[ Opowiadanie
I: Oczy szeroko zamknięte. ]
Muzyka grająca gdzieś w oddali, ciepłe
promiennie popołudniowego słońca ogrzewające twarz, lekki wietrzyk, nadający
świeżości zmęczonemu wieczorowi. Wszystko to sprawiało, że tego dnia świat
wydawał się inny, lepszy. Każdy człowiek, przedmiot, a nawet podmuch wiatru zdawał się być osnuty mgiełką tajemnicy…
Powietrze było ciężkie od emocji, a umysł pracował nieco wolniej, sprawiając,
że spojrzenia przeciągały się w nieskończoność.
Czas płynął leniwie, sprawiając, że chwilami nie można było zorientować
się, czy nie znajdują się już gdzieś w krainie marzeń i fantazji…
Oczy osnute mgłą, myśli płynące lekko, jak
woda w górskim potoku. Spojrzenia
krzyżujące się ponad stołami, pomiędzy ludźmi zawisły w gęstym, letnim powietrzu…
Nie ma sekundy, w której chciałbym wyrzucić cię z mojego umysłu.
Uśmiechnęła się lekko, z nieśmiałością. Kiedy
tylko uchwycił jej spojrzenie, świat dookoła rozpłynął się w feerii barw. Jakie
to było banalne. Tak, jakby w tym momencie był pewien tylko co do jednej
decyzji. Widział tylko ją, taką jak zapamiętał wyłącznie ze snów – należącą do
niego, idealną Nie Gryfonkę, nie dziewczynę, nie Granger. Ją. Królewną Śnieżkę.
Jesteś
jak podmuch wiatru, otaczający moje
myśli, wspomnienia…
Wstał pospiesznie i ruszył w jej kierunku. Ona
także zerwała się z krzesła, nie spuszczając z niego spojrzenia. Podszedł do
niej i bez słów, skłonił się lekko. Podała mu dłoń, zgadzając się na nieme
zaproszenie do tańca. Położył rękę na jej talii, przyciągając ją lekko do
siebie. Poczuła ciepło jego ciała, unoszącą się w rytmie oddechów klatkę
piersiową. Zawirowali w tańcu.
W
twoich oczach odnajduję swój świat. W nich szukam odbicia własnej duszy.
Może
to muzyka przestała grać, a może po prostu to oni przestali dostrzegać
cokolwiek więcej poza sobą nawzajem. Nieświadomie szukając ucieczki przed całym
wścibskim światem dotarli do stojącej na uboczu stodoły. Kiedy tylko ściana
budynku osłoniła ich przed oczami gapiów, przygniótł ją mocno do ściany,
napawając się jej bliskością, smakiem jej ust, barwą jej głosu, kiedy szeptała
niezrozumiałe w tym momencie słowa. Zapach jej włosów zmieszał się z letnim
powietrzem. Zaciągnął się łapczywie i wyostrzył zmysły…
W mroku panującym w stodole nie mogła zobaczyć
wyrazu jego twarzy, ale ciepło bijące od jego ciała, sprawiało, iż siedzenie w
jego ramionach wydawało się być najprzyjemniejszą rzeczą jaką mogłaby
kiedykolwiek zrobić. Czuła na twarzy jego przyspieszony oddech, a jego dłonie
zaciskały się coraz mocniej wokół jej talii. Nie mogąc się powstrzymać,
dotknęła jego policzka wierzchem dłoni, co sprowokowało go do delikatnego
pocałunku jaki złożył na jej wargach. Czując to, łapczywie objęła dłońmi jego
twarz, zatapiając zmysły w jego ustach. Uczucie, które ich ogarnęło, było mieszanką czułości i pożądania. Gdyby
kiedykolwiek kiedy ktoś kazałby im to opisać, powiedzieliby, że to tak, jakby mogli w końcu posmakować
zakazanego owocu, jakby czekali na tę
chwilę, wyobrażając sobie jak mogłaby ona wyglądać, a dopiero kiedy nadeszła,
poczuli, że ich najśmielsze marzenia były tylko pustymi fantazjami.
Gorąco bijące od obu ciał, łapczywe oddechy i
ciche westchnienia tworzyły niemożliwy do podrobienia nastrój. Ta chwila była
tylko ich, a oni, doskonale zdając sobie z tego sprawę, wykorzystywali ją do
granic możliwości.
Delikatne pocałunki jakimi obdarzali się
nawzajem, wkrótce przerodziły się w pełną pasji grę zmysłów. Wszystko nabierało
ostrości. Barwy stały się wyraźniejsze, zapachy bardziej intensywne, a dotyk
bardziej odczuwalny.
Opuszkami palców sunęła po jego jedwabistej,
perłowej skórze, co jakiś czas muskając rozchylonymi wargami wyznaczoną przez
siebie palcem ścieżkę. Nigdy wcześniej nie miała w stosunku do niego takiej
śmiałości, ale podobało jej się odkrywanie tej bliskości jaka ich łączyła.
Bawił się jej włosami, oddzielając od siebie
kasztanowe kosmyki i głaszcząc przy tym jej twarz. Nie spieszyli się – to był
ich czas i wiedzieli, że mają go tyle, ile tylko zechcą.
Draco podniósł się lekko i oparł na łokciach,
patrząc na leżącą pod nim dziewczynę. Nigdy dotąd nie widział jej w ten sposób. Rozczochrane włosy, w
których błyszczały refleksy słońca wpadającego przez szpary w ścianach stodoły,
rozsypały się wokół jej głowy. Zaróżowione policzki i delikatna skóra koloru
kości słoniowej, która pod każdym jego dotykiem drżała lekko. Rozchylone w
oczekiwaniu wargi, które tak czekały aż zakryje je swoimi. I oczy… Piękne,
czekoladowe oczy otoczone garniturem ciemnych rzęs… Spoglądała na niego zadziornie, w tych oczach
zabłysnęły filuterne iskierki. Gdyby miał później wybrać najpiękniejszą rzecz
należącą do niej, z pewnością zdecydowałby się na oczy. Jej oczy, które jednym spojrzeniem mogły wyrazić więcej,
niż wszystkie słowa jakie mogłaby wypowiedzieć.
Hermiona westchnęła, znowu czując smak jego
pocałunków. Nigdy jej tak nie całował. Świat dookoła tańczył, a policzki zalała
fala gorąca.
Z początku myślała nad wieloma rzeczami.
Zastanawiała się co tutaj robi, dlaczego robi to z tym człowiekiem i w końcu
dlaczego czerpie tyle przyjemności z pocałunków, skoro ich prowokatorem był
Draco. Ale im dłużej myślała, tym mniej mogła się skupić, gdyż każda myśl
wylatywała jej z głowy w mgnieniu oka. Liczyło się tylko tu i teraz, a była
coraz głębiej utwierdzona w przekonaniu, iż robi właśnie coś czego nie będzie w
stanie później żałować. Żar jego pocałunków nie pozwolił jej się ponownie
skupić na dręczących ją rozterkach i oddała się mu całkowicie.
Uwolnił ją z sukienki, przeciągając
ją przez jej głowę. Ona uśmiechnęła się
tylko i przymknęła oczy, poddając się jego czułościom.
Tyle rozkoszy nie mogła doświadczyć
nigdy wcześniej. Drżała lekko, a z jej rozchylonych warg na przemian
wydostawały się ciche okrzyki, albo głębokie zaczerpnięcia powietrza. Patrzyła
mu w oczy, napawając się czułością, jaką w nich odnalazła. Ból był niczym
szczególnym pośród tych wszystkich emocji. A nawet przeciwnie – i on był
najsłodszą rozkoszą, bo tylko Draco mógł jej go zadać. Zapach siana, który
unosił się w powietrzu, sprawiał, iż wieczór miał zapaść głęboko w ich pamięci,
przesycony rozkoszą i miłością. Zachowany na długo, długo później, potrzebny do
wspominania go w chwilach rozpaczy i samotności.
„Nie
musiała rozumieć sensu życia, wystarczyło spotkać Kogoś, kto go zna. A potem
zasnąć w Jego ramionach jak dziecko, które wie, że ktoś silniejszy od niego
chroni je przed wszelkim złem i niebezpieczeństwami.”
Zasnęła w jego objęciach, czując się
bezpieczna jak nigdy dotąd. Nie wiedziała tylko tego, jak bardzo myli się w tym
momencie.
***
Obudziła się później. Kiedy otworzyła oczy,
mrużąc je przed światłem, stwierdziła, że poranek już dawno minął.
Później, kiedy słońce wisiało już na niebie,
kiedy ptaki świergotały radośnie, kiedy cały świat pragnął przywitać się
rozkoszną melodią dźwięków.
Później, kiedy jego już nie było. Bardzo
starannie zatarł ślady swojej obecności. Zapewne chciał, żeby pomyślała, że ta
noc była snem, pięknym snem… To takie groteskowe, lecz też by tak pomyślała,
gdyby nie zostawił jednego, jedynego śladu, który nie pozwolił mi zapomnieć.
Wtedy… i teraz też nie pozwalał…
Śladu w jej sercu…
Powinnam
była wiedzieć, że będzie bolało. Powinnam była wiedzieć, że złamiesz mi serce.
Powinnam była wiedzieć, że kiedy odejdziesz, pozostawisz za sobą ból tak
dotkliwy…
Powinnam była to przewidzieć. Ale wolałam żyć w nieświadomości.
Wolałam wybrać to, co było łatwiejsze. I zrobiłam to.
Szukała, pytała, krzyczała i płakała. Wszystko
na nic. Zniknął. Zniknął jak poranna rosa, kiedy tylko pojawiają się pierwsze,
ciepłe promyki słońca. Zniknął jak słońce znika za horyzontem. Tyle, że on nie
powrócił następnego ranka. I jeszcze kolejnego, i jeszcze. Czekała. Naiwnie
wierzyła, że za chwilę znowu zobaczę jego twarz. Jego krzywy uśmiech, który powie jej, że to
był kolejny nieprzyjemny żart, kolejna typowa dla niego igraszka…
- A później zrozumiałam… zrozumiałam, że on już nie wróci… I wtedy wszystko
straciło swój dawny sens. Życie straciło kolory, a pozostałe kontury pozwoliły
mi tylko ślizgać się po jego powierzchni… I nie chodziło o jego nieobecność. Raczej o
stracony sens, brutalnie wyrwaną mi z rąk nadzieję. Wtedy wróciłam do Hogwartu…
- Pamiętam. Praktycznie nie chciałaś jeść, ani
pić. Mogłaś tylko całymi godzinami siedzieć bez ruchu i patrzyć pustym wzrokiem
w dal. Odcięta od świata i pogrążona w rozpaczy. – Ginny objęła ją. - Nie wiem
co wtedy się działo, ale nie pytałam, nie chciałam znowu cię stracić. Bo gdybym
naciskała, z pewnością zamknęłabyś się w sobie.
Hermiona posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie.
Ulgę przyniosło opowiadanie przyjaciołom. Widzieli, że wróciła odmieniona.
Wiedzieli, że coś się stało. Ale nie zadawali niepotrzebnych pytań.
Cały czas walczyła ze swoim sercem, pragnąc go
z niego wyrzucić. W końcu udało się… Miejsce w którym się zadomowił wycięła
ostrym nożem nienawiści. I trudno, że nikt już tam nie zamieszka. To była w
stanie znieść. Nie mogłaby tylko znieść jego obecności… Myśli, iż kiedyś
istniał naprawdę, a nie tylko w jej przepełnionej wyobrażeniami głowie.
Nie czuła żalu. To była jej przeszłość, jej
smutek.
Jej własna droga…
***
Kilkanaście dni później wyczekiwała na
zbliżający się koniec roku szkolnego. To była dla niej wyjątkowa ulga, gdyż
ostatnie tygodnie spędzone w zamku były najgorszymi w jej życiu. Egzaminy mogła
zdać na wakacjach ze względu na wyjątkowe okoliczności. Ludzie z Ministerstwa
na razie zostawili ją w spokoju, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu zanim
zaczną się przesłuchania.
Nie chciała wracać do domu. Pani Weasley (dzięki
Ronowi i Ginny) pozwoliła jej zamieszkać u siebie przez wakacje, a ona z
wdzięcznością przystała na tę propozycję. Kilka dni przed wyjazdem stało się
jednak coś, czego nikt się nie spodziewał…
Hogwart został zaatakowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz