Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie.
(retrospekcja z perspektywy Setha Watters’a.)
Odgłos
jej kroków został niemal zupełnie stłumiony przez zaspę zeschniętych liści.
Dostojny, złoto-czerwony dywan, szeleszczący przy każdym kroku, unosił się
lekko wprawiony w ruch siłą wiatru, jaki towarzyszył jej zwinnym ruchom. Z
gracją tancerki, w podskokach, przemieszczała się skrajem Zakazanego Lasu,
nieświadoma jego uważnego spojrzenia. Potrząsała energicznie głową, w takt
tylko sobie słyszanej muzyki.
Chłopak
zapatrzył się w głębokim zamyśleniu na jej rozpromienioną twarz. Śmiejąc się
beztrosko, odrzuciła głowę do tyłu, a mieniące się platyną włosy powiewały za
nią, odbijając refleksy zachodzącego słońca. Nagle przystanęła, i jakby czując
jego obecność rozejrzała się czujnie. Jej bystry wzrok od razu padł na postać,
nieudolnie starającą ukryć się za kępką krzaków. Zauważając, że to on,
rozpromieniła się, przywołując go ruchem ręki. Lekko zrezygnowany Seth wyszedł
zza krzaków, szczerząc zęby. Nie czuł się głupio, dlatego, że go zauważyła –
wręcz przeciwnie, idąc za nią, miał nadzieję, że w końcu obróci głowę i ich
spojrzenia się spotkają. Doskonale wiedział, że nie byłaby o to zła. Z resztą,
ona nigdy się na nikogo nie złościła. Może z wyjątkiem jej starszej siostry,
ale tamta potrafiła zachowywać się wyjątkowo okropnie. Nieraz aż go skręcało,
żeby się nie odezwać, kiedy widział jak Dafne „ustawia” wszystkich uczniów w
Pokoju Wspólnym. Natomiast Astoria… Ona była zupełnie inna, bardziej naturalna
i komunikatywna. Miała do siebie niesamowity dystans i dzięki temu ludzie nigdy
nie czuli się skrepowani w jej obecności. Była jak ciepły koc w chłodny zimowy
wieczór. Kiedy człowiek się pod nim zakopywał, napięte mięśnie natychmiast się
rozluźniały, a cały organizm ogarniało błogie ciepło. Dziewczyna miała
niesamowite właściwości poprawiające humor i Seth nieraz zastanawiał się jakim
cudem dwie panny Greengrass są ze sobą spokrewnione. Astoria nie miała w sobie
ani grama Królowej Śniegu, jaką niewątpliwie była jej starsza siostra.
- No
nie! Nie mów, że cały ten czas mnie śledziłeś – zachichotała, udając
wzburzenie. Widząc ją w takiej pozycji, z rękami wspartymi na biodrach i
wydętymi z udawanego niezadowolenia wargami, wyglądała zaczepnie i zabawnie.
Zawsze podniecała go jej niesamowita pewność siebie i zadziorność. Miała coś
wyjątkowego, co wyróżniało ją od tłumu innych Ślizgonek. Coś, czego w żaden
sposób nie potrafił sprecyzować.
-
Nie mogłem się powstrzymać – wyznał z uśmiechem, podchodząc do dziewczyny. Dopiero
teraz zauważył w jej uszach małe białe wkrętki, kształtem przypominające
stożek. Astoria widząc jego zdumioną minę, wyciągnęła z uszu dziwne przedmioty
i położyła na wyciągniętej dłoni.
- Co
to… - Nie zdążył zapytać, gdyż ona pospieszyła już odpowiedzią. To była jej
kolejna zaskakująca cecha – niemal zawsze wiedziała o czym on myśli. Opanowała
umiejętność czytania z ludzi jak z otwartych książek. A może po prostu tak
dobrze ich rozumiała…?
-
Nie mam pojęcia jak to się nazywa. Podkradłam to z szafki nocnej Taylor i wiem
tylko tyle, że leci przez to muzyka… - Astoria roześmiała się ze swojej
niewiedzy. Uwielbiał jej nieskrępowany śmiech, drżenie ramion pod wpływem
głośnego, swobodnego chichotu. Zawsze podobało mu się to, że jest sobą,
niezależnie od wszystkiego i wszystkich.
-
Pokaż. – Zwinnym ruchem wyrwał jej słuchawki i zaczął oglądać je z
zainteresowaniem.
-
Taylor wczoraj wieczorem mówiła, że jej bratu udało się zaczarować ten mugolski
sprzęt tak, żeby zostały tylko takie słuchawki i nie mogłam się powstrzymać,
żeby tego nie obejrzeć. – Wyszczerzyła zęby, robiąc niewinną minę. Popatrzył na
nią przez zmrużone oczy, powstrzymując uśmiech i wycelował różdżką w słuchawki.
Zanim Astoria zdążyła go powstrzymać, muzyka robiła się coraz głośniejsza, tak,
że nie musieli wkładać tych dziwnych przedmiotów do uszu, żeby usłyszeć takty
kolejnej piosenki. Astoria zrobiła zaskoczoną minę, ale nie odezwała się
słowem. Zamiast tego wyrzuciła ręce w górę i zaczęła tańczyć w rytmie muzyki.
Przymknęła powieki, machając energicznie rękami i nieco nieudolnie starając się
wtórować wokaliście. Mimo tego, iż nie była może mistrzynią tańca, nie mógł
oderwać od niej wzroku, zafascynowany przyglądając się jej ruchom. Grała na
wyimaginowanej gitarze, potrząsając włosami, które wyglądały, jakby żyły
własnym życiem. Otworzyła oczy, rozciągając usta w krzywym uśmieszku i zderzyła
ich biodrami. Seth zaśmiał się i złapał ją w pół, zaczynając łaskotać. Z jej
gardła wydarł się dziki pisk, kiedy próbowała mu się wyrwać, zaśmiewając się
przy tym w niebogłosy. Miała straszne łaskotki, a on uwielbiał to
wykorzystywać. Poza tym kochał jej śmiech i cieszył się, że udaje mi się w tak
łatwy sposób ją do niego doprowadzić.
Szarpnęła
się mocniej i oboje stracili równowagę, wpadając w ogromną zaspę liści, które
natychmiast rozniosły się na wszystkie strony.
-
Seth! – pisnęła, starając się nadać swojemu głosowi poważny ton. Wzruszył
ramionami i wyciągnął z pomiędzy jej włosów zeschłego liścia. Zauważył, że w
kącikach jej oczu są jeszcze ślady łez, które toczyły się po policzkach podczas
szaleńczego śmiechu. Nie mogąc się powstrzymać, otarł je lekko palcami. Jej
oczy rozbłysły na moment, ale po chwili znów przygasiło je przygnębienie,
które, z niewiadomych mu powodów, ostatnio dość często malowało się na jej
twarzy. Miał ochotę ją o to zapytać, ale jak zwykle wyczytała wszystko z wyrazu
jego twarzy, gdyż odezwała się cicho:
-
Jesteś fantastycznym przyjacielem, wiesz Seth? – mruknęła, ponownie się zasępiając.
Spojrzał na nią z ukosa i nieświadomie złapał ją za rękę. Te gesty wydawały się
tak naturalne, jakby ich dłonie były stworzone do tego, by się obejmować.
-
Wiem – odparł bez skromności; jak zwykle
pewnym siebie gestem splatając ich palce. Ale tym razem drżał w środku. W ciągu
kilku ostatnich tygodni nie mógł przestać myśleć o Astorii w inny sposób. Nie
była tylko kimś z kim mógłby się powygłupiać czy pogadać. Doskonale zdawał
sobie sprawę, że byli jedynie przyjaciółmi, ale on nie mógł nie przyznać, że za
każdym razem kiedy na nią patrzy, żelazna obręcz zaciska mu żołądek. Zawsze
zauważał ją w tłumie ludzi, nieustannie była obecna w jego myślach, a kiedy coś
mówiła i jego spojrzenie wędrowało na jej usta, marzył tylko o tym, żeby móc ją
pocałować…
-
Ostatnio męczy mnie pewna sprawa… Znasz Draco Malfoya, prawda?
- No
pewnie. – Pokiwał głową w zamyśleniu. Malfoy był szukającym w drużynie
Ślizgonów, a w tym roku, po odejściu kapitana, objął także jego funkcję. Seth
jednak nie zamierzał zaprzątać sobie teraz myśli Draco Malfoyem…
Zastanawiał
się, czy mógłby coś zrobić. Tak niewiele dzieliło ich twarze, zaledwie kilka
cali. Gdyby tylko lekko wychylił się do przodu, bez trudu mógłby ją pocałować…
- I
tak sobie myślę, że…
Ciekawe
jak smakują jej wargi. Astoria zawsze ładnie pachnie. Jak wiosna, albo jak maliny.
Jej usta pewnie też smakują jak maliny, rozkosznie i słodko…
- …
że tobie mogę to powiedzieć… - jąkała się Astoria, zalewając rumieńcem.
„ Nie mogę przestać o Tobie myśleć…”
-
Nie mogę przestać o tym myśleć… - Skubała nerwowo skórkę przy paznokciu, nie
mogąc podnieść na niego wzroku.
„Bo myślę, że ja… ja się chyba…”
-
Wydaje mi się, że ja chyba…
„Jesteś dla mnie ważna… Bardzo ważna.” No
już, Seth, powiedz to w końcu!
- … chyba…
znaczy, wygląda na to, że się w nim zakochałam. Bez pamięci… – wyszeptała
cicho, zerkając na niego szybko i ponownie spuszczając wzrok.
„?!”
-
Co?! – wyszeptał zszokowany, puszczając jej dłoń. Astoria… Draco Malfoy…
Zakochana bez pamięci… Przełknął ślinę, starając się opanować cisnące mu się na
usta słowa, których mógłby później pożałować. Astoria… Jego Astoria. Dziewczyna z którą przyjaźnił się od drugiej klasy,
która potrafiła go rozbawić i która jako jedyna potrafiła dotrzeć do jego prawdziwych
myśli, które skrywał głęboko w sercu, w obawie przed ludzkimi osądami.
Dziewczyna, która się zakochała, kiedy jemu zaczęło zależeć. Czy to jakiś chory żart…?
-
Wiem, że to głupie. Ale nie mogę powstrzymać swoich uczuć, a wierz mi,
próbowałam – odpowiedziała suchym tonem. Mimo tego, iż było mu jej żal, nie
mógł w tym momencie dłużej znieść jej obecności. Za bardzo odkrył przed nią
swoje myśli, które mogła odczytać w jego spojrzeniu. Zadurzonym spojrzeniu naiwniaka, warknął w myślach. Był zły na siebie,
że pozwolił, aby sprawy zaszły tak daleko. Czuł się teraz niemal bezbronny pod
jej uważnym wzrokiem…
Bez
ostrzeżenia zerwał się na równe nogi.
-
Wiesz, przypomniało mi się, że miałem, eee… pouczyć Alana latać na miotle… -
Miał nadzieję, że tym razem dziewczyna nie zorientuje się, że on kłamie. Alan
był jego młodszym bratem, który w zeszłym roku dołączył do grona Ślizgonów,
jednak doskonale radził sobie z lataniem na miotle. Złapała go szybko za ramię,
starając się zatrzymać. Zacisnął zęby, błagając w myślach, żeby przestała. Miał
wrażenie, że jeśli natychmiast nie przestanie odczuwać jej dotyku, jego ręka
stanie w płomieniach.
Chyba
wyczuła, że pod jej dotykiem gwałtownie się spiął, gdyż po chwili wypuściła
jego rękę i zapytała z nutką smutku w głosie:
-
To… spotkamy się na kolacji, tak? – Nadzieja, która tak wyraźnie zabrzmiała w
słowie „tak”, sprawiła, iż niemiał serca
zaprzeczyć. Jeśli chce przestać cierpieć, musi nauczyć się odmawiać tej
dziewczynie.
-
Pewnie. – Przełknął gulę, która zagnieździła mu się w gardle i uśmiechnął się z
trudem. Astoria chyba nie zauważyła, że zamiast uśmiechu wyszedł mu grymas,
gdyż na jej twarzy odmalowała się lekka ulga.
Seth
odwrócił się na pięcie i odmaszerował z rękami w kieszeniach. Chyba po raz
pierwszy Astoria nie umiała odczytać jego myśli. A szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz