Opowiadanie II : Oszukać Przeznaczenie.
Draco
westchnął z irytacją. Rozejrzał się uważnie dookoła, sprawdzając czy w pobliżu
nie ma żadnego nauczyciela. Nic, ani żywej duszy. W porze śniadania nikt nie
miał ochoty zapuszczać się na mokre i błotniste błonia. Z wyjątkiem jego, tak
bardzo potrzebującego chwili spokoju. Z ulgą wyciągnął z tylnej kieszeni spodni
paczkę papierosów. Usadowił się na dużym, omszałym kamieniu i zapalił jednego
końcem różdżki. Zaciągając się dymem, przywołał w pamięci rozmowę z przed kilku
minut.
-
Draco, o co ci chodzi? – jęknęła Dafne z udręczonym wyrazem twarzy, kiedy
znaleźli się wystarczająco daleko i nikt nie miał możliwości ich podsłuchać.
Wyrwała dłoń z jego uścisku, patrząc na niego ze złością. Kiedyś rozczulało go
to spojrzenie, ale teraz tylko go drażniła. Zachowywała się, jakby ani przez
chwilę nie była w stanie zapomnieć o sobie.
- O
nic. Chciałem tylko zobaczyć się z moją dziewczyną. – Wzruszył ramionami,
rozkładając ręce w geście bezradności. Jeśli chciał mieć spokój, musiał
sprawić, żeby mu uwierzyła. Ich relacja była zbyt skomplikowana, a on
potrzebował odpoczynku.
–
Ostatnio nie miałeś dla mnie zbyt dużo czasu.
Niestety,
Dafne uparła się, żeby chociaż przez te kilka chwil poutrudniać mu życie.
Postanowił
całą ich sprzeczkę obrócić w żart, ale dziewczyna ewidentnie nie złapała
haczyka. Była zbyt dumna, zbyt wściekła i zbyt zraniona, żeby i tym razem
udawać, że nic się nie stało. To prawda, iż uwielbiał, kiedy była na niego taka
wściekła. Zabawnie marszczyła nos i rzucała mu złe spojrzenia, które miały go
wyprowadzić z równowagi, a w efekcie tylko go rozśmieszały. Była seksowna, kiedy podnosiła głos i jeszcze
bardziej seksowna, kiedy w pewnym momencie poddawała się, targana bezsilną
złością, a wtedy on po prostu przysuwał ją do siebie i nie zważając na jej
słabnące protesty, całował. Ale miał wrażenie, jakby te czasy dawno minęły. Jej
złość była teraz zbyt gwałtowna, zbyt odczuwalna, stwarzająca zbyt trudne do
przekroczenia granice między nimi.
-
Uważasz, że wszystko jest w porządku? - Jej na pozór spokojny głos skrywał
lekką nutę histerii, w którą wpadła. Wiedział, że jednoznaczna odpowiedź będzie
początkiem jego końca. Nie odpowiadał.
Zauważył,
że trzęsła się z zimna. On zszedł na śniadanie w skórzanej kurtce, od samego
początku wiedząc, że urwie się ze śniadania. Ale ona stała tam, trzęsąc się w
swoim cieniutkim kaszmirowym sweterku, starając się rozgrzać, pocierając sobie ramiona zlodowaciałymi dłońmi. Nie
skarżyła się, ale wiedział, że oczekuje od niego, chociażby jakiegoś uścisku.
Chciał oddać jej swoją kurtkę, ale sam fakt, że patrzyła na niego tak
nienawistnym spojrzeniem sprawiał, że w odwecie postanowił napawać się przez
chwilkę jej bezradnością.
-
Nie uwierzę, jeśli powiesz, że nie jest w porządku. Jeśli powiesz, że teraz, w
tej sekundzie, nie jest w p o r z ą d k
u… - Mówiąc to, złapał ją za rękę, przyciągając do siebie coraz bardziej, a
wraz w ostatnim słowem ujął jej brodę w palce i przyciągnął jej twarz do
siebie. Słuchała go jak urzeczona, kiedy tylko skończył, nie dała się
pocałować, tylko odsunęła się od niego z niezadowoloną miną. Znowu zmarszczyła
czoło.
-
Dafne, co znowu?!
Zirytował
się. Chyba nie czekała na przeprosiny?! Nie zamierzał przepraszać, nie czuł się
winny. To ona przesadzała. Jeszcze nie zrobił niczego złego…
Zupełnie
ignorując swoją dziewczynę, zaczął grzebać w torbie i po chwili wyciągnął
paczkę papierosów. Dafne spojrzała na nią morderczym wzrokiem, jakby ta mogła
się zarumienić pod jej spojrzeniem.
W
tej chwili nie obchodziło go, że obiecał jej, że nie będzie tyle palił. Nie
obchodziło go też, że jeszcze kilka minut temu chciał się z nią pogodzić. Miał
totalnie w nosie to, co miało się zdarzyć za chwilę.
-
Myślę, że nie jesteś jeszcze gotowy do zgody – odparła chłodno, a jej dolna
warga zadrżała. Wyglądała prawie tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. Przez
kilka sekund miał ochotę złapać ją za rękę, mocno przyciągnąć do siebie i
zamknąć w silnym uścisku. Chciał trzymać ją w ramionach i przeprosić, jeśli
tylko ona przyzna, że ostatnio była okropną, stresującą innych, suką. Ale po
chwili uświadomił sobie, że Dafne przecież praktycznie nigdy nie płacze, więc
szybko stłumił ten czuły odruch. To tylko manipulacja. Tylko manipulacja,
Draco. Nigdy wcześniej nie widziałeś jej prawdziwych łez, dlaczego teraz
miałoby być inaczej?
-
Skoro tak uważasz... – wymruczał pod nosem, ale Dafne nie mogła tego usłyszeć.
Była zbyt daleko, prawie biegnąc po błotnistej ścieżce w stronę zamku. Nie mógł
już zauważyć jej łez, tym razem tych prawdziwych, płynących strumieniem po
twarzy.
Jeśli
tak to miało wyglądać, rzeczywiście nie był jeszcze gotowy do zgody. Ani teraz,
ani nigdy.
***
Jasne włosy Astorii wypadły z niedbałego
koczka i rozsypały się po ramionach, kiedy dziewczyna energicznie potrząsnęła
głową.
-
Znowu nie tak! – warknęła pod nosem. Ciężki tom do Historii Magii został
wyrzucony w powietrze i przeleciał przez całą długość dormitorium, rozbijając
się o ścianę i lądując niezgrabnie na kamiennej posadzce. Zirytowana, zerknęła
z niesmakiem na kupkę leżących na sobie książek, które chwilę wcześniej spotkał
ten sam los. Zmarszczyła nos, lustrując nieprzychylnym wzrokiem stos
podręczników, lecz po chwili zamachnęła się różdżką i książki wzbiły się w
powietrze, zgrabnie płynąc przez pokój w kierunku ich właścicielki.
-
Tori?! Byłabym wdzięczna, gdybyś przestała już rzucać tymi podręcznikami,
szczególnie Transmutacją! Ostatnim razem, w locie minęła moją głowę o cal i
gdyby nie moje szybkie zaklęcie tarczy, miałabym teraz na czole siniec
wielkości pięści. – Zza prostokątnej księgi do zaklęć wyłoniła się para
zielonych oczu jej współlokatorki - Taylor Walsh - łypiących z powagą na
sprawczynię zamieszania.
Astoria
popatrzyła w kierunku Taylor, zastygając na moment w bezruchu. Po chwili jednak
zreflektowała się, założyła opadające włosy za ucho i wzięła głęboki wdech.
-
Przepraszam. Po prostu jestem cała w stresie.
-
Każdy jest, są egzaminy – zaśmiała się Taylor, łapiąc leżącą obok jej ręki
poduszkę w paski i rzucając ją w kierunku Astorii. Dziewczyna nie zdążyła jej
złapać i dostała po głowie.
-
Ej! – pisnęła i odrzuciła poduszkę, ale panna Walsh w porę zasłoniła się
książką, tak, że oberwała jedynie w czubek rudowłosej głowy. Zadowolona,
wystawiła Astorii język, za co ta udała wzburzenie.
-
Idę stąd. Nie ma tutaj warunków do nauki – oznajmiła blondynka, udając powagę,
ale zaraźliwy i pełen samozadowolenia chichot Taylor, sprawił, że wychodząc z
pokoju musiała wybuchnąć śmiechem.
Wyszła
z dormitorium i ruszyła korytarzem, jak zwykle tak zatopiona w myślach, że
nawet nie zauważyła, że ktoś zrównał z nią krok.
-
Cześć.
Podniosła
głowę i uśmiechnęła się na widok Gabe’a, brata Taylor. No proszę, rodzeństwo
Walsh zapragnęło umilić jej dzisiaj życie.
-
Wybierasz się do biblioteki? – zapytała, widząc w jego rękach kilka książek.
Pytanie nie miało szczególnego sensu, bo podczas trwania egzaminów, ludzie
kursowali jedynie z biblioteki do dormitorium i z powrotem.
Gabe
zerknął na książki w dłoniach i westchnął.
-
Muszę w spokoju poczytać, a w pokoju mogę sobie tylko o tym pomarzyć.
-
Mam dokładnie tak samo! – Astoria zaśmiała się. - Twoja siostra nie daje mi się
uczyć – poskarżyła się na żarty, badając wyraz twarzy Gabriela. Miał
intrygującą minę - jego oczy miały mądry i głęboki wyraz, ale uśmiech był
krzywy, zawadiacki i jakby trochę kpiący. Nigdy nie mogła stwierdzić do końca o
czym tak naprawdę sobie myślał.
-
Nie wiem jak to się stało, ale nigdy nie zapytałam się co zamierzasz robić po
szkole.
Ruszyli
korytarzem, pogrążeni w ożywionej rozmowie.
Jak
dobrze odkurzyć czasem stare znajomości…
***
Seth
przeskakiwał po kilka stopni kamiennych schodów, chcąc jak najszybciej znaleźć
się w bibliotece. Przed chwilą pożegnał się z Hermioną, która i tak nie była w
stanie poświęcić mu uwagi, zbyt zajęta kuciem do OWUTEMÓW. On na szczęście miał
jeszcze przed sobą ostatnie miesiące błogiego leniuchowania szóstoklasisty, więc
jego problemem było tylko pozytywne zdanie bieżących egzaminów.
Wkroczył
do biblioteki, rozglądając się za Gabe’m Walshem – jego przyjacielem z
Ravenclaw’u. Spostrzegł, że ten siedzi przy stoliku z Astorią. Nie było to
dziwne – Tori przyjaźniła się z jego siostrą – Taylor. Ale sam fakt
zauważenia JEJ tak znienacka, sprawiał, że czuł ucisk w żołądku. Nie chciał już
oglądać Tori jak rzadkiego okazu czegoś, czego nie może dostać. Ale wiedział,
że każdy ruch, który wykraczałby poza sferę przyjaźni, mógłby ją spłoszyć. Poza
tym nie był pewien jak mógłby skończyć znajomość z Hermioną. Chciał tego, ale…
było między nimi zbyt dobrze, żeby tak po prostu wszystko psuć. Uświadomił
sobie, że cała jego relacja z Gryfonką, na początku będąca jedynie zarysem misternego
planu, powoli stawała się czymś rzeczywistym...
Ale w momencie, kiedy zbliżył się
do stolika przyjaciół, a Astoria zauważając go, uśmiechnęła się szeroko, w
jednej sekundzie zapomniał o wszystkich swoich wcześniejszych rozważaniach. Odwzajemniając
uśmiech, zajął miejsce po jej lewej stronie, wsłuchując się w historię, którą
właśnie opowiadała Walshowi.
I
kto tu mówił o dylematach?
***
Ogień
w kominku wygasł, jedynym źródłem światła w komnacie pozostawiając księżyc.
Powietrze w komnacie było ciepłe, ale nie dość, żeby nie zadbać o nakrycie.
Draco uniósł się na łokciach i przechylając się przez poręcz łóżka, sięgnął
ręką w głąb starej szafy, wyciągając z niej zielony koc. Rzucił go niedbale na
dziewczynę śpiącą w poprzek materaca z niewinnym wyrazem twarzy. Była w samej
bieliźnie, ale jej skóry nie zdobiła gęsia skórka - wręcz przeciwnie – kiedy
dotknął jej odkrytego brzucha, czuł gorąco bijące od jej rozpalonej skóry.
Ciemne włosy opadły na zarumienione policzki i usta, jeszcze nie ostygłe po
namiętnych pocałunkach. Draco opadł na
poduszki, naciągając na siebie drugi koc i zerknął przez okno na migoczące na
niebie gwiazdy. Przez chwilę słuchał miarowego oddechu dziewczyny leżącej obok,
a potem zamknął oczy i, odganiając uparcie wyrzuty sumienia, zasnął.
Pansy
Parkinson westchnęła we śnie i z cichym szelestem przewróciła się na bok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz