4 września 2012

23. Nostalgiczny pocałunek.




  Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie.


Draco beznamiętnie przekładał swoje rzeczy, starając ułożyć je w kompozycji, która jak najmniej przypominałaby bałagan. Po kilku nieudanych próbach, zirytowany, bez zbędnej delikatności, zagarnął przedramieniem wszystkie swoje manatki, szybkim ruchem wrzucając je do szuflady. Trzask cennych rzeczy upadających na dno szuflady i zapewne od tego momentu nie nadających się do użycia, wcale nie poprawił mu nastroju.
- Co to jest?! – Drzwi jego pokoju rozchyliły się tak gwałtownie, że praktycznie z jeszcze kilka cali, a z głośnym hukiem zrobiłyby wielką dziurę w ścianie. Draco skrzywił się, nie patrząc w tym kierunku. Po tym, jak z Granger zaczęli prowadzić otwartą wojnę, wolał okazać wyższość i ją ignorować. Jak do tej pory, udawało mu się to całkiem nieźle. Granger raczej nie wchodziła mu w drogę. Teraz, przy bezpośredniej konfrontacji będzie zdecydowanie trudniej.
- Czego chcesz? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Jak mogliście? Jak mogliście w ogóle zgodzić się na coś… coś takiego! – Hermiona uniosła list wysoko, na wyciągnięcie ręki, wpatrując się w Malfoya oskarżycielsko. Zamrugała kilkakrotnie, ale on i tak zauważył łzy gniewu, które zgromadziły się w jej oczach. Uniósł się, nie mogąc tego zignorować. - Jak mogłeś knuć tą idiotyczną intrygę razem z Harry’m? Sekretna korespondencja, huh? Jakie to zabawne!  Dlaczego Harry powiedział ci o tym wszystkim, skoro kazał trzymać mi to w sekrecie? Cały ten czas… Cały czas wiedziałeś o tym wszystkim. O przepowiedni. Draco. – Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami i podeszła bliżej. – Dlaczego… dlaczego po prostu mi nie powiedziałeś?
- Prawdopodobnie z tego samego powodu co ty. – Nie mógł zmusić się, by na nią spojrzeć. Od dawna domyślał się, że jednak Granger może coś wiedzieć, ale wszelkie logiczne fakty temu przeczyły. Skoro wiedziała to od swojego przyjaciela, dlaczego Potter kazał Draco trzymać to w tajemnicy przed nią?
- Harry prosił, żebym ci nie mówiła… - Hermiona usiadła na łóżku tuż obok niego, jakby zapominając o niezręczności, dystansie i chłodzie, jakie panowały pomiędzy nimi od czasu ich feralnej kłótni. – Nie rozumiem dlaczego Harry przez cały czas bawił się w te gierki, tuż za naszymi plecami.
Draco pokręcił głową. To wszystko wydawało się tak nierzeczywiste. Wzruszył ramionami.
- Musiał mieć jakiś powód. Abo i nie. To w końcu Potter.
Hermiona otworzyła szeroko usta. Uświadomiła sobie, że doskonale znała motywy postępowania przyjaciela. Powód stawał się coraz bardziej oczywisty.
- Do zobaczenia – Przytuliła go do siebie, wdychając zapach jego koszulki. Na kilka chwil tak zatraciła się w poczuciu bezpieczeństwa, które ją ogarnęło, że nie zwróciła uwagi, że Harry delikatnie odsuwa ją od siebie. Niespodziewanie musnął jej usta w delikatnym pocałunku. Nie zastanawiając się nad sensem swojego postępowania, lekko odpowiedziała na pocałunek i z poczuciem winy, sądząc po nieprzyjemnym ucisku, umiejscowionym się gdzieś na dnie żołądka, wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- Będę tęsknić – szepnął. Zamknęła oczy.

- O nie… – szepnęła, bez emocji wpatrując się w trzymany w dłoniach list.
- Myślę, że właśnie odnalazłaś rzeczony powód – stwierdził beznamiętnie Draco i podniósł się gwałtownie. Musiał to przemyśleć, a jej obecność nie pozwalała mu się skupić na poukładaniu sobie tego wszystkiego w głowie.
- Draco.
 Przełknęła ślinę. To zaczynało stawać się takie logiczne… Merlinie, jak mogła wcześniej na to nie wpaść?!
- Tak? – Ledwo na nią spojrzał.
- Jestem prawie pewna, że ta przepowiednia to fikcja.
            Nawet najlepszy aktor na świecie nie potrafiłby ukryć osłupienia na twarzy; Draco też się to nie udało.
- Co? – Zupełnie nie rozumiał.
- Wydaje mi się, że chodzi o to… - wyjaśniała powoli nie mniej zdezorientowana Hermiona, jakby dedukując wszystko na poczekaniu. - … o to, że Harry się we mnie zakochał.
Draco uniósł brwi, patrząc na nią z pogardą. Doprawdy, czy akurat teraz zamierzała sobie żartować?
- No i?
- Och, kretynie – zirytowała się Hermiona. – Myślę, że Harry wymyślił sobie tą przepowiednię, bo wiedział, że to jedyny sposób na to, żeby nas rozdzielić.
To wszystko było takie oczywiste i logiczne. Harry zadurzył się w niej. Wykorzystując jej zaufanie oraz fakt, że miał wiele dostępnych informacji pochodzących prosto z gabinetu dyrektora, wcisnął jej bajkę z przepowiednią. Dokładnie to samo Potter zrobił Draco. Zabronił im o tym mówić, w obawie, że postanowią z tym walczyć i tym samym ich związek stanie się jeszcze silniejszy. A to byłoby ostatnią rzeczą, którą chciał. Obserwował jak Draco i Hermiona oddalają się od siebie, targani odczuciami na temat przyszłości. Wykorzystał to, że Draco topi swój ból przy Dafne, cały czas spędzając przy załamanej Hermionie. Miał nadzieję, że kiedy uczucia do Malfoya wyblakną, może zakocha się w nim. W swoim najlepszym przyjacielu.
Płonne nadzieje! Jacy przyjaciele tak postępują?! Na pewno nie ci prawdziwi.
Hermiona chodziła w tą i z powrotem, czekając na przybycie Harry’ego. Odwołała wizytę u Hagrida, wysyłając mu krótki liścik z przeprosinami. Była pewna, że nie będą mieli czasu na spotkanie przy herbatce. Czekała ich poważna rozmowa.

*


 - Przepowiednia jest prawdziwa, przysięgam!
Czarnowłosy chłopak poruszył się niespokojnie. Na blade czoło wystąpiły drobne kropelki potu, a spojrzenie uciekało na boki, jakby wzrokiem szukał jakiejś drogi ucieczki.
Osaczony.
Tak, został osaczony. Przez swoją najlepszą przyjaciółkę i najbardziej irytującego wroga. Kiedy łączyli swoje siły potrafili być naprawdę potężni. I przerażający.
- To wcale nie poprawia mi humoru, Potter – wycedził Draco. Bawił się swoją różdżką, której koniec był niebezpiecznie wycelowany w pierś Harry’ego. Malfoy jak zawsze trzymał w dłoniach jakiś przedmiot, obracając go w palcach. Nie podnosił wzroku na swojego rozmówcę, do momentu, kiedy konwersacja nie stawała się dla niego interesująca. Ale kiedy już stalowoszare tęczówki z chłodem przeszywały wybraną ofiarę, bezlitośnie hipnotyzowały ją, aż ta nie opuściła wzroku. Znał niewiele osób, które potrafiły wytrzymać jego spojrzenie, ale zdecydowanie należała do nich Dafne i profesor McGonagall.
Cóż, to się dopiero nazywa bezczelność.
- Harry – szepnęła ostrzegawczo Hermiona. Była blada i spięta, ale widać było jak narasta w niej złość. Na jej twarzy odbijały się wszystkie emocje, tylko utwierdzając obu jej rozmówców, że chciałaby już znać finał tej dyskusji.
- Dobra, podkoloryzowałem to odrobinę. Nie znam prawdy tak do końca. Nie wiem nawet czy naprawdę dotyczy to was – przyznał bezradnie Harry. Rozłożył ręce i podrapał się po czarnej czuprynie. Nie patrzył na Hermionę, ale nie omieszkał rzucić szybkiego, nienawistnego spojrzenia w stronę Draco. Gdyby nie ten palant, Hermiona nadal o niczym by nie wiedziała. Ba! Gdyby nie on, nie musiałoby dochodzić do takiej sytuacji.
- Nie rozumiem. Kiedy to wymyśliłeś? Po co?
- Powtarzam po raz setny: nie wymyśliłem tego! Usłyszałem od Dumbledore’a. Nie musiałem nawet podsłuchiwać, rozmawiał ze mną na ten temat.
- Rozmawiał z tobą o moim życiu? Świetnie. Cieszę się, że w ogóle zostałem poinformowany o jego ewentualnym zagrożeniu – prychnął Draco.
- Daruj sobie ten sarkazm, Malfoy. Już mówiłem, że to tylko domysł, że chodzi o was.
- Czyj domysł? Twój czy Dumbledore’a?
Harry westchnął głęboko, przeciągle, manifestując swoją irytację.
- Dumbledore powiedział mi o tym w sekrecie. Właściwie, grzebałem w jego myślodsiewni, kiedy to zobaczyłem. Zorientował się oczywiście i powiedział mi całą prawdę. Przepowiednia wiąże się ze mną jedynie tym, iż mówi o dziewczynie, mojej przyjaciółce. W taki dość zawoalowany sposób, ale da się tego domyślić. Jesteś moją jedyną przyjaciółką, Hermiono. Później jest wzmianka o domu węża – Malfoy, to oczywiste. Cała reszta, na temat tego, że jedno z was ma zginąć, też jest prawdą. Oczywiście to też nie było jasno wyjaśnione. Ale znam się już nieco na rozszyfrowywaniu tych cholernych przepowiedni. Teraz czas na przyznanie się do tego, co sam dopowiedziałem. – Harry zawstydził się, ale kontynuował temat bez zająknięcia. - Trochę naciągnąłem fakt, że ja muszę umrzeć. To wcale nie jest takie pewne, o ile wygram z Voldemortem. Zginie jeden z nas. Nie chciałem, żeby Hermiona ryzykowała swoje życie, żeby być z tobą. Wolałem ratować ją podstępem, niż dawać wybór, czego żałuję. Ale wiedziałem, że zdecydowanie nie potrafiłaby pozwolić, żeby istniał cień szansy, że przez nią umrę. Przepraszam, że to wykorzystałem – zaryzykował, zwracając się bezpośrednio do niej i patrząc na nią przepraszająco. Nie odpowiedziała, opuszczając wzrok.
- Myślisz, że pozwoliłbym jej tak ryzykować? – Draco podniósł wzrok w jednym z tych niewielu momentów, w których stawał się naprawdę przerażający. – Myślisz, że pozwoliłbym jej zginąć dla mnie, po tym jak uratowała mi życie? – powtórzył, cedząc słowa lodowatym tonem.
Hermiona nagle podniosła głowę i wlepiła wzrok w Draco. Blondyn zdawał się emanować gniewem. Harry mierzył go nienawistnym spojrzeniem, ale Draco z całą zapalczywością zdawał się je odwzajemniać.
- Nie rozumiem tylko jednego. Po co Dumbledore umieścił nas w jednym pokoju? – odezwała się szybko, zanim któryś z chłopców zacząłby okładać pięściami drugiego.
- Może chciał mieć was pod nosem? – podsunął Harry, nagle zupełnie przestając zwracać uwagę na Malfoya. W jego oczach liczyła się teraz tylko ona.
- Czy naprawdę jesteś taki naiwny, Potter? To oczywiste, że Drops już zdecydował się nas poświęcić dla „większego dobra.” – Draco zrobił palcami cudzysłów i gwałtownie wstał. - Wybaczcie, ale ratowanie świata swoim kosztem muszę przełożyć na inny termin, ostatnio mam ważniejsze sprawy na głowie – ironizował, zaczynając gwałtowną gestykulację. Był naprawdę zdenerwowany.
Harry popatrzył na Hermionę. Na jej bladą twarz zaczynały wstępować rumieńce. Teraz, kiedy znała już prawdę, łatwiej było jej wszystko pojąć. Nawet przestała się bać przyszłości. Wiedziała, że musi podjęć decyzję. Mogła wybrać świat albo życie któregoś z nich. Co jest trudniejsze? Przyjąć do wiadomości, że istnieje ogromne prawdopodobieństwo by stracić jego czy mieć świadomość własnoręcznego uśmiercenia ostatniej szansy na wygraną z Voldemortem? Z drugiej strony, nie mogła decydować za Draco. Wydawało jej się, że najlepszym wyjściem było cierpliwe czekanie. Czas sam miał przynieść rozwiązanie. A oni i tak zrobią to, co będą chcieli.
Jakże wzniosłe i jednocześnie przerażające wydawało się to, że mogli uratować świat czarodziejów przed Voldemortem jedynie razem. Byliby ze sobą i walczyliby aż do końca.
Wzruszające, prychnął w myślach Draco, w którego głowie przewijały się dokładnie te same myśli co u Hermiony.
- Co zrobicie? – zapytał Potter. Draco już niemal zapomniał o jego irytującej obecności.
- Nic, głąbie. Poczekamy, zobaczymy. Wszystko okaże się dopiero, gdy Czarny Pan w końcu wyjdzie z ukrycia. A wtedy rozegramy to jak najlepiej się tylko da…

***


 - To było szalone, prawda? – zapytała Hermiona.
Kiedy tylko Harry wyjechał, bez słowa rzucili się w ubraniach na wielkie łóżko w  pokoju Draco. Przez kilka godzin leżeli bez słowa i praktycznie bez ruchu na pościeli, patrząc w sufit i myśląc o tym co usłyszeli. Na dworze zapadł zmrok, a na zamku panowała cisza. Pytanie Hermiony poniekąd przerwało zadumę i wyrwało Draco z transu.
- Tak, było. Ale nie szalone, tylko zdecydowanie chore.
- Wierzysz w to co powiedział Harry?
- Nie wiem. – Nie miał ochoty kontynuować dyskusji.
- Wiesz, że wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdybyśmy wiedzieli o tym od samego początku? Gdybyśmy nie pozwolili robić z siebie… idiotów?
- Co masz na myśli? - Draco przerwał jej z typową dla siebie niedbałością wobec jej wywodów.
- Może gdybyśmy byli ze sobą szczerzy, wszystko potoczyłoby się inaczej – Hermiona uparcie kontynuowała podjęty temat.
- Może.
- Myślisz, że może nigdy byśmy się nie rozstali? – Dziewczyna uniosła się na łokciach, bezskutecznie próbując zajrzeć mu w oczy. Było na to zbyt ciemno.
- I tak prędzej czy później byśmy się rozeszli. Nie wytrzymalibyśmy ze sobą. Takie charaktery jak nasze… To byłoby chyba nieuniknione, prawda?
Zabolało. Hermiona nagle ucieszyła się, że w pokoju jest ciemno, gdyż nie mógł zauważyć grymasu, który pojawił się na jej twarzy wraz z jego słowami.
I tak prędzej czy później byśmy się rozeszli. To miłe, że tak myślisz, Draco.
- Tak, chyba tak – przyznała cicho, niepewnie.
- Nie wierzysz w to, prawda? W to, że byśmy się rozeszli.
Dlaczego mnie torturujesz, Draco?
- Dlaczego miałabym nie wierzyć?
- Bo wierzysz w dobro, wielką miłość i …
- I…?! – przerwała mu gwałtownie.
Wyczuł w jej głosie złość i napięcie.
- I w to, że ja też mogę być całkiem… nie najgorszy gdzieś w głębi duszy. I w miarę uprzejmy… czasami.
- Nawet ja się mylę – odparła sucho Hermiona, bawiąc się kosmykiem swoich włosów. Ta rozmowa była dziwaczna – aluzje i uwagi wydawały się być rzucane mimochodem, zupełnie tak, jakby dyskutowali o pogodzie, a nie bardzo interesował ich wynik tej konwersacji. Ale wiedziała, że dla Draco każda słowo odpowiedz ma głębokie znaczenie. Tak jak dla niej.
- Nie wiem czy w tej kwestii znowu nie miałaś racji.
- Co powiedziałeś? – Poruszyła się, a na jej usta mimowolnie wpłynął uśmiech.
- Nic. W gruncie rzeczy jestem zmęczony, więc jeśli mogłabyś się wynieść do swojego… A z resztą. Nieważne. Dobranoc.
Widziała zarys jego sylwetki w ciemności. Obrócił się na bok, plecami do niej. Nie mogła uwierzyć, że zaczął tak panikować. Tylko dlatego, że nie chciał przyznać, że…
- Nie, powtórz to.
- Granger, czy ty naprawdę…
- Czy Draco Malfoy właśnie stwierdził, nawet w zawoalowany sposób, ale zawsze, że może znajduje się w nim jakaś odrobina bezpretensjonalności?
Parsknął.
- Chyba tak. Merlinie, muszę być potwornie zmęczo…
W ciemności nie zauważył, że Granger przysunęła się do niego na łóżku. Ale nie mógł nie poczuć smaku jej ust na wargach, kiedy przerwała mu zdanie czułym pocałunkiem. Pocałunkiem przynoszącym wspomnienia i niosącym nadzieję. Tym bardzo wytęsknionym przez niego, wręcz nostalgicznym gestem, sprawiła, że poczuł do dokładnie to samo wytęsknione uczucie, które przychodziło kiedyś, gdy był z nią. Ostatnio mógł doświadczać go jedynie w mglistych wspomnieniach. Ale teraz było realne, żywe. To wszystko działo się naprawdę. Poczucie bezpieczeństwa. Ukojenie. Przynależność. Spokój.
Uśmiechnął się w ciemności i przyciągnął ją ramieniem do siebie. Dobrze było teraz czuć przy sobie ciepło jej ciała.
A jutro rano co najwyżej będzie mógł odwołać wszystko co powiedział. Znowu.



***

www.confessions-of-lily-evans.blog.onet.pl – zapraszam.
Gdybym mogła, przy ostatnim zdaniu postawiłabym taką jakąś diabelską buźkę. ; D Albo chociaż „ ;>”. xd Teraz to się dopiero będzie działo. Huh, jak mnie naszła wena, tak nie odpuściła, aż nie napisałam tego. Ach, w końcu coś ruszyło w moim umyśle i udało mi się w końcu napisać jakiś odcinek. Fuck yea. Jest wspaniała godzina 00:51, którą właśnie ogłaszam międzynarodową godziną weny i inspiracji. ;D Muszę wziąć się do roboty.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz