Opowiadanie II : Oszukać przeznaczenie.
-
Granger!
-
Uspokój się i poczekaj chwilę w ciszy!
-
Czekam już ze sto lat!
-
Więc jedna chwila cię nie zbawi!
-
Gra…
-
Zamknij się!!!
Draco
prychnął, podnosząc się z kanapy i podchodząc do szafy. Wyciągnął elegancką
marynarkę, którą narzucił na koszulkę. Tak, on zawsze słynął z wyczucia
niewymuszonego stylu. Zerknął w lustro – żadna nie oparłaby mu się w tej
chwili. A on wychodzi z Granger na kolację. Świat stanął na głowie. Przez cały
tydzień tak niemiłosiernie się wynudził, nie mogąc znaleźć ani jednej
dziewczyny, którą mógłby gdzieś zaciągnąć, że w końcu zabrał swoją
współlokatorkę na umówioną kolację.
Może
być zabawnie, powtarzał sobie. Ale już był zirytowany – od piętnastu minut
czekał, aż w końcu dziewczyna uraczy go swoją obecnością. To było do niej
niepodobne – nigdy się przecież nie spóźniała. W końcu zeszła – Draco już miał
jej wygarnąć jak dużo czasu musiał zmarnować na czekanie na jej szanowną osobę,
gdy wyrwało mu się pół kpiące, pół zafascynowane: - No, no Granger… To dla mnie
się tak odstawiłaś?
Rzuciła
mu wyniosłe, ale rozbawione spojrzenie. Jej duże brązowe oczy świeciły się
jakimś takim żywym blaskiem, od którego nie potrafił oderwać wzroku.
-
Nie pochlebiaj sobie. Pomyślałam, że skoro mnie zapraszasz na kolację, z
pewnością wykosztujesz się na jakąś elegancką restaurację. Dlatego… po prostu
się ubrałam… inaczej niż zwykle… - dokończyła, niezręczny wywód kończąc
uśmiechem, który miał widocznie oznaczać „to już koniec pytań, inaczej
pożałujesz”.
Ale
stwierdzenie, że ubrała się inaczej niż zwykle było mocnym niedomówieniem. Ona
stała się diametralnie inną osobą. Jej falowane włosy nie układały się w
nieładzie dookoła twarzy, tylko były grzecznie zebrane na czubku głowy i upięte
w wyskoki kucyk. Czarna sukienka do połowy uda z przodu zakrywająca niemal
wszystko co miała do pokazania, z tyłu kusiła głębokim dekoltem w szpic,
biegnącym między łopatkami i sięgającym prawie do lędźwi. Na nogach miała
ładne, jak na męski, ale wiedzący coś o modzie, gust, buty na niewysokim
obcasie.
- W
porządku. – Wzruszył ramionami, ukradkiem podziwiając jej lekko opalone słońcem
nogi. Puścił ją przodem, z miną pełną uznania oceniając jej opiętą materiałem
pupę. Nigdy, nigdy się tak nie zachowywał. Każda dziewczyna zawsze była
dostępna, więc nie musiał ukradkiem podziwiać wszystkiego co miała do
zaoferowania. On po prostu dostawał to, gdy tylko chciał. Ale Granger była
tylko obiektem do podziwiania. Zupełnie nie do ruszenia.
Była najpiękniejszym
jabłkiem w sadzie, dorodną brzoskwinią, czymś co miał ochotę łapczywie zjeść
delektować się tym w nieskończoność.
Tylko
się nie zagalopuj z tymi idiotycznymi porównaniami, Malfoy.
-
Idziesz, czy dalej będziesz gapił się na mój tyłek?
Spiorunowała
go wzrokiem, a on uśmiechnął się do niej bezczelnie, jakby odpowiedź była
jednoznaczna. Ale po chwili przyspieszył i szturchnąwszy ją lekko w ramię,
szepnął do ucha: – Rozluźnij się, Granger. Mamy taki piękny wieczór, że może
chciałabyś…
Nie
dokończył, kiedy jej kopertowa torebka wylądowała na jego głowie.
Pięknie.
Zapowiadał się naprawdę „cudowny” wieczór. Dwa wnioski nawet nasuwały się same.
Pierwszy:
na pewno zamierzał spróbować jeszcze raz trochę ją rozluźnić.
Drugi: musiał zrobić to szybko, bo inaczej ta
wariatka zabije go torebką, zanim dojdą do restauracji.
***
-
Myślę, że nie powinnam już pić.
Lekko podchmielona Hermiona
odstawiła swój pusty kieliszek z winem, do którego przez cały wieczór dolewał
alkoholu. Nie wiedziała nawet ile wypiła, bo przez cały wieczór nie zobaczyła
dna naczynia.
-
Daj spokój, to tylko wino… – Za to Draco podpuszczał ją niemal od samego
wejścia do lokalu. Już wydawała się mniej groźna. I bardziej wyluzowana.
Jeszcze kilka kieliszków, a…
…Granger
zwróci zawartość żołądka?
…będzie
dla niego bardzo milutka.
Zdecydowanie
liczył na to drugie.
Żebyś
się tylko przypadkiem nie przeliczył, Draco.
***
-
Czy tych schodów zawsze było tak dużo? – zachichotała. Draco wywrócił oczami i
zrobił kwaśną minę. Kiedy on nie pił, było zdecydowanie mniej zabawnie.
Zupełnie nie wpadł na to, że będzie musiał ją niańczyć.
Pomagał jej wejść po tych głupich
zamkowych schodach, co chwilę ją uciszając. Gdyby ktokolwiek znalazłby ich teraz
w środku nocy chadzających po korytarzu, mieliby ostro przechlapane.
Hermiona,
jakby czytając w jego myślach, spoważniała.
-
Będziemy mieli kłopoty? – zapytała z szeroko otwartymi oczami, przytrzymując
się jego ramienia, żeby nie stracić równowagi.
-
Nie, jeśli się zamkniesz.
-
No wiesz?!
Patrząc
na niego z najwyższym obrzydzeniem ruszyła przed siebie. Wyglądała komicznie,
starając się złapać równowagę. Draco przyglądał się jej chwiejnym krokom z
wrednym uśmiechem, gdy nagle spoważniał i z paniką rzucił się w jej kierunku.
Za
późno.
Ciężka,
metalowa zbroja z głuchym łomotem upadła na posadzkę, razem z zaplątaną w nią
Hermioną Granger.
-
Granger! – wrzasnął, zapominając o żelaznej zasadzie zachowania ciszy podczas
nocnych wędrówek. – Teraz na pewno nas usłyszą.
-
Nie będzie kłopotów, jeśli się zamkniesz – szepnęła z szelmowskim uśmiechem,
zupełnie nieprzejęta zaistniałą sytuacją. Na gacie Merlina, czy on zabrał
właściwą dziewczynę z restauracji? Wyglądała jak Granger, nawet była tak samo
irytująca, ale zupełnie nie zachowywała się jak ona.
Draco rozumiał, że była pijana, ale
czy nie uderzyła się przypadkiem w głowę? Mogli ich złapać! A ona najwyraźniej
nic sobie z tego nie robiła.
Hermiona
zebrała się z ziemi, wyciągając różdżkę i zaklęciem doprowadzając zbroję do
porządku.
-
Granger, nie obracaj moich słów przeciwko mnie, teraz jest już a późno, zaraz
Filch…
Nie
dokończył, kiedy ze rozdrażnioną miną przysunęła twarz do jego twarzy nakryła
jego usta swoimi. Musiała stanąć na palcach, żeby dosięgnąć. Nie całowała go –
po prostu przytknęła wargi do jego ust, chcąc go uciszyć. Udało się.
Odsunął
się od niej gwałtownie, oszołomiony sytuacją.
Ciekawe,
czy będzie coś pamiętała następnego ranka… Na jego usta znowu wypłynął ten
typowy, asymetryczny, rozleniwiony, a jednocześnie szyderczy uśmieszek.
Jego
twarz wygląda niemal nienaturalnie kiedy go nie było.
Przez
kilka sekund oboje nie wiedzieli gdzie podziać swoje skrępowane spojrzenia;
przed kontaktem wzrokowym uratowały ich zbliżające się kroki.
- W
nogi – szepnął łapiąc ją w pasie i ciągnąc za sobą. Pobiegli, albo w przypadku
Hermiony – potoczyli się w stronę dormitorium.
Obracając
się jeszcze przed zakrętem, Draco z
szaleńczo bijącym sercem sprawdził, kto tak bezczelnie ich przepłoszył.
Kątem
oka dostrzegł Sybillę Trelawney w różowym szlafroku, podążającą korytarzem
ramię w ramię z Filchem i pogrążoną w dyskusję na temat przeznaczenia.
Że
co?
Powstrzymując
parsknięcie, ruszył w stronę swojego dormitorium, doganiając obijającą się od
ścian Hermionę.
- Z
czego się śmiejesz?
Położył
jej palec na ustach i wskazał korytarz. Oboje wychylili się zza niego,
obserwując w niemym zdumieniu, jak Trelawney zalotnie szturcha woźnego w ramię
i chichocze. Blee.
Hermiona
nabrała powietrza w płuca, ale zanim jej histeryczny, pijacki śmiech wypełnił
korytarz, Draco, przeczuwając jej reakcję, złapał ją w pasie i oderwał od
ziemi. W kilku krokach, nadal trzymając ją na rękach, pokonał odległość
dzielącą ich od dormitorium i po szybkim odblokowaniu drzwi, zataczając się ze
śmiechu, wpadli do pokoju.
Hogwart
skrywał o wiele więcej tajemnic niż ktokolwiek by się spodziewał.
***
-
Ja już nie piję… – Hermiona skrzyżowała dłonie nad swoją szklanką, na wszelki
wypadek już przygotowaną na stoliku.
Pff!
Jakby miał zamiar jej jeszcze dolewać!
Malfoy
zerknął mściwym wzrokiem na butelkę Ognistej, stojącą na stole, tak jakby to
jej winą było dziwne zachowanie Hermiony.
Draco
postawił ją tam przed ich wyjściem, z myślą, że jeśli Granger nie skusi się na
wino w restauracji, pomoże jej się wyluzować już w dormitorium.
Ale
w obecnej sytuacji…
Leżała
na kanapie w jego marynarce. Zrzuciła buty i zniszczyła swoją fryzurę. Boso i z
rozwianymi włosami wyglądała jak uroczy, pijany anioł. Nawet pomimo czarnej
sukienki, niewinność, a jednocześnie seksapil biły od niej jak blask.
Podszedł
bliżej, siadając na brzegu kanapy.
-
Pamiętasz jeszcze Wyspę Chochlików? – zagaił, nie patrząc jej w oczy. Złapał
butelkę Ognistej, obracając ją w dłoniach.
Nie
odpowiedziała, jednak jej spojrzenie zrobiło się zamglone, jakby jej oczy
momentalnie przykryła warstwa wspomnień.
-
Nie rozmawiajmy teraz o tym – powiedział cicho, widząc jej reakcję i nie mogąc
się powstrzymać, odgarnął kosmyk jej włosów za ucho. Jej oczy znowu wróciły do
obrazów teraźniejszości. Patrzyła na niego badawczo przez kilka chwil.
-
Dobranoc. - Niespodziewanie wstała i nie oglądając się na niego, powędrowała w
stronę swojej sypialni. Draco obserwował jak powoli wchodzi po schodach i znika
w drzwiach swojego pokoju. Westchnął i nalazł sobie whisky do przygotowanej
szklanki.
Wspomnienia
popłynęły same.
„Bo może obudzisz się pewnego dnia i
uświadomisz sobie, że ci mnie brakuje,
I twoje serce zacznie zastanawiać się,
w którym miejscu na Ziemi mogę być,
Pomyślisz, że może wrócisz do miejsca,
gdzie się spotkaliśmy.”
WYSPA CHOCHLIKÓW.
Hermiona otworzyła oczy. Wszechogarniająca
biel na chwilę ją oślepiła. Siadając na łóżku, zaczęła zastanawiać się gdzie
jest. Wspomnienia z wczorajszego wieczoru zachowały się w jej głowie niejasno
jak sen. Burza. Jaskinia. Draco.
Zerknęła na bok i krzyknęła
zaskoczona. Draco, przykryty od pasa w dół białym prześcieradłem, leżał z głową
podpartą na lewej ręce i przyglądał się jej z ciekawością. Nie miał na sobie
koszuli i mimowolnie zerknęła na mięśnie jego rąk. Chciała położyć na nich
dłonie, całując go w usta, tęsknie przypominając sobie poprzedni wieczór, ale
nie była pewna czy mogła to zrobić. Czuła się skrępowana, budząc się w jego
łóżku, ubrana jedynie w bieliznę. Pamiętała pocałunki, słowa, pieszczoty,
ciepło jego ciała, swój szybki oddech, jego dłonie, spojrzenia i uczucia, które
się w niej kumulowały. Ale nie mogła mieć pewności.
- Myślałem, że nigdy się nie obudzisz,
księżniczko. – Wywrócił oczami. To byłoby całkiem miłe, gdyby tylko nie
wypowiedział słowa „księżniczka” tak ironicznym i obraźliwym tonem. Postanowiła
to zignorować.
- Draco. Czy my…? – zapytała nieśmiało,
patrząc znacząco a jego nagą klatkę piersiową. Nie pamiętała niczego z
poprzedniego wieczoru.
Uniósł brwi. Doskonale
wiedział o co jej chodzi, ale najwidoczniej postanowił ja pognębić.
- Czy my… co? – Ewidentnie zmuszał ją
do wypowiedzenia tego. Zarumieniła się.
- Czy my… no wiesz. Wczoraj w nocy, czy
my…? – Nie była w stanie. Po prostu to słowo nie mogło przejść przez jej
gardło. A on pogarszał sytuacje, tak sobie żartując.
- My nie… no wiesz – przedrzeźnił ją,
nieudolnie próbując naśladować ton jej głosu.
Uspokoiła się trochę. To
byłoby zbyt szybko. Zbyt… jak? Nieodpowiednio? Nie z tą osobą?
Ale przebłyski dotyczące
poprzedniego wieczoru podpowiadały jej, w głębi duszy wiedziała, że gdyby
jednak okazało się, że w nocy się z nim… kochała, nie byłaby dzisiaj przerażona
tą sytuacją.
- Granger?
- Hmm?
Popatrzyła na niego i
niespodziewanym ruchem położyła twarz na poduszce, zupełnie naprzeciwko niego.
Jej brązowe włosy rozsypały się dookoła, muskając jego skórę. Wpatrywał się
przed chwilę z niedowierzaniem w jej oddalone zaledwie o kilkanaście
centymetrów oczy.
- Nic. Po prostu jakoś tak wcześniej
nie zauważyłem, że jesteś naprawdę ładna.
Roześmiali się oboje, a ona
skwitowała to tylko słowem „głupek”. Chciała się odwrócić, ale złapał ją
delikatnie za podbródek i przyciągając do siebie, pocałował.
Ona i Draco Malfoy. Kto by
pomyślał.
Hermiona
przysiadła na swoim łóżku, mimowolnie kierując dłoń w stronę ust. Dotknęła delikatnie
swoich warg, tak, jakby te wszystkie pocałunki nadal mrowiły ją w usta.
Otworzyła
drzwi od swojego pokoju. Zastała go na kanapie,
prawie dokładnie w tym samym miejscu i pozycji w jakiej go zostawiła.
-
Draco.
Podniósł
głowę i zerknął na nią zaciekawionym wzrokiem.
Ruszyła
w jego kierunku.
Wiedziała
co robić. Wiedząc też jednocześnie, jak bardzo nie powinna.
***
Miał
być zabawny i odprężający. ;) Końcówka może nastrojowa, były wspomnienia.
* cytat z piosenki The Script, tytuł w
drugiej części odcinka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz