Opowiadanie I: Oczy szeroko zamknięte.
[
Sacrifice ]
Stawiała
szeleszczące kroki na niewydeptanej dotąd ścieżce, zastanawiając się dokąd tak
naprawdę zaprowadzi ją droga, którą podążała. I nie myślała w tym momencie o
wijącej się pośród krzaków szarej wstędze ścieżki. Myślała o swoim wyborze. O
kimś, kogo zostawiła daleko, daleko za plecami, na rozdrożu.
To nie dawało jej spokoju. Zawsze należała do
osób długo rozważających każde „za” i „przeciw” i po podjęciu decyzji długo
zastanawiających się nad tym „co by było gdyby…”. Tak jak teraz, zastanawiała
się co by było gdyby postanowiła towarzyszyć Draconowi. Owszem, była wściekła
za to, że ją okłamał, ale gdyby miała to po prostu przełknąć i pójść za nim?
Tonks
ich widziała, więc wiedziała, że Hermiona żyje. Właściwie nie było pewne, co
pomyślała sobie Nimfadora. Mogła przypuszczać, że Draco ją porwał i
przetrzymywał wbrew jej woli. Ale zapewne zauważyła, że trzymają się za ręce.
Przecież nie pomyślała, że Hermiona przeszła na złą stronę…? Nie, to nie było
możliwe. Nie Tonks. Ale jak mogła jej wyjaśnić, że była pewna, iż Draco wróci z
nią do Hogwartu?
Wyszła na zalaną słońcem polanę. Dzień chował
się już za horyzontem, zmierzchało. Zdjęła z pleców namiot, który
wspaniałomyślnie zostawił jej Draco. Wtedy chwyciła go bez słowa podziękowania,
ale teraz czuła, że jej wdzięczność nie ma granic. W życiu nie położyłaby się
spać na gołej ziemi, narażona na ataki niewiadomo czego. Brrr, nie dziękuję.
Kilkanaście
minut zajęło jej rozłożenie namiotu i kiedy w końcu to zrobiła, uniosła
różdżkę, by rzucić na teren wokół zaklęcia ochronne. Dopiero teraz dotarło do
niej jak głupim pomysłem było podróżowanie samotnie. Jeśli coś miało ją teraz
rozerwać na strzępy, spotkałby ją naprawdę zasłużony finał. Starała się
ignorować dochodzące z lasu odgłosy, ale szelest nasilał się. Coś zachrobotało
w krzakach tuż obok niej. Serce podeszło jej do gardła, kiedy odwracała się w
stronę boru. Niemal podskoczyła na dźwięk łamanej gałęzi, celując różdżką w
zarośla. Krzak znowu poruszył się, wiatr zaszumiał pomiędzy gałęziami.
Chwilę
później naprawdę ucieszyła się, że nie strzeliła na oślep żadnym zaklęciem, bo
koniec jej różdżki wylądował tuż przy twarzy… Malfoya. Draco spojrzał uważnie
na patyk tuż przed swoim nosem i kiedy zorientował się, że kawałek drewna jest
różdżką, nie zbłąkaną gałęzią, zaskoczony podniósł wzrok.
Na
jej widok rozluźnił się lekko, ale zmarszczki między brwiami nie zniknęły.
–
Śledzisz mnie? – zapytał bezmyślnie.
Niemal
warknęła w odpowiedzi. To dla niego takie
t y p o w e.
Oczywiście,
Draco. Cały świat kręci się wokół ciebie, Draco. A teraz z łaski swojej poproś
słońce, żeby już się wyłączyło, bo chciałbym pójść spać. Draco. Ugh!
- No
dobra, widzę, że nie – powiedział zirytowany, spoglądając ponad jej ramieniem
na pozostawiony bez opieki plecak i namiot. – Ale to chyba jakiś żart.
Hermiona założyła ręce na piersi,
zaciskając usta. Zgromiła go spojrzeniem, kiedy tylko zrobił krok w jej
kierunku, lecz ten nawet się nie zatrzymał, ściągając z ramion swój plecak i
kładąc go obok jej rzeczy.
-
Wytłumaczysz mi wreszcie o co tutaj chodzi? – zapytała ze złością, odgarniając
włosy, które przypadkiem opadły na ściągniętą w surowym wyrazie twarz.
-
Sam chciałbym wiedzieć, jasne? Różdżka wskazała mi tę drogę. – Malfoy
zastanawiał się na głos, wyciągając wspomniany przedmiot z kieszeni i wpatrując
się w niego tępym wzrokiem, jakby doszukiwał się jakiejś usterki.
-
Moja mapa powiedziała mi dokładnie to samo – odparła, mrużąc oczy. Malfoy
pojawił się znikąd i w dodatku nie chciał się jeszcze ulotnić. Nie ma to jak
miły wieczór. – Nie wiem co znowu wyprawiasz, Malfoy, ale wiedz, że tym razem
zwyczajnie się doigra…
-
Umilkniesz w końcu…? – Podniósł głowę ze złością. Hermiona otworzyła usta z
niedowierzaniem.
-
Mógłbyś przestać zachowywać się w ten sposób w stosunku do mnie? – Położyła
ręce na biodrach, nie pierwszy raz zaskoczona jego impertynencją.
Wywrócił
oczami.
-
Jak znowu sposób?
-
Bezczelny, arogancki, wredny … - zaczęła wyliczać Hermiona, ale on uśmiechnął
się tylko paskudnie.
-
Powiedział ci ktoś kiedyś, że jesteś cholernie irytująca?
Draco
podniósł głowę, gdy zamiast oczekiwanej, „ciętej” riposty, którymi uwielbiała
raczyć go Granger, odpowiedziała mu tylko cisza. Dziewczyna umilkła, a jej
spojrzenie zatrzymało się nagle.
Szelest,
który brali do tej pory za odgłosy wiatru, okazał się w rzeczywistości
ostrożnym krokiem…
Z
lasu wyłoniła się postać w ciemnej pelerynie. Przybysz wyglądał zupełnie
nienaturalnie, materializując się nagle pośród drzew i zmierzając w stronę
kłócącej się dwójki, która zamarła w zupełnym bezruchu. Hermiona czuła, że jej
serce przyspiesza bicie, tłucząc się w klatce piersiowej jak mały ptak,
pragnący wydostać się na wolność.
Śmierciożerca
pierwszy podniósł różdżkę, ale Draco był już na to przygotowany. W powietrzu
śmignęło kilka zaklęć, zanim Hermiona w ogóle zdołała dobyć różdżki. Ale zanim
to zrobiła, mężczyzna uchylił się przed wymierzonym w niego urokiem i szybkim
ruchem sięgnął ku dziewczynie. Hermiona krzyknęła, kiedy Śmierciożerca złapał
ją za loki, zaciskając pięść w jej włosach tak mocno, jakby chciał wszystkie
wyrwać.
-
Puść ją - wysapał Draco, mierząc przybysza wrogim spojrzeniem. Jego klatka
piersiowa unosiła się i opadała w rytm szybkich oddechów. Sam fakt, iż
siedemnastolatek patrzy na kogoś w ten sposób nie robił wrażenia, kiedy ale
dochodziła do tego wycelowana w jego pierś różdżką, słowa nie były tylko marną
groźbą.
Hermiona
na próżno starała się powstrzymać łzy bólu. Widziała, że Malfoy to zauważył.
Jego palce mocniej zacisnęły się na kawałku drewna.
-
No, no, no, Malfoy. Kto by pomyślał, że koniec końców będziesz bronił szlamy…
Hermiona
poczuła na szyi dotyk różdżki Śmierciożercy i przełknęła ślinę.
-
Mówię to ostatni raz. Puść ją, albo zginiesz. – Starannie cedzone słowa nie
wywołały pożądanego efektu. Usta przybysza rozciągnęły się w pogardliwym
uśmiechu. Przez chwilę przez myśli Hermiony przepłynęła myśl, czy Draco zna
tego człowieka, ale po chwili wszystko zaczęło dziać się tak szybko, że nie
miała czasu na zastanowienia.
-
Ojciec z pewnością nie…
Ręka Draco zadrgała, kiedy
zacisnął palce na różdżce. Wszystko stało się w ułamku sekundy, ale dla
Hermiony czas jakby zwolnił swoje tempo. Dźwięk gdzieś się wyłączył i pogrążona
w całkowitej ciszy, obserwowała przewijające się sceny. Draco otworzył usta; z
pomiędzy warg wydostało się nieodwracalne zaklęcie. Zielony promień ugodził
stojącego Śmierciożercę w pierś. Hermiona z krzyknęła z przerażeniem, czując
jak palce mężczyzny rozluźniają swój uścisk, do tej pory kurczowo zaciśnięty na
jej włosach. Ale nawet jej głos nie istniał, kiedy po chwili zakryła dłońmi
usta, chcąc powstrzymać okrzyk. Podniosła głowę, a jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Dracona. Upuścił plecak i ruszył w jej kierunku.
Poczuła,
jak jego silne dłonie zaciskają się wokół jej ramion. Potrząsał jej
bezwładnym ciałem, ale nie była w stanie ani na chwilę oderwać wzroku od
martwego Śmierciożercy, patrzącego w jej kierunku pustymi, szklanymi oczami.
Przeraźliwy chłód pełzał po jej nogach i wzdłuż kręgosłupa, powodując odrętwienie
wszystkich kończyn. Miała wrażenie, że zaraz osunie się na ziemię, jak
bezwładny kawałek materiału, ale coś nadal utrzymywało ją w pozycji pionowej.
Ostre pieczenie na policzku rozbudziło kolory.
- …
dobrze, słyszysz? – Jego głos wydostał się spod bariery dźwięku. Nagle zaczęły
dochodzić do niej inne odgłosy. Szum wiatru, słowa chłopaka, jej szybki i
nieregularny oddech. Draco ścisnął ją mocniej i pogłaskał po włosach. Kolejny
cios, tym razem w klatce piersiowej, sprawił, że zakrztusiła się, łapczywie
wciąganym powietrzem. Uświadomiła sobie, że to nie on ją uderzył, tylko jej
płuca domagały się tlenu.
-
Nic się nie stało – mruknął, sadzając ją na trawie i kucając naprzeciw.
Zauważyła, że też był przerażony, co ukrył pod maską niewzruszenia. Prawdziwych
emocji nie da się ukryć, pomyślała ze zgrozą.
-
Zabiłeś go. – Nic więcej nie udało jej się wykrztusić. Nadal się trzęsła,
zszokowana, przerażona i niezdolna do wypowiedzenia logicznego zdania.
- On
chciał zabić ciebie. Coś za coś.
-
Coś za coś… - powtórzyła powoli, bezmyślnie.
-
Chodź. – Owinął rękę wokół jej szyi i pomógł jej podnieść się do pozycji stojącej.
Podparła się na nim, dopiero teraz czując, że jej nogi trzęsą się tak bardzo,
że nie są w stanie utrzymać ciężaru ciała. – Mijałem po drodze wioskę, na
pewno tam… - szeptał pośpiesznie, pragnąc na chwilę ją uspokoić. Nigdy,
przenigdy nie widział jej w takiej histerii. Była przerażająco spanikowana i po
raz pierwszy w życiu bał się jej. Bał się pustego wyrazu jej oczu. Morderstwo
nie było niczym szczególnym do momentu, kiedy zobaczył jej reakcję. Dopiero
teraz poczuł wyrzuty sumienia, a kręgosłup moralny stał się czymś bliższym
mitu.
-
Zabiłeś go – powtórzyła, odwracając wzrok od ciała.
- To
był Śmierciożerca, tak? – Potrząsnął nią, pragnąc skupić jej spojrzenie na
sobie. Udało mu się to na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, żeby przeszedł go
dreszcz. Jej panika udzielała mu się z dziwną łatwością.
Nie
dbał o to, że zabił Śmierciożercę. W gruncie rzeczy o jednego sukinsyna mniej.
Ale świadomość, że pozbawił kogoś życia zaczęła dziwnie ciążyć… Wszystko
przez jej przerażone spojrzenia i słowa wypowiadane drżącym głosem. Jedna
chwila zwątpienia wywołana przez Hermionę Granger, pociągnęła za sobą lawinę
myśli.
Powinieneś dawno przyznać
się do tego, że nigdy nie chciałeś wracać. Ani do Hogwartu, ani do domu, ani
nigdzie tam, gdzie ktokolwiek jeszcze o tobie pamiętał… Powinieneś przyznać, że
nie zależy ci na służbie u Czarnego Pana, że chcesz po prostu wolności i
spokoju…
- To
też człowiek.
- Chciałaś
więc, żeby to on nas zabił? Targanie go ze sobą byłoby niebezpieczne. A pomyśl
sobie, co by się stało, gdyby uciekł. Pomyślałaś o tym? Nie? No właśnie, panno
najmądrzejsza. Mógłby… - Nie skończył, kiedy usłyszał głośne wciągnięcie
powietrza. Zamilkł, przestraszony i rozdrażniony jednocześnie. Nadal służąc jej
za podporę, poprowadził ją w stronę ścieżki prowadzącej do wioski.
Oj,
Hermiono Granger. Może i jesteś piekielnie bystra, ale za to wcale a wcale nie znasz
się na życiu…
No proszę! Znów razem ;) Dobrze, że Draco go zabił inaczej to on mógłby im coś zrobić. Nie pochwalam tego, ale rozumiem, że chciał chronić Hermionę. Swoją drogą musi mu na niej bardzo zależeć ;) Jestem ciekawa co takiego wydarzy się w tej wiosce?
OdpowiedzUsuń