Opowiadanie
II: Oszukać przeznaczenie.
Rok wcześniej.
Elegancki but z sykiem
przeciął powietrze i głuchym dźwiękiem odbił się od zamkniętych drzwi. Jego
właścicielka, drobna szesnastolatka, powstrzymała głośny jęk i ukryła zapłakaną twarz w dłoniach.
Dlaczego nie rzuciła butem
kilka sekund wcześniej, kiedy w owych drzwiach stał jeszcze chłopak? Dlaczego powstrzymywała łzy, który chciały
popłynąć swobodnym strumieniem, jeszcze chwilę temu, kiedy czuła na twarz jego
wzrok?
Dlaczego nie potrafiła
pokazać przy nim tych głupich uczuć?!
Najważniejsze pytanie przyćmiewało
wszystkie pozostałe…
Dlaczego, dlaczego do
cholery, nie zatrzymała go, kiedy odchodził…?
Liczył kroki stawiane na skrzypiących
stopniach. Jeden – kłamstwo. Drugi – zawód. Trzeci – Ona. Zawrócić…?
On nigdy nie zawracał. Był zbyt dumny,
by przyznać się do błędu. Zbyt wyniosły, by przeprosić. Tak jak wszystko i ją
wrzucił do worka rzeczy minionych…
***
[ z
perspektywy Dafne ]
Była boso. Przeszła na palach kilka
kroczków, rozkoszując się mięciutkim, puchowym dywanem pod stopami. Sięgnęła
chudą ręką za plecy i szybkim ruchem rozpięła zamek błyskawiczny swojej
brązowej, rozkloszowanej spódniczki. Po chwili do kolorowej kupki na ziemi
dołączyły ciemne, wzorzyste rajstopy, elegancka, zapinana na guziki koszula
oraz marynarka. Dafne położyła dłonie na wąskich biodrach i spojrzała
krytycznie na swoje odbicie w wielkim lustrze. Wiedziała, że była w szczytowej
formie, jeśli chodzi o wygląd. Nie miała na ciele ani grama zbędnego,
zimowego tłuszczyku, który z lubością
odkładał się na biodrach jej współlokatorek. Jej jasne włosy błyszczały zdrowym
blaskiem, jakby nawoskowane. Ani jeden skrawek jej ciała nie poddał się
zgubnemu i wyniszczającemu działaniu zimy. Obejrzała uważnie skórki przy
paznokciach i pokręciła głową z aprobatą. Od kiedy wrócili do siebie z Draco,
jej niezaprzeczalny urok pogłębiał się z każdym dniem. Tanecznym krokiem
podeszła do garderoby, depcząc rozrzucone na podłodze ubrania ( od czego są
skrzaty domowe?) i zaklęciem przywołała obcisłą ciemnoniebieską sukienkę, przy
dekolcie przyozdobioną dwoma białymi paseczkami, którą pospiesznie założyła.
Czuła, że ciemny materiał doskonale opinał jej ciało, lecz nie podniosła
wzroku, by zerknąć do lustra. Wsunęła na stopy pasujące do sukienki pantofle na
wysokim obcasie i odrzuciła włosy na plecy. Z takim wyglądem nikt nie mógł jej
oprzeć, a historia z pewnością nie miała prawa zatoczyć kręgu. Dzisiejszy
wieczór będzie doskonały, a ona już o to zadba…
„Spędzić cały swój czas, czekając na drugą
szansę, na przełom, który sprawiłby, że wszystko byłoby dobrze…”
***
Astoria
stanęła pod drzwiami do pokoju siostry, nerwowo przebierając nogami. Obciągnęła szybko brzeg swojej biało-czarnej,
nieco punkowej sukienki i drżącymi dłońmi zastukała do drzwi niewielką, czarną kopertówką. Po kilku sekundach ciszy
otworzyła jej Dafne; na jej twarzy malował się stres. Na widok
siostry odetchnęła lekko. Astoria uniosła brew, widząc zaniepokojenie siostry,
lecz ta tylko złapała ją za rękę
wciągnęła do pokoju.
-
Draco jeszcze się nie pojawił? – zapytała podenerwowana Dafne z lekko rozszerzonymi oczami i szarpnęła
siostrę za rękę niecierpliwym ruchem. Astoria nie mogła powiedzieć, że ten gest
nie zabolał.
-
Nie – odwarknęła, rozcierając sobie obolałe ramię i wymijając siostrę.
- Co
cię znowu ugryzło? – Starsza panna Greengrass westchnęła podirytowana.
„Co cię
znowu ugryzło?! Że co proszę?!”, prychnęła w duchu Astoria, wyciągając z
lodówki puszkę napoju energetyzującego. To nie ona od kilku dni zachowuje się
jak wredna suka, rozstawiając wszystkich po kątach. Tak, owszem, Daf stresowała
się imprezą i tym wszystkim, ale… Astoria tak nienawidziła, kiedy w starszej
siostrze budził się ten instynkt, który nakazywał przewodzić innymi i Dafne
zaczynała wszystkimi rządzić!
“Zawsze jest jakiś powód, żeby nie czuć
się wystarczająco dobrze.”
Astoria
zatopiła się w miękkim fotelu i położyła stopy na białym obrusie. W pokoju dało
się usłyszeć syk otwieranej puszki.
- Znowu
pijesz to świństwo? – Dafne, jak zwykle, nie miała zamiaru dać jej spokoju. –
I… nie wierzę! Ubrałaś TAKIE buty?
Zerknęła
z widocznym obrzydzeniem na jej stare, znoszone trampki. No tak: ona
wyszykowała się jak jakaś bogini, więc teraz musi poznęcać się nad swoją
młodszą siostrą.
-
Nic ci do tego – odparła obojętnie Astoria, sącząc słodki napój i spoglądając
spod zmarszczonych brwi na siostrę. Dlaczego drażnienie jej było takie
przyjemne?
-
Poczekaj, aż matka dowie się, co się z tobą dzieje – zagroziła Dafne i zniknęła
na chwilę z pokoju. Kiedy wróciła, niosła w dłoni czarne szpilki.
-
Chyba żartujesz – mruknęła Astoria, ale siostra była szybsza. Siłą zerwała jej
ze stóp trampki i skarpetki. Jednym machnięciem różdżki sprawiła, że zniknęły.
- Czy
ty jesteś w pełni normalna?! – wrzasnęła Astoria, zrywając się na równe
nogi. - Jeśli zaraz nie oddasz mi butów,
obiecuję, że tego pożałujesz – syknęła, łapiąc za różdżkę. Dafne pozwoliła
sobie na zbyt wiele. Nie dość, że ostatnio częściej niż zwykle obnosiła się ze
swoim uczuciem do Draco, to jeszcze musiała obrzydzać życie Astorii niemal w
każdym aspekcie…
- Znowu się kłócicie? – Rozległ się doskonale
siostrom znany, zachrypnięty, znudzony i lekko rozbawiony głos. W drzwiach
stanął Draco Malfoy. Jak zwykle wyglądał nienagannie, z niesamowicie seksownie
potarganymi od wiatru włosami.
Obie
panny Greengrass zarumieniły się szkarłatnie na jego widok.
-
Draco, dobrze, że przyszedłeś… - Dafne momentalnie zapomniała o siostrze i
wtuliła się w chłopaka. Astoria skrzywiła się. Jeszcze chwila, a Draco
rozpłynie się od tych słodkości.
Automatycznie
włożyła do ust pomalowany paznokieć i zaczęła skubać go bez namysłu. Ten
paskudny nawyk zawsze wracał, kiedy tylko ogarniał ją stres albo smutek. Zakochana
para zajęła się sobą, a ona przestała istnieć. Draco skinął jej tylko głową i
razem z Dafne zniknęli za drzwiami. To było dla Astorii piękne podsumowanie
dnia, nie ma co.
***
“Jesteś w ramionach anioła,
może wreszcie tutaj odnajdziesz jakieś pocieszenie.”
Dafne
zadrżała, gdy jego ramiona owinęły się wokół talii jej obcisłej sukienki.
Chłonęła całą sobą ciepło swojego anioła, który trzymał ją w ramionach tak
mocno, jakby nigdy nawet nie myślał o wypuszczeniu jej z objęć.
Będzie przy niej na dobre i na złe, przynajmniej teraz była tego pewna…
Astoria
zakręciła się w miejscu, ze smutkiem spoglądając w bok, na tańczące pary.
Skuliła się nieznacznie, jakby ów widok sprawiał jej ból i jakby wszechobecna
czułość mogła zadawać niewidzialne ciosy w samo serce. Przez jej twarz
przebiegł cień, jakby nie mogła zdecydować się, czy dać upust emocjom i
pozwolić mięśniom wykrzywić się w grymasie, czy też przywdziać radosny uśmiech
– marną imitację radości, która zwykle jej towarzyszyła. Chodząca za nią krok w
krok melancholia już niemal doprowadzała ją do obłędu. Cierpienie zaburzało
porządek jej życia, a ona, pogrążona w
beznadziejnej rozpaczy, próbowała walczyć z bezproblemową naturą, aby przestać już
wisieć na krawędzi. Albo przestać udawać i załamać się zupełnie, albo… udawać
lepiej…
„Kontynuuj
budowanie kłamstw, które wymyślasz, gdy wszystkiego ci brak. Łatwiej jest
wierzyć w ten słodki chaos.”
W
jej wspomnieniach nie było miejsca na łzy. Problemy nigdy nie istniały, bo, jak
sama zawsze powtarzała, powstawały jedynie w głowie i bez przeszkód można było
je pokonać.
A
teraz? Jej problem wyszedł ze wspomnień i stał się cielesny, żywy. I nie mogła się z nim zmierzyć. Nie mogła
przestać udawać… Co się z nią działo?
„Wspomnienia sączą się z
moich żył, pozwól mi być pustą i lekką; wtedy może odnajdę spokój dzisiejszej
nocy.”
Ruszyła krętymi schodami na piętro,
przeszła wąskim korytarzem i pchnęła drzwi do pokoju siostry. W środku panowały
ciemności, gdyż zmrok zapadł kilka godzin temu, jednak Astoria nie pofatygowała
się by rozświetlić pomieszczenie. Ciemność była dla niej w tym momencie
przychylna i bardzo potrzebna.
Rozparła
się wygodnie w stojącym pod oknem fotelu, podciągając nogi pod siebie. Nie
dbała o to, czy pobrudzi białe obicie mebla, ani o to czy jej droga sukienka
zupełnie się wygniecie. Miała ochotę gorzko zapłakać, wiedząc, że razem ze
łzami wypłynęłoby całe rozgoryczenie, jednak nie mogła się na to zdobyć. Jej
oczy były suche i zaczerwienione, a dusza dziwnie pusta. Czuła się strasznie
dziwacznie, jakby nie była sobą, jakby ktoś wykroił jej nożem serce i w już na
pozór zabliźnionym miejscu ziała wielka pusta dziura.
- Accio koc – szepnęła w ciemność,
machnąwszy różdżką. Chwilę później już ściskała w rękach miękki materiał i
podciągnęła go sobie pod brodę. To zawsze dawało jej poczucie bezpieczeństwa. W
dzieciństwie, gdy bała się ciemności. Kilka lat później, gdy Dafne nastraszyła
ją, że pod łóżkami w Hogwarcie kryją się magiczne stworzenia i teraz… Teraz,
kiedy była już na tyle rozsądna, by nie bać się ciemności ani boginów, tylko
ludzi. Ludzi, których kochała i którzy potrafili, nawet nieświadomie, tak
dotkliwie ją zranić.
Spróbowała
jeszcze raz zatopić się w chwili zapomnienia, udać, że przerażają ją ciemności
i potwory. Schowała głowę pod koc i skuliła się jeszcze bardziej.
Ocknęła
się chwilę później, lecz tym razem coś się zmieniło – nie była sama w pokoju.
Do jej uszu dobiegały urywane oddechy i ciche westchnienia. Odsunęła z twarzy
materiał, a jej oczy rozszerzyły się ze zumienia.
-
Ekhm… Daf, Draco… - wykrztusiła zmieszana, a spojrzenia postaci wijących się na
łóżku, spoczęły na niej.
-
Astoria? Co ty tutaj robisz, do jasnej cholery?! – Dafne zerwała się z
posłania, nie kryjąc gniewu. Astoria mimowolnie zauważyła, że sukienka siostry
była mocno podwinięta. Powstrzymała odruch wymiotny.
-
Już, już się wynoszę… - burknęła, nie mając odwagi podnieść wzroku na Malfoya,
choć czuła, że jego spojrzenie spoczęło na niej.
-
Odpowiedz mi, co tu robisz Astorio? Podglądasz nas?! – Dafne siliła się na
spokojny ton, ale nie dało się nie usłyszeć w jej głosie wyjątkowej
uszczypliwości i… politowania?
Astoria
poczuła, jak ze złości, rumieniec rozlewa się na jej policzki.
-
Daf, uspokój się, po prostu zasnęłam…
-
Oczywiście, zasnęłaś! Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej? Ach, już wiem – bo
to jakoś dziwne, że byłaś w stanie spać, kiedy hałasujemy tu już od dobrych
kilkunastu minut! – Dafne krzyczała histerycznie, ale Astoria dobrze ją
rozumiała. Wiedziała co stało się rok temu o tej porze. Daf tak strasznie
chciała, by dzisiejszy wieczór był idealny…
Ale
mimo wszystko empatia, którą czuła, nie umniejszała gniewu i upokorzenia jakiego doznała.
-
Dafne, przestań, rozumiesz? – powiedziała ostro młodsza z sióstr, ale nie
podniosła głosu. Jej nie dało się wyprowadzić z równowagi, praktycznie nigdy.
Poprawka - nigdy przy ludziach. Były w końcu z domu Greengrass i wyszły stamtąd
z doskonałym wychowaniem. Tylko Dafne z całej rodziny nie potrafiła radzić sobie z gniewem.
- Czy ty mi zazdrościsz Astorio? Czy dlatego,
że nie możesz sobie nikogo znaleźć, musisz niszczyć moje szczęście? – Słowa,
wypowiedziane tak dobitnie, precyzyjnie trafiły prosto w serce. Albo to, co z
niego pozostało. Dziewczyna poczuła kolejną falę upokorzenia.
Tym
razem nie tylko siostry poczuły, iż Dafne przekroczyła granicę. Astoria
zacisnęła zęby za złości, ale nie odpowiedziała. Draco położył dłoń na ramieniu
swojej dziewczyny, pragnąc ją uspokoić, lecz ona wyrwała się nieświadomie,
wpatrzona gniewnie w siostrę.
Mijały
sekundy. Panny Greengrass nie ruszając się z miejsca, mierzyły się nienawistnym
wzrokiem. Draco, przerywając milczenie, odezwał się cichym głosem:
-
Tori, przepraszam za Daf, jest ostatnio trochę przewrażliwio…
-
Wiesz co, Draco? W porządku. Daruj sobie. Mam dosyć. I ciebie i mojej
siostrzyczki. Po prostu dosyć tego wszystkiego – oznajmiła, kategorycznie
ucinając temat. Zabrała w sobie odwagę i
spojrzała mu twardo w oczy, nie odwracając wzroku. Patrzył na nią zaskoczonym,
ale i pełnym wyrzutu spojrzeniem. W końcu on w niczym nie zawinił…
-
Tori, musisz zrozumieć, że… - Astoria nie usłyszała, co jeszcze chciał
powiedzieć, gdyż wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami jak najmocniej
potrafiła. Nie kryła już łez. Zapora, która powstrzymywała wybuch, pękła już
dawno; słone kropelki były zdecydowanie opóźnioną reakcją na ból.
„W ramionach anioła
odfrunąć z ciemnego, zimnego pokoju hotelowego i nieskończoność, którą
poczujesz…”
Przepchała
się przez tłum. Pod wejściem spotkała kilku znajomych z siódmej klasy, którzy
wracali już do Hogwartu. Udała im się teleportacja łączna i kilka minut później
stała już pod bramą zamku. Dafne, jako organizator imprezy, wszystko obmyśliła i
skonfundowany wcześniej Filch zapomniał zamknąć bramy zamku.
„Nie zrobi różnicy ucieczka
ten ostatni raz.”
Astoria
puściła się biegiem. Błądziła, zupełnie bez celu. Do kogo mogłaby pójść? Do
kogo się zwrócić?
Nawet
nie wiedziała dokąd niosą ją nogi. Dopiero gdy podniosła wzrok zorientowała
się, że wbiegła na sam szczyt wieży Astronomicznej.
Usiadła
na zimnej ziemi, obejmując kolana ramionami. Na jej rękach pojawiła się gęsia
skórka, gdyż z nerwów zapomniała wziąć okrycie.
Nagle
usłyszała koki. Podniosła wzrok do nieba, modląc się, żeby Filch ominął to
miejsce i zostawił ją z spokoju. Ale kiedy odwróciła głowę, zorientowała się,
że to nie woźny patrzy na nią zdumionym wzrokiem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz