Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie.
Draco
beznamiętnie przekładał swoje rzeczy, starając ułożyć je w kompozycji, która
jak najmniej przypominałaby bałagan. Po kilku nieudanych próbach, zirytowany,
bez zbędnej delikatności, zagarnął przedramieniem wszystkie swoje manatki,
szybkim ruchem wrzucając je do szuflady. Trzask cennych rzeczy upadających na
dno szuflady i zapewne od tego momentu nie nadających się do użycia, wcale nie
poprawił mu nastroju.
-
Co to jest?! – Drzwi jego pokoju rozchyliły się tak gwałtownie, że praktycznie
z jeszcze kilka cali, a z głośnym hukiem zrobiłyby wielką dziurę w ścianie.
Draco skrzywił się, nie patrząc w tym kierunku. Po tym, jak z Granger zaczęli
prowadzić otwartą wojnę, wolał okazać wyższość i ją ignorować. Jak do tej pory,
udawało mu się to całkiem nieźle. Granger raczej nie wchodziła mu w drogę.
Teraz, przy bezpośredniej konfrontacji będzie zdecydowanie trudniej.
-
Czego chcesz? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
-
Jak mogliście? Jak mogliście w ogóle zgodzić się na coś… coś takiego! –
Hermiona uniosła list wysoko, na wyciągnięcie ręki, wpatrując się w Malfoya oskarżycielsko. Zamrugała kilkakrotnie, ale on i tak zauważył łzy gniewu, które
zgromadziły się w jej oczach. Uniósł się, nie mogąc tego zignorować. - Jak
mogłeś knuć tą idiotyczną intrygę razem z Harry’m? Sekretna korespondencja,
huh? Jakie to zabawne! Dlaczego Harry
powiedział ci o tym wszystkim, skoro kazał trzymać mi to w sekrecie? Cały ten
czas… Cały czas wiedziałeś o tym wszystkim. O przepowiedni. Draco. – Popatrzyła
na niego szeroko otwartymi oczami i podeszła bliżej. – Dlaczego… dlaczego po
prostu mi nie powiedziałeś?
-
Prawdopodobnie z tego samego powodu co ty. – Nie mógł zmusić się, by na nią
spojrzeć. Od dawna domyślał się, że jednak Granger może coś wiedzieć, ale
wszelkie logiczne fakty temu przeczyły. Skoro wiedziała to od swojego
przyjaciela, dlaczego Potter kazał Draco trzymać to w tajemnicy przed nią?
-
Harry prosił, żebym ci nie mówiła… - Hermiona usiadła na łóżku tuż obok niego,
jakby zapominając o niezręczności, dystansie i chłodzie, jakie panowały
pomiędzy nimi od czasu ich feralnej kłótni. – Nie rozumiem dlaczego Harry przez
cały czas bawił się w te gierki, tuż za naszymi plecami.
Draco
pokręcił głową. To wszystko wydawało się tak nierzeczywiste. Wzruszył
ramionami.
-
Musiał mieć jakiś powód. Abo i nie. To w końcu Potter.
Hermiona
otworzyła szeroko usta. Uświadomiła sobie, że doskonale znała motywy
postępowania przyjaciela. Powód stawał się coraz bardziej oczywisty.
- Do zobaczenia – Przytuliła go do
siebie, wdychając zapach jego koszulki. Na kilka chwil tak zatraciła się w
poczuciu bezpieczeństwa, które ją ogarnęło, że nie zwróciła uwagi, że Harry
delikatnie odsuwa ją od siebie. Niespodziewanie musnął jej usta w delikatnym
pocałunku. Nie zastanawiając się nad sensem swojego postępowania, lekko
odpowiedziała na pocałunek i z poczuciem winy, sądząc po nieprzyjemnym ucisku,
umiejscowionym się gdzieś na dnie żołądka, wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- Będę tęsknić – szepnął. Zamknęła
oczy.
- O
nie… – szepnęła, bez emocji wpatrując się w trzymany w dłoniach list.
-
Myślę, że właśnie odnalazłaś rzeczony powód – stwierdził beznamiętnie Draco i
podniósł się gwałtownie. Musiał to przemyśleć, a jej obecność nie pozwalała mu
się skupić na poukładaniu sobie tego wszystkiego w głowie.
-
Draco.
Przełknęła ślinę. To zaczynało stawać się
takie logiczne… Merlinie, jak mogła wcześniej na to nie wpaść?!
-
Tak? – Ledwo na nią spojrzał.
-
Jestem prawie pewna, że ta przepowiednia to fikcja.
Nawet najlepszy aktor na świecie
nie potrafiłby ukryć osłupienia na twarzy; Draco też się to nie udało.
-
Co? – Zupełnie nie rozumiał.
-
Wydaje mi się, że chodzi o to… - wyjaśniała powoli nie mniej zdezorientowana
Hermiona, jakby dedukując wszystko na poczekaniu. - … o to, że Harry się we
mnie zakochał.
Draco
uniósł brwi, patrząc na nią z pogardą. Doprawdy, czy akurat teraz zamierzała
sobie żartować?
-
No i?
-
Och, kretynie – zirytowała się Hermiona. – Myślę, że Harry wymyślił sobie tą
przepowiednię, bo wiedział, że to jedyny sposób na to, żeby nas rozdzielić.
To
wszystko było takie oczywiste i logiczne. Harry zadurzył się w niej.
Wykorzystując jej zaufanie oraz fakt, że miał wiele dostępnych informacji
pochodzących prosto z gabinetu dyrektora, wcisnął jej bajkę z przepowiednią.
Dokładnie to samo Potter zrobił Draco. Zabronił im o tym mówić, w obawie, że
postanowią z tym walczyć i tym samym ich związek stanie się jeszcze silniejszy.
A to byłoby ostatnią rzeczą, którą chciał. Obserwował jak Draco i Hermiona
oddalają się od siebie, targani odczuciami na temat przyszłości. Wykorzystał
to, że Draco topi swój ból przy Dafne, cały czas spędzając przy załamanej
Hermionie. Miał nadzieję, że kiedy uczucia do Malfoya wyblakną, może zakocha
się w nim. W swoim najlepszym przyjacielu.
Płonne
nadzieje! Jacy przyjaciele tak postępują?! Na pewno nie ci prawdziwi.
Hermiona
chodziła w tą i z powrotem, czekając na przybycie Harry’ego. Odwołała wizytę u
Hagrida, wysyłając mu krótki liścik z przeprosinami. Była pewna, że nie będą
mieli czasu na spotkanie przy herbatce. Czekała ich poważna rozmowa.
*
[
Numb - H320 ]
- Przepowiednia jest prawdziwa, przysięgam!
Czarnowłosy
chłopak poruszył się niespokojnie. Na blade czoło wystąpiły drobne kropelki
potu, a spojrzenie uciekało na boki, jakby wzrokiem szukał jakiejś drogi
ucieczki.
Osaczony.
Tak,
został osaczony. Przez swoją najlepszą przyjaciółkę i najbardziej irytującego
wroga. Kiedy łączyli swoje siły potrafili być naprawdę potężni. I przerażający.
-
To wcale nie poprawia mi humoru, Potter – wycedził Draco. Bawił się swoją
różdżką, której koniec był niebezpiecznie wycelowany w pierś Harry’ego. Malfoy
jak zawsze trzymał w dłoniach jakiś przedmiot, obracając go w palcach. Nie
podnosił wzroku na swojego rozmówcę, do momentu, kiedy konwersacja nie stawała
się dla niego interesująca. Ale kiedy już stalowoszare tęczówki z chłodem
przeszywały wybraną ofiarę, bezlitośnie hipnotyzowały ją, aż ta nie opuściła
wzroku. Znał niewiele osób, które potrafiły wytrzymać jego spojrzenie, ale
zdecydowanie należała do nich Dafne i profesor McGonagall.
Cóż,
to się dopiero nazywa bezczelność.
-
Harry – szepnęła ostrzegawczo Hermiona. Była blada i spięta, ale widać było jak
narasta w niej złość. Na jej twarzy odbijały się wszystkie emocje, tylko
utwierdzając obu jej rozmówców, że chciałaby już znać finał tej dyskusji.
-
Dobra, podkoloryzowałem to odrobinę. Nie znam prawdy tak do końca. Nie wiem
nawet czy naprawdę dotyczy to was – przyznał bezradnie Harry. Rozłożył ręce i
podrapał się po czarnej czuprynie. Nie patrzył na Hermionę, ale nie omieszkał
rzucić szybkiego, nienawistnego spojrzenia w stronę Draco. Gdyby nie ten
palant, Hermiona nadal o niczym by nie wiedziała. Ba! Gdyby nie on, nie
musiałoby dochodzić do takiej sytuacji.
-
Nie rozumiem. Kiedy to wymyśliłeś? Po co?
-
Powtarzam po raz setny: nie wymyśliłem tego! Usłyszałem od Dumbledore’a. Nie
musiałem nawet podsłuchiwać, rozmawiał ze mną na ten temat.
-
Rozmawiał z tobą o moim życiu? Świetnie. Cieszę się, że w ogóle zostałem
poinformowany o jego ewentualnym zagrożeniu – prychnął Draco.
-
Daruj sobie ten sarkazm, Malfoy. Już mówiłem, że to tylko domysł, że chodzi o
was.
-
Czyj domysł? Twój czy Dumbledore’a?
Harry
westchnął głęboko, przeciągle, manifestując swoją irytację.
-
Dumbledore powiedział mi o tym w sekrecie. Właściwie, grzebałem w jego
myślodsiewni, kiedy to zobaczyłem. Zorientował się oczywiście i powiedział mi
całą prawdę. Przepowiednia wiąże się ze mną jedynie tym, iż mówi o dziewczynie,
mojej przyjaciółce. W taki dość zawoalowany sposób, ale da się tego domyślić.
Jesteś moją jedyną przyjaciółką, Hermiono. Później jest wzmianka o domu węża –
Malfoy, to oczywiste. Cała reszta, na temat tego, że jedno z was ma zginąć, też
jest prawdą. Oczywiście to też nie było jasno wyjaśnione. Ale znam się już
nieco na rozszyfrowywaniu tych cholernych przepowiedni. Teraz czas na
przyznanie się do tego, co sam dopowiedziałem. – Harry zawstydził się, ale
kontynuował temat bez zająknięcia. - Trochę naciągnąłem fakt, że ja muszę
umrzeć. To wcale nie jest takie pewne, o ile wygram z Voldemortem. Zginie jeden
z nas. Nie chciałem, żeby Hermiona ryzykowała swoje życie, żeby być z tobą.
Wolałem ratować ją podstępem, niż dawać wybór, czego żałuję. Ale wiedziałem, że
zdecydowanie nie potrafiłaby pozwolić, żeby istniał cień szansy, że przez nią
umrę. Przepraszam, że to wykorzystałem – zaryzykował, zwracając się
bezpośrednio do niej i patrząc na nią przepraszająco. Nie odpowiedziała,
opuszczając wzrok.
-
Myślisz, że pozwoliłbym jej tak ryzykować? – Draco podniósł wzrok w jednym z
tych niewielu momentów, w których stawał się naprawdę przerażający. – Myślisz,
że pozwoliłbym jej zginąć dla mnie, po tym jak uratowała mi życie? – powtórzył,
cedząc słowa lodowatym tonem.
Hermiona
nagle podniosła głowę i wlepiła wzrok w Draco. Blondyn zdawał się emanować
gniewem. Harry mierzył go nienawistnym spojrzeniem, ale Draco z całą
zapalczywością zdawał się je odwzajemniać.
-
Nie rozumiem tylko jednego. Po co Dumbledore umieścił nas w jednym pokoju? –
odezwała się szybko, zanim któryś z chłopców zacząłby okładać pięściami
drugiego.
-
Może chciał mieć was pod nosem? – podsunął Harry, nagle zupełnie przestając
zwracać uwagę na Malfoya. W jego oczach liczyła się teraz tylko ona.
-
Czy naprawdę jesteś taki naiwny, Potter? To oczywiste, że Drops już zdecydował
się nas poświęcić dla „większego dobra.” – Draco zrobił palcami cudzysłów i
gwałtownie wstał. - Wybaczcie, ale ratowanie świata swoim kosztem muszę
przełożyć na inny termin, ostatnio mam ważniejsze sprawy na głowie –
ironizował, zaczynając gwałtowną gestykulację. Był naprawdę zdenerwowany.
Harry
popatrzył na Hermionę. Na jej bladą twarz zaczynały wstępować rumieńce. Teraz,
kiedy znała już prawdę, łatwiej było jej wszystko pojąć. Nawet przestała się
bać przyszłości. Wiedziała, że musi podjęć decyzję. Mogła wybrać świat albo
życie któregoś z nich. Co jest trudniejsze? Przyjąć do wiadomości, że istnieje
ogromne prawdopodobieństwo by stracić jego
czy mieć świadomość własnoręcznego uśmiercenia ostatniej szansy na wygraną z
Voldemortem? Z drugiej strony, nie mogła decydować za Draco. Wydawało jej się,
że najlepszym wyjściem było cierpliwe czekanie. Czas sam miał przynieść
rozwiązanie. A oni i tak zrobią to, co będą chcieli.
Jakże wzniosłe i
jednocześnie przerażające wydawało się to, że mogli uratować świat czarodziejów
przed Voldemortem jedynie razem. Byliby ze sobą i walczyliby aż do końca.
Wzruszające,
prychnął w myślach Draco, w którego głowie przewijały się dokładnie te same
myśli co u Hermiony.
-
Co zrobicie? – zapytał Potter. Draco już niemal zapomniał o jego irytującej
obecności.
-
Nic, głąbie. Poczekamy, zobaczymy. Wszystko okaże się dopiero, gdy Czarny Pan w
końcu wyjdzie z ukrycia. A wtedy rozegramy to jak najlepiej się tylko da…
***
- To było szalone, prawda? – zapytała
Hermiona.
Kiedy
tylko Harry wyjechał, bez słowa rzucili się w ubraniach na wielkie łóżko w pokoju Draco. Przez kilka godzin leżeli bez
słowa i praktycznie bez ruchu na pościeli, patrząc w sufit i myśląc o tym co
usłyszeli. Na dworze zapadł zmrok, a na zamku panowała cisza. Pytanie Hermiony
poniekąd przerwało zadumę i wyrwało Draco z transu.
-
Tak, było. Ale nie szalone, tylko zdecydowanie chore.
-
Wierzysz w to co powiedział Harry?
-
Nie wiem. – Nie miał ochoty kontynuować dyskusji.
-
Wiesz, że wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdybyśmy wiedzieli o tym
od samego początku? Gdybyśmy nie pozwolili robić z siebie… idiotów?
-
Co masz na myśli? - Draco przerwał jej z typową dla siebie niedbałością wobec
jej wywodów.
-
Może gdybyśmy byli ze sobą szczerzy, wszystko potoczyłoby się inaczej –
Hermiona uparcie kontynuowała podjęty temat.
-
Może.
-
Myślisz, że może nigdy byśmy się nie rozstali? – Dziewczyna uniosła się na
łokciach, bezskutecznie próbując zajrzeć mu w oczy. Było na to zbyt ciemno.
- I
tak prędzej czy później byśmy się rozeszli. Nie wytrzymalibyśmy ze sobą. Takie
charaktery jak nasze… To byłoby chyba nieuniknione, prawda?
Zabolało.
Hermiona nagle ucieszyła się, że w pokoju jest ciemno, gdyż nie mógł zauważyć
grymasu, który pojawił się na jej twarzy wraz z jego słowami.
I tak prędzej czy później
byśmy się rozeszli. To miłe, że tak myślisz, Draco.
-
Tak, chyba tak – przyznała cicho, niepewnie.
-
Nie wierzysz w to, prawda? W to, że byśmy się rozeszli.
Dlaczego mnie torturujesz,
Draco?
-
Dlaczego miałabym nie wierzyć?
-
Bo wierzysz w dobro, wielką miłość i …
-
I…?! – przerwała mu gwałtownie.
Wyczuł
w jej głosie złość i napięcie.
- I
w to, że ja też mogę być całkiem… nie najgorszy gdzieś w głębi duszy. I w miarę
uprzejmy… czasami.
-
Nawet ja się mylę – odparła sucho Hermiona, bawiąc się kosmykiem swoich włosów.
Ta rozmowa była dziwaczna – aluzje i uwagi wydawały się być rzucane mimochodem,
zupełnie tak, jakby dyskutowali o pogodzie, a nie bardzo interesował ich wynik
tej konwersacji. Ale wiedziała, że dla Draco każda słowo odpowiedz ma głębokie
znaczenie. Tak jak dla niej.
-
Nie wiem czy w tej kwestii znowu nie miałaś racji.
-
Co powiedziałeś? – Poruszyła się, a na jej usta mimowolnie wpłynął uśmiech.
-
Nic. W gruncie rzeczy jestem zmęczony, więc jeśli mogłabyś się wynieść do
swojego… A z resztą. Nieważne. Dobranoc.
Widziała
zarys jego sylwetki w ciemności. Obrócił się na bok, plecami do niej. Nie mogła
uwierzyć, że zaczął tak panikować. Tylko dlatego, że nie chciał przyznać, że…
-
Nie, powtórz to.
-
Granger, czy ty naprawdę…
-
Czy Draco Malfoy właśnie stwierdził, nawet w zawoalowany sposób, ale zawsze, że
może znajduje się w nim jakaś odrobina bezpretensjonalności?
Parsknął.
-
Chyba tak. Merlinie, muszę być potwornie zmęczo…
W
ciemności nie zauważył, że Granger przysunęła się do niego na łóżku. Ale nie
mógł nie poczuć smaku jej ust na wargach, kiedy przerwała mu zdanie czułym
pocałunkiem. Pocałunkiem przynoszącym wspomnienia i niosącym nadzieję. Tym
bardzo wytęsknionym przez niego, wręcz nostalgicznym gestem, sprawiła, że
poczuł do dokładnie to samo wytęsknione uczucie, które przychodziło kiedyś, gdy
był z nią. Ostatnio mógł doświadczać go jedynie w mglistych wspomnieniach. Ale
teraz było realne, żywe. To wszystko działo się naprawdę. Poczucie
bezpieczeństwa. Ukojenie. Przynależność. Spokój.
Uśmiechnął
się w ciemności i przyciągnął ją ramieniem do siebie. Dobrze było teraz czuć
przy sobie ciepło jej ciała.
A
jutro rano co najwyżej będzie mógł odwołać wszystko co powiedział. Znowu.
***
www.confessions-of-lily-evans.blog.onet.pl –
zapraszam.
Gdybym
mogła, przy ostatnim zdaniu postawiłabym taką jakąś diabelską buźkę. ; D Albo
chociaż „ ;>”. xd Teraz to się dopiero będzie działo. Huh, jak mnie naszła
wena, tak nie odpuściła, aż nie napisałam tego. Ach, w końcu coś ruszyło w moim
umyśle i udało mi się w końcu napisać jakiś odcinek. Fuck yea. Jest wspaniała
godzina 00:51, którą właśnie ogłaszam międzynarodową godziną weny i inspiracji.
;D Muszę wziąć się do roboty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz