OPOWIADANIE
II : Oszukać Przeznaczenie.
[
Lifehouse – Halfway Gone. ] w kółko, do końca odcinka!
- Dafne powiedziała, że ma być dużo neonów.
Neonów! Jakby te świecące chochliki były takie łatwe do zdobycia! Więc mówię
jej, że ona może sobie je dostać w każdym większym magicznym sklepie
zoologicznym, a my tutaj w Hogwarcie mamy praktycznie związane ręce. No bo
przecież sowia poczta z przesyłaniem sobie żywych zwierząt nie wchodzi w grę.
Ale ona i tak strasznie się przy tym upiera. No to mówię jej, żeby sama sobie
to załatwiła. A ona na to, że albo będę słuchać jej poleceń, albo mam sobie
radzić sama. Merlinie! – Astoria przewróciła oczami, przerywając na chwilę
gwałtowną gestykulację, ale chyba tylko na to, żeby nabrać trochę powietrza po
wyczerpującym monologu. - Sam wiesz jaka ona jest.
Draco
odpowiedział ironicznie-porozumiewawczym spojrzeniem. Kto jak nie on doskonale
wiedział jaka potrafi być Dafne. A już szczególnie jeśli chodziło o planowanie
imprez. Ta dziewczyna potrafiła zmienić się w maszynę, jeśli chodziło o
precyzję i perfekcjonizm.
Draco
pomagał Astorii w zorganizowaniu corocznej imprezy w Świńskim Łbie. W
poprzednich latach zawsze przygotowywał przyjęcie razem z Dafne, co zwykle
zresztą wyglądało tak, że nawet w najmniejszym stopniu nie przykładał do tego
ręki. Dafne tak panicznie bała się, że jego ingerencja może zepsuć jej
doskonałe przyjęcie, że brała wszystko na siebie. Nie narzekał – idealnie
pasowało mu robienie dosłownie niczego. Ale teraz, kiedy starsza Greengrass
wyjechała, a on utknął w Hogwarcie, obowiązek spadł na jego barki. I oczywiście
barki Astorii. Biednej Astorii, która zupełnie nie wiedziała jak się do tego
zabrać. Zdecydowanie nie mała tego zmysłu organizacji, który cechował jej
starszą siostrę. Teoretycznie Draco powinien być zirytowany, że teraz sam musi
starać się o wszystkie szczegóły, żeby impreza wypaliła, ale… szczerze mówiąc,
dobrze się bawił z Astorią. Nawet jeśli organizowanie wychodziło im tak
nieudolnie, że Astoria musiała prowadzić stałą korespondencję z Dafne,
nieustannie i uporczywie prosząc o rady.
Astoria
odzyskała trochę z dawnej siebie, co Draco przyjmował z lekką ulgą. Nie mógł w
to uwierzyć, ale naprawdę się o nią troszczył. Nigdy nie pozwoliłby nikomu jej
skrzywdzić. A poza tym, wracając już do bardziej osobistych pobudek jego
dobroczynności, całe to planowanie pomagało mu odciągnąć myśli od Hermiony.
Sytuacja między nimi była… lekko mówiąc, napięta. Odnosili się do siebie
uprzejmie, ale z dystansem. Draco nienawidził tego stanu rzeczy. Wolał, żeby to
wszystko się rozwiązało, żeby mógł ją kochać, albo… nienawidzić. Ten głupi
impas, sytuacja, która postawiła go między dwoma najgłupszymi rozwiązaniami
bardzo go męczył. Nie mógł znieść momentów, kiedy ktoś stawiał go pod ścianą,
nawet jeśli było to przeznaczenie. Miał ochotę przeciwstawić się wszystkiemu,
dosłownie wszystkiemu. Nawet jeśli musiałby walczyć sam z całym światem.
-
Ogarniesz te zaproszenia? Zostało nam do wysłania chyba z milion! – Astoria
zrobiła udręczona minę, na wpół dlatego, że wyobraziła sobie ogrom pracy jaka
ich czeka, na wpół dlatego, że na końcu korytarza zobaczyła Setha. Watters snuł
się za nią po szkole jak duch. Albo jak pies. Albo jakaś straż przyboczna.
-
Astorio, naprawdę nie wiem…
-
Mhm, to świetnie, dzięki, że się tym zajmiesz! Muszę lecieć na lekcje, cześć! -
Zanim zdążył się odezwać, Astroia Greengrass ulotniła się niczym kamfora.
Chwilę
później, w miejscu w którym chwilę wcześniej zniknęła Greengrass, z tłumu
wynurzył się Seth Watters. Rozejrzał się, szukając czegoś w tłumie, a jego
wzrok padł na stojącego przed nim Malfoya. Oboje, mierząc się nieprzychylnymi
spojrzeniami pełnymi pogardy, ruszyli w przeciwne strony. Nie mieli sobie nic
do powiedzenia.
Draco
postawił kilka kroków, zatrzymując się nagle pod wpływem impulsu, który
natchnął jego umysł. Kpiąc z siebie w duchu, że zorientował się dopiero teraz,
poczuł że już w pełni rozgryzł zagadkę dziwnego zachowania Astorii Greengrass.
***
Greengras tej nocy miała do zrealizowania
plan. Z lekką nutą satysfakcji, ale również dezorientacji czuła, jak gdzieś w
głębi duszy przyznaje się przed sobą do przemiany w typową, bezduszną
Ślizgonkę. Bo to co miała zamiar zaraz zrobić gwarantowało dobro tylko jej
własnych interesów. Ale już nie miała wyjścia. Wszystko było postanowione. Jak
ułożenie w pionie płytek domino – popchnięcie jednego klocka zapoczątkowało
ciąg nieodwracalnych zdarzeń.
Czas start.
Astoria
złapała się gwałtownie za żołądek. Teatralnie westchnęła, opierając się całym
ciężarem ciała o swojego chłopaka. Oczywiście od razu zauważył, że jego
„ukochana” ledwo trzyma się na nogach.
-
Tori? Co się dzieje?
Troska
w jego głosie na chwilę sprawiła, że pożałowała tego co robi. Seth nie był zły.
To nie jego wina, że nie mogła go pokochać. Ale musiała trzymać się planu.
Musiała działać. Dla własnego dobra. Starając się utrzymać słaby głos,
mruknęła:
-
To chyba te orientalne przystawki, które zjadłam. Zawsze wiedziałam, że mój
żołądek nie toleruje owoców morza. - Seth objął ją w pasie, przyciągając bliżej
siebie, jakby chciał ją ochronić przed jej własnym zbuntowanym żołądkiem.
Uch,
dlaczego nie mogła pokochać takiego troskliwego chłopaka?
-
Chcesz stad wyjść?
-
Nie. Ty się baw. To w końcu najfajniejsza impreza w tym semestrze. Pójdę
położyć się na chwilę na górę, do któregoś z pokoi. Jeśli mi nie przejdzie i
nie dołączę do ciebie za kilkanaście minut… wtedy do mnie przyjdź.
Uśmiechnęła
się słabo, odwracając wzrok, żeby nie zauważył w jej spojrzeniu przebłysku
poczucia winy.
Seth
pocałował ją w czoło, a ona zamknęła oczy. Merlinie, jaka zrobiła się
bezduszna. Nie wiedziała kiedy i przez kogo zaszła w niej taka zmiana. Kto jej
to zrobił? Dafne, Draco, Seth, czy może tkwiło to w jej genach już od początku?
Wolała
o tym nie myśleć. Nie chciała czuć wyrzutów sumienia w obliczu tego, że niczego
nie można było już cofnąć. Wszystko było postanowione.
„Pamiętaj,
że to dla własnego dobra”, powtarzała sobie. Naprawdę chciała w to uwierzyć.
***
Pokój
który starannie wybrała był ciemny i nastrojowy. Paliło się w nim kila świec,
zalewając wnętrze romantycznym blaskiem płomieni. Zasłony w oknach nie
dopuszczały ani odrobiny światła, dodając atmosferze jeszcze więcej intymności.
Ale najlepsze czekało na nią,
siedząc niedbale na jedwabnej pościeli. Kwintesencja jej planu, Draco, Draco
Malfoy, czekał na nią.
-
Wiesz o tym, że będę ci wdzięczna do końca życia, prawda? – przysunęła dłońmi
po połach jego marynarki.
Draco
nie odpowiedział. Przysunął się trochę bliżej i ujął jej twarz w dłonie.
Odruchowo wspięła się na palce, niecierpliwie chcąc już dosięgnąć jego ust.
Czując jak mocno bije jej serce, zbliżyła wargi do ust chłopaka. Wiedziała, że
kiedyś nigdy nie zdobyła by się na to, co właśnie wyprawiała. Za bardzo go
kochała. Ale teraz… Tak jakby jednym ruchem przestało jej zależeć na wszystkim.
To nie tak, że na jego widok jej serce przestało już fikać koziołki…, ale
robiło to jakby mniej gwałtownie. Motyle w jej brzuchu uspokoiły się, a ona
nabrała większego dystansu i pewności siebie. Nieodwzajemnione uczucia nie były
już teraz tak skrajnie przerażającym doświadczeniem.
Dłoń
Astorii powędrowała wzdłuż jego karku, przeczesując mu włosy. Zachęcony tym
bodźcem, ale jednocześnie w beznamiętny sposób odgrywając ustalony scenariusz,
popchnął ją na łóżko. Zatracili się w swoich pocałunkach, wiedząc, że to co
robią jest potwornie niewłaściwe, krzywdzące dla tych na których im zależało,
ale z drugiej strony tak nieznośnie ekscytujące… Ta przenikająca do szpiku kości perwersja, to
zło, czające się gdzieś w głębi ich serc, jakby razem z DNA przekazywane z
pokolenia na pokolenie w ich szlachetnych, czystokrwistych rodzinach.
Nigdy
nie traktował jej w taki sposób, zawsze chciał tylko otaczać ją braterską
opieką. Z drugiej strony czuł się jakby czekał na to od dawna. Serce Astorii
pędziło jak szalone. Czuł to, nawet przez materiał jej sukienki. Teraz, w tej
sekundzie spełniały się jej marzenia. On nie był tego świadom nawet w
najmniejszym stopniu. Malfoy zatracił się teraz jedynie w fakcie ich bliskości,
przyjmował do świadomości tylko tyle, że każdy jej pocałunek to kolejna fala
ekscytujących przeżyć. Widział z satysfakcją doskonałego kochanka, jak ona
delikatnie drży, kiedy jego oddech łaskotał ją w kolejno w policzek, szyję,
obojczyk – dokładnie tam, gdzie właśnie ją całował.
Z
początku żadne z nich nie zorientowało się, że ktoś ich obserwuje. Skrzypienie
drzwi zostało zagłuszone szelestem ubrań i pościeli.
Podnieśli
wzrok, zdyszani, zadowoleni, ale jednocześnie z nutą zawodu, że ktoś im
przerwał.
Seth
Watters zgodnie z idealnie dopracowanym planem, patrzył na Astorię w głębokim
szoku. Ale nie to sprawiło, że Draco nagle poczuł, że się dusi. Zza pleców
Setha, z ręką przeciśniętą do ust, patrzyła na niego Hermiona. Rozczarowanie,
ból, odraza – wszystko to było za mało, żeby mógł określić co kryło się w jej
spojrzeniu. Wiedział, że coś w niej pękło, że przez to co zobaczyła, między
nimi już nigdy nie będzie mogło być tak samo. Chciał wytłumaczyć jej szybko, że
to nic nie znaczyło, że chciał jedynie pomóc Astorii, ale tylko otwierał i
zamykał usta. Opuścił wzrok na swoją koszulę, pospiesznie zapinając pierwszy
guzik, który Astoria musiała rozpiąć pod wpływem chwilowej namiętności. Kiedy
podniósł głowę, Hermiony już nie było.
Nie
wiedział jak los mógł dopuścić do tego, że Hermiona znalazła się właśnie w tym
miejscu, dokładnie w tym czasie. Ale wiedział już, że karma dopadła go, kiedy
poczuł na twarzy pięść rozjuszonego Setha. Nawet nie podniósł rąk, żeby się
bronić. Wiedział, że zasługiwał na to wszystko. Obojętny na pulsujący ból
prawej strony twarzy, która miała bliskie spotkanie z pięścią Watters’a, na
strużkę krwi, kapiącej mu z nosa na białą koszulę i na krzyk wściekłej na Setha
Astorii, nie wiedząc gdzie właściwie idzie, po prostu wyminął wrzeszczącą na
siebie dwójkę. Głuchy na ich reakcje, po prostu odszedł z tamtego miejsca.
Wspomnienie
spojrzenia Hermiony, spowodowało ciężar w klatce piersiowej, który spowodował,
że znowu nie mógł oddychać.
***
Draco
wrócił do swojego dormitorium dopiero po północy.
Gdyby
zrobił to zaraz po tym co wydarzyło się w Gospodzie Pod Świńskim Łbem, zastałby
Hermionę stojącą na balkonie. Opierałaby się dłońmi o balustradę, patrząc w
dal, w ciemną noc. Byłaby w szoku. Położyłby dłoń na jej dłoni. Nie musiałby
nic mówić. Zrozumiałaby wszystko bez słów. Wtuliłaby się w jego ramiona, a on
nie musiałby nawet szeptać, jak bardzo ją kocha. Wszystko byłoby przecież takie
oczywiste. Takie proste.
Gdyby
zrobił to chociaż godzinę wcześniej, zastałby Hermionę siedzącą na podłodze.
Siedziałaby pośród porozrzucanych ubrań, które niedbale posyłałaby różdżką do
walizki. Na jego widok zacisnęłaby usta. Z jej oczu pociekłyby łzy. Nie mogąc
wytrzymać, podszedłby blisko, bardzo blisko. Tak, że mógłby zamknąć ją w swoich
objęciach i może nawet powiedzieć, że przeprasza i, że wszystko będzie dobrze.
Hermiona pytałaby dlaczego, a on odparłby, że to było tylko częścią planu. Że
musiał pomóc Astorii. Że to co się stało nie ma to żadnego związku z nimi.
Granger czułaby się skrzywdzona, ale zrozumiałaby. Za to tak bardzo ją… jej…
potrzebował. Ona po prostu rozumiała to wszystko. Ich chory świat. Potrafiła
wybaczyć. Nawet setny błąd.
Gdyby
Draco wszedł do dormitorium chociaż pół godziny wcześniej, zastałby ją na
fotelu. Na jej twarzy nie byłoby już łez. Pod jej stopami leżałby spakowany już
kufer. Beznamiętnym głosem oznajmiłaby mu, że wjeżdża z Hogwartu. Zerwałaby się
z fotela, nie mogąc dłużej patrzeć mu w twarz. Chciałby ją zatrzymać. Złapałby
ją za rękę - dopiero wtedy uległaby, wtulając się w jego ramiona, znowu pytając
dlaczego zrobił jej taką krzywdę. A on wytłumaczyłby to dokładnie tak samo, jak
gdyby wszystko zdarzyło się wcześniej. Zrobiłby wszystko co mógł, żeby tylko
poczuła się lepiej.
Ale
Draco wrócił do swojego dormitorium ni mniej ni więcej tylko dopiero po
północy. Nikt na niego nie czekał. A wszystko co zastał w swoim dormitorium to
zimna pustka. I dopiero wtedy Draco Malfoy zdał sobie sprawę jak tragiczny w
skutkach błąd popełnił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz