31 lipca 2012

05. Chyba się nie rozumiemy.



Opowiadanie I: Oczy szeroko zamknięte.

Draco Malfoy jęknął głośno. Zaklęcia rzucane przez rozjuszonych napastników miotały nim na wszystkie strony, nie pozwalając złapać oddechu. Jak mógł być takim idiotą? Nawet nie pomyślał, że największy wróg może dopaść go właśnie teraz!
            Wczesnym rankiem wyruszył w dalszą podróż, lecz kiedy wychodził z namiotu, coś skutecznie mu w tym przeszkodziło. Widok Pottera, Weasleya i Granger stojących przed nim w pełnej gotowości bojowej, z wyciągniętymi różdżkami, tak go zaskoczył, że nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy pierwsze zaklęcie powaliło go na wilgotną od rosy ziemię. Potem były już tylko krzyki i przekleństwa, które skutecznie uciszył Potter zaklęciem uciszającym.
- Jęczący i pokonany Malfoy to już chyba wystarczająco żałosny widok, więc zostawcie go chłopaki. – Hermiona nie mogła już patrzeć jak jej przyjaciele znęcają się nad Malfoyem. Może była zbyt słaba, może zbyt litościwa, ale ten widok przyprawiał ją o mdłości.
Harry i Ron spojrzeli po sobie i już opuszczali różdżki, kiedy Malfoy krzyknął:
- Nie potrzebuję twojej litości, głupia szlamo!
Te słowa przeważyły szalę. Rozwścieczony Ron rzucił się na Malfoya, wymachując pięściami. Harry popatrzył na nich z obojętnością, trzymając w pogotowiu różdżkę, gdyby przypadkiem Ron zaczął przegrywać. Chłopcy zaczęli się okładać. Po kilku chwilach, kiedy Weasley widocznie oberwał, Harry odsunął ich od siebie jednym zaklęciem. Rudowłosy wstał i otrzepał ubranie. Z nosa ciekła mu strużka krwi, którą otarł niecierpliwym ruchem. Malfoy nadal siedział na ziemi i patrzył na nich spode łba. Z jego rozciętej brwi także sączyła się krew, jednak ani razu na jego twarzy nie pojawił się grymas bólu. Cóż, dobrze go wyszkolili tam, w gronie Śmierciożerców. Hermiona założyła ręce na piersi, obserwując z uwagą całą scenę. Wiedziała, że taki będzie finał, że nie obejdzie się bez rozlewu krwi. Musi upomnieć Rona, żeby trzymał nerwy na wodzy, bo to wszystko jeszcze źle się dla nich skończy…

***

  - Łaaaaałaaaaa! – zawył Ron, kiedy dotknęła delikatnie jego spuchniętego nosa.
- Ron, to nie moja wina, że rozwaliłeś sobie nos, trzeba było bardziej uważać! – warknęła Hermiona, teraz już nie dotykając jego twarzy, tylko przyglądając się jej uważnie. Dobrze, że McGonagall dała im jakieś eliksiry uzdrawiające. Regeneracja nosa powinna zająć nie więcej niż jedną noc.
- Ja rozwaliłem? To ten tleniony idiota mi to zrobił! – biadolił Weasley. Założył ręce na piersi jak małe dziecko.
            Hermiona przemilczała fakt, że to Weasley rzucił się na Malfoya, wiedząc, że to wcale nie poprawi przyjacielowi humoru.
- Nie martw się, będziesz żył. Jutro nie będzie po tym śladu.
Dziewczyna żartobliwie poklepała przyjaciela po policzku, wręczając mu odpowiedni eliksir.
- Mam nadzieję, że tej fretce nie przejdzie do jutra – mruknął Ron z goryczą.
- O właśnie! Malfoy. Daliście mu coś do zjedzenia?
 Dopiero teraz przypomniała sobie o uwięzionym chłopaku. Umieścili go w osobnym namiocie, bo nikt z całej czwórki nie miał zamiaru spędzić nocy z wrogiem pod jednym dachem. Namiot Malfoya był zabezpieczony wieloma zaklęciami, więc nie miał najmniejszych szans się wydostać. Poza tym Hermiona osobiście odebrała mu różdżkę.
- A po co? Niech zdechnie z głodu, będzie o jeden kłopot mniej! – odpowiedział rezolutnie rudowłosy i przybił Harry’emu piątkę.
- Jesteście okrutni. – Przy tych słowach Hermiona uśmiechnęła się szeroko. Chwyciła w ręce kilka paczek z jedzeniem i wyszła z namiotu. Usłyszała za sobą tylko „idę spać” Rona i „dobranoc” Harry’ego.

***

 - Granger? – To z pewnością nie było pytanie, ani nawet stwierdzenie. To była groźba. Malfoy ostrzegał, żeby się nie zbliżała. To śmieszne jak bardzo jej nienawidził. Chyba powinien być jej raczej wdzięczny, że się o niego troszczy, czyż nie?
- Przyniosłam ci jedzenie – oznajmiła Hermiona i zamilkła. Zawsze przy nim czuła się niezręcznie.
- Po prostu odejdź.
- Malfoy… Chyba się nie rozumiemy. Teraz to ja tu rządzę… - spojrzała mu w oczy z mściwą satysfakcją, ale kiedy szybko odwrócił rozzłoszczone spojrzenie, zauważyła coś jeszcze. Jego rozcięta brew nie wyglądała za dobrze. Automatycznie podniosła dłoń, żeby dotknąć zranionego miejsca, ale chłopak miał dobry refleks. W porę odsunął się przed jej dotykiem.
- Spokojnie, chciałam tylko obejrzeć – prychnęła, lekko obrażona. Czy musiał na każdym kroku przypominać jej, że w jej żyłach nie płynie idealnie czysta krew?
- Nie dotykaj mnie – syknął, łapiąc ją za nadgarstek. Spojrzała znacząco na jego dłoń, zaciskającą się wokół jej ręki, z niemym pytaniem czy umowa dotyczy obu stron. Odwrócił wzrok, więc wyrwała rękę i ruszyła do wyjścia z namiotu. Już miała rzucić chłodne „dobranoc”, kiedy usłyszała za sobą stanowczy głos.
- Poczekaj.
 Nie dowierzała, że te słowa wychodzą z ust Ślizgona. Odwróciła się powoli, unosząc brwi i patrząc na chłopaka, który przygarbił się nieco, nie sprawiając już wrażenia tak wyniosłego. – Dzięki za jedzenie.
- Nie ma za co. – Wzruszyła obojętnie ramionami. Patrzyli na siebie przez chwilę, aż w końcu Hermiona podeszła do chłopaka ponownie i usiadła obok. – Teraz mogę? – Podniosła dłoń do jego czoła.
- Jesteś strasznie uparta – stwierdził, ale ona nie odpowiedziała. Po chwili już ocierała jego czoło z zastygłej krwi, zastanawiając się czemu nie odrzuca jej ręki. Nie jęczał jak Ron, nawet nie drgnął. Jego jasne oczy nawet nie śledziły ruchów jej dłoni, cały czas uważnie patrzył jej w oczy. A ona uparcie unikała jego spojrzenia.
- Nawet nie wiesz jak to jest… – zaczął niespodziewanie Malfoy, nie odrywając od niej wzroku. – Zabiją mnie jeśli nie wykonam misji…
 Hermiona nie odezwała się, ale nadstawiła uszu. To dziwne, że blondyn zwierzał jej się z takich rzeczy.
- Gotowe – mruknęła, ale tak cicho, żeby mógł kontynuować swoją wypowiedź.
- Nie jestem taki zły, naprawdę – jąkał się, nagle gubiąc gdzieś swój nadęty ton i jeszcze bardziej przygarbiając ramiona.
- Malfoy, o czym ty w ogóle do mnie mówisz?
- O tym, żebyś mi pomogła stać się lepszym. Żebyś dała mi szansę…
 Że co?! Ślizgon chciał się zmienić na lepsze? Hermiona zawahała się, ale blondyn tylko na to czekał. Na moment nieuwagi. Dyskretnie wysunął jej różdżkę z kieszeni i szybkim ruchem przyłożył Hermionie patyk do gardła.
- Nabrałaś się, co? Przez chwilę wyglądałaś jakbyś naprawdę uwierzyła… – Malfoy zaśmiał się szyderczo, widząc przerażenie w oczach dziewczyny.
Och, jak mogła być taką idiotką? Dać się nabrać Malfoyowi!
- Co chcesz zrobić? – wydusiła, dumnie podnosząc głowę, ale jednocześnie zerkając ukradkiem na różdżkę przy jej krtani. Na jej pytanie Ślizgon uśmiechnął się złośliwie.
- Jak to co? Spadam stąd. A ty idziesz ze mną, Granger. Przecież muszę mieć zakładnika…

  

1 komentarz:

  1. No nie! Jak Hermiona mogła dać się tak podejść? Ta jej dobroć, kiedyś ją zgubi. Co teraz? Dokąd zamierza iść Draco i co zrobi z Hermioną? Mam nadzieję, że nic jej nie będzie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń