4 września 2012

14. Zerwane więzy.


Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie. 


[wspomnienie]
Dwa ostre, przyciszone głosy rozdzierały ciszę panującą w gabinecie dyrektora Hogwartu. Gryfonka i Ślizgon kłócili się szeptem, rzucając sobie nienawistne spojrzenia. Profesora Dumbledore’a nie było w gabinecie, co w pełni wyjaśniało brak skrępowania w kwestii obrzucania siebie nawzajem barwnymi wyzwiskami.
- Nie boisz się odpowiedzialności za to, co zrobiłaś? – Draco zaśmiał się gorzko, obrzucając ją niechętnym spojrzeniem. To oczywiste, że się nie bała, choć bardzo powinna. Naraziła się nie jednej osobie, krzyżując plany Czarnego Pana. Ale wyraz niewzruszenia na jej twarzy mówił sam za siebie – była wręcz przekonana, że postąpiła słusznie.
- Nie, Draco. – Dziewczyna zamknęła oczy i nabrała powietrza w płuca, jakby utwierdzając się w tym, co miała za chwilę wyznać. – Nie powiesz nikomu.
- Nie powiesz nikomu? – zawtórował, marszcząc groźnie brwi. Niewiarygodnie drażnił go ten spokój i pewność, które wypływały z jej ust. Tak, jakby wiedziała, że jest bezpieczna. Jakby sadziła, że będzie ją chronił za o co zrobiła! – Myślisz, że twoje prośby wywrą na mnie wrażenie? Granger, ja…
- To nie była prośba, tylko stwierdzenie faktu – przerwała mu chłodno, irytując się lekko i unosząc dłoń w geście oznaczającym nic innego, jak „daruj sobie, bo jestem już zmęczona”.
Kopnął stojące przed nim biurko, ignorując pełne dezaprobaty spojrzenia wiszących na ścianach portretów. Te stare zgredy mogły sobie swoje sugestie wsadzić w…
- Wiem, że nic nikomu nie powiesz.
Udawała, że zupełnie nie zauważyła jego „drobnego” wybuchu, który uszkodził wyposażenie gabinetu dyrektora. Zdziwił się, bo zwykle to właśnie od niej wypływało najwięcej karcących spojrzeń i niewiarygodnie denerwujących, pouczających uwag, których tak nienawidził. Była irytująca. A nawet więcej. Po prostu przykra w obejściu. Tak zwany zestaw wyłącznie dla masochistów -  w myślach zaśmiał się perfidnie.
- I na pewno masz powody, żeby tak uważać – zakpił szyderczo, przechylając się w jej kierunku na krześle. Był rozdrażniony i każdy doszedłby do wniosku, że przebywanie w człowiekiem w takim stanie jest niebezpieczne. Ale nie Hermiona. Ona zbliżyła się jeszcze bardziej, patrząc mu twardo w oczy. Tak, jakby nie krępowała jej ta bliskość. Musiała być naprawdę wściekła.
- Oczywiście, że mam powody, Draco. A nawet, gdybym ich nie miała, czy myślisz, że tylko ty potrafisz  szantażować? – W jej głosie zabrzmiała nieznana do tej pory nuta. Tak, jakby bawiło ją jego zdanie na jej temat. Tak, jakby była zdolna do czegoś więcej niż tylko bierne prośby o powrót na stronę dobra.
Zamilkł. Jego usta rozchyliły się jeszcze kilka razy, ale za każdym razem zamykał je, bo słowa uciekały zanim zdążył je wypowiedzieć. Nie spodziewał się takiej reakcji. Była odważniejsza i bardziej wyrachowana niż myślał. Fakt, iż taka mała cnotka mogłaby go szantażować, był co najmniej śmieszny. A jednak na tyle realny, że wywołał na nim wrażenie i nawet cień strachu. Co by się stało, gdyby wszyscy dowiedzieli się, że zdradził swój plan tej małej szlamie? Że pozwolił na to, by pobiegła do pieprzonego Pottera i pokrzyżowała szyki jemu i reszcie Śmierciożerców? Och tak, była uczciwa. Obiecała, że nikomu nie powie i nie powiedziała, fakt. Ale sprawiła, że Potter i stary Drops nie wyszli z zamku. W takim wypadku Dumbledore byłby w pełni sił, nawet gdyby Draco próbował go zabić. A po co Śmierciożercy mieliby dostać się do zamku, pełnego przygotowanych na to nauczycieli?
Och tak, z innej perspektywy można by stwierdzić, że go uratowała. Uratowała go przed popełnieniem zbrodni w sposób, który nie sprowadzał na niego gniewu Czarnego Pana. Voldemort postanowił zmienić strategię i Draco został oddalony do tego zadania. Zemsta na jego ojcu nie miała znaczenia teraz, kiedy nagrodą było coś zupełnie innego. Teraz, kiedy Harry Potter był w zasięgu ręki. Draco mógł zostać marionetką w rękach Czarnego Pana po raz drugi, ale zawiódł. I może dzięki temu został ocalony.
Ale to nie zmienia faktu, że Granger wepchnęła ten swój mały nosek w nie swoje sprawy. Draco nie był w stanie pojąć, dlaczego tak uczepiła się myśli, żeby mu pomóc. Dlaczego tak cholernie obstawała przy tym głupim postanowieniu, że może go uratować?!
Głupia Granger. Doigrała się. Tym razem naprawdę się doigrała.

***

Ślizgońskie dormitoria, tak jak i Pokój Wspólny Slytherinu, ulokowane były w lochach, czyli głęboko pod ziemią. Ich mieszkańcy wiecznie narzekali na chłód i wilgoć, jednak mieli doskonałe pojęcie, że ta miejscówka jest najbardziej ustronnym miejscem w zamku. Ślizgoni uważali się za elitę i jak na elitę przystało, ukrywali się w największym i najbardziej ukrytym i zacisznym pokoju w całym Hogwarcie. Wielu z nich często powtarzało, że Salazar wiedział, co robi, wybierając właśnie to miejsce na dom swoich przyszłych uczniów. I mimo wyrzeczeń w postaci ciepła i światła, mieszkańcy domu węża lubili swój podziemny świat, tonący w zieleni, miejscami poprzecinanej ostrym srebrem, wijącym się w nieregularnych kształtach na obiciach foteli, zasłonach lub ścianach w kolorze butelkowej zieleni.
Ich dormitorium znajdowało się prawdopodobnie w okolicach jeziora, skąd brała się odpowiedź na kapiącą z różnych miejsc wodę, morską poświatę rozpostartą w pomieszczeniach, wpadającą przez wychodzące do wnętrza jeziora okrągłe okna, i tą błogą, cenną ciszę.
Dormitorium, w którym mieszkała Pansy, Dafne i trzy inne współlokatorki znajdowało się na samym końcu korytarza pełnego drzwi prowadzących do innych pokojów dziewcząt. Duże okno umieszczone w ich pokoju i wychodzące na środek jeziora, pozwalało im przyglądać się podwodnym istotom i roślinom żyjącym na głębinach. Były tak przyzwyczajone do tego miejsca, że nie robiło już na nich wrażenia, kiedy wielka kałamarnica przebywała w pobliżu ich okna, zaglądając do środka swoim wielkim okiem.
Wilgoć i chłód dało się wytrzymać, a kryzys ze światłem został zażegnany, gdy Dafne wpadła na genialny pomysł porozwieszania po całym pokoju małych lampek, działających dzięki zaklęciu, sprawiającemu, że nigdy się nie wypalały.
Ze względu na wystrój, pomieszczenie przypominało trochę garderobę jakiejś gwiazdy, niż sypialnię pięciu uczennic. Ślizgonki wiedziały jak zadbać o odpowiedni nastrój. W pokoju walały się tony srebrnych, czarnych i zielonych poduszek. Na ścianach udrapowały płachty materiału w kolorach swojego domu, który spływał delikatnie aż do kamiennej podłogi, zakrywając gołą ścianę. Pokój Dafne Greengrass był zdecydowanie najgustowniejszym dormitorium w całym Hogwarcie. Ale w przeciwieństwie do siostry, Astoria zawsze czuła się tu lekko nieswojo. Nigdzie nie wiedziała śladów osobowości lokatorek. Ściany jej dormitorium zdobiły setki ruchomych fotografii i plakatów ulubionych zespołów. Po pokoju walały się setki urządzeń, często znoszonych przez jej współlokatorkę – Taylor. I panował w nim wieczny bałagan, co nadawało mu wygląd naprawdę  zamieszkanego…
Zielonkawa poświata padła na twarz opartej na stosie poduszek Dafne. Dziewczyna wyglądała na wykończoną. Blada cera była poszarzała, a oczy straciły blask. Każdy jej ruch świadczył o coraz większym pogrążaniu się w katatonii.
- Nawet nie wiesz jakie masz szczęście – prychnęła Astoria, zeskakując z łóżka Pansy na którym leżała i wskakując na pokryty beżowym pledem materac siostry. Obróciła się twarzą do Dafne, obrzucając ją krytycznym spojrzeniem. Teraz obie panny Greengrass oraz panna Parkinson siedziały po turecku w dormitorium siódmoklasistek, a Pansy bawiła się na przemian włosami obu blondynek. Czyżby słabość do platynowych włosów?
- Nie rozumiecie o czym mówię – zirytowała się Dafne, machając zadbaną dłonią. – To nie jest proste do wytłumaczenia… Czuję po prostu, że coś jest nie tak… Jakby coś się stało między nami. I cały czas mam wrażenie, że to wina Granger.
Astoria i Pansy wymieniły sceptyczne spojrzenia. Przerabiały to już tyle razy i nigdy nie potrafiły wyperswadować Dafne jej głupich przekonań. Była strasznie uparta, kiedy chciała. Dlatego zwykle dyskusja kończyła w ten sam sposób. Obojętnie na jaki temat rozmawiały, Dafne wychodziła z pokoju z przeświadczeniem o swojej racji.
- Daj już spokój, Daf. Powiedział ci przecież, że już mu na niej nie zależy. Nic a nic. – Astoria uniosła jasne brwi, patrząc badawczo na siostrę i odliczając sekundy do kolejnej serii marudzenia. Miała szczerą ochotę rzucić w nią poduszką. Dlaczego siedziała jak głupia w dormitorium, stwarzając sobie nieistniejące problemy, zamiast iść i po prostu porozmawiać z Draco?!
- Niby tak, ale…
- Daf, wrzuć na luz, dobra? Widać, że on za tobą szaleje – mruknęła gniewnie Pansy, akcentując swoją wypowiedź lekkim szarpnięciem przyjaciółki za włosy. Dalej nie mogła wybaczyć Dafne tego, iż przyjaciółka odbiła jej chłopaka na balu bożonarodzeniowym w czwartej klasie. I mimo wszystko, natura Ślizgonki zwyciężyła, bo czuła lekką satysfakcję z faktu, że im się nie układa. Dzięki temu Draco ostatnio nawet zauważył, że Pansy zmieniła fryzurę i pochwalił jej wygląd. No, pochwalił to za dużo powiedziane, ale w języku Malfoya było to wielkie wyróżnienie. Robili zdecydowane postępy. Rozmawiali ze sobą.
- Nie, Pansy. Coś jest nie tak.
Dafne sturlała się z łóżka i wstała. Uniosła głowę, patrząc na siostrę i przyjaciółkę wyzywająco.
- Słońce, nie masz czasami wrażenia, że przesadzasz? – Astoria westchnęła, nie ukrywając znudzenia. Po co wałkować temat, który nie ma sensu?
- Przykro mi, że nie potraficie tego pojąć  - oświadczyła Dafne, całkowicie ignorując pytanie siostry i odwróciwszy się na pięcie, wybiegła z dormitorium.
Pansy przeniosła zagubiony wzrok na Astorię. Wydawała się już zmęczona humorami swojej przyjaciółki.
- Myślisz, że tym razem będzie się długo dąsać?
Astoria pokiwała bezwiednie głową, patrząc w bliżej nieokreślony punkt na ścianie, jakby wyświetlały się tam właśnie odpowiedzi na wszystkie dręczące pytania.
- Myślę, że tak – odpowiedziała w zamyśleniu, przenosząc wzrok na zamknięte drzwi, którymi przed momentem trzasnęła Dafne. – Zdecydowanie tak.

***

Hermiona sapnęła, uginając się pod naręczem książek. Z ulgą rzuciła tomy na stolik, który jęknął pod ich ciężarem. Zerknęła na swoją listę, z rozpaczą stwierdzając, że nie przytaszczyła nawet połowy z potrzebnych pozycji, a łupanie w krzyżu utwierdzało ją w przekonaniu, że więcej książek już nie da rady unieść. Z niezadowoloną miną opadła na fotel i gdyby mogła, w celu ulżenia sobie, obrzuciłaby teraz kogoś rozsierdzonym spojrzeniem. Jak zwykle biblioteka nie obfitowała w uczących się ludzi ( a jakżeby inaczej, była przecież sobota). Całe pomieszczenie świeciło pustkami, tak jak lubiła. Cisza sprzyjała nauce…
- Cześć.
Ktoś opadł na fotel naprzeciwko. Podniosła wzrok, automatycznie rozpoznając głos człowieka, który zakłócił jej spokój. Zacisnęła usta na widok Setha, który na dodatek nie sprawiał wrażenia ani odrobinkę skruszonego.
- Ty? – stwierdzenie przypomniało bardziej jęknięcie. Nie miała ochoty z nim rozmawiać po ostatnim incydencie. Więcej – nie miała ochoty widzieć go na oczy. Zachował się jak dupek, a ona dupków nie tolerowała. Powinna wiedzieć, że zażyłość ze Ślizgonem to nic dobrego. Chociażby z doświadczenia.
- Na to wygląda.
Rzucił jej błagalne spojrzenie maślanych oczu, ale nie ugięła się pod jego urokiem.
- Idź sobie, Seth – burknęła jedynie, patrząc na niego spod byka i do złudzenia przypominając niezadowolone dziecko. – Muszę się uczyć.
Chłopak uśmiechnął się szeroko, jakby tylko czekał na taką reakcję. Szturchnął palcem jedną książkę, przesuwając ją w stronę Hermiony.
- Ucz się, nie będą ci przeszkadzał. Lubię na ciebie patrzeć, kiedy przekopujesz się przez te wszystkie księgi. Poza tym, miałem nadzieję, że już się nie gniewasz – zagaił, spuszczając wzrok, ale po chwili znowu go podnosząc i intensywnie wpatrując się w jej tęczówki. Kto jak kto, ale Seth Watters sztukę flirtu opanował do perfekcji.
Hermiona parsknęła śmiechem na te słowa. Właśnie to było w nim najciekawsze. Nie opuszczał go dobry humor, zawsze potrafił ją rozbawić. Był innym Ślizgonem. Beztroskim i nie zważającym na zasady. Był inny niż Draco. Król Slytherinu wyznaczał zasady, a Seth je łamał.
- Nadal nie jestem zadowolona z tego, co się stało… – zaczęła powoli, ale Seth wyczuł w jej głosie, że sprawa została uznana za zamkniętą. – Mam pomysł, w jaki sposób możesz mi to wynagrodzić.
Uśmiechnęła się przebiegle, rzucając mu zapisaną swoim drobnym pismem listę. Seth zmarszczył brwi, sięgając po zwitek papieru zawierający chyba z dwadzieścia najcięższych pozycji, jakie znajdowały się w bibliotecznych zbiorach. Jęknął głucho i zerknął na nią z miną „zapamiętam to sobie”. Kiedy zniknął między regałami, Hermiona uśmiechnęła się. To, że widocznie mu zależało, wprawiło ją w dobry nastrój.
Szkoda tylko, że nie mogła się bardziej mylić.
***

             Gdyby Draco Malfoy zaczął w tym momencie machać rękami, wyglądałby jak człowiek, który odpędza się od natarczywych much, bowiem wokół niego krążyło chyba pół żeńskiej populacji domu węża. Jednak on, wbrew powszechnemu przekonaniu, że jest już niedostępny, gdyż „zarezerwowany” przez samą Dafne Greengrass, z uśmiechem reagował na słowne zaczepki i wcale nie przeszkadzały mu obsiadające jego przestrzeń tabuny liczących na flirt dziewczyn.
Dafne zacisnęła pięści, patrząc ze złością w stronę swojego chłopaka, który nie robił sobie absolutnie niczego z jej ostrzegawczych spojrzeń. Zachowywał się tak, jakby chciał dopiec jej za ich ostatnią wymianę zdań. A o ile Dafne dobrze pamiętała, to ona powinna się teraz na nim mścić za publiczne upokorzenie.
 - Idź tam i zakończ tę parodię, jeśli chcesz. – Tuż nad uchem usłyszała znajomy, kpiący głos. Odwróciła głowę, mrużąc oczy do Astorii, której twarz zdobił sardoniczny uśmieszek, zaakcentowany dodatkowo zaciśnięciem warg i uniesieniem jasnych brwi. Ugh. Z całego serca nienawidziła momentów, gdy młodsza siostra się z niej nabijała.
- Przecież oni tylko rozmawiają – łagodziła Dafne, takim tonem, jakby chciała przekonać o tym nie tylko siostrę, ale także samą siebie. Wmawiaj sobie, wmawiaj, że nic się nie dzieje. A w rzeczywistości wszystko toczyło się w kierunku, który najbardziej ją przerażał. Oddalali się od siebie, bezpowrotnie tracąc to, co najważniejsze. Ich relacja, złożona z pajęczej siateczki delikatnych nici, z której każda symbolizowała coś wyjątkowego, coś, co ich łączyło, zaczynała się strzępić. Nici popękały, zostały bezpowrotnie zerwane.
- Yhmm… – Astoria podważyła jej słowa w momencie, kiedy Amy Kyles, największa zdzira z szóstego roku,  pochyliła się nad Draco, kładąc mu dłoń na ramieniu i szepcząc coś zalotnie do ucha.
Dafne zerwała się z kanapy. Na jej twarzy malowała się żądza mordu. Astoria właśnie z takiej siostry była dumna. Lubiła obserwować jak Dafne z zawziętością walczy o swoje, nawet jeśli jej celem był chłopak, który podobał się Astorii bardziej, niż ktokolwiek inny.
- On musi odreagować – zamruczała Pansy, próbując uspokoić przyjaciółkę. Ale Daf już nie słuchała. Astoria niemal z dumą obserwowała, jak jej siostra zamaszystym krokiem podchodzi do Draco, lecz w ostatniej chwili skręca w stronę wyjścia do dormitorium. Dafne przeszła ostentacyjnie przed nosem swojego chłopaka, który ledwo co na nią zerknął, i wypadając z dormitorium, z całej siły trzasnęła drzwiami.
Nikt w Pokoju Wspólnym nawet nie podniósł głowy znad wykonywanej czynności…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz