30 lipca 2012

04. W objęciach nieświadomości.



Opowiadanie I: Oczy szeroko zamknięte.

Ciszę pomiędzy trójką przyjaciół rozrywały jedynie ciężkie odgłosy ich kroków. Nikt nie miał zamiaru odezwać się pierwszy i załagodzić nieco sytuację. Hermiona aż trzęsła się z wściekłości, Harry był rozgoryczony i gryzły go wyrzuty sumienia, a Ron? Nie chciał wchodzić pomiędzy przyjaciół, bo z doświadczenia wiedział, że to on znowu oberwie. Hermiona studiowała podniszczoną mapę, nie podnosząc wzroku na współtowarzyszy. Za kilka kilometrów mieli dotrzeć do małej miejscowości o nazwie Farleton, z której pociągiem mieli dostać się do miasteczka u podnóża Gór Smoczych.
                  Kiedy dotarli do Farleton zapadł już zmierzch. Blady księżyc przysłaniały gęste chmury, ograniczając już i tak nikłą widoczność. Zatrzymali się przed niewielkim budynkiem nad którym szyld informował o możliwości noclegu. Pospiesznie wgramolili się do środka. W recepcji siedziała młoda dziewczyna, prawdopodobnie niewiele starsza od nich. Miała na piersi niewielki identyfikator z imieniem i nazwą budynku. Kiedy tylko recepcjonistka dostrzegła Harry’ego, jej oczy dziwnie zabłysły. Posłała mu nieśmiały uśmiech i na ułamek sekundy ich spojrzenia się skrzyżowały. Potter pospiesznie odwrócił głowę, a zawstydzona dziewczyna spuściła wzrok. Na jej policzkach wykwitły dorodne rumieńce i Hermionie zrobiło się jej trochę żal. W gruncie rzeczy nie była taka zła. Miała piękne i błyszczące orzechowe włosy i lekko wyłupiaste oczy tego samego koloru, które dopiero po kilku sekundach spoczęły na Hermionie. Dziewczyna widząc uśmiech na twarzy Hermiony, odwzajemniła go z ulgą malującą się w jasnych oczach. Na jej plakietce pochyłą czcionką napisane było Devona.
- Proszę dwa pokoje. – Hermiona zerknęła na stojących za nią przyjaciół.
- Na jeden nocleg? – upewniła się Devona, marszcząc jasne brwi.
- Owszem – odezwał się nagle Harry, tracąc cierpliwość. Dziewczyna zarumieniła się ponownie i położywszy dwa klucze na ladzie, wymamrotała coś niezrozumiale, tłumacząc którymi schodami mogą trafić do pokojów. Widząc zdezorientowanie na ich zmęczonych twarzach, westchnęła cicho i zaprowadziła ich na piętro.
               Pokój który zajmowała Hermiona był niewielki i skromnie urządzony, jednak dziewczyna nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Ledwo trzymała się na nogach, zmęczona po całodziennej wędrówce. Na szczęście w Farleton znajdowała się stacja kolejowa, z której w góry mogli dostać się już pociągiem. Wzięła zimny prysznic w malutkiej łazience i bez zastanowienia rzuciła się na wąskie łóżko stojące pod oknem. Stare sprężyny w wysłużonym materacu zaskrzypiały żałośnie, ale szatynka nie zwracała na to uwagi. Jej powieki przymknęły się, a umysł wyłączył, zapominając nawet dlaczego znajduje się w malutkim pensjonacie, w niewielkiej wiosce na północy Wielkiej Brytanii, ani po co wyruszyła w podróż w poszukiwaniu swojego wroga…

             Poranek przywitał ją bladym światłem słońca przebijającego się przez szare chmury. Było jeszcze bardzo wcześnie, gdyż w hoteliku panowała absolutna cisza. Hermiona wyciągnęła z plecaka rozpiskę odjeżdżających pociągów, o którą poprosiła Devonę jeszcze przed udaniem się pod prysznic. Najwcześniejszy pociąg, którym mogli się dostać w góry odjeżdżał o 6:15. Hermiona zerknęła na wiszący na ścianie zegar. Wskazywał 5:09. Dziewczyna zerwała się z posłania i szybko, nawet bez porannego prysznica, wrzuciła na siebie ubrania. Wybiegła z pokoju, trzymając już w ręce plecak z bagażem. Zapukała energicznie do pokoju chłopców, ale odpowiedziała jej cisza. Zacisnęła zęby i zapukała ponownie, tym razem głośniej i dłużej. W końcu drzwi otworzył jej zaspany Harry.
- Ubierajcie się i to szybko! – rzuciła, wchodząc do pokoju i zrywając koc ze śpiącego jeszcze Rona. Jęki niezadowolenia upewniły ją, że skutecznie obudziła Weasleya.
- Co jest…? – mruknął rudowłosy, ale widząc przed sobą ubraną i spakowaną przyjaciółkę, podniósł się z posłania.
- Daję wam dziesięć minut. Zrozumiano? O godzinie 5:30 spotykamy się przy recepcji.
- Hej, a śniadanie? – zapytał oburzony Ron, ale Hermiona wzruszyła ramionami.
- Jak się pospieszycie, to zdążycie zjeść. Czekam na dole! – rzuciła i zaczęła schodzić po wąskich schodach. Czasami musiała zachowywać się tak despotycznie, ale każdy kto znał Harry’ego i Rona zrozumiałby doskonale, że z nimi po prostu nie ma innego wyjścia.

              Po śniadaniu i uregulowaniu rachunku za nocleg, opuścili budynek. Poranek był chłodny i zachmurzony. Zimny wiatr dął niemiłosiernie. Trójka przyjaciół trzęsła się z zimna idąc ścieżką prowadzącą na stację. Po dziesięciu minutach marszu w końcu znaleźli się na peronie. Pociąg miał się pojawić lada chwila. Hermiona sprawdziła szybko czy na pewno ma pieniądze na bilety i uśmiechnęła się pokrzepiająco do przyjaciół, którzy targani lodowatym wiatrem zaczynali rozbudzać się na dobre.
W końcu wypatrzyli na torach pędzącą lokomotywę. Pociąg zatrzymał się z przeraźliwym piskiem i przyjaciele wkroczyli do przedziału. Kiedy usadowili się w miękkich siedzeniach i nieco rozgrzali, ponownie ogarnęła ich senność. Nie opierając się dłużej, cała trójka zamknęła powieki i dała się porwać w objęcia Morfeusza…
              Hermiona otworzyła oczy i ziewnęła szeroko. Słońce właśnie znikało za horyzontem, zostawiając na niebie pomarańczową łunę. Harry i Ron już nie spali - studiowali podniszczoną mapę spierając się o coś szeptem. Chciała ich spytać o czym tak zawzięcie dyskutują, ale zanim otworzyła usta, koła wagonu zapiszczały i pociąg zaczął zwalniać. Pozostało jej tylko chwycić swoje bagaże i wysiąść za przyjaciółmi.

             Tej nocy księżyc świecił mocnym blaskiem. Czasami na krótką chwilę przysłaniały go chmury będące stałym elementem na niebie w tej części kraju. Hermiona dowiedziała się, że Harry i Ron posprzeczali się o to, czy jeszcze dziś wyruszyć w góry, czy może przenocować gdzieś w wiosce. W końcu Ron uległ i Potter zarządził wyprawę jeszcze tego wieczoru.
            Światła ich różdżek oraz księżyc sprawiały, że noc nie była już taka mroczna i straszna, jak im się z początku wydawało. Wędrowali krętą dróżką, szukając dogodnego miejsca na nocleg. Każde z nich powoli zaczęło zdawać sobie sprawę, iż spacer w góry po zmroku to nie był najlepszy pomysł. Hermiona zanotowała w pamięci, żeby już nigdy więcej nie słuchać Harry’ego przy podejmowaniu jakichkolwiek decyzji, gdyż za każdym razem pakował ich w niemałe tarapaty.
              W końcu dotarli na małą polankę, gdzie mogli rozłożyć namiot. Harry i Ron w milczeniu otworzyli plecaki, szukając narzędzi, które pomogłyby im postawić namiot. Wzrok Hermiony przykuło coś innego. Kilka metrów dalej stało dopalające się ognisko. W cieniu wysokich drzew, które jeszcze rosły na tym poziomie gór, skrywał się niewielki namiot. Szeptem przywołała Harry’ego i Rona, którzy ze zdziwieniem wbili wzrok w ognisko. Kto inny mógłby ukrywać się w górach Smoczych jak nie Malfoy? Ale przecież nie mógł być dopiero tutaj, byli pewni, że znajdował się już daleko…
- McGonagall nie wspominała nic o tym, że wyruszył dużo wcześniej niż my – szepnął Harry, odgadując myśli przyjaciółki. Hermiona skinęła tylko głową na znak, że zrozumiała. Cała trójka podniosła różdżki i szybkim krokiem podeszła do namiotu. Oto, przed nimi spał niczego nieświadomy wróg, którego plan mieli jak najszybciej unicestwić…

2 komentarze:

  1. Tam jest Draco! Prawda? *_* Harry to dopiero ma podejście do kobiet. Z jednej strony to dobrze, bo Ruda dałaby mu popalić. Boże uwielbiam to opowiadanie co raz bardziej!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń