4 września 2012

21. Kalejdoskop uczuć.




 Opowiadanie II : Oszukać przeznaczenie.


            Poczuła łaskotanie na policzku. Uśmiechnęła się, odpędzając dłoń, która dotykała jej twarzy. Sny goszczące przed jej oczami rozproszyły się leniwie. Czuła, jak się budzi, z coraz szerszym uśmiechem przyjmując do wiadomości fakt, jak miło jest czuć na twarzy ciepłe promienie słońca, na zmianę z delikatnym dotykiem chłodnych palców.
Usiadła na łóżku, z lekką dezorientacją rozglądając się dookoła. Pomimo, że wydarzenia z wczorajszej nocy lekko ją przerażały, na samo wspomnienie jej serce zaczynało przyspieszać. Było coś ekscytującego w tym co zrobiła. Podobało jej się, że wszystko tak łatwo wymknęło się spod kontroli. Po raz pierwszy w życiu.
Wstała, uparcie ignorując uczucie, że jej głowa zdawała się ważyć dużo więcej niż w rzeczywistości. Założyła swój ulubiony szlafrok z czarnej satyny, który dostała od mamy w ostatnie święta. W nim zawsze mogła się odprężyć, prawie tak jak w różowej flanelowej piżamie, którą zawsze zakładała w domu.
Marszcząc brwi, przyjrzała się swojej porozrzucanej w nieładzie pościeli. Gdzie on zniknął? Była niemal pewna, że po wszystkim spędził noc w jej łóżku.
Wyszła z pokoju; w całym ich dormitorium nie było po nim śladu. Zapukała nieśmiało do drzwi jego sypialni, ale jego łóżko było starannie zasłane, a po nim nie został nawet ślad.
 Z dziwnym uczuciem usiadła na kanapie. Podwinęła nogi pod siebie, starając się stłumić niesprecyzowane wrażenie wewnętrznego smutku. Jak mogła uwierzyć, że on chociaż tą jedną, jedyną rzecz potraktuje poważnie?

*
Draco zamachnął się z całej siły, wypuszczając z dłoni niewielki kamień. Cichy plusk. Kręgi na wodzie. Złość rozprasza się gdzieś po drodze. Sięgnął po kolejny, z pokaźnego stosiku zgromadzonego w lewej dłoni.
Słońce jeszcze niezupełnie wychyliło czubek nosa poza horyzont, a on spacerował po zamkowych błoniach.
Jak mógł być takim idiotą? Jak mógł tak ryzykować? Pogrywać sobie z nią, ze sobą samym? Nieustannie to robił.
Wczorajsza noc… Wspomnienia były niemal nie do wytrzymania. Znowu ciepło jej ciała, jej bliskość, jej ufne spojrzenia. Chciał to wymazać z pamięci! To nie miało się zdarzyć. Tak bardzo do tego dążył, tak bardzo tego pragnął. Ale kiedy to marzenie wrzeszczcie się urzeczywistniło, uświadomił sobie, jak głupie było w ogóle podejmowanie wyzwania. Tak jak nałogowiec czuł wyrzuty sumienia po sięgnięciu po używkę, wiedząc, że mógł tego nie robić, że mógł ze sobą powalczyć, wykazać się silną wolą. Ale nie… On po prostu pozwolił sobie na rezygnację z żelaznych zakazów, narzuconych sobie surowych reguł, które miały uchronić go właśnie przed tym uczuciem, które przeżywał w tym momencie. Nie mógł jej mieć. A tak bardzo potrzebował.
Ale… byli sobie przeznaczeni. Przepowiednia wyraźnie mówiła, że tylko razem, osoby z dwóch wrogich sobie domów, łącząc siły, mogą uratować tak wiele istnień. Jedno z nich może. Ale… nie bez wyrzeczeń. Ktoś musi zginać. On lub ona.  Nie był w stanie dopuścić do takiego poświęcenia. Nie mógł myśleć o tym, że ona mogłaby zginąć przez niego.
Tak bardzo nie chciał w to wierzyć! Chciał, żeby ktoś nagle wyskoczył zza drzewa, mówiąc mu, że cała ta przepowiednia to tyko głupi żart zapatrzonego w siebie Gryfona. Dlaczego miał zaufać Potterowi – człowiekowi, który zapewne życzył mu wszystkiego co najgorsze? Tak, logiczne było, że dowiedział się tego od Wybrańca tylko z powodu Hermiony. Potter przecież tak bardzo chciał ją chronić. Wolał wymyślić nowy plan przeciwko Voldemortowi, stając naprzeciw przepowiedni. Chciał być nawet po stronie Malfoya – największego wroga, byleby tylko nie ryzykować utraty jej życia.
Przypomniał sobie wieczór, w którym Potter wyjawił mu tajemnicę. Podobno Wybraniec wszystko podsłuchał pod drzwiami gabinetu dyrektora. Wymógł obietnicę, że Draco nie powie Hermionie ani słowa.
Draco dotrzymał słowa. Nie powiedział jej. Nic.
Ale nagle ona zaczęła zachowywać się, tak jakby o wszystkim wiedziała. Bez uprzedzenia zaczęła go niszczyć.
Hipokryta. Pomimo, że sam nie mógł jej powiedzieć, oczekiwał tego, że jeśli ona wie, bez wahania powie mu o wszystkim. Że rozwiążą to wspólnie. Ale nie – jak zawsze, cholernie samodzielna Granger nie dopuściła go do swojego planu, do swojego życia.
Nawet po tym co wydarzyło się na Wyspie Chochlików, musiał o wszystkim zapomnieć. Już zamierzał wprowadzić w życie swój plan, gdy ona, niespodziewanie zakończyła wszystko.
Tkwił w nieświadomości, ale nie miał nawet ochoty dociekać prawdy. Mogła wiedzieć. Nie ufała mu. To już nie był jego problem. Wrócił do Dafne. Tak było wygodniej im obojgu. Do momentu w którym nie musieli zamieszkać razem. Zapewne dyrektor zadecydował, że ich dramat, strata życia i nieustanne szamotanie się w bezsilności to mniejsze zło. Zawsze wiedział, że z Dropsem było coś nie w porządku.
 Znowu widział ją często. Znowu musiał znosić jej towarzystwo. Znowu musiał… uczyć się, jak jej nie kochać.

*

Czy to naprawdę było ich przeznaczenie? Jego wszystkie enigmatyczne wypowiedzi „Jesteśmy przeznaczeniem…”, „Bo czy tego chcesz, czy nie, to nasze przeznaczenie.” I tak dalej…
Przecież to logiczne, że mieszkali ze sobą tylko dlatego, że Dumbledore postanowił poświęcić ich życia. Zapewne „dla większego dobra”. Czy dyrektor dorzucił ich życia do kompletu ze Skazanym – Wybrańcem Harrym Potterem?
Przecież Harry też był wmieszany w tę przepowiednię. Gdyby była z Draco, Harry musiałby zginąć. Tego było zbyt dużo jak na jej siły. Dwie najbliższe osoby musiałyby stracić życie tylko dlatego, że ktoś tak powiedział. Na pewno było inne rozwiązanie. Musiało być.
Tylko skąd Draco mógł wiedzieć o całej sprawie? Harry zabronił jej o tym mówić. Przecież nielogiczne byłoby to, gdyby sam do niego poszedł z tą informacją. Hermiona nie mogła pisnąć ani słówka, a jednocześnie musiała zrobić wszystko, by przestać się widywać z Draco. Musiała go chronić. Musiała chronić jego życie. Harry zapewne powiedział jej o tym tylko dlatego, że wierzył, że to ona będzie ofiarą. Inaczej nie zawracałby sobie głowy Malfoyem. Ale ona czuła, że jest inaczej, że to on miał zginać. Myślała o tym każdego dnia – ona czy on? Kto z nich ma być ofiarą? Kto z nich zostanie zabity, kto poświęci się dla świata czarodziejów, a kto zostanie bohaterem? Szanse były wyrównane. Dwie osoby. Dwa na dwa. Gdyby chodziło o jej życie – nie zawahałaby się – nie bała się poświęceń. Gotowa byłaby zaryzykować. Ale nie zniosłaby tego, że on mógłby zginąć. Dla niej, przez nią.
Trzaśnięcie drzwiami. Przed nią pojawił się Draco. Wyglądał na zmęczonego, zamyślonego, ale jego wzrok nie wyrażał nic.
- Jak mogłam się na to zgodzić? – szepnęła. Nie myślała tylko o ich wspólnej nocy. Myślała całym roku. O ich relacji, która znowu stała się taka... prawdziwa. Żywione do niego pozytywne uczucia miały być przecież bezlitośnie tłumione. Zabijane przez rozsądek.
- To była pomyłka… - zgodził się.
- Ty jesteś pomyłką, Draco!
Wezbrała w niej nieznana dotąd wściekłość. Chwyciła pierwszą rzecz jaką znalazła pod ręką i cisnęła nią przed siebie.
Dostał w głowę. Podniósł przedmiot, który odbił się od jego czoła i wylądował na ziemi. Torebka?! No, nie przesadziła. Kim ona do cholery jest? Dafne?
Spojrzał na nią z odrazą. Chciał z nią porozmawiać. Chciał w końcu wyjaśnić sprawę przepowiedni. Chciał dowiedzieć się, czy ona coś wiedziała. Ale zachowywała się jak furiatka, a on nie zamierzał załagodzić sytuacji.
Wyszedł z dormitorium, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem.
Hermiona przetarła oczy, z których potoczyły się łzy.
Chciała to z nim wyjaśnić. Chciała podjąć decyzję. Chciała odkryć prawdę i może w końcu zmierzyć się z przeznaczeniem. Po tej kłótni nie miała ochoty nawet na niego spoglądać. Musiała porozmawiać z Harry’m. Musiała się dowiedzieć.



Draco zabębnił palcami o blat stołu. Od końca roku szkolnego minął już ponad miesiąc, a on piekielnie nudził się w Hogwarcie. W zamku pozostało niewielu nauczycieli – reszta wyjechała do swoich domów. Draco zaśmiał się – to było zupełnie zabawne, wyobrażać sobie, że ci wszyscy ludzie mają dom i rodzinę gdzieś indziej poza Hogwartem. Z resztą i tak zostali ci, którzy nie mają czego szukać poza zamkiem. Wątpił, żeby Snape wracał na wakacjach do jakiegoś przytulnego mieszkanka i czule witał się z żoną. Mistrz eliksirów wolał siedzieć w tych oślizgłych lochach niemal przez cały czas i w samotności ważyć te różne mikstury. Draco z początku myślał, że będzie mu pomagał, tak jak Granger, która została zagoniona do pracy z McGonagall, ale Snape ani myślał spędzać z nim czas. Tylko kilka razy w tygodniu jego opiekun wyznaczał mu jakieś „ambitne” zadanie, jak zrobienie podstawowych eliksirów dla szkolnego Skrzydła Szpitalnego, poza tym nawet nie chciał go widzieć na oczy. Logiczne więc, że Draco znalazł sobie dużo innych zajęć.  Starał się jak najbardziej mógł unikać swojego dormitorium, gdyż w każdej chwili mógł natknąć się na Granger… Unikali się od… od pewnego czasu. Od pewnego incydentu, konkretniej.
- Draco, jak miło cię widzieć.
Podniósł głowę i uśmiechnął się do Dafne, która, poprawiając jak zwykle idealnie ułożoną fryzurę, dosiadła się do jego stolika.  Nie mógł się doczekać, kiedy  Hermiona dowie się z kim spędził popołudnie…

***

Hermiona była nieustannie zajęta. Wiedziała, że McGonagall jest wymagająca, ale taki reżim i to w dodatku w wakacje lekko ją przerażał. Całe dnie spędzała na nogach, a wieczorami wychodziła do Hogsmeade, byle by tylko nie siedzieć w ich dormitorium, narażona na obecność Malfoya. Weekendy, które były dla niej czasem na odbudowanie sił, stały się katorgą. Musiała naprawdę się nagimnastykować, żeby ograniczyć spotkania z Draco do minimum. Czuła się jak podczas roku szkolnego, tyle że wymagane od niej zadania były o wiele bardziej skomplikowane. Z jednej strony to dobrze, że była taka zabiegana i nie miała nawet czasu zastanawiać się nad swoim życiem… Z drugiej strony – minął dopiero miesiąc, a ona już czuła jak opuszczają ją siły.
- To jest raport, który w poniedziałek rano musisz wysłać do Ministerstwa Magii. – McGonagall podała jej zaadresowaną brązową kopertę.  – Będziesz musiała przejść się do Hogsmeade, gdyż w wakacje szkolna sowiarnia nie jest czynna – wszystkie sowy przebywają na poczcie. A dokładnie o dziesiątej widzę cię w swoim gabniecie, pomożesz mi z dokumentacją dotyczącą z ilością testrali na terenie naszego zamku. Ministerstwo znowu chce ingerować w sprawy Hogwartu, sama rozumiesz.
Hermiona skinęła posłusznie głową, a nauczycielka uśmiechnęła się do niej.
- Widzę, że jesteś wykończona. Dobrze spisałaś się w tym tygodniu, Hermiono. Dlatego jutro postanowiłam dać ci wolne. Ale postaraj się w weekend porozmawiać z Hagridem, żeby mieć jakieś podstawy do napisania raportu.
Hermiona słuchała już tylko jednym uchem. Piątek. Wolny piątek. Z jednej strony ta perspektywa cieszyła, z drugiej przerażała.
- Dziękuję, pani profesor.
Pospiesznie wymknęła się z gabinetu McGonagall, kierując się do wyjścia z zamku. Już dokładnie wiedziała kogo chce zaprosić do zamku na zbliżający się weekend, żeby totalnie nie stracić zmysłów z samotności.
***
- Przyjechałam tylko zobaczyć, czy wszystko w porządku w Świńskim Łbie i tak dalej… - Dafne skrzywiła się przy wymawianiu nazwy lokalu – nadal złościła się, że nie zdołała przekonać rodziców co do zmiany szyldu na coś bardziej… wyrafinowanego – i szybkim ruchem poprawiła jasne włosy, które opadły jej na twarz. Skinęła na barmana. Młody, przystojny mężczyzna, nie starszy niż dwadzieścia pięć lat, położył przed nią kufel kremowego piwa. Dafne uśmiechnęła się do niego słodko, a on odpowiedział jej pełnym uwielbienia uśmiechem, na co Draco wysoko uniósł brwi.
- Widzę małą zmianę personelu – zakpił, obracając w dłoniach swoją szklankę do szkockiej. Co tam, że było dopiero popołudnie – dla niego nigdy nie było za wcześnie, żeby uraczyć się dobrym trunkiem.
- Tak, po odejściu tego starego nieudacznika, postanowiłam urozmaicić trochę… znaczy się, dokonać kilka zmian w… lokalu. - Blade policzki panny Greengrass zaróżowiły się lekko – było jasne, że te „zmiany” z pewnością miały coś wspólnego z jej życiem osobistym.
- Sypiasz z nim? – Draco nie mógł powstrzymać śmiechu. Dziewczyna, nie podnosząc wzroku, zaczęła szperać w zakamarkach swojej torebki. Wszystko było jasne. Dafne nie próżnowała po ich zerwaniu. On przynajmniej nie rzucał się na wszystko co jest pod ręką…
Granger była pod ręką.
- Greengrass? Odpowiedz.
- Jak wakacje, Draco? – Udawała, że zupełnie nie usłyszała jego pytania.
- Nie do wiary – parsknął śmiechem i pociągnął łyk bursztynowego płynu, nic sobie nie robiąc z jej morderczych spojrzeń.
- Pewnie Snape zupełnie nie daje ci spokoju…?
 Dafne nie poddawała się, desperacko starając się zmienić temat.
- Kontaktowałaś się może z Blaise’m?
Zbyt dobrze ją znał, by wiedzieć, że nigdy nie zaczęłaby spotykać się z kimś takim jak zwykły barman. Coś musiało się wydarzyć jej życiu, a skoro nie dotyczyło to jego, mógł mieć stuprocentową pewność, że było związane z jego najlepszym przyjacielem. Dafne ostatnio stawała się coraz bardziej przewidywalna.
- Astoria wyjechała na wycieczkę po Europie i nie mam z nią kontaktu.
- Pytał, czy mam z tobą kontakt… - Draco nie odpuszczał. Właściwie, denerwowanie swojej byłej dziewczyny było świetną zabawą. Już zapomniał jak go to relaksowało. A zdecydowanie przyda mu się odrobina relaksu.
- Był tutaj? – Dafne wreszcie przestała udawać, że go nie słyszy. Za to kiedy podniosła na niego wzrok, zaskoczyło go przerażenie malujące się na jej twarzy.
- Nie, pisał. Mówił, że nie odpowiadasz na jego listy.
- To moja sprawa.
Dziewczyna zaczynała się irytować. Obserwował z rozbawieniem i lekką nostalgią jak Dafne krzywi się, zapewne w myślach wyliczając sto jeden sposobów na to jak się na nim zemścić za tę rozmowę.
- Dafne Melanie Greengrass, czyżbyś bała się konfrontacji z Zabinim?
- Mówiłam, żebyś tak do mnie nie mówił.
- Odezwij się, kiedy przestaniesz udawać, że wszystko jest w porządku.
To było za dużo jak na niego. Wstał, napawając się rozczarowaniem jak wzbudził w Dafne. Nie spodziewała się, że tak zwyczajnie zakończy rozmowę i odejdzie.
Dziewczyna z zaciśniętymi ustami patrzyła na wychodzącego Draco.
A wychodzący Draco zastanawiał się gdzie jest ta Dafne, która nie boi się wyrażać swojej opinii. Ta, którą była, zanim całkowicie zmarnowała potencjał swojego charakteru, byleby tylko się do niego dopasować…
Greengrass tak bardzo chciała, żeby wszystko się ułożyło, żeby było dobrze.
Ale nie potrafiła przestać udawać Królowej Śniegu.

***

Hermiona wyszła z Sowiej Poczty i powoli ruszyła przez Hogsmeade, mijając wystawy sklepów i stare budynki. Kilkanaście metrów przed nią, drzwi Gospody pod Świńskim Łbem trzasnęły lekko. Podniosła wzrok, patrząc na plecy oddalającego się Draco. Zaskoczona, nie ruszała się z miejsca, obserwując jak Malfoy się oddala i mając nadzieję, że się nie odwróci. Już miała ruszyć za nim, kiedy drzwi znowu się otworzyły, lecz tym razem z gospody wyszła… Dafne Greengrass. Blondynka patrzyła chwilę tęsknym wzrokiem za oddalającą się sylwetką Malfoya.
Gryfonka wystraszyła się, że dziewczyna zaraz go zawoła i oboje zorientują się, że Hermiona ich podgląda. Na szczęście Dafne chyba rozmyśliła się, pospiesznie wracając do gospody.
Nie do wiary! Po tym wszystkim Malfoy chciał ją jeszcze bardziej zranić, znowu pogrywając sobie z Dafne?
Hermiona skrzywiła się, uświadamiając sobie, jak mało rozumie jego postępowanie. Może tak naprawdę wcale go nie znała? Nigdy tak do końca nie potrafiła zrozumieć…
Bolesna prawda nie pozostawiała złudzeń...

***


 Dafne podniosła wzrok i zapatrzyła się w swoje lustrzane odbicie. Wielkie, szaroniebieskie oczy wydawały się smutne i nieobecne. Ostatnio ciągle tak wyglądały. Zawsze tak wyglądały. A może po prostu nie pamiętała już czasów, kiedy była całkowicie szczęśliwa. Tak trudno było jej siedzieć z Draco, po tym wszystkim co kiedyś ich łączyło. Trudno było jej zapomnieć o wszystkich uczuciach. Wiedza, że Malfoy ich nie odwzajemnia była przytłaczająca i sprawiała, że wszystko wydawało się zupełnie bezsensowne. Trudno było w jej ogóle nie pamiętać tego co było i ich łączyło.
Sięgnęła po szczotkę do włosów, czując ulgę, gdy kojące ruchy urządzenia masowały jej głowę i rozczesywały blond kosmyki. Starała się nie podnosić wzroku do lustra, usilnie wlepiając wzrok w prawie platynowe końcówki włosów. Wreszcie poddała się, rzucając przelotne spojrzenie przed siebie. I znowu uderzył ją smutek własnych oczu, tusz do rzęs rozmazany łzami i cały bezsens życia, malujący się w głębi jej spojrzenia.
Nie tak, nie tak, nie tak! Wszystko było nie tak. Jej życie, jego życie.
Złamał jej serce. Złamał je swoją obietnicą. Obietnicą, że nigdy jej nie zostawi, że nigdy nie przestanie jej kochać. Wmawiała sobie, że nie wymogła na nim tych słów. Sam przecież to przyznał. Ale uraza, gdzieś głęboko schowany żal, nadal przeszkadzały. Pogodzili się przecież. Jak zawsze - byli przyjaciółmi. Zbyt podobni, żeby po prostu zapomnieć o sobie nawzajem i odwrócić się do siebie plecami. Żeby przez te wszystkie dni, tygodnie i miesiące utrzymywać w niepamięci każde wspólne wspomnienie, każdy gest. Każde uczucie, które się z nim wiązało było ważne. A ona nie mogła nic na to poradzić, że nadal go kochała.
Wszystko potoczyło się tak... niespodziewanie. Mieli być razem, mieli mieć ślub i dzieci. Mieli być szczęśliwi. Albo chociaż udawać szczęśliwych. Pasowali do siebie.
I nagle… bum! Dafne nie miała zielonego pojęcia jak to się stało, że dała się oszukać, ponieść emocjom i pozwolić Draco na takie zachowanie.
Nie miała siły ratować tego co z ich związku zostało. Nie chciała tego robić. Próbowała wiele razy, dając z siebie wszystko, a osiągając nietrwałe efekty, które i tak prędzej czy później się rozpadały. Była wyczerpana.
A ujmujący smutek nadal nie chciał ustąpić.
Trudno było pogodzić jej się z tym, że to było ostatecznie rozstanie. Że już do siebie nie wrócą.
 W jej białym, stylowym apartamencie rozległo się pukanie. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się kto może chcieć ją odwiedzić o tak późnej porze. Poza Draco nikt przecież nie miał pojęcia, że jest teraz w Hogsmeade.
Zaintrygowana, acz lekko zaniepokojona wstała i podeszła do drzwi. Serce zabiło jej szybciej. A jeśli to Draco do niej przyszedł? Wymacała różdżkę w kieszeni szlafroka i uchyliła drzwi na odległość ramienia.
- Blaise? - Z powodu zaskoczenia odsunęła się o krok do tyłu. - Co tutaj robisz?!
Starała się uspokoić, bo jej głos przez goszczącą w nim panikę stał się śmiesznie piskliwy.
- Przyjechałem się z tobą zobaczyć. Ostatnio stało się zbyt ewidentne, że mnie unikasz - odpowiedział spokojnie Zabini, przypatrując się jej z rozbawieniem.
Zawsze ujmowało ją to, że w każdej sytuacji potrafił zachować taki spokój. Podobnie jak Draco, tylko ten drugi zwykle wydawał się znudzony, a nie po prostu rozbawiony sytuacją. Blaise tak… lekko traktował życie. Jej zupełne przeciwieństwo. Ona musiała zaplanować sobie każdy szczegół, zdawała sobie sprawę, że można przewidzieć każdy jej krok. Musiała mieć zaplanowane wszystko od początku do końca, co zwykle niezmiernie bawiło Zabiniego, który po prostu spontanicznie przeżywał każdą chwilę.
- Skąd wiesz, że tutaj jestem? - Czuła jak robi się jej gorąco ze zdenerwowania. Tak skutecznie się przed nim ukrywała. Wyjechała z domu byleby tylko nie wpadł na jej ślad.
- Po prostu. Wiem.
Draco. Zabiję szczura. Tylko jej były chłopak mógł z taką łatwością zdradzić Blaise’owi miejsce jej pobytu, gdy Dafne najwyraźniej sobie tego nie życzyła.
- Wpuścisz mnie, czy mam tutaj tak stać całą noc?
- Nie uważasz, że to za późna pora na odwiedziny?
Starała się mówić lekko, ale nie ukrywała irytacji, która narastała w niej z każdą sekundą. Co on sobie wyobrażał? Jak śmiał ją tak nachodzić?
- Dopiero przyjechałem; nie mam ochoty czekać do rana. Poza tym, gdybyś dowiedziała się, że tutaj jestem, z dnia na dzień spakowałabyś walizki i wyjechała.
            Dafne zmieszała się, zerkając na wpół rozpakowane walizki w kącie pokoju. To prawda, że na jego widok myśli o jak najszybszej ucieczce przelatywały jej jeszcze przed chwilą przez głowę, ale...
...dama powinna zaprzeczać takim pomysłom, mimo ich prawdziwości. Musiała być uprzejma, to może Blaise wreszcie powie o co mu chodzi i się odczepi.
 Odsunęła się niechętnie w głąb pomieszczenia, wpuszczając Blaise'a do środka. Nerwowo poprawiła poły szlafroka, zasłaniając skąpą, seledynową koszulę nocną.
- Jeśli chcesz, pogadam z barmanem. Na pewno są jeszcze wolne pokoje - zasugerowała nerwowo, pesząc się pod jego uważnym, przewiercającym ją niemal na wylot, spojrzeniem. Musiał się tak na nią gapić?! Na litość Salazara, już przecież zmyła makijaż.
- Dziękuję, nie trzeba.
Zapatrzyła się na niego. Był jeszcze przystojniejszy niż zapamiętała. W ogóle nie chciała o nim pamiętać, więc zupełnie nie zwróciła wcześniej uwagi na jego regularne rysy twarzy, kwadratową, męska szczękę, oczy, hipnotyzujące rozbawionym spojrzeniem i szerokie barki, okryte materiałem skórzanej kurtki. I jak pachniał... letnia nocą i skórą czarnej motocyklowej kurtki. Idealnie, tak jak prawdziwy mężczyzna.
Ale to nie zmienia faktu, że jest nieproszonym gościem. Po co tu przyszedł?
- Chyba się domyślasz, że przyjechałem porozmawiać.
- Nie chcę rozmawiać – powiedziała cicho i dodała w myślach „Nie z tobą”.
- Nie bój się słów, Dafne. Wyjadę jutro rano, jeśli będziesz chciała. – Ton jego głosu zmiękł, gdy tylko zauważył jej chłód. Dafne nienawidziła się za to, że prawie rzuciła mu się w ramiona, kiedy w ten charakterystyczny, pieszczotliwy sposób wymówił jej imię. Draco nigdy w ten sposób na nią nie patrzył. Nigdy nie mówił do niej w taki sposób. Tonem zarezerwowanym tylko dla jej osoby. Od spojrzeń Blaise’a robiło jej się gorąco i słabo, a jednocześnie na jej skórze występowała gęsia skórka. Uwielbiała jego adorację, a jednak wciąż się go bała. Nie miała najmniejszej ochoty zmniejszać dystansu pomiędzy nimi, a już zupełnie odetchnęłaby z ulgą, gdyby zwyczajnie wyszedł i zostawił ją w spokoju.
- Jak dla mnie, możesz już teraz.
Zabolało go. Zaskoczenie na jego twarzy dało jej pewną satysfakcję. Teraz to on czuł się tak skonfundowany jak ona chwilę wcześniej, na jego widok.
„ 1 : 1, Zabini. Stać mnie na dużo więcej. A Ślizgoni przecież  tak bardzo nie lubią przegrywać. Uciekaj póki możesz!”  Miała ochotę po prostu wykrzyczeć mu to w twarz.
- Dafne, przestań. Chociaż raz bądź szczera ze sobą. Ze mną.
Doprawdy, czy on naprawdę próbował ją rozmiękczyć? Czy naprawdę myślał, że ugnie się pod jego postawą „nie dam ci spokoju, dopóki nie przyznasz mi racji”?
Postanowiła zagrać inną kartą. Wszystko, byleby tylko się odczepił. Przecież zawsze trzymała kilka asów w rękawie. Nie pozwoli się zwieść. Nie jemu.
- Chcesz znać moje zdanie? Przez ciebie wszystko się zepsuło. Draco…
Blaise był na to widocznie przygotowany, gdyż od razu jej przerwał.
- Co ty pleciesz? Dobrze się stało!
- Ja żałuję.
- A ja nie wierzę, że to mówisz.
Bała się podnieść wzrok. Bała się popatrzeć mu w oczy. Bała się zobaczyć w jego przyjaznych tęczówkach ten chłód, który zabrzmiał w jego głosie. Czuła, że osiąga cel, że Blaise się poddaje. Jednocześnie obrzydzenie do samej siebie nieustannie powiększało się z myślą, że odrzuca ostatnią osobę, która wyciąga w jej kierunku pomocną dłoń. Ostatnia osobę, która mogłaby jej pomóc. Ale nie chciała go oszukiwać. Nie zamierzała robić tego samej sobie. Ona i Blaise… To nigdy nie mogłoby się udać. Nie mogłaby odwzajemniać szczerej miłości. To zdarzyło jej się tylko raz, w stosunku do Draco, i była pewna, że już się nie powtórzy. Nie chciała być oszustką. Nie chciała łudzić się każdego dnia, że może uczucia do Zabiniego się pojawią. On był tylko zabawką. Pocieszeniem. Może przyjacielem. Ale teraz nie była jej potrzeba żadna z tych rzeczy i jedyne o czym marzyła, to żeby zszedł jej z oczu.
- Blaise, jestem strasznie zmęczona…
- Mówiłem, że nie wyjadę, dopóki nie porozmawiamy. Widzę, że się boisz i chcę..
- Dobrze, możemy porozmawiać, ale nie teraz. Proszę. – Niespodziewanie zachciało jej się płakać. Cholera, przecież to takie idiotyczne. Ale naprawdę chciała, żeby sobie poszedł i ją zostawił. Dlaczego musiał ją tak torturować?
- Kiedy? – zapytał sucho.
- Jutro, dwunasta. Na dole, przy barze. Możesz wtedy mówić, ile chcesz. A teraz, pozwól, że pójdę już spać, bo miałam ciężki dzień.
Blaise zerknął na nią z powątpiewaniem. Wiedział, że chciała się go jak najszybciej pozbyć, ale nie zamierzał o nic ją błagać.
Dafne szybko zakryła oko dłonią, udając, że coś jej tam wpadło. Nie chciała, żeby widział jej łzy.
- Neil, nowy barman da ci pokój. Na koszt firmy, powiedz mu, że jesteś moim znajomym.
Blaise skinął głową, patrząc na nią uważnie. Nie spodziewał się, że tak ją wystraszy. Była tak zamknięta w sobie jak jeszcze nigdy. Z drugiej strony nie musiała zachowywać się jak histeryczka.
- Dobranoc, Dafne.
Mimowolnie rzucił jej troskliwe spojrzenie, czując, że nawet kiedy ona sprawia, że czuje się jak największy, narzucający się śmieć, nie może przestać się o nią martwić.
- Dobranoc, Blaise. – Zatrzasnęła drzwi. Słuchała jak schodzi schodami na dół.
Zupełnie nieświadomie zaczęła płakać. Szlochała jak dziecko, które przypadkiem puściło rękę matki i zgubiło się w tłumie obcych ludzi. Nie miała dokąd uciec, nie była w stanie ukryć się przed prawdą. Nie chciała jej. Chciała przeszłości, tego co minęło i było nieodwracalne. Chciała Draco, wiedząc, że to co ich łączyło nie może już istnieć.
Nadal krztusząc się łzami, wstała. A potem, zdecydowanymi ruchami zaczęła zbierać swoje rzeczy z pokoju, wrzucając je byle jak do walizek. Wiedziała, że nigdy nie dopuści do ponownej konfrontacji z Blaisem Zabinim.

***
Dodałam Dafne. To była taka bomba w odcinku, chyba. ; ) Może ktoś jeden ją lubi – mam taką nadzieję. Wątek jej i Zabiniego jest tak samo dobry jak Dramione w tym opowiadaniu. :P
Chyba po raz pierwszy tytuł odcinka nie jest podebrany z jego zawartości. ;) Ale taki jest odpowiedni. Przyszedł mi do głowy, jeszcze zanim skończyłam pisać, ponieważ wydaje mi się, że w powyższej części znajdziecie wszystko: miłość, nienawiść, strach, przyjaźń, smutek, troskę i mnóstwo, mnóstwo rozterek bohaterów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz