30 lipca 2012

09. "Nie zrobi różnicy ucieczka ten ostatni raz."



Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie.
Rok wcześniej.
Elegancki but z sykiem przeciął powietrze i głuchym dźwiękiem odbił się od zamkniętych drzwi. Jego właścicielka, drobna szesnastolatka, powstrzymała głośny  jęk i ukryła zapłakaną twarz w dłoniach.
Dlaczego nie rzuciła butem kilka sekund wcześniej, kiedy w owych drzwiach stał jeszcze chłopak?  Dlaczego powstrzymywała łzy, który chciały popłynąć swobodnym strumieniem, jeszcze chwilę temu, kiedy czuła na twarz jego wzrok?
Dlaczego nie potrafiła pokazać przy nim tych głupich uczuć?!
Najważniejsze pytanie przyćmiewało wszystkie pozostałe…
Dlaczego, dlaczego do cholery, nie zatrzymała go, kiedy odchodził…?

Liczył kroki stawiane na skrzypiących stopniach. Jeden – kłamstwo. Drugi – zawód. Trzeci – Ona. Zawrócić…?
On nigdy nie zawracał. Był zbyt dumny, by przyznać się do błędu. Zbyt wyniosły, by przeprosić. Tak jak wszystko i ją wrzucił do worka rzeczy minionych…

***
[ z perspektywy Dafne ]
  
            Była boso. Przeszła na palach kilka kroczków, rozkoszując się mięciutkim, puchowym dywanem pod stopami. Sięgnęła chudą ręką za plecy i szybkim ruchem rozpięła zamek błyskawiczny swojej brązowej, rozkloszowanej spódniczki. Po chwili do kolorowej kupki na ziemi dołączyły ciemne, wzorzyste rajstopy, elegancka, zapinana na guziki koszula oraz marynarka. Dafne położyła dłonie na wąskich biodrach i spojrzała krytycznie na swoje odbicie w wielkim lustrze. Wiedziała, że była w szczytowej formie, jeśli chodzi o wygląd. Nie miała na ciele ani grama zbędnego, zimowego  tłuszczyku, który z lubością odkładał się na biodrach jej współlokatorek. Jej jasne włosy błyszczały zdrowym blaskiem, jakby nawoskowane. Ani jeden skrawek jej ciała nie poddał się zgubnemu i wyniszczającemu działaniu zimy. Obejrzała uważnie skórki przy paznokciach i pokręciła głową z aprobatą. Od kiedy wrócili do siebie z Draco, jej niezaprzeczalny urok pogłębiał się z każdym dniem. Tanecznym krokiem podeszła do garderoby, depcząc rozrzucone na podłodze ubrania ( od czego są skrzaty domowe?) i zaklęciem przywołała obcisłą ciemnoniebieską sukienkę, przy dekolcie przyozdobioną dwoma białymi paseczkami, którą pospiesznie założyła. Czuła, że ciemny materiał doskonale opinał jej ciało, lecz nie podniosła wzroku, by zerknąć do lustra. Wsunęła na stopy pasujące do sukienki pantofle na wysokim obcasie i odrzuciła włosy na plecy. Z takim wyglądem nikt nie mógł jej oprzeć, a historia z pewnością nie miała prawa zatoczyć kręgu. Dzisiejszy wieczór będzie doskonały, a ona już o to zadba…
  „Spędzić cały swój czas, czekając na drugą szansę, na przełom, który sprawiłby, że wszystko byłoby dobrze…”

***

Astoria stanęła pod drzwiami do pokoju siostry, nerwowo przebierając nogami.  Obciągnęła szybko brzeg swojej biało-czarnej, nieco punkowej sukienki i drżącymi dłońmi zastukała do drzwi niewielką, czarną  kopertówką. Po kilku sekundach ciszy otworzyła jej Dafne; na jej twarzy malował się stres. Na widok siostry odetchnęła lekko. Astoria uniosła brew, widząc zaniepokojenie siostry, lecz ta tylko złapała ją za rękę  wciągnęła do pokoju.
- Draco jeszcze się nie pojawił? – zapytała podenerwowana Dafne z  lekko rozszerzonymi oczami i szarpnęła siostrę za rękę niecierpliwym ruchem. Astoria nie mogła powiedzieć, że ten gest nie zabolał.
- Nie – odwarknęła, rozcierając sobie obolałe ramię i wymijając siostrę.
- Co cię znowu ugryzło? – Starsza panna Greengrass westchnęła podirytowana.
 „Co cię znowu ugryzło?! Że co proszę?!”, prychnęła w duchu Astoria, wyciągając z lodówki puszkę napoju energetyzującego. To nie ona od kilku dni zachowuje się jak wredna suka, rozstawiając wszystkich po kątach. Tak, owszem, Daf stresowała się imprezą i tym wszystkim, ale… Astoria tak nienawidziła, kiedy w starszej siostrze budził się ten instynkt, który nakazywał przewodzić innymi i Dafne zaczynała wszystkimi rządzić!
“Zawsze jest jakiś powód, żeby nie czuć się wystarczająco dobrze.”
Astoria zatopiła się w miękkim fotelu i położyła stopy na białym obrusie. W pokoju dało się usłyszeć syk otwieranej puszki.
- Znowu pijesz to świństwo? – Dafne, jak zwykle, nie miała zamiaru dać jej spokoju. – I… nie wierzę! Ubrałaś TAKIE buty?
Zerknęła z widocznym obrzydzeniem na jej stare, znoszone trampki. No tak: ona wyszykowała się jak jakaś bogini, więc teraz musi poznęcać się nad swoją młodszą siostrą.
- Nic ci do tego – odparła obojętnie Astoria, sącząc słodki napój i spoglądając spod zmarszczonych brwi na siostrę. Dlaczego drażnienie jej było takie przyjemne?
- Poczekaj, aż matka dowie się, co się z tobą dzieje – zagroziła Dafne i zniknęła na chwilę z pokoju. Kiedy wróciła, niosła w dłoni czarne szpilki.
- Chyba żartujesz – mruknęła Astoria, ale siostra była szybsza. Siłą zerwała jej ze stóp trampki i skarpetki. Jednym machnięciem różdżki sprawiła, że zniknęły.
- Czy ty jesteś w pełni normalna?! – wrzasnęła Astoria, zrywając się na równe nogi.  - Jeśli zaraz nie oddasz mi butów, obiecuję, że tego pożałujesz – syknęła, łapiąc za różdżkę. Dafne pozwoliła sobie na zbyt wiele. Nie dość, że ostatnio częściej niż zwykle obnosiła się ze swoim uczuciem do Draco, to jeszcze musiała obrzydzać życie Astorii niemal w każdym aspekcie…
  - Znowu się kłócicie? – Rozległ się doskonale siostrom znany, zachrypnięty, znudzony i lekko rozbawiony głos. W drzwiach stanął Draco Malfoy. Jak zwykle wyglądał nienagannie, z niesamowicie seksownie potarganymi od wiatru włosami.
Obie panny Greengrass zarumieniły się szkarłatnie na jego widok.
- Draco, dobrze, że przyszedłeś… - Dafne momentalnie zapomniała o siostrze i wtuliła się w chłopaka. Astoria skrzywiła się. Jeszcze chwila, a Draco rozpłynie się od tych słodkości.
Automatycznie włożyła do ust pomalowany paznokieć i zaczęła skubać go bez namysłu. Ten paskudny nawyk zawsze wracał, kiedy tylko ogarniał ją stres albo smutek. Zakochana para zajęła się sobą, a ona przestała istnieć. Draco skinął jej tylko głową i razem z Dafne zniknęli za drzwiami. To było dla Astorii piękne podsumowanie dnia, nie ma co.
***
  
“Jesteś w ramionach anioła, może wreszcie tutaj odnajdziesz jakieś pocieszenie.”
Dafne zadrżała, gdy jego ramiona owinęły się wokół talii jej obcisłej sukienki. Chłonęła całą sobą ciepło swojego anioła, który trzymał ją w ramionach tak mocno, jakby nigdy nawet nie myślał o wypuszczeniu jej z objęć.
Będzie przy niej na dobre i na złe, przynajmniej teraz była tego pewna…
  
Astoria zakręciła się w miejscu, ze smutkiem spoglądając w bok, na tańczące pary. Skuliła się nieznacznie, jakby ów widok sprawiał jej ból i jakby wszechobecna czułość mogła zadawać niewidzialne ciosy w samo serce. Przez jej twarz przebiegł cień, jakby nie mogła zdecydować się, czy dać upust emocjom i pozwolić mięśniom wykrzywić się w grymasie, czy też przywdziać radosny uśmiech – marną imitację radości, która zwykle jej towarzyszyła. Chodząca za nią krok w krok melancholia już niemal doprowadzała ją do obłędu. Cierpienie zaburzało porządek jej życia, a ona,  pogrążona w beznadziejnej rozpaczy, próbowała walczyć z bezproblemową naturą, aby przestać już wisieć na krawędzi. Albo przestać udawać i załamać się zupełnie, albo… udawać lepiej…
            „Kontynuuj budowanie kłamstw, które wymyślasz, gdy wszystkiego ci brak. Łatwiej jest wierzyć w ten słodki chaos.”
            W jej wspomnieniach nie było miejsca na łzy. Problemy nigdy nie istniały, bo, jak sama zawsze powtarzała, powstawały jedynie w głowie i bez przeszkód można było je pokonać.
A teraz? Jej problem wyszedł ze wspomnień i stał się cielesny, żywy.  I nie mogła się z nim zmierzyć. Nie mogła przestać udawać… Co się z nią działo?
„Wspomnienia sączą się z moich żył, pozwól mi być pustą i lekką; wtedy może odnajdę spokój dzisiejszej nocy.”
            Ruszyła krętymi schodami na piętro, przeszła wąskim korytarzem i pchnęła drzwi do pokoju siostry. W środku panowały ciemności, gdyż zmrok zapadł kilka godzin temu, jednak Astoria nie pofatygowała się by rozświetlić pomieszczenie. Ciemność była dla niej w tym momencie przychylna i bardzo potrzebna.
Rozparła się wygodnie w stojącym pod oknem fotelu, podciągając nogi pod siebie. Nie dbała o to, czy pobrudzi białe obicie mebla, ani o to czy jej droga sukienka zupełnie się wygniecie. Miała ochotę gorzko zapłakać, wiedząc, że razem ze łzami wypłynęłoby całe rozgoryczenie, jednak nie mogła się na to zdobyć. Jej oczy były suche i zaczerwienione, a dusza dziwnie pusta. Czuła się strasznie dziwacznie, jakby nie była sobą, jakby ktoś wykroił jej nożem serce i w już na pozór zabliźnionym miejscu ziała wielka pusta dziura.
- Accio koc – szepnęła w ciemność, machnąwszy różdżką. Chwilę później już ściskała w rękach miękki materiał i podciągnęła go sobie pod brodę. To zawsze dawało jej poczucie bezpieczeństwa. W dzieciństwie, gdy bała się ciemności. Kilka lat później, gdy Dafne nastraszyła ją, że pod łóżkami w Hogwarcie kryją się magiczne stworzenia i teraz… Teraz, kiedy była już na tyle rozsądna, by nie bać się ciemności ani boginów, tylko ludzi. Ludzi, których kochała i którzy potrafili, nawet nieświadomie, tak dotkliwie ją zranić.
Spróbowała jeszcze raz zatopić się w chwili zapomnienia, udać, że przerażają ją ciemności i potwory. Schowała głowę pod koc i skuliła się jeszcze bardziej.
Ocknęła się chwilę później, lecz tym razem coś się zmieniło – nie była sama w pokoju. Do jej uszu dobiegały urywane oddechy i ciche westchnienia. Odsunęła z twarzy materiał, a jej oczy rozszerzyły się ze zumienia.
- Ekhm… Daf, Draco… - wykrztusiła zmieszana, a spojrzenia postaci wijących się na łóżku, spoczęły na niej.
- Astoria? Co ty tutaj robisz, do jasnej cholery?! – Dafne zerwała się z posłania, nie kryjąc gniewu. Astoria mimowolnie zauważyła, że sukienka siostry była mocno podwinięta. Powstrzymała odruch wymiotny.
- Już, już się wynoszę… - burknęła, nie mając odwagi podnieść wzroku na Malfoya, choć czuła, że jego spojrzenie spoczęło na niej.
- Odpowiedz mi, co tu robisz Astorio? Podglądasz nas?! – Dafne siliła się na spokojny ton, ale nie dało się nie usłyszeć w jej głosie wyjątkowej uszczypliwości i… politowania?
Astoria poczuła, jak ze złości, rumieniec rozlewa się na jej policzki.
- Daf, uspokój się, po prostu zasnęłam…
- Oczywiście, zasnęłaś! Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej? Ach, już wiem – bo to jakoś dziwne, że byłaś w stanie spać, kiedy hałasujemy tu już od dobrych kilkunastu minut! – Dafne krzyczała histerycznie, ale Astoria dobrze ją rozumiała. Wiedziała co stało się rok temu o tej porze. Daf tak strasznie chciała, by dzisiejszy wieczór był idealny…
Ale mimo wszystko empatia, którą czuła, nie umniejszała gniewu i upokorzenia jakiego doznała.
- Dafne, przestań, rozumiesz? – powiedziała ostro młodsza z sióstr, ale nie podniosła głosu. Jej nie dało się wyprowadzić z równowagi, praktycznie nigdy. Poprawka - nigdy przy ludziach. Były w końcu z domu Greengrass i wyszły stamtąd z doskonałym wychowaniem. Tylko Dafne z całej rodziny nie potrafiła radzić sobie z gniewem.
 - Czy ty mi zazdrościsz Astorio? Czy dlatego, że nie możesz sobie nikogo znaleźć, musisz niszczyć moje szczęście? – Słowa, wypowiedziane tak dobitnie, precyzyjnie trafiły prosto w serce. Albo to, co z niego pozostało. Dziewczyna poczuła kolejną falę upokorzenia.
Tym razem nie tylko siostry poczuły, iż Dafne przekroczyła granicę. Astoria zacisnęła zęby za złości, ale nie odpowiedziała. Draco położył dłoń na ramieniu swojej dziewczyny, pragnąc ją uspokoić, lecz ona wyrwała się nieświadomie, wpatrzona gniewnie w siostrę.
Mijały sekundy. Panny Greengrass nie ruszając się z miejsca, mierzyły się nienawistnym wzrokiem. Draco, przerywając milczenie, odezwał się cichym głosem:
- Tori, przepraszam za Daf, jest ostatnio trochę przewrażliwio…
- Wiesz co, Draco? W porządku. Daruj sobie. Mam dosyć. I ciebie i mojej siostrzyczki. Po prostu dosyć tego wszystkiego – oznajmiła, kategorycznie ucinając temat.  Zabrała w sobie odwagę i spojrzała mu twardo w oczy, nie odwracając wzroku. Patrzył na nią zaskoczonym, ale i pełnym wyrzutu spojrzeniem. W końcu on w niczym nie zawinił… 
- Tori, musisz zrozumieć, że… - Astoria nie usłyszała, co jeszcze chciał powiedzieć, gdyż wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami jak najmocniej potrafiła. Nie kryła już łez. Zapora, która powstrzymywała wybuch, pękła już dawno; słone kropelki były zdecydowanie opóźnioną reakcją na ból.
„W ramionach anioła odfrunąć z ciemnego, zimnego pokoju hotelowego i nieskończoność, którą poczujesz…”
Przepchała się przez tłum. Pod wejściem spotkała kilku znajomych z siódmej klasy, którzy wracali już do Hogwartu. Udała im się teleportacja łączna i kilka minut później stała już pod bramą zamku. Dafne, jako organizator imprezy, wszystko obmyśliła i skonfundowany wcześniej Filch zapomniał zamknąć bramy zamku.
„Nie zrobi różnicy ucieczka ten ostatni raz.”
Astoria puściła się biegiem. Błądziła, zupełnie bez celu. Do kogo mogłaby pójść? Do kogo się zwrócić?
Nawet nie wiedziała dokąd niosą ją nogi. Dopiero gdy podniosła wzrok zorientowała się, że wbiegła na sam szczyt wieży Astronomicznej.
Usiadła na zimnej ziemi, obejmując kolana ramionami. Na jej rękach pojawiła się gęsia skórka, gdyż z nerwów zapomniała wziąć okrycie.
Nagle usłyszała koki. Podniosła wzrok do nieba, modląc się, żeby Filch ominął to miejsce i zostawił ją z spokoju. Ale kiedy odwróciła głowę, zorientowała się, że to nie woźny patrzy na nią zdumionym wzrokiem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz