Opowiadanie
I: Oczy szeroko zamknięte.
Oczy
piekły ją niemiłosiernie, lecz miała przeczucie, że gdy tylko je otworzy, ból
będzie jeszcze większy. Dlatego przez kilka sekund leżała z zamkniętymi
powiekami, starając się opanować łupanie w głowie przypominające uderzenia
wielkiego młotka. Hałas był zdecydowanie nie do zniesienia, więc postanowiła
jednak uchylić odrobinę powieki, żeby jej myśli zajęły się czymś innym; byle
tylko nie dudnił jej w pustej głowie ten potworny dźwięk. Ale kiedy tylko
ochrona w postaci cienkiej warstwy skóry zniknęła, musiała pomóc sobie jedną
ręką, osłaniając się przed oślepiającym i zdecydowanie sprawiającym ból,
światłem słońca. Znowu zacisnęła oczy i odczekała kilka sekund zanim
postanowiła po raz kolejny podjąć wyzwanie jej zmęczonego ciała. Uniosła ciężką
jak z ołowiu głowę i spróbowała usiąść. Siłowała się ze sobą kila dobrych chwil
i w końcu udało jej się utrzymać w miarę stabilną postawę.
Dopiero
kiedy ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, poczuła palącą suchość w gardle. Z
wysiłkiem podniosła się na nogi i poczłapała ciężkim krokiem w stronę kuchni,
wlewając w siebie tyle wody, ile zdołał zmieścić jej żołądek, pragnąc zaspokoić
to diabelskie pragnienie. Nalała sobie jeszcze jedną szklankę, na wszelki
wypadek, i powlekła się z powrotem do salonu. Podciągnęła trochę prześcieradło,
którym się owinęła, kiedy z przerażeniem zauważyła, że ma na sobie jedynie
cienką podkoszulkę na ramiączkach i figi do kompletu. Wydarzenia z wczorajszego
wieczoru mąciły się w głowie, przykryte warstwą
grubej mgły, aż do samego momentu, kiedy niespodziewanie urwał jej się
film. Starała się nie myśleć o tym, co narobiła… Albo narobili… Nie,
przynajmniej jeszcze nie teraz.
Ogarnęła
wzrokiem pokój. Nie wyglądał jak po pijackiej imprezie nastolatków - jedynie
gdzieniegdzie walały się porozrzucane części garderoby. W samym środku salonu,
a ściślej - na zielonej kanapie, spał Malfoy. Leżał na brzuchu, z policzkiem
przyciśniętym do miękkiego obicia mebla. Jedna ręka opadała mu bezwładnie na
podłogę, gdzie stała jeszcze butelka po spożytym alkoholu. Jasne włosy
rozsypane dookoła jego głowy w nieładzie sugerowały zdecydowanie frywolną noc… Zapatrzona w młodego boga nie zauważyła
pustej butelki, którą niechcący uderzyła nogą. Hałas sprawił, iż chłopak
skrzywił się we śnie. Powoli otworzył oczy, z nieprzytomnym wzrokiem
rozglądając się po pomieszczeniu. Jego wzrok niemal momentalnie padł na
szklankę napoju w jej dłoniach, jakby w jego głowie wbudowany był jakiś radar.
Zaśmiała się w duchu, na myśl, iż może po tylu pijackich nocach rzeczywiście
przydałby mu się.
-
Wody – jęknął tylko, lecz tak wymęczonym głosem, że Hermiona bez zastanowienia
pospieszyła w jego kierunku. Niefortunnie, potknąwszy się o kawałek
prześcieradła w które była owinięta, poleciała w przód, wypuszczając z ręki
szklankę. Woda chlusnęła mu w twarz, mocząc dodatkowo obicie kanapy. Hermiona
zatoczyła się po przodu i z impetem uderzyła o jego bok. Rozpaczliwie
wymachując rękami i za wszelką cenę chcąc złapać równowagę, przewracając się,
złapała go za poły rozpiętej do połowy białej koszuli. ( Draco cały czas
chodził w ubraniach właścicieli, co zdecydowanie jej się nie podobało i
uznawała to za zwykłą kradzież – ona „pożyczyła” tylko najpotrzebniejsze rzeczy.)
Z głuchym łoskotem wylądowali na sobie. Hermiona nie pozwoliła sobie wydać
żadnego dźwięku, w duchu przygotowując się na jego pełen wściekłości krzyk.
Kiedy po kilku sekundach odpowiedziała jej jedynie cisza, otępiały umysł zaczął
zastanawiać się, czy jej towarzysz przeżył ten upadek. Na szczęście, chwilę
później jęknął głucho, na próżno starając się wyplątać z prześcieradła
owiniętego wokół ich ciał.
-
Merlinie… Granger, prosiłem tylko o
odrobinę wody… - wysapał, gdyż
dziewczyna swoim ciężarem ciała przyciskała jego klatkę piersiową. – Po prostu
przynieś mi wody…
-
Nie. – Była zbyt zmęczona na wykonywanie jego poleceń. Nie żeby kiedykolwiek
słuchała jego kapryśnych rozkazów. Położyła głowę na jego klatce piersiowej,
nie fatygując się nawet, by się z niego
sturlać. Po wczorajszym wieczorze nic nie mogło już jej skrepować.
-
Błagam… - Wzniósł oczy do nieba: -
Granger, dlaczego teraz zebrało ci się na czułości…? Umieram z pragnienia – chrypiał udręczonym
głosem, nie otwierając oczu. Jego ręce błądziły nad jej nagimi ramionami, jakby
nie mogąc zdecydować się czy ją odepchnąć, czy jeszcze mocniej przycisnąć do
siebie. W końcu opadły bezwładnie z powrotem na podłogę.
-
Jesteś teraz taki bezsilny… Daj mi się tym rozkoszować… - Uśmiechnęła się leniwie,
lecz nie zauważył tego, krzywiąc się na słowo „bezsilny”.
-
Jeszcze słowo, Granger…
Odczuła
ulgę słysząc groźbę w jego głosie. Nie mogła zrozumieć tego, iż już jej to nie
irytowało. Jeszcze bardziej zastanawiał ją fakt, że lubiła go do tego
prowokować. Działali ze sobą jak w idealnym systemie. Ona prowokowała, on dawał
się sprowokować. On się uspokajał, ona znowu zaczynała. Ona była początkiem, on
był końcem. I odwrotnie.
-
Dobra, już dobra. Ale ostatni raz podaję ci cokolwiek – zastrzegła z trudem
podnosząc się na nogi. Po kilku nieudanych próbach, kiedy jej raz po raz
przygniatała go swoim ciężarem, pomógł jej wstać.
-
Zobaczymy.
Uśmiechnął
się do siebie.
Poczłapała
do kuchni czując na sobie jego wzrok. Nalała do szklanki zbawiennej wody i
ruszyła w jego kierunku.
-
Tym razem nie rozlej – ostrzegł ją, ale kąciki jego ust podniosły się lekko ku
górze. Nie przeszkadzało jej to, że z niej kpił. Już wiedziała, że był to rodzaj
zabawy, a nie bezlitosnej walki.
Podniósł
się i oparł plecami o kanapę. Usiadła obok i podała mu szklankę. Kropelki
wylanej na jego twarz wody spływały mu
jeszcze po policzkach. Pociągnęła lekko nosem. Mimo nocy spędzonej na kanapie
we wczorajszych ciuchach nadal ładnie pachniał. On z resztą zawsze przyjemnie
pachniał. Niczym szczególnym, po prostu sobą. Wiedziała, że każdy ma swój,
charakterystyczny zapach. Jak pachniał Draco Malfoy? Może trochę jak ciemny
las, trochę jak tajemnica. Oparła się o
niego, cały czas wdychając tą enigmatyczną, lecz przyjemną woń.
- Dlaczego
się tak do mnie kleisz? – wymruczał z obojętnością, lecz nie zabrzmiało to
wrogo. Przyzwyczaiła się do jego szorstkości, lecz, o dziwo, i to jej nie
odrzucało.
- Bo
jesteś ciepły – stwierdziła rezolutnie, przykładając policzek do jego
rozgrzanej piersi. – I mięciutki – dodała infantylniej, mają nadzieję, że jej
nie odepchnie za to wyznanie. Parsknął, ale go zignorowała. Było jej dobrze, prawie
jak na poduszce. Nawet lepiej. Jej głowa pasowała tam jak ulał.
-
Granger… - zaczął zmęczonym tonem, jakby jej zachowanie go osłabiało. Nie
dokończył, co dziewczyna stwierdziła za dobry znak. Słuchała jak łapczywie
popijał wodę, jak oddycha, słuchała bicia jego serca, które dudniło szaleńczo,
jakby gdzieś się spiesząc.
Zauważyła
nagle, że prześcieradło, którym się okrywała, zsunęło się nieznacznie z jej
nóg, a wzrok Draco spoczął na jej nagim udzie. Pospiesznie podciągnęła materiał
wolną ręką, co wywołało jego śmiech.
-
Daj sobie z tym spokój, i tak widziałem – mruknął z wrednym uśmieszkiem, a
Hermiona oczami wyobraźni widziała, jak szeroko się uśmiecha. Zarumieniła się
głęboko. Nie dość, że wczorajszego wieczoru, najwidoczniej udało się mu skłonić
ją do zdjęcia ciuchów, to jeszcze pozwala mu na ten temat żartować! – Uwierz
mi, nie masz się czego wstydzić…
Zaśmiał
się szyderczo, na co panna Granger odsunęła się gwałtownie.
-
Kretyn – skwitowała dalece dojrzale, zakładając ręce na piersiach i rzucając mu
wściekłe spojrzenia.
Ale
to nie było to, co wspominała z paniką. Najgorsze były momenty których nie
pamiętała, jeszcze wtedy, kiedy była nieprzytomna. Nadal nie wiedziała co o tym
myśleć. Obudziła się ubrana, lecz górna część bielizny zastąpiona była
bandażem, za co przy okazji zemściła się kilka tygodni później. Z satysfakcją
patrzyła, że siniak nie schodzi z jego pięknej twarzy jeszcze przez kolejne dwa
tygodnie. Ale teraz? Wczorajszy wieczór był inny. To prawda, że przesadzili z
ilością szampana i.. innych wysokoprocentowych trunków. Półpełne butelki walały
się po salonie i zapewne jeszcze na górze, gdzie wylądowali. Nie wypili
wszystkiego, połowa alkoholu wylała się gdzieś po drodze, ale wtedy nie było to
takie istotne.
Wczoraj
po prostu dobrze się bawili, byli sobie bliscy. Nie w żaden fizyczny sposób,
jednak na myśl o tym jej rumieniec pogłębił się. Po prostu miała wrażenie, że
się rozumieją. Jak nigdy wcześniej.
Jego
usta przesuwały się wzdłuż linki jej szczęki, a później po szyi i obojczykach.
Skóra mrowiła przyjemnie w miejscach, gdzie dotyk jego warg był jeszcze świeży.
Westchnęła, łapiąc jego twarz w dłonie. Spojrzała mu w oczy i połączyła ich
usta. Uwielbiała pocałunki właśnie z nim, mimo że były czymś tak rzadkim i
dziwnym. Może to czyniło je tak wyjątkowymi i sprawiało, iż są tak bezcenne?
Ale tylko te sprawiały, że wirował cały jej świat…
Oderwała się od niego, a na
usta wpłynął jej leniwy uśmiech. Osunęła się na podłogę, a obraz rozpływał się
w słodkiej nicości. Pławiła się w rozkoszy jego dotyku, a potem nagle obraz
przed jej oczami ulotnił się…
- Wczoraj… - zaczęła, nie wiedząc jak
pokierować rozmową.
-
Chyba się zapomnieliśmy… - odpowiedział szybko i rzeczowo, przyglądając się z
uwagą butelce szampana. Zaczął z niezwykłą uwagą czytać napis na etykietce,
nawet nie odwracając wzroku w jej kierunku.
-
Czyli… dla ciebie to nic nie znaczyło… prawda...? – zapytała odważnie, czując
jak ledwo oddycha ze zdenerwowania. Głupia, po co poruszała ten nieszczęsny
temat?!
-
Nie. – Był zdecydowany.
Aż za bardzo…
- …
- A
dla ciebie, Granger?
-
Nie - zaprotestowała szybko. – Też nie. Absolutnie nie.
Zaśmiała
się nerwowo.
Siedzieli
w milczeniu, w całkowitej ciszy.
-
Granger, czy ty musisz wszystko aż tak bardzo komplikować? – zapytał nagle, z
nieukrywaną złością. Zanim jednak zorientowała
się o co mu chodzi, położył rękę na jej szyi, a jego usta podążyły wytyczonym
poprzedniego dnia torem…
***
Dom
był już niemal doprowadzony do stanu względnego porządku. Kilka machnięć
różdżką sprawiło, że gdyby nie wyraźnie uszczuplone zapasy jedzenia,
właściciele nie mieliby szans na zorientowanie się, iż ktoś pomieszkiwał w ich
„chatce” niemalże pół roku.
-
Spakowana? – zapytał pospiesznie, sprawdzając, czy aby przypadkiem niczego nie
zapomnieli.
- Yhm… - Nigdy nie podejrzewała, że Draco
Malfoy jest takim pedantem. Musiał mieć wszystko dopięte na ostatni guzik,
nawet kilka dni przed ich wyjazdem. Nie ukrywała, iż ją to irytuje, jednak w
głębi duszy podziwiała jego zorganizowanie. Przyzwyczajona do Harry’ego i Rona,
zapomniała już, iż można gdzieś dotrzeć
na czas.
- W
takim razie ruszamy – powiedział sucho, nie patrząc na nią. Od kilku dni prawie
w ogóle nie zwracał na nią uwagi, tak jakby nigdy jej nie pocałował. Ona nie
chciała się odzywać – czuła się wykorzystana, a rozmawianie na ten temat byłoby objawem jego zwycięstwa i napawałoby
go z pewnością satysfakcją. A ona nie miała zamiaru przyczyniać się do jego
szczęścia, nawet za cenę niewygód, które musiała przez to znosić.
Zrobiła
krok naprzód, lecz przystanęła, niespodziewanie słysząc skrzypnięcie drzwi
wejściowych.
Draco
odwrócił się do nie gwałtownie – jego i tak już jasna twarz jeszcze bardziej
zbladła.
- W
nogi! – warknął, spiesząc ku drugiemu wyjściu z domku. Nie mieli wiele bagaży,
więc udało im się szybko przemieścić w stronę drzwi. Pogoda była piękna – na
niebie błąkały się pojedyncze białe obłoczki, a wiosenne słońce grzało
przyjemnie. Gdyby nie sytuacja w której się znaleźli, Hermiona zapewne
przysiadłaby na trawie i wystawiła twarz do słońca.
-
Daj mi rękę. – Po raz pierwszy od kilku dni spojrzał jej w oczy. Przeszył ją
dziwny chłód, nie mający nic wspólnego z wiejącym wiatrem.
-
Dra… - zaczęła, wiedząc już co chłopak chce zrobić, ale on ponaglił ją,
przerywając jej pospiesznie. Na szczęście, nie oderwał od niej spojrzenia
bladych oczu.
-
Daj mi rękę – powtórzył tak stanowczo, że nie śmiała mu odmówić.
Nabrała
powietrza i podała mu dłoń. Ścisnął jej palce.
I
wtedy dwie rzeczy zdarzyły się równocześnie: drzwi otworzyły się przed nimi z
trzaskiem, z domku wypadli ludzie trzymający różdżki i rozglądający się dookoła
ze skupieniem, a Draco przycisnął ją do siebie z całej siły, pozbawiając tchu.
Poczuła jak jakaś niewidzialna siła przeciska ich przez wąskie rury - uczucie,
które towarzyszy przy teleportacji. Kiedy otworzyła oczy stali już na zalanej
słońcem łące. Zamrugała kilka razy, pragnąc za wszelką cenę pozbyć się
ostatniej sceny, którą zobaczyła zanim zniknęli na dobre z Gór Smoczych. Obraz
Tonks patrzącej na nią z zaskoczeniem rozpłynął się w nicości…
No jestem ciekawa co jest tak naprawdę między nimi. Bo jak dla mnie to coś więcej niż pożądanie. Zobaczymy jak to dalej rozwiniesz ;P
OdpowiedzUsuńWeny!