1 sierpnia 2012

15. Zakazany owoc.



[ Opowiadanie I: Oczy szeroko zamknięte. ]



Muzyka grająca gdzieś w oddali, ciepłe promiennie popołudniowego słońca ogrzewające twarz, lekki wietrzyk, nadający świeżości zmęczonemu wieczorowi. Wszystko to sprawiało, że tego dnia świat wydawał się inny, lepszy. Każdy człowiek, przedmiot,  a nawet podmuch wiatru  zdawał się być osnuty mgiełką tajemnicy… Powietrze było ciężkie od emocji, a umysł pracował nieco wolniej, sprawiając, że spojrzenia przeciągały się w nieskończoność.  Czas płynął leniwie, sprawiając, że chwilami nie można było zorientować się, czy nie znajdują się już gdzieś w krainie marzeń i fantazji…
Oczy osnute mgłą, myśli płynące lekko, jak woda w górskim potoku.  Spojrzenia krzyżujące się ponad stołami, pomiędzy ludźmi zawisły w gęstym,  letnim powietrzu…
Nie ma sekundy, w której chciałbym wyrzucić cię z mojego umysłu.
Uśmiechnęła się lekko, z nieśmiałością. Kiedy tylko uchwycił jej spojrzenie, świat dookoła rozpłynął się w feerii barw. Jakie to było banalne. Tak, jakby w tym momencie był pewien tylko co do jednej decyzji. Widział tylko ją, taką jak zapamiętał wyłącznie ze snów – należącą do niego, idealną Nie Gryfonkę, nie dziewczynę, nie Granger. Ją. Królewną Śnieżkę.
Jesteś jak podmuch wiatru, otaczający  moje myśli, wspomnienia…
Wstał pospiesznie i ruszył w jej kierunku. Ona także zerwała się z krzesła, nie spuszczając z niego spojrzenia. Podszedł do niej i bez słów, skłonił się lekko. Podała mu dłoń, zgadzając się na nieme zaproszenie do tańca. Położył rękę na jej talii, przyciągając ją lekko do siebie. Poczuła ciepło jego ciała, unoszącą się w rytmie oddechów klatkę piersiową. Zawirowali w tańcu.
W twoich oczach odnajduję swój świat. W nich szukam odbicia własnej duszy.
  Może to muzyka przestała grać, a może po prostu to oni przestali dostrzegać cokolwiek więcej poza sobą nawzajem. Nieświadomie szukając ucieczki przed całym wścibskim światem dotarli do stojącej na uboczu stodoły. Kiedy tylko ściana budynku osłoniła ich przed oczami gapiów, przygniótł ją mocno do ściany, napawając się jej bliskością, smakiem jej ust, barwą jej głosu, kiedy szeptała niezrozumiałe w tym momencie słowa. Zapach jej włosów zmieszał się z letnim powietrzem. Zaciągnął się łapczywie i wyostrzył zmysły…

             W mroku panującym w stodole nie mogła zobaczyć wyrazu jego twarzy, ale ciepło bijące od jego ciała, sprawiało, iż siedzenie w jego ramionach wydawało się być najprzyjemniejszą rzeczą jaką mogłaby kiedykolwiek zrobić. Czuła na twarzy jego przyspieszony oddech, a jego dłonie zaciskały się coraz mocniej wokół jej talii. Nie mogąc się powstrzymać, dotknęła jego policzka wierzchem dłoni, co sprowokowało go do delikatnego pocałunku jaki złożył na jej wargach. Czując to, łapczywie objęła dłońmi jego twarz, zatapiając zmysły w jego ustach. Uczucie, które ich ogarnęło,  było mieszanką czułości i pożądania. Gdyby kiedykolwiek kiedy ktoś kazałby im to opisać, powiedzieliby, że to tak, jakby mogli w końcu posmakować zakazanego  owocu, jakby czekali na tę chwilę, wyobrażając sobie jak mogłaby ona wyglądać, a dopiero kiedy nadeszła, poczuli, że ich najśmielsze marzenia były tylko pustymi fantazjami.
Gorąco bijące od obu ciał, łapczywe oddechy i ciche westchnienia tworzyły niemożliwy do podrobienia nastrój. Ta chwila była tylko ich, a oni, doskonale zdając sobie z tego sprawę, wykorzystywali ją do granic możliwości.
Delikatne pocałunki jakimi obdarzali się nawzajem, wkrótce przerodziły się w pełną pasji grę zmysłów. Wszystko nabierało ostrości. Barwy stały się wyraźniejsze, zapachy bardziej intensywne, a dotyk bardziej odczuwalny.
Opuszkami palców sunęła po jego jedwabistej, perłowej skórze, co jakiś czas muskając rozchylonymi wargami wyznaczoną przez siebie palcem ścieżkę. Nigdy wcześniej nie miała w stosunku do niego takiej śmiałości, ale podobało jej się odkrywanie tej bliskości jaka ich łączyła.
Bawił się jej włosami, oddzielając od siebie kasztanowe kosmyki i głaszcząc przy tym jej twarz. Nie spieszyli się – to był ich czas i wiedzieli, że mają go tyle, ile tylko zechcą.
Draco podniósł się lekko i oparł na łokciach, patrząc na leżącą pod nim dziewczynę. Nigdy dotąd nie widział jej w ten sposób. Rozczochrane włosy, w których błyszczały refleksy słońca wpadającego przez szpary w ścianach stodoły, rozsypały się wokół jej głowy. Zaróżowione policzki i delikatna skóra koloru kości słoniowej, która pod każdym jego dotykiem drżała lekko. Rozchylone w oczekiwaniu wargi, które tak czekały aż zakryje je swoimi. I oczy… Piękne, czekoladowe oczy otoczone garniturem ciemnych rzęs… Spoglądała na niego zadziornie, w tych oczach zabłysnęły filuterne iskierki. Gdyby miał później wybrać najpiękniejszą rzecz należącą do niej, z pewnością zdecydowałby się na oczy. Jej oczy, które jednym spojrzeniem mogły wyrazić więcej, niż wszystkie słowa jakie mogłaby wypowiedzieć.
Hermiona westchnęła, znowu czując smak jego pocałunków. Nigdy jej tak nie całował. Świat dookoła tańczył, a policzki zalała fala gorąca.
Z początku myślała nad wieloma rzeczami. Zastanawiała się co tutaj robi, dlaczego robi to z tym człowiekiem i w końcu dlaczego czerpie tyle przyjemności z pocałunków, skoro ich prowokatorem był Draco. Ale im dłużej myślała, tym mniej mogła się skupić, gdyż każda myśl wylatywała jej z głowy w mgnieniu oka. Liczyło się tylko tu i teraz, a była coraz głębiej utwierdzona w przekonaniu, iż robi właśnie coś czego nie będzie w stanie później żałować. Żar jego pocałunków nie pozwolił jej się ponownie skupić na dręczących ją rozterkach i oddała się mu całkowicie.
Uwolnił ją z sukienki, przeciągając ją przez jej głowę.  Ona uśmiechnęła się tylko i przymknęła oczy, poddając się jego czułościom.
            Tyle rozkoszy nie mogła doświadczyć nigdy wcześniej. Drżała lekko, a z jej rozchylonych warg na przemian wydostawały się ciche okrzyki, albo głębokie zaczerpnięcia powietrza. Patrzyła mu w oczy, napawając się czułością, jaką w nich odnalazła. Ból był niczym szczególnym pośród tych wszystkich emocji. A nawet przeciwnie – i on był najsłodszą rozkoszą, bo tylko Draco mógł jej go zadać. Zapach siana, który unosił się w powietrzu, sprawiał, iż wieczór miał zapaść głęboko w ich pamięci, przesycony rozkoszą i miłością. Zachowany na długo, długo później, potrzebny do wspominania go w chwilach rozpaczy i samotności.

„Nie musiała rozumieć sensu życia, wystarczyło spotkać Kogoś, kto go zna. A potem zasnąć w Jego ramionach jak dziecko, które wie, że ktoś silniejszy od niego chroni je przed wszelkim złem i niebezpieczeństwami.”

Zasnęła w jego objęciach, czując się bezpieczna jak nigdy dotąd. Nie wiedziała tylko tego, jak bardzo myli się w tym momencie.

***

Obudziła się później. Kiedy otworzyła oczy, mrużąc je przed światłem, stwierdziła, że poranek już dawno minął.
Później, kiedy słońce wisiało już na niebie, kiedy ptaki świergotały radośnie, kiedy cały świat pragnął przywitać się rozkoszną melodią dźwięków.
Później, kiedy jego już nie było. Bardzo starannie zatarł ślady swojej obecności. Zapewne chciał, żeby pomyślała, że ta noc była snem, pięknym snem… To takie groteskowe, lecz też by tak pomyślała, gdyby nie zostawił jednego, jedynego śladu, który nie pozwolił mi zapomnieć. Wtedy… i teraz też nie pozwalał…
Śladu w jej sercu…

Powinnam była wiedzieć, że będzie bolało. Powinnam była wiedzieć, że złamiesz mi serce. Powinnam była wiedzieć, że kiedy odejdziesz, pozostawisz za sobą ból tak dotkliwy…
Powinnam była to przewidzieć. Ale wolałam żyć w nieświadomości. Wolałam wybrać to, co było łatwiejsze. I zrobiłam to.

Szukała, pytała, krzyczała i płakała. Wszystko na nic. Zniknął. Zniknął jak poranna rosa, kiedy tylko pojawiają się pierwsze, ciepłe promyki słońca. Zniknął jak słońce znika za horyzontem. Tyle, że on nie powrócił następnego ranka. I jeszcze kolejnego, i jeszcze. Czekała. Naiwnie wierzyła, że za chwilę znowu zobaczę jego twarz.  Jego krzywy uśmiech, który powie jej, że to był kolejny nieprzyjemny żart, kolejna typowa dla niego igraszka…
- A później zrozumiałam… zrozumiałam,  że on już nie wróci… I wtedy wszystko straciło swój dawny sens. Życie straciło kolory, a pozostałe kontury pozwoliły mi tylko ślizgać się po jego powierzchni…  I nie chodziło o jego nieobecność. Raczej o stracony sens, brutalnie wyrwaną mi z rąk nadzieję. Wtedy wróciłam do Hogwartu…
- Pamiętam. Praktycznie nie chciałaś jeść, ani pić. Mogłaś tylko całymi godzinami siedzieć bez ruchu i patrzyć pustym wzrokiem w dal. Odcięta od świata i pogrążona w rozpaczy. – Ginny objęła ją. - Nie wiem co wtedy się działo, ale nie pytałam, nie chciałam znowu cię stracić. Bo gdybym naciskała, z pewnością zamknęłabyś się w sobie.
Hermiona posłała jej pełne wdzięczności spojrzenie. Ulgę przyniosło opowiadanie przyjaciołom. Widzieli, że wróciła odmieniona. Wiedzieli, że coś się stało. Ale nie zadawali niepotrzebnych pytań.

Cały czas walczyła ze swoim sercem, pragnąc go z niego wyrzucić. W końcu udało się… Miejsce w którym się zadomowił wycięła ostrym nożem nienawiści. I trudno, że nikt już tam nie zamieszka. To była w stanie znieść. Nie mogłaby tylko znieść jego obecności… Myśli, iż kiedyś istniał naprawdę, a nie tylko w jej przepełnionej wyobrażeniami głowie.
Nie czuła żalu. To była jej przeszłość, jej smutek.
Jej własna droga…
***
Kilkanaście dni później wyczekiwała na zbliżający się koniec roku szkolnego. To była dla niej wyjątkowa ulga, gdyż ostatnie tygodnie spędzone w zamku były najgorszymi w jej życiu. Egzaminy mogła zdać na wakacjach ze względu na wyjątkowe okoliczności. Ludzie z Ministerstwa na razie zostawili ją w spokoju, ale wiedziała, że to tylko kwestia czasu zanim zaczną się przesłuchania.
Nie chciała wracać do domu. Pani Weasley (dzięki Ronowi i Ginny) pozwoliła jej zamieszkać u siebie przez wakacje, a ona z wdzięcznością przystała na tę propozycję. Kilka dni przed wyjazdem stało się jednak coś, czego nikt się nie spodziewał…
Hogwart został zaatakowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz