JEDNOCZĘŚCIÓWKA.
Tego dnia słońce za nic nie mogło się zdecydować czy ma
wychylić się zza sennych, wczesnowiosennych chmur. Co jakiś czas jego ciepłe promienie
leniwie wypływały poza szary kontur obłoków, oświetlając twarz postaci siedzącej przy
ogromnym mahoniowym biurku i skrobiącej coś zawzięcie na skrawku żółtawego
pergaminu. Ktoś, kto mógłby w tym momencie ujrzeć rzeczoną kobietę, bez wahania
mógłby powiedzieć, że jest niezmiernie skupiona. Świadczące o tym usta
zaciśnięte w wąską linię, przymrużone
powieki i wyraz determinacji na twarzy, jeszcze bardziej mogłyby pogłębić
obserwatora, w tym, jakże mylnym stwierdzeniu.
Owszem, Hermiona pisała coś
zawzięcie, ale jej myśli były zaprzątnięte czymś zupełnie innym, bardzo
odległym od wykonywanej czynności… Wstała, unosząc rękę i jedynym gwałtownym
ruchem zrzucając wszystko z biurka. Pokaźnych rozmiarów waza, zapewne bardzo
stara i bardzo droga, upadła z brzękiem na drewnianą podłogę, tłukąc się na
tysiąc porcelanowych kawałków. Hermiona nawet nie drgnęła. Stała przy dużym
wykuszowym oknie, patrząc na roztaczający się za nim krajobraz. Rozciągający
się daleko, bogaty w roślinność, ogród odżywał po zimie… Z ziemi zaczęły
wyłaniać się przebiśniegi, a gdzieniegdzie, pomiędzy kończącym już swój żywot
śniegiem, wyłaniała się zieleń trawy. Ogromne, rozłożyste drzewo, stojące w
centrum labiryntu roślinności, niemal muskało szybę jej pokoju swoimi cienkimi
gałązkami. Palce Hermiony mimowolnie ześlizgnęły się po chłodnej szybie, mając słabą
nadzieję poczuć dotyk rośliny…
Przeszywający na wskroś, głośny i pełen rozdzierającej
serce rozpaczy, okrzyk rozdarł ciszę panującą w wielkim domu. Hermiona
zaciskała dłonie na uchwytach klamek, szarpiąc się z okiennicą. Wiedziała, że
okno zabezpieczone jest silnym zaklęciem i żadna ludzka siła nie była w stanie
go otworzyć, jednak ona nie była osobą, która łatwo się poddaje. W tym momencie
tak bardzo pożałowała, że nie ma przy sobie różdżki. Odwróciła się ponownie w
stronę pokoju i z dziką zawziętością omiotła
wzrokiem pomieszczenie. Gdyby tylko mogła zdziałać coś samym spojrzeniem! Stare,
wyszukane i z pewnością bardzo cenne meble zapełniały część gabinetu. Ogromna
sofa, w kolorze delikatnej zieleni, zastępująca łóżko. Obok niej, potężna
biblioteczka pełna ciężkich woluminów, zachęcających do przejrzenia zawartości.
I w końcu - wielkie biurko wykonane z mahoniu, dookoła którego leżały rozsypane
zwoje pergaminów i szczątki antycznej wazy. W pokoju panował półmrok. Tylko
nieliczne promienie słońca przedostawały się przez rozłożystą koronę drzewa
rosnącego za oknem. Podeszła do potężnego mebla i zaczęła zbierać kawałki
listów, tych odebranych i tych, które jeszcze nie ujrzały światła dziennego i
nie wiadomo było czy kiedykolwiek ujrzą, zupełnie ignorując ostre odłamki
naczynia, raniące jej ręce. Bezsilnie opadła na miękką sofę, kurczowo
zaciskając palce na trzymanej korespondencji.
Droga Hermiono – zaczęła czytać – Właśnie
wróciliśmy z Ginny z podróży poślubnej. Tunezja jest niesamowita! Tamten klimat
wspaniale na nas podziałał, chociaż może nie klimat, tylko fakt, że jesteśmy
tam razem. Ginny była zachwycona. Po powrocie czekało nas wiele niespodzianek.
Jedną z nich jest wiadomość, że Ginny spodziewa się dziecka! Tak, Hermiono,
będę miał synka! Albo córeczkę, oczywiście. Jestem taki szczęśliwy! Jedyne
czego nam brakuje to Twoja obecność. Z Twoich listów wynika, że jesteś naprawdę
szczęśliwa, ale jestem pewien, że tęsknisz za mną i za Ronem. Właśnie, co do
Rona: znowu awansował! Został szefem Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów! Wiesz, bardzo mu zależy, żeby się z Toba zobaczyć, nawet mimo
wydarzeń, no wiesz, tych kilku ostatnich miesięcy… Mam nadzieję, że spotkamy
się na święta? Nie mogę się doczekać, mam Ci tyle do opowiedzenia! – Przestała
czytać, powstrzymywana przez łzy coraz bardziej rozmywające obraz przed jej
oczami. Zrezygnowana, odłożyła wiadomość od Pottera i podniosła list, który ona
sama tak zawzięcie pisała przed kilkoma minutami.
Drogi Harry! Życie nie zawsze układa się tak jak tego
pragniemy. Moje niestety potoczyło się niezgodnie z moimi oczekiwaniami. Mogę
już teraz śmiało powiedzieć, że nie zobaczymy się w święta… Pewnie, znając
życie, nie zobaczymy się już nigdy… To wspaniałe, że Ginny jest w ciąży! Nawet
sobie nie wyobrażasz jaka jestem z tego powodu szczęśliwa. Mam nadzieję, że
wiedzie wam się dobrze. Ucałuj ode mnie Ronalda.
List po chwili wylądował w śmietniku. Hermiona
wiedziała, że coś takiego nigdy nie przejdzie przez „cenzurę” tego domu.
Zamiast tego postawiła na puste słowa, układające się w obłudną całość:
Drogi Harry! U mnie wszystko dobrze. To wspaniałe, że Ginny
jest w ciąży! Nawet sobie nie wyobrażasz jaka jestem z tego powodu szczęśliwa.
Mam nadzieję, że wiedzie wam się dobrze. Ucałuj ode mnie Ronalda. Całuję,
Hermiona
Autorka listu wpatrywała się szklistym
wzrokiem w rozmazujące się litery. Odłożyła korespondencję na biurko, a sama
zajęła się przeglądaniem reszty papierów, wycinków i fotografii. Obracała w
palcach zdjęcia nadesłane w listach,
przedstawiające Harry’ego i Ginny. W Tunezji, na ślubie… Na niektórych
znalazł się nawet rudowłosy. Ułożyła je obok siebie i wpatrywała się z
uśmiechem na rozradowane twarze przyjaciół.
„Jedyne, czego nam brakuje to Twoja obecność” szumiało jej w głowie. Nagle z
pomiędzy kartek i fotografii wysunął się wyświechtany wycinek z Proroka
Codziennego. Zdjęcie przedstawiało dwójkę młodych i widocznie szczęśliwych osób,
trzymających się za ręce. Pod obrazkiem widniał nagłówek:
NAJSZCZĘŚLIWSZA PARA ROKU!
„Dwudziestego sierpnia odbyła się ceremonia ślubna Dracona
Lucjusza Malfoya i Hermiony Jean Granger. Ich małżeństwo było najważniejszym towarzyskim
wydarzeniem sezonu. Ponad setka gości doskonale bawiła się na hucznym weselu.
Według znanych nam źródeł do ślubu miało w ogóle nie dojść. Lucjusz Malfoy,
ojciec pana młodego, mocno sprzeciwiał się temu związkowi, ponadto młodzi,
pochodzą z wrogich sobie domów: Slytherinu i Gryffindoru. Mimo wszystko jednak
miłość jest silniejsza niż zasady i zakochani postanowili się pobrać. Jak oficjalnie
wiadomo państwo młodzi zamierzają na podróż poślubną wyjechać do odległej
Australii, gdzie w spokoju będą mogli nacieszyć się swoim towarzystwem.”
Hermiona wpatrywała się w zdjęcie z
taką intensywnością, jakby chciała zniszczyć je wzrokiem. Zreflektowała się
jednak chwilę później. Pozbierała starannie wszystkie papiery i umieściła je w
drewnianej skrzynce, którą wsunęła pod biurko. Zostawiła tylko jeden, fałszywy list do przyjaciela. Nagle
usłyszała trzask zamykanych drzwi frontowych. Jej mąż wrócił do domu. Draco wrócił do domu. Zawahała się,
gorączkowo rozglądając się, jakby zrobiła coś złego. Dlaczego miała
nieprzemijające wrażenie, że robi coś niezgodnego z prawem? Niezgodnego z panującymi w tym domu
zasadami... Pospieszne kroki po schodach, a następnie korytarzem upewniały
ją w przekonaniu, że mężczyzna zbliża się w stronę jej pokoju. Po chwili, do
jej uszu dobiegł odgłos otwieranego zamka. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich
postać Malfoya. Hermiona spojrzała na niego oszalałym, praktycznie półświadomym
spojrzeniem.
- Kochanie, już jeste… - Nie
dokończył, gdyż but jego żony przeleciał kilka cali obok jego głowy. Po chwili
dołączył do niego kolejny. Jednak i tym razem chybiła. Hermiona przeklinała się
w duchu, że tak naprawdę nie chce zrobić mu krzywdy. Draco, lekko zaskoczony
jej wybuchem, starał się utrzymać niewzruszony wyraz twarzy. Podszedł do żony i
usiadł na kanapie obok niej, ale Hermiona nie zamierzała odpuścić. Zadawała mu
cios za ciosem, waliła rękami praktycznie na oślep. Chciała żeby cierpiał. Żeby
cierpiał tak mocno ja ona. Może nawet bardziej. Boksowała jego klatkę piersiową
zaciśniętymi pięściami, nie zdając sobie sprawy, że nie sprawia mu bólu. Jego
biała służbowa koszula w okamgnieniu zabarwiła się czerwonymi plamkami krwi. Oboje
wpatrzyli się w świeżo powstałe plamy – Hermiona z lekkim przerażeniem,
uświadamiając sobie, że faktycznie mogła go uszkodzić. Draco złapał ją za
nadgarstki, przypatrując się z przerażeniem jej rękom. Westchnął głęboko – nie
był to pierwszy raz, który wymagał interwencji z apteczką.
- Co ci się stało? – zapytał z
troską, widząc poranione dłonie żony. Nie musiała odpowiadać, gdyż zobaczył
odłamki wazy na podłodze. – Wiesz, to już czwarta w tym miesiącu. Naprawdę są
cholernie drogie. W taki tempie w miesiąc zbankrutuję – zaśmiał się Draco,
chcąc wywołać uśmiech na jej twarzy, ale Hermiona nie patrzyła mu w oczy. Pusty
wzrok zawiesiła na bliżej nieokreślonym punkcie na ścianie. Blondyn podniósł
się i podszedł do komody, gdzie w jednej z szuflad znajdowała się apteczka.
Wyciągnął białe pudełko i ponownie usiadł obok brunetki. Jej opór stopniowo się
zmiejszał, kiedy sięgał po jej dłonie.
- Teraz może trochę szczypać –
ostrzegł, ale Hermiona prychnęła. Malfoy podniósł eliksir leczący rany i
skropił nim rany na dłoniach żony. Syknęła z bólu i odruchowo szarpnęła ręką,
ale on trzymał ją mocno. Zaczął delikatnie dmuchać, chcąc ukoić jej ból. Rany
zaczęły się zmniejszać, znikać i po chwili nie było na nich już nawet śladu. Jedną
ręką podniósł podbródek Hermiony, patrząc jej w oczy. Przez chwilę uciekała
wzrokiem na boki, ale w końcu utkwiła spojrzenie w szarych tęczówkach męża.
Draco zobaczył lśniące łzy w bursztynowych oczach.
Co się z nami stało?
- Dlaczego płaczesz? – zapytał,
odgarniając kosmyk jej jedwabistych włosów za ucho. Poczuł, że te kilka jej łez
sprawiło, że chciałby zmienić świat, tak, żeby już nic nie mogło jej skrzywdzić.
Dziwne, prawda? Bo przecież to on ranił ją najbardziej.
- Dlaczego mi to robisz, Draco…? – Niespodziewany
wybuch, rzeczywiście wzbudził w nim wyrzuty sumienia. Czuł, jak jego serce
zamiera w piesi, a oddech zatrzymuje się w połowie drogi do płuc.
- Skarbie, przecież wiesz… Ile razy
mam ci powtarzać, że to dla twojego dobra? I dla dobra naszego dziecka… - dodał,
spoglądając na jej, delikatnie zaokrąglony brzuch. Martwił się, że jej ataki
szału zaszkodzą maleństwu.
„Och,
gdybym kierował się rozumem, gdybym kierował się rozumem
Byłbym
zimny jak kamień i bogaty jak głupiec
Który
odtrąca te wszystkie dobre serca.”
- Skąd ty możesz wiedzieć co jest
dla nas dobre? – Głos jej się załamał przy ostatnim słowie i całą siłą woli
powstrzymała łzy. Wszystko zaczęło się od momentu kiedy oznajmiła Draco, że
jest w ciąży. Wtedy zabronił jej wyjść, pracować, zabronił spotkań, z czasem uwięził ją w jej
pokoju. Jego dziedzic musiał być bezpieczny. W okrutnym świecie czekało na nią
zbyt wiele zagrożeń, zbyt wielu nieprzychylnie nastawionych ludzi… Ale ona
wiedziała, że przecież byłaby ostrożna. Wiedziała, że nic by się im nie stało.
Ale dla niego nie liczyły się już jej słowa, prośby, ani łzy. Był zaślepiony
swoimi przekonaniami.
A ona nie była już panią domu. Była
zakładnikiem.
Po raz kolejny tego dnia opadła na
sofę. Może miał rację. Może była egoistką. Przecież się o nią troszczył… Zależało
mu!
Draco widząc, że jego żona już się
uspokoiła, przysunął się do niej i objął ją ostrożnie. Hermiona wpadła w jego
ramiona z ulgą, wdychając zapach jego koszuli. Nienawidziła się za to, że nie
może bez niego żyć. Gardziła sobą za to, że nie potrafi po prostu go
nienawidzić.
Zawsze podobał mu się sposób w jaki
wtulała nos w jego tors, sposób w jaki jej dłonie szukały uścisku jego dłoni. Powoli
pochylił się i pocałował ją niespiesznie, czule. Odpowiedziała mu tym samym. Przepraszali
się nawzajem na swój własny sposób. Ale
tak naprawdę tylko on był winny. Powoli przesuwał dłonie po jej ciele, ciągle
składając na jej ustach pocałunki. Pocałunki pełne tęsknoty, chociaż była tak
blisko. Tak bardzo mu na niej zależało. Nie mógł wyrazić tego słowami. Świadomość,
że każdego dnia sprawiał jej ból była jak trucizna. Ale wiedział, że musi to
robić. Ona nie była świadoma tego, co m o g ł o b y się stać, gdyby ktoś mu ich
zabrał. I nie miało to nic wspólnego z tym, że jego życie na zawsze straciłoby
sens.
Hermiona objęła go za szyję, a on
cały czas obsypywał pocałunkami jej spragnione usta, jednocześnie uważając,
żeby nie przygnieść jej swoim ciężarem ciała. Przesunął chłodną dłonią po jej
brzuchu, wywołując na jej ciele gęsią skórkę. Jej skóra była delikatna, jak
jedwab, a może nawet bardziej...
Nie. Nie mógł jej nic powiedzieć. Nie teraz, teraz musiał
ją chronić. Ich chronić.
Całował żonę po szyi i obojczykach.
Ona nie pozostawała mu dłużna, rozpinając guziki białej, służbowej koszuli. Tak
pragnęła jego bliskości. Chciała, żeby zawsze był przy niej. Mógł krzywdzić
każdego dnia, ale kiedy nadchodził wieczór, desperacko potrzebowała go w swoich
ramionach.
Wyznawali sobie miłość w
najsubtelniejszy, a jednocześnie najbrutalniejszy sposób. Kochając się i
nienawidząc. Nienawidziła go, jednocześnie tak bardzo go kochając. Jemu
zależało może nawet jeszcze bardziej, ale musiał krzywdzić ją każdego dnia.
Nienawidził samego siebie za to, że stara się ich chronić za taką cenę.
Kiedy następnego ranka Hermiona
otworzyła oczy, Draco już nie było. Puste miejsce po jej lewej stronie aż raziło
po oczach. Jedyne co utwierdzało ją w przekonaniu, że miniona noc nie była
tylko snem, był fakt, że list do Harry’ego zniknął z biurka, a zamiast niego
leżała na nim ogromna, srebrna taca z parującą kawą i francuskimi rogalikami. W
wazoniku, ktoś umieścił piękną czerwoną różę z ich ogrodu. Hermiona, owinięta w
prześcieradło, podeszła do biurka i sięgnęła po kubek z kawą. Do uchwytu
doczepiona była karteczka z napisem:
Jeśli będziesz potrzebowała czegokolwiek, tylko zawołaj,
wiesz, że natychmiast dostaniesz wszystko, czego pragniesz.
PS: Wiesz, że ta róża nawet w jednej setnej nie dorównuje
ci urodą. Kocham, Draco.
Niewzruszona, odłożyła karteczkę.
Ta sama sytuacja powtarzała się każdego ranka. Budziła się w pustym łóżku, a na
biurku już czekało królewskie śniadanie. Kiedyś, jak każda mała dziewczynka
szukała swojego księcia z bajki. Była księżniczką, księżniczką zamkniętą w
wysokiej wieży, ale nie czekała na swojego księcia.
Ona już go znalazła.
A on…
On ją uwięził.
***
Długo zastanawiałam się czy to
opublikować.
To takie alternatywne Dramione. Wiem,
że jest dziwne, ale chciałam sobie wymyślić, co mogłoby się stać pięć, dziesięć
lat po zakończeniu takiego potencjalnego opowiadania. „Odmieniony” Draco, chcąc
chronić rodzinę i nie mając pojęcia jak to zrobić, posunąłby się za daleko.
Hermiona miałaby złamane serce. Obydwoje żyliby w kłamstwie, nieszczęśliwi. Nie
wiem, dlaczego zebrało mi się coś takiego. To opowiadanie dla tych, którzy
wierzą w szczęśliwe zakończenia. Takich nie ma, bo historia cały czas się
toczy.
Już w samym zamyśle w całości
dedykowane hope, bo pisane prosto z serca. A ona ma w nim już swój apartament. J
Napisałam to opowiadanie, szczerze,
zaraz… jakieś… ponad trzy lata temu i ostatnio znalazłam, przypomniałam sobie,
zbetowałam. Postanowiłam opublikować, tak o, może komuś się spodoba. Nie
wierzę, że tak długo to trzymałam w czeluściach swojego komputera. Nie wiem,
czy tekst nadaje się do pokazywania. Szczerze powiedziawszy, nie powiem, żeby
był specjalnie ambitny, chociaż kiedyś pewnie byłam z niego bardzo zadowolona. Cóż,
trudno, najwyżej spalę się tutaj ze wstydu. I patrząc na to, naprawdę wierzę,
że poprawiłam się w pisaniu. ;) Wiem, że to nie jest kolejny odcinek
opowiadania, ale nadal nad nim pracuję, a obiecałam Wam coś dodać. Przepraszam,
w żadnym stopniu nie jest to moja złośliwość.
Aż mi się łezka w oku zakręciła, jak przeczytałam dedykację. Uważaj, co piszesz, bo nie zamierzam nigdy nikomu oddawać tego apartamentu. Jak mi go dajesz, to już dożywotnio <3
OdpowiedzUsuńJa nie wierzę w szczęśliwe zakończenia, ale i tak mi się podobało. Fakt, teraz piszesz lepiej, ale nie sądzę, by ten tekst był czymś, czego możesz się wstydzić. Jedynie pokazuje, ile korzyści jest z pisania blogów - to taki przykład na to, jak bardzo jesteśmy się w stanie przez to podszkolić.
Podoba mi się ten troskliwy Draco. Jest inny, widać, że się zmienił, ale nie jest przesadzony, przekoloryzowany. Wątek księżniczki zamkniętej w wieży też godny podziwu - od razu widać, kto to pisał ;)
I muzyka... Najpierw przeczytałam kawałek bez podkładu, a potem od początku już z muzyką i nagle zdałam sobie sprawę, jak wiele potrafią zmienić takie 4 minuty piosenki. Tekst od razu jest bardziej poruszający. Szczególnie, że podkład jak zawsze dobrany idealnie! ^^
Odpisałam Ci na maila i czekam na szczegóły.
Pozdrawiam i całuję w oba policzki! <3
Jest cały Twój. ;* Kluczyk do odebrania w recepcji. :P
UsuńTo prawda - gdyby nie te opowiadania, tkwiłybyśmy w miejscu. "od razu widać, kto pisał" Ojej, dziękuję, to kochane z Twojej strony. *rumieni się*
Muzyka przy czytaniu, ale również przy pisaniu faktycznie strasznie dużo daje. Nastrój to podstawa! :)
Ojoj, dobrze, dzisiaj odpiszę, już czuję tą energię związaną z nowym projektem! <3
Całusy! ;***
to jest cudowne! świetna miniaturka! a ten fragment na końcu "A on... On ją uwięził." kurcze strasznie mi się podobał :D <3
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo :) końcówka tak... życiowo chyba :D
Usuń:**
Szablon! *.* ten nagłówek jest genialny!
OdpowiedzUsuńim bardziej mu się przyglądam, tym bardziej mi się podoba :) pomyślałam, że raz tak dla odmiany nie będę upychać do nagłówka twarzy naszej kochanej pary, bo tego typu spraw użyto już chyba każdego ich zdjęcia xD Tylko kolory takie zimne, ale nie mogłam już znieść tej czerwieni :)
UsuńTa krótka historia jest cudowna. Bardzo mi się spodobała i nie miałabym nic przeciwko, gdybyś może chciała ją jakoś rozciągnąć?? :)
UsuńJesteś fantastyczna w pisaniu. Masz kobieto talent, jakiego jeszcze nigdy nie widziałam. Czekam teraz na może kolejny rozdział do "Oczy szeroko zamknięte". ;)
Życzę dużoo weny i jeszcze więcej. ;)
Pozdrawiam, miłego dnia.
Dziękuję, ale ta jednoczęściówka na pewno zostanie tylko jednoczęściówką. Została napisana już dawno pod wpływem chwili i raczej nie mam specjalnych zapędów, żeby kontynuować kontynuację, jeśli rozumiesz o co mi chodzi :))
UsuńBardzo dziękuję, słuchanie takich rzeczy jest bardzo dużym wyróżnieniem. Kolejny odcinek pojawi się raczej w opowiadaniu II, ale postaram się, żebyś nie musiała tak długo czekać na ciąg dalszy "jedynki". :)
Hej, przeczytałam wszystkie twoje teksty na tej stronie i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak doskonale dobierasz utwory do opowiadań! Cudownie się wtedy czyta :) Czekam teraz na dalsze części "Oszukać przeznaczenie. Księga Druga" oraz na inne miniaturki ('Księżniczka' - wspaniała!)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko! :) Harisha
a ja już sobie zdążyłam pomyśleć, że jesteś pod ogromnym wrażeniem mojej twórczości ;c nie no, żartuję :P dzięki, dzięki :) Miniaturki jeszcze będą na pewno ( mam już dwie w planach i w porównaniu z "Księżniczką", zaserwuję Was czysty geniusz :D )
UsuńNiespodziewane i jakże piękne!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie pozytywne w obejściu chociaż smutne.
No, ale przecież miłość ma różne oblicza.
Pozdrawiam ;-)
Dziękuję. Bardzo dobrze powiedziane "miłosć ma różne oblicza". Wręcz idealnie. :)
Usuń