowania plan. Z lekką nutą satysfakcji, ale również dezorientacji czuła, jak gdzieś w głębi duszy przyznaje się przed sobą do przemiany w typową, bezduszną Ślizgonkę. Bo to co miała zamiar zaraz zrobić gwarantowało dobro tylko jej własnych interesów. Ale już nie miała wyjścia. Wszystko było postanowione. Jak ułożenie w pionie płytek domino – popchnięcie jednego klocka zapoczątkowało ciąg nieodwracalnych zdarzeń.
 Czas start.
Astoria złapała się gwałtownie za żołądek. Teatralnie westchnęła, opierając się całym ciężarem ciała o swojego chłopaka. Oczywiście od razu zauważył, że jego „ukochana” ledwo trzyma się na nogach.
- Tori? Co się dzieje?
Troska w jego głosie na chwilę sprawiła, że pożałowała tego co robi. Seth nie był zły. To nie jego wina, że nie mogła go pokochać. Ale musiała trzymać się planu. Musiała działać. Dla własnego dobra. Starając się utrzymać słaby głos, mruknęła:
- To chyba te orientalne przystawki, które zjadłam. Zawsze wiedziałam, że mój żołądek nie toleruje owoców morza. - Seth objął ją w pasie, przyciągając bliżej siebie, jakby chciał ją ochronić przed jej własnym zbuntowanym żołądkiem.
Uch, dlaczego nie mogła pokochać takiego troskliwego chłopaka?
- Chcesz stad wyjść?
- Nie. Ty się baw. To w końcu najfajniejsza impreza w tym semestrze. Pójdę położyć się na chwilę na górę, do któregoś z pokoi. Jeśli mi nie przejdzie i nie dołączę do ciebie za kilkanaście minut… wtedy do mnie przyjdź.
Uśmiechnęła się słabo, odwracając wzrok, żeby nie zauważył w jej spojrzeniu przebłysku poczucia winy.
Seth pocałował ją w czoło, a ona zamknęła oczy. Merlinie, jaka zrobiła się bezduszna. Nie wiedziała kiedy i przez kogo zaszła w niej taka zmiana. Kto jej to zrobił? Dafne, Draco, Seth, czy może tkwiło to w jej genach już od początku?
Wolała o tym nie myśleć. Nie chciała czuć wyrzutów sumienia w obliczu tego, że niczego nie można było już cofnąć. Wszystko było postanowione.
„Pamiętaj, że to dla własnego dobra”, powtarzała sobie. Naprawdę chciała w to uwierzyć.

***

Pokój który starannie wybrała był ciemny i nastrojowy. Paliło się w nim kila świec, zalewając wnętrze romantycznym blaskiem płomieni. Zasłony w oknach nie dopuszczały ani odrobiny światła, dodając atmosferze jeszcze więcej intymności.
            Ale najlepsze czekało na nią, siedząc niedbale na jedwabnej pościeli. Kwintesencja jej planu, Draco, Draco Malfoy, czekał na nią.
- Wiesz o tym, że będę ci wdzięczna do końca życia, prawda? – przysunęła dłońmi po połach jego marynarki.
Draco nie odpowiedział. Przysunął się trochę bliżej i ujął jej twarz w dłonie. Odruchowo wspięła się na palce, niecierpliwie chcąc już dosięgnąć jego ust. Czując jak mocno bije jej serce, zbliżyła wargi do ust chłopaka. Wiedziała, że kiedyś nigdy nie zdobyła by się na to, co właśnie wyprawiała. Za bardzo go kochała. Ale teraz… Tak jakby jednym ruchem przestało jej zależeć na wszystkim. To nie tak, że na jego widok jej serce przestało już fikać koziołki…, ale robiło to jakby mniej gwałtownie. Motyle w jej brzuchu uspokoiły się, a ona nabrała większego dystansu i pewności siebie. Nieodwzajemnione uczucia nie były już teraz tak skrajnie przerażającym doświadczeniem.
Dłoń Astorii powędrowała wzdłuż jego karku, przeczesując mu włosy. Zachęcony tym bodźcem, ale jednocześnie w beznamiętny sposób odgrywając ustalony scenariusz, popchnął ją na łóżko. Zatracili się w swoich pocałunkach, wiedząc, że to co robią jest potwornie niewłaściwe, krzywdzące dla tych na których im zależało, ale z drugiej strony tak nieznośnie ekscytujące…  Ta przenikająca do szpiku kości perwersja, to zło, czające się gdzieś w głębi ich serc, jakby razem z DNA przekazywane z pokolenia na pokolenie w ich szlachetnych, czystokrwistych rodzinach.
Nigdy nie traktował jej w taki sposób, zawsze chciał tylko otaczać ją braterską opieką. Z drugiej strony czuł się jakby czekał na to od dawna. Serce Astorii pędziło jak szalone. Czuł to, nawet przez materiał jej sukienki. Teraz, w tej sekundzie spełniały się jej marzenia. On nie był tego świadom nawet w najmniejszym stopniu. Malfoy zatracił się teraz jedynie w fakcie ich bliskości, przyjmował do świadomości tylko tyle, że każdy jej pocałunek to kolejna fala ekscytujących przeżyć. Widział z satysfakcją doskonałego kochanka, jak ona delikatnie drży, kiedy jego oddech łaskotał ją w kolejno w policzek, szyję, obojczyk – dokładnie tam, gdzie właśnie ją całował.
Z początku żadne z nich nie zorientowało się, że ktoś ich obserwuje. Skrzypienie drzwi zostało zagłuszone szelestem ubrań i pościeli.
Podnieśli wzrok, zdyszani, zadowoleni, ale jednocześnie z nutą zawodu, że ktoś im przerwał.
Seth Watters zgodnie z idealnie dopracowanym planem, patrzył na Astorię w głębokim szoku. Ale nie to sprawiło, że Draco nagle poczuł, że się dusi. Zza pleców Setha, z ręką przeciśniętą do ust, patrzyła na niego Hermiona. Rozczarowanie, ból, odraza – wszystko to było za mało, żeby mógł określić co kryło się w jej spojrzeniu. Wiedział, że coś w niej pękło, że przez to co zobaczyła, między nimi już nigdy nie będzie mogło być tak samo. Chciał wytłumaczyć jej szybko, że to nic nie znaczyło, że chciał jedynie pomóc Astorii, ale tylko otwierał i zamykał usta. Opuścił wzrok na swoją koszulę, pospiesznie zapinając pierwszy guzik, który Astoria musiała rozpiąć pod wpływem chwilowej namiętności. Kiedy podniósł głowę, Hermiony już nie było.
Nie wiedział jak los mógł dopuścić do tego, że Hermiona znalazła się właśnie w tym miejscu, dokładnie w tym czasie. Ale wiedział już, że karma dopadła go, kiedy poczuł na twarzy pięść rozjuszonego Setha. Nawet nie podniósł rąk, żeby się bronić. Wiedział, że zasługiwał na to wszystko. Obojętny na pulsujący ból prawej strony twarzy, która miała bliskie spotkanie z pięścią Watters’a, na strużkę krwi, kapiącej mu z nosa na białą koszulę i na krzyk wściekłej na Setha Astorii, nie wiedząc gdzie właściwie idzie, po prostu wyminął wrzeszczącą na siebie dwójkę. Głuchy na ich reakcje, po prostu odszedł z tamtego miejsca.
Wspomnienie spojrzenia Hermiony, spowodowało ciężar w klatce piersiowej, który spowodował, że znowu nie mógł oddychać.

***

Draco wrócił do swojego dormitorium dopiero po północy.
Gdyby zrobił to zaraz po tym co wydarzyło się w Gospodzie Pod Świńskim Łbem, zastałby Hermionę stojącą na balkonie. Opierałaby się dłońmi o balustradę, patrząc w dal, w ciemną noc. Byłaby w szoku. Położyłby dłoń na jej dłoni. Nie musiałby nic mówić. Zrozumiałaby wszystko bez słów. Wtuliłaby się w jego ramiona, a on nie musiałby nawet szeptać, jak bardzo ją kocha. Wszystko byłoby przecież takie oczywiste. Takie proste.
Gdyby zrobił to chociaż godzinę wcześniej, zastałby Hermionę siedzącą na podłodze. Siedziałaby pośród porozrzucanych ubrań, które niedbale posyłałaby różdżką do walizki. Na jego widok zacisnęłaby usta. Z jej oczu pociekłyby łzy. Nie mogąc wytrzymać, podszedłby blisko, bardzo blisko. Tak, że mógłby zamknąć ją w swoich objęciach i może nawet powiedzieć, że przeprasza i, że wszystko będzie dobrze. Hermiona pytałaby dlaczego, a on odparłby, że to było tylko częścią planu. Że musiał pomóc Astorii. Że to co się stało nie ma to żadnego związku z nimi. Granger czułaby się skrzywdzona, ale zrozumiałaby. Za to tak bardzo ją… jej… potrzebował. Ona po prostu rozumiała to wszystko. Ich chory świat. Potrafiła wybaczyć. Nawet setny błąd.
Gdyby Draco wszedł do dormitorium chociaż pół godziny wcześniej, zastałby ją na fotelu. Na jej twarzy nie byłoby już łez. Pod jej stopami leżałby spakowany już kufer. Beznamiętnym głosem oznajmiłaby mu, że wjeżdża z Hogwartu. Zerwałaby się z fotela, nie mogąc dłużej patrzeć mu w twarz. Chciałby ją zatrzymać. Złapałby ją za rękę - dopiero wtedy uległaby, wtulając się w jego ramiona, znowu pytając dlaczego zrobił jej taką krzywdę. A on wytłumaczyłby to dokładnie tak samo, jak gdyby wszystko zdarzyło się wcześniej. Zrobiłby wszystko co mógł, żeby tylko poczuła się lepiej.
Ale Draco wrócił do swojego dormitorium ni mniej ni więcej tylko dopiero po północy. Nikt na niego nie czekał. A wszystko co zastał w swoim dormitorium to zimna pustka. I dopiero wtedy Draco Malfoy zdał sobie sprawę jak tragiczny w skutkach błąd popełnił.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz