1 sierpnia 2012

11. Początek i koniec.




Opowiadanie I: Oczy szeroko zamknięte.

Oczy piekły ją niemiłosiernie, lecz miała przeczucie, że gdy tylko je otworzy, ból będzie jeszcze większy. Dlatego przez kilka sekund leżała z zamkniętymi powiekami, starając się opanować łupanie w głowie przypominające uderzenia wielkiego młotka. Hałas był zdecydowanie nie do zniesienia, więc postanowiła jednak uchylić odrobinę powieki, żeby jej myśli zajęły się czymś innym; byle tylko nie dudnił jej w pustej głowie ten potworny dźwięk. Ale kiedy tylko ochrona w postaci cienkiej warstwy skóry zniknęła, musiała pomóc sobie jedną ręką, osłaniając się przed oślepiającym i zdecydowanie sprawiającym ból, światłem słońca. Znowu zacisnęła oczy i odczekała kilka sekund zanim postanowiła po raz kolejny podjąć wyzwanie jej zmęczonego ciała. Uniosła ciężką jak z ołowiu głowę i spróbowała usiąść. Siłowała się ze sobą kila dobrych chwil i w końcu udało jej się utrzymać w miarę stabilną postawę.
Dopiero kiedy ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, poczuła palącą suchość w gardle. Z wysiłkiem podniosła się na nogi i poczłapała ciężkim krokiem w stronę kuchni, wlewając w siebie tyle wody, ile zdołał zmieścić jej żołądek, pragnąc zaspokoić to diabelskie pragnienie. Nalała sobie jeszcze jedną szklankę, na wszelki wypadek, i powlekła się z powrotem do salonu. Podciągnęła trochę prześcieradło, którym się owinęła, kiedy z przerażeniem zauważyła, że ma na sobie jedynie cienką podkoszulkę na ramiączkach i figi do kompletu. Wydarzenia z wczorajszego wieczoru mąciły się w głowie, przykryte warstwą  grubej mgły, aż do samego momentu, kiedy niespodziewanie urwał jej się film. Starała się nie myśleć o tym, co narobiła… Albo narobili… Nie, przynajmniej jeszcze nie teraz.
Ogarnęła wzrokiem pokój. Nie wyglądał jak po pijackiej imprezie nastolatków - jedynie gdzieniegdzie walały się porozrzucane części garderoby. W samym środku salonu, a ściślej - na zielonej kanapie, spał Malfoy. Leżał na brzuchu, z policzkiem przyciśniętym do miękkiego obicia mebla. Jedna ręka opadała mu bezwładnie na podłogę, gdzie stała jeszcze butelka po spożytym alkoholu. Jasne włosy rozsypane dookoła jego głowy w nieładzie sugerowały zdecydowanie frywolną noc…  Zapatrzona w młodego boga nie zauważyła pustej butelki, którą niechcący uderzyła nogą. Hałas sprawił, iż chłopak skrzywił się we śnie. Powoli otworzył oczy, z nieprzytomnym wzrokiem rozglądając się po pomieszczeniu. Jego wzrok niemal momentalnie padł na szklankę napoju w jej dłoniach, jakby w jego głowie wbudowany był jakiś radar. Zaśmiała się w duchu, na myśl, iż może po tylu pijackich nocach rzeczywiście przydałby mu się.
- Wody – jęknął tylko, lecz tak wymęczonym głosem, że Hermiona bez zastanowienia pospieszyła w jego kierunku. Niefortunnie, potknąwszy się o kawałek prześcieradła w które była owinięta, poleciała w przód, wypuszczając z ręki szklankę. Woda chlusnęła mu w twarz, mocząc dodatkowo obicie kanapy. Hermiona zatoczyła się po przodu i z impetem uderzyła o jego bok. Rozpaczliwie wymachując rękami i za wszelką cenę chcąc złapać równowagę, przewracając się, złapała go za poły rozpiętej do połowy białej koszuli. ( Draco cały czas chodził w ubraniach właścicieli, co zdecydowanie jej się nie podobało i uznawała to za zwykłą kradzież – ona „pożyczyła” tylko najpotrzebniejsze rzeczy.) Z głuchym łoskotem wylądowali na sobie. Hermiona nie pozwoliła sobie wydać żadnego dźwięku, w duchu przygotowując się na jego pełen wściekłości krzyk. Kiedy po kilku sekundach odpowiedziała jej jedynie cisza, otępiały umysł zaczął zastanawiać się, czy jej towarzysz przeżył ten upadek. Na szczęście, chwilę później jęknął głucho, na próżno starając się wyplątać z prześcieradła owiniętego wokół ich ciał.
- Merlinie…  Granger, prosiłem tylko o odrobinę wody…  - wysapał, gdyż dziewczyna swoim ciężarem ciała przyciskała jego klatkę piersiową. – Po prostu przynieś mi wody…
- Nie. – Była zbyt zmęczona na wykonywanie jego poleceń. Nie żeby kiedykolwiek słuchała jego kapryśnych rozkazów. Położyła głowę na jego klatce piersiowej, nie fatygując się nawet,  by się z niego sturlać. Po wczorajszym wieczorze nic nie mogło już jej skrepować.
- Błagam…  - Wzniósł oczy do nieba: - Granger, dlaczego teraz zebrało ci się na czułości…?  Umieram z pragnienia – chrypiał udręczonym głosem, nie otwierając oczu. Jego ręce błądziły nad jej nagimi ramionami, jakby nie mogąc zdecydować się czy ją odepchnąć, czy jeszcze mocniej przycisnąć do siebie. W końcu opadły bezwładnie z powrotem na podłogę.
- Jesteś teraz taki bezsilny… Daj mi się tym rozkoszować… - Uśmiechnęła się leniwie, lecz nie zauważył tego, krzywiąc się na słowo „bezsilny”.
- Jeszcze słowo, Granger…
Odczuła ulgę słysząc groźbę w jego głosie. Nie mogła zrozumieć tego, iż już jej to nie irytowało. Jeszcze bardziej zastanawiał ją fakt, że lubiła go do tego prowokować. Działali ze sobą jak w idealnym systemie. Ona prowokowała, on dawał się sprowokować. On się uspokajał, ona znowu zaczynała. Ona była początkiem, on był końcem. I odwrotnie.
- Dobra, już dobra. Ale ostatni raz podaję ci cokolwiek – zastrzegła z trudem podnosząc się na nogi. Po kilku nieudanych próbach, kiedy jej raz po raz przygniatała go swoim ciężarem, pomógł jej wstać.
- Zobaczymy.
Uśmiechnął się do siebie.
Poczłapała do kuchni czując na sobie jego wzrok. Nalała do szklanki zbawiennej wody i ruszyła w jego kierunku.
- Tym razem nie rozlej – ostrzegł ją, ale kąciki jego ust podniosły się lekko ku górze. Nie przeszkadzało jej to, że z niej kpił. Już wiedziała, że był to rodzaj zabawy, a nie bezlitosnej walki.
Podniósł się i oparł plecami o kanapę. Usiadła obok i podała mu szklankę. Kropelki wylanej  na jego twarz wody spływały mu jeszcze po policzkach. Pociągnęła lekko nosem. Mimo nocy spędzonej na kanapie we wczorajszych ciuchach nadal ładnie pachniał. On z resztą zawsze przyjemnie pachniał. Niczym szczególnym, po prostu sobą. Wiedziała, że każdy ma swój, charakterystyczny zapach. Jak pachniał Draco Malfoy? Może trochę jak ciemny las, trochę jak tajemnica.  Oparła się o niego, cały czas wdychając tą enigmatyczną, lecz przyjemną woń.
- Dlaczego się tak do mnie kleisz? – wymruczał z obojętnością, lecz nie zabrzmiało to wrogo. Przyzwyczaiła się do jego szorstkości, lecz, o dziwo, i to jej nie odrzucało.
- Bo jesteś ciepły – stwierdziła rezolutnie, przykładając policzek do jego rozgrzanej piersi. – I mięciutki – dodała infantylniej, mają nadzieję, że jej nie odepchnie za to wyznanie. Parsknął, ale go zignorowała. Było jej dobrze, prawie jak na poduszce. Nawet lepiej. Jej głowa pasowała tam jak ulał.
- Granger… - zaczął zmęczonym tonem, jakby jej zachowanie go osłabiało. Nie dokończył, co dziewczyna stwierdziła za dobry znak. Słuchała jak łapczywie popijał wodę, jak oddycha, słuchała bicia jego serca, które dudniło szaleńczo, jakby gdzieś się spiesząc.
Zauważyła nagle, że prześcieradło, którym się okrywała, zsunęło się nieznacznie z jej nóg, a wzrok Draco spoczął na jej nagim udzie. Pospiesznie podciągnęła materiał wolną ręką, co wywołało jego śmiech.
- Daj sobie z tym spokój, i tak widziałem – mruknął z wrednym uśmieszkiem, a Hermiona oczami wyobraźni widziała, jak szeroko się uśmiecha. Zarumieniła się głęboko. Nie dość, że wczorajszego wieczoru, najwidoczniej udało się mu skłonić ją do zdjęcia ciuchów, to jeszcze pozwala mu na ten temat żartować! – Uwierz mi, nie masz się czego wstydzić…
Zaśmiał się szyderczo, na co panna Granger odsunęła się gwałtownie.
- Kretyn – skwitowała dalece dojrzale, zakładając ręce na piersiach i rzucając mu wściekłe spojrzenia.
Ale to nie było to, co wspominała z paniką. Najgorsze były momenty których nie pamiętała, jeszcze wtedy, kiedy była nieprzytomna. Nadal nie wiedziała co o tym myśleć. Obudziła się ubrana, lecz górna część bielizny zastąpiona była bandażem, za co przy okazji zemściła się kilka tygodni później. Z satysfakcją patrzyła, że siniak nie schodzi z jego pięknej twarzy jeszcze przez kolejne dwa tygodnie. Ale teraz? Wczorajszy wieczór był inny. To prawda, że przesadzili z ilością szampana i.. innych wysokoprocentowych trunków. Półpełne butelki walały się po salonie i zapewne jeszcze na górze, gdzie wylądowali. Nie wypili wszystkiego, połowa alkoholu wylała się gdzieś po drodze, ale wtedy nie było to takie istotne.
Wczoraj po prostu dobrze się bawili, byli sobie bliscy. Nie w żaden fizyczny sposób, jednak na myśl o tym jej rumieniec pogłębił się. Po prostu miała wrażenie, że się rozumieją. Jak nigdy wcześniej.                                                                                                

 Jego usta przesuwały się wzdłuż linki jej szczęki, a później po szyi i obojczykach. Skóra mrowiła przyjemnie w miejscach, gdzie dotyk jego warg był jeszcze świeży. Westchnęła, łapiąc jego twarz w dłonie. Spojrzała mu w oczy i połączyła ich usta. Uwielbiała pocałunki właśnie z nim, mimo że były czymś tak rzadkim i dziwnym. Może to czyniło je tak wyjątkowymi i sprawiało, iż są tak bezcenne? Ale tylko te sprawiały, że wirował cały jej świat…
Oderwała się od niego, a na usta wpłynął jej leniwy uśmiech. Osunęła się na podłogę, a obraz rozpływał się w słodkiej nicości. Pławiła się w rozkoszy jego dotyku, a potem nagle obraz przed jej oczami ulotnił się…

 - Wczoraj… - zaczęła, nie wiedząc jak pokierować rozmową.
- Chyba się zapomnieliśmy… - odpowiedział szybko i rzeczowo, przyglądając się z uwagą butelce szampana. Zaczął z niezwykłą uwagą czytać napis na etykietce, nawet nie odwracając wzroku w jej kierunku.
- Czyli… dla ciebie to nic nie znaczyło… prawda...? – zapytała odważnie, czując jak ledwo oddycha ze zdenerwowania. Głupia, po co poruszała ten nieszczęsny temat?!
- Nie. – Był zdecydowany.
Aż za bardzo…
- …
- A dla ciebie, Granger?
- Nie - zaprotestowała szybko. – Też nie. Absolutnie nie.
Zaśmiała się nerwowo.
Siedzieli w milczeniu, w całkowitej ciszy.
- Granger, czy ty musisz wszystko aż tak bardzo komplikować? – zapytał nagle, z nieukrywaną  złością. Zanim jednak zorientowała się o co mu chodzi, położył rękę na jej szyi, a jego usta podążyły wytyczonym poprzedniego dnia torem…

***

Dom był już niemal doprowadzony do stanu względnego porządku. Kilka machnięć różdżką sprawiło, że gdyby nie wyraźnie uszczuplone zapasy jedzenia, właściciele nie mieliby szans na zorientowanie się, iż ktoś pomieszkiwał w ich „chatce” niemalże pół roku.
- Spakowana? – zapytał pospiesznie, sprawdzając, czy aby przypadkiem niczego nie zapomnieli.
 - Yhm… - Nigdy nie podejrzewała, że Draco Malfoy jest takim pedantem. Musiał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, nawet kilka dni przed ich wyjazdem. Nie ukrywała, iż ją to irytuje, jednak w głębi duszy podziwiała jego zorganizowanie. Przyzwyczajona do Harry’ego i Rona, zapomniała już, iż  można gdzieś dotrzeć na czas.
- W takim razie ruszamy – powiedział sucho, nie patrząc na nią. Od kilku dni prawie w ogóle nie zwracał na nią uwagi, tak jakby nigdy jej nie pocałował. Ona nie chciała się odzywać – czuła się wykorzystana, a rozmawianie na ten temat  byłoby objawem jego zwycięstwa i napawałoby go z pewnością satysfakcją. A ona nie miała zamiaru przyczyniać się do jego szczęścia, nawet za cenę niewygód, które musiała przez to znosić.
Zrobiła krok naprzód, lecz przystanęła, niespodziewanie słysząc skrzypnięcie drzwi wejściowych.
Draco odwrócił się do nie gwałtownie – jego i tak już jasna twarz jeszcze bardziej zbladła.
- W nogi! – warknął, spiesząc ku drugiemu wyjściu z domku. Nie mieli wiele bagaży, więc udało im się szybko przemieścić w stronę drzwi. Pogoda była piękna – na niebie błąkały się pojedyncze białe obłoczki, a wiosenne słońce grzało przyjemnie. Gdyby nie sytuacja w której się znaleźli, Hermiona zapewne przysiadłaby na trawie i wystawiła twarz do słońca.
- Daj mi rękę. – Po raz pierwszy od kilku dni spojrzał jej w oczy. Przeszył ją dziwny chłód, nie mający nic wspólnego z wiejącym wiatrem.
- Dra… - zaczęła, wiedząc już co chłopak chce zrobić, ale on ponaglił ją, przerywając jej pospiesznie. Na szczęście, nie oderwał od niej spojrzenia bladych oczu.
- Daj mi rękę – powtórzył tak stanowczo, że nie śmiała mu odmówić.
Nabrała powietrza i podała mu dłoń. Ścisnął jej palce.
I wtedy dwie rzeczy zdarzyły się równocześnie: drzwi otworzyły się przed nimi z trzaskiem, z domku wypadli ludzie trzymający różdżki i rozglądający się dookoła ze skupieniem, a Draco przycisnął ją do siebie z całej siły, pozbawiając tchu. Poczuła jak jakaś niewidzialna siła przeciska ich przez wąskie rury - uczucie, które towarzyszy przy teleportacji. Kiedy otworzyła oczy stali już na zalanej słońcem łące. Zamrugała kilka razy, pragnąc za wszelką cenę pozbyć się ostatniej sceny, którą zobaczyła zanim zniknęli na dobre z Gór Smoczych. Obraz Tonks patrzącej na nią z zaskoczeniem rozpłynął się w nicości…

 

1 komentarz:

  1. No jestem ciekawa co jest tak naprawdę między nimi. Bo jak dla mnie to coś więcej niż pożądanie. Zobaczymy jak to dalej rozwiniesz ;P
    Weny!

    OdpowiedzUsuń