Opowiadanie
I: Oczy szeroko zamknięte.
Hermiona
Granger w całym swoim siedemnastoletnim życiu wykazywała się ponadprzeciętnym
sprytem. W pierwszej klasie udało jej się rozwikłać kilka zagadek i dzięki temu
jej przyjaciel zmierzył się z Lordem Voldemortem, udaremniając mu kradzież
kamienia filozoficznego. W drugiej klasie rozwiązała tajemnicę bazyliszka, w
trzeciej pomogła w ucieczce niewinnemu człowiekowi. Wiele razy wykazywała się
nieprzeciętną przebiegłością, powalając na łopatki wszystkich przeciwników. Ale
nawet sprytna i bystra Hermiona Granger miała słaby punkt pod swoim pancerzem
inteligencji. Była zbyt ufna, można by nawet rzec, że naiwna. Wierzyła w ludzi
i ich dobre serce. Nawet pomimo trzeźwości umysłu i zdolności do chłodnego
oszacowania sytuacji, do dyskusji zawsze włączało się nieproszone serce. Tak,
głupie i litościwe serce. Ale panna Granger nie tego się wstydziła. Nie
wstydziła się zdolności o miłości, o nie. Skompromitowała się tylko raz, dając
się nabrać na głupi i chytry żart ostatniej osobie, której mogłaby zaufać. A tą
osobą był z pewnością Draco Malfoy. Nie obdarzyła go zaufaniem nigdy, przez
bite siedem lat, więc dlaczego teraz dała się zwieść? I to w dodatku w najmniej
wiarygodną bajeczkę pod słońcem?!
Na
szczęście wiedziała, że prędzej czy później się od niego uwolni. Owszem, dała
się osaczyć, ale to nie był koniec. Nie straciła nadziei, ufała swojej
inteligencji. W końcu prawie nigdy jej nie zawiodła. Prawie. Ale to teraz nie
miało znaczenia.
Zerknęła
na Malfoya idącego obok. Wiejący wiatr rozwiewał mu jasne włosy, ale na jego
bladej, przystojnej twarzy gościł upór.
-
Muszę odpocząć – wypaliła niespodziewanie i udając, że nogi pozbawiły ją
posłuszeństwa, opadła na twardą ziemię. Chłopak zmusił się, żeby na nią
spojrzeć. Zmrużył oczy z wyraźną pogardą.
-
Nie bądź głupia, Granger. Idziemy zaledwie dwie godziny, a ty odpoczywasz już
trzeci raz. – Malfoy zirytował się. Ale Hermiona tylko wzruszyła ramionami,
robiąc niewinną minę. Wiedziała, że im częściej będzie robiła postoje, tym
większe prawdopodobieństwo, że Harry i Ron trafią na ich ślady. A wtedy, jej
najbardziej znaczący plan w końcu wypali…
***
-
Harry! Haaaary! – wrzask tuż przy uchu Harry’ego skutecznie wyrwał go ze snu. Potter
otworzył oczy i spojrzał wyczekująco na przyjaciela, który obudził go niezbyt
subtelnie.
- O
co chodzi, Ron? – zapytał rozdrażnionym tonem, jednocześnie przeciągając się na
wąskim łóżku.
-
Nie ma ich, Harry! Szukałem wszędzie, ale nigdzie ich nie ma! – zdenerwowanie
Rona powoli przywracało Pottera do rzeczywistości. Wybraniec przetarł oczy i
założył okulary.
-
Malfoy zniknął! I Hermiona razem z nim! – gorączkował się Ron, jakby nie mogąc
wytrzymać spokoju przyjaciela.
-
C-co? – Harry zerwał się z posłania i odruchowo sięgnął po okulary, zdając
sobie sprawę, że już założył je na nos.
-
Nasz zakładnik uciekł, a Hermiona zniknęła razem z nim. Jeszcze nie rozumiesz
Harry? Ona jest w niebezpieczeństwie. Musimy ją jak najszybciej odnaleźć!
Przerażenie
odebrało Harry’emu mu mowę. Poczuł jak żołądek podchodzi mu do gardła i
ogarniają go mdłości. Tylko raz w życiu poczuł się tak jak w tej chwili – kiedy
zdawało mu się, że Syriusz Black, jego ojciec chrzestny, znajduje się w
śmiertelnym niebezpieczeństwie… Pamiętał ten dzień bardzo dobrze, gdyż jeden
szczegół nie dawał mu spokoju aż do dzisiaj – wciąż prześladowało go
wspomnienie, że tamtej nocy… zawiódł…
Ha! Hermiona ma plan. I za to ją lubię ;) A Harry i Ron niech się wreszcie wezmą w garść ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)