4 września 2012

16. Wyrzuty sumienia ulotne jak... sny.



Opowiadanie II : Oszukać Przeznaczenie.


Draco westchnął z irytacją. Rozejrzał się uważnie dookoła, sprawdzając czy w pobliżu nie ma żadnego nauczyciela. Nic, ani żywej duszy. W porze śniadania nikt nie miał ochoty zapuszczać się na mokre i błotniste błonia. Z wyjątkiem jego, tak bardzo potrzebującego chwili spokoju. Z ulgą wyciągnął z tylnej kieszeni spodni paczkę papierosów. Usadowił się na dużym, omszałym kamieniu i zapalił jednego końcem różdżki. Zaciągając się dymem, przywołał w pamięci rozmowę z przed kilku minut.

- Draco, o co ci chodzi? – jęknęła Dafne z udręczonym wyrazem twarzy, kiedy znaleźli się wystarczająco daleko i nikt nie miał możliwości ich podsłuchać. Wyrwała dłoń z jego uścisku, patrząc na niego ze złością. Kiedyś rozczulało go to spojrzenie, ale teraz tylko go drażniła. Zachowywała się, jakby ani przez chwilę nie była w stanie zapomnieć o sobie.
- O nic. Chciałem tylko zobaczyć się z moją dziewczyną. – Wzruszył ramionami, rozkładając ręce w geście bezradności. Jeśli chciał mieć spokój, musiał sprawić, żeby mu uwierzyła. Ich relacja była zbyt skomplikowana, a on potrzebował odpoczynku.
– Ostatnio nie miałeś dla mnie zbyt dużo czasu. 
Niestety, Dafne uparła się, żeby chociaż przez te kilka chwil poutrudniać mu życie. 
Postanowił całą ich sprzeczkę obrócić w żart, ale dziewczyna ewidentnie nie złapała haczyka. Była zbyt dumna, zbyt wściekła i zbyt zraniona, żeby i tym razem udawać, że nic się nie stało. To prawda, iż uwielbiał, kiedy była na niego taka wściekła. Zabawnie marszczyła nos i rzucała mu złe spojrzenia, które miały go wyprowadzić z równowagi, a w efekcie tylko go rozśmieszały.  Była seksowna, kiedy podnosiła głos i jeszcze bardziej seksowna, kiedy w pewnym momencie poddawała się, targana bezsilną złością, a wtedy on po prostu przysuwał ją do siebie i nie zważając na jej słabnące protesty, całował. Ale miał wrażenie, jakby te czasy dawno minęły. Jej złość była teraz zbyt gwałtowna, zbyt odczuwalna, stwarzająca zbyt trudne do przekroczenia granice między nimi.
- Uważasz, że wszystko jest w porządku? - Jej na pozór spokojny głos skrywał lekką nutę histerii, w którą wpadła. Wiedział, że jednoznaczna odpowiedź będzie początkiem jego końca. Nie odpowiadał.
Zauważył, że trzęsła się z zimna. On zszedł na śniadanie w skórzanej kurtce, od samego początku wiedząc, że urwie się ze śniadania. Ale ona stała tam, trzęsąc się w swoim cieniutkim kaszmirowym sweterku, starając się rozgrzać, pocierając  sobie ramiona zlodowaciałymi dłońmi. Nie skarżyła się, ale wiedział, że oczekuje od niego, chociażby jakiegoś uścisku. Chciał oddać jej swoją kurtkę, ale sam fakt, że patrzyła na niego tak nienawistnym spojrzeniem sprawiał, że w odwecie postanowił napawać się przez chwilkę jej bezradnością.
- Nie uwierzę, jeśli powiesz, że nie jest w porządku. Jeśli powiesz, że teraz, w tej sekundzie, nie jest w  p o r z ą d k u… - Mówiąc to, złapał ją za rękę, przyciągając do siebie coraz bardziej, a wraz w ostatnim słowem ujął jej brodę w palce i przyciągnął jej twarz do siebie. Słuchała go jak urzeczona, kiedy tylko skończył, nie dała się pocałować, tylko odsunęła się od niego z niezadowoloną miną. Znowu zmarszczyła czoło.
- Dafne, co znowu?!
Zirytował się. Chyba nie czekała na przeprosiny?! Nie zamierzał przepraszać, nie czuł się winny. To ona przesadzała. Jeszcze nie zrobił niczego złego…
Zupełnie ignorując swoją dziewczynę, zaczął grzebać w torbie i po chwili wyciągnął paczkę papierosów. Dafne spojrzała na nią morderczym wzrokiem, jakby ta mogła się zarumienić pod jej spojrzeniem.
W tej chwili nie obchodziło go, że obiecał jej, że nie będzie tyle palił. Nie obchodziło go też, że jeszcze kilka minut temu chciał się z nią pogodzić. Miał totalnie w nosie to, co miało się zdarzyć za chwilę.
- Myślę, że nie jesteś jeszcze gotowy do zgody – odparła chłodno, a jej dolna warga zadrżała. Wyglądała prawie tak, jakby miała się zaraz rozpłakać. Przez kilka sekund miał ochotę złapać ją za rękę, mocno przyciągnąć do siebie i zamknąć w silnym uścisku. Chciał trzymać ją w ramionach i przeprosić, jeśli tylko ona przyzna, że ostatnio była okropną, stresującą innych, suką. Ale po chwili uświadomił sobie, że Dafne przecież praktycznie nigdy nie płacze, więc szybko stłumił ten czuły odruch. To tylko manipulacja. Tylko manipulacja, Draco. Nigdy wcześniej nie widziałeś jej prawdziwych łez, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Skoro tak uważasz... – wymruczał pod nosem, ale Dafne nie mogła tego usłyszeć. Była zbyt daleko, prawie biegnąc po błotnistej ścieżce w stronę zamku. Nie mógł już zauważyć jej łez, tym razem tych prawdziwych, płynących strumieniem po twarzy.
Jeśli tak to miało wyglądać, rzeczywiście nie był jeszcze gotowy do zgody. Ani teraz, ani nigdy.

***

 Jasne włosy Astorii wypadły z niedbałego koczka i rozsypały się po ramionach, kiedy dziewczyna energicznie potrząsnęła głową.
- Znowu nie tak! – warknęła pod nosem. Ciężki tom do Historii Magii został wyrzucony w powietrze i przeleciał przez całą długość dormitorium, rozbijając się o ścianę i lądując niezgrabnie na kamiennej posadzce. Zirytowana, zerknęła z niesmakiem na kupkę leżących na sobie książek, które chwilę wcześniej spotkał ten sam los. Zmarszczyła nos, lustrując nieprzychylnym wzrokiem stos podręczników, lecz po chwili zamachnęła się różdżką i książki wzbiły się w powietrze, zgrabnie płynąc przez pokój w kierunku ich właścicielki.
- Tori?! Byłabym wdzięczna, gdybyś przestała już rzucać tymi podręcznikami, szczególnie Transmutacją! Ostatnim razem, w locie minęła moją głowę o cal i gdyby nie moje szybkie zaklęcie tarczy, miałabym teraz na czole siniec wielkości pięści. – Zza prostokątnej księgi do zaklęć wyłoniła się para zielonych oczu jej współlokatorki - Taylor Walsh - łypiących z powagą na sprawczynię zamieszania.
Astoria popatrzyła w kierunku Taylor, zastygając na moment w bezruchu. Po chwili jednak zreflektowała się, założyła opadające włosy za ucho i wzięła głęboki wdech.
- Przepraszam. Po prostu jestem cała w stresie.
- Każdy jest, są egzaminy – zaśmiała się Taylor, łapiąc leżącą obok jej ręki poduszkę w paski i rzucając ją w kierunku Astorii. Dziewczyna nie zdążyła jej złapać i dostała po głowie.
- Ej! – pisnęła i odrzuciła poduszkę, ale panna Walsh w porę zasłoniła się książką, tak, że oberwała jedynie w czubek rudowłosej głowy. Zadowolona, wystawiła Astorii język, za co ta udała wzburzenie.
- Idę stąd. Nie ma tutaj warunków do nauki – oznajmiła blondynka, udając powagę, ale zaraźliwy i pełen samozadowolenia chichot Taylor, sprawił, że wychodząc z pokoju musiała wybuchnąć śmiechem.
Wyszła z dormitorium i ruszyła korytarzem, jak zwykle tak zatopiona w myślach, że nawet nie zauważyła, że ktoś zrównał z nią krok.
- Cześć.
Podniosła głowę i uśmiechnęła się na widok Gabe’a, brata Taylor. No proszę, rodzeństwo Walsh zapragnęło umilić jej dzisiaj życie.
- Wybierasz się do biblioteki? – zapytała, widząc w jego rękach kilka książek. Pytanie nie miało szczególnego sensu, bo podczas trwania egzaminów, ludzie kursowali jedynie z biblioteki do dormitorium i z powrotem.
Gabe zerknął na książki w dłoniach i westchnął.
- Muszę w spokoju poczytać, a w pokoju mogę sobie tylko o tym pomarzyć.
- Mam dokładnie tak samo! – Astoria zaśmiała się. - Twoja siostra nie daje mi się uczyć – poskarżyła się na żarty, badając wyraz twarzy Gabriela. Miał intrygującą minę - jego oczy miały mądry i głęboki wyraz, ale uśmiech był krzywy, zawadiacki i jakby trochę kpiący. Nigdy nie mogła stwierdzić do końca o czym tak naprawdę sobie myślał.
- Nie wiem jak to się stało, ale nigdy nie zapytałam się co zamierzasz robić po szkole.
Ruszyli korytarzem, pogrążeni w ożywionej rozmowie.
Jak dobrze odkurzyć czasem stare znajomości…

***


            Seth przeskakiwał po kilka stopni kamiennych schodów, chcąc jak najszybciej znaleźć się w bibliotece. Przed chwilą pożegnał się z Hermioną, która i tak nie była w stanie poświęcić mu uwagi, zbyt zajęta kuciem do OWUTEMÓW. On na szczęście miał jeszcze przed sobą ostatnie miesiące błogiego leniuchowania szóstoklasisty, więc jego problemem było tylko pozytywne zdanie bieżących egzaminów.
Wkroczył do biblioteki, rozglądając się za Gabe’m Walshem – jego przyjacielem z Ravenclaw’u. Spostrzegł, że ten siedzi przy stoliku z Astorią. Nie było to dziwne – Tori przyjaźniła się z jego siostrą – Taylor. Ale sam fakt zauważenia JEJ tak znienacka, sprawiał, że czuł ucisk w żołądku. Nie chciał już oglądać Tori jak rzadkiego okazu czegoś, czego nie może dostać. Ale wiedział, że każdy ruch, który wykraczałby poza sferę przyjaźni, mógłby ją spłoszyć. Poza tym nie był pewien jak mógłby skończyć znajomość z Hermioną. Chciał tego, ale… było między nimi zbyt dobrze, żeby tak po prostu wszystko psuć. Uświadomił sobie, że cała jego relacja z Gryfonką, na początku będąca jedynie zarysem misternego planu, powoli stawała się czymś rzeczywistym...
            Ale w momencie, kiedy zbliżył się do stolika przyjaciół, a Astoria zauważając go, uśmiechnęła się szeroko, w jednej sekundzie zapomniał o wszystkich swoich wcześniejszych rozważaniach. Odwzajemniając uśmiech, zajął miejsce po jej lewej stronie, wsłuchując się w historię, którą właśnie opowiadała Walshowi.
I kto tu mówił o dylematach?

***

Ogień w kominku wygasł, jedynym źródłem światła w komnacie pozostawiając księżyc. Powietrze w komnacie było ciepłe, ale nie dość, żeby nie zadbać o nakrycie. Draco uniósł się na łokciach i przechylając się przez poręcz łóżka, sięgnął ręką w głąb starej szafy, wyciągając z niej zielony koc. Rzucił go niedbale na dziewczynę śpiącą w poprzek materaca z niewinnym wyrazem twarzy. Była w samej bieliźnie, ale jej skóry nie zdobiła gęsia skórka - wręcz przeciwnie – kiedy dotknął jej odkrytego brzucha, czuł gorąco bijące od jej rozpalonej skóry. Ciemne włosy opadły na zarumienione policzki i usta, jeszcze nie ostygłe po namiętnych pocałunkach.  Draco opadł na poduszki, naciągając na siebie drugi koc i zerknął przez okno na migoczące na niebie gwiazdy. Przez chwilę słuchał miarowego oddechu dziewczyny leżącej obok, a potem zamknął oczy i, odganiając uparcie wyrzuty sumienia, zasnął.
Pansy Parkinson westchnęła we śnie i z cichym szelestem przewróciła się na bok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz