30 lipca 2012

08. Zakochana bez pamięci.



Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie.
(retrospekcja z perspektywy Setha Watters’a.)
Odgłos jej kroków został niemal zupełnie stłumiony przez zaspę zeschniętych liści. Dostojny, złoto-czerwony dywan, szeleszczący przy każdym kroku, unosił się lekko wprawiony w ruch siłą wiatru, jaki towarzyszył jej zwinnym ruchom. Z gracją tancerki, w podskokach, przemieszczała się skrajem Zakazanego Lasu, nieświadoma jego uważnego spojrzenia. Potrząsała energicznie głową, w takt tylko sobie słyszanej muzyki.
Chłopak zapatrzył się w głębokim zamyśleniu na jej rozpromienioną twarz. Śmiejąc się beztrosko, odrzuciła głowę do tyłu, a mieniące się platyną włosy powiewały za nią, odbijając refleksy zachodzącego słońca. Nagle przystanęła, i jakby czując jego obecność rozejrzała się czujnie. Jej bystry wzrok od razu padł na postać, nieudolnie starającą ukryć się za kępką krzaków. Zauważając, że to on, rozpromieniła się, przywołując go ruchem ręki. Lekko zrezygnowany Seth wyszedł zza krzaków, szczerząc zęby. Nie czuł się głupio, dlatego, że go zauważyła – wręcz przeciwnie, idąc za nią, miał nadzieję, że w końcu obróci głowę i ich spojrzenia się spotkają. Doskonale wiedział, że nie byłaby o to zła. Z resztą, ona nigdy się na nikogo nie złościła. Może z wyjątkiem jej starszej siostry, ale tamta potrafiła zachowywać się wyjątkowo okropnie. Nieraz aż go skręcało, żeby się nie odezwać, kiedy widział jak Dafne „ustawia” wszystkich uczniów w Pokoju Wspólnym. Natomiast Astoria… Ona była zupełnie inna, bardziej naturalna i komunikatywna. Miała do siebie niesamowity dystans i dzięki temu ludzie nigdy nie czuli się skrepowani w jej obecności. Była jak ciepły koc w chłodny zimowy wieczór. Kiedy człowiek się pod nim zakopywał, napięte mięśnie natychmiast się rozluźniały, a cały organizm ogarniało błogie ciepło. Dziewczyna miała niesamowite właściwości poprawiające humor i Seth nieraz zastanawiał się jakim cudem dwie panny Greengrass są ze sobą spokrewnione. Astoria nie miała w sobie ani grama Królowej Śniegu, jaką niewątpliwie była jej starsza siostra.
- No nie! Nie mów, że cały ten czas mnie śledziłeś – zachichotała, udając wzburzenie. Widząc ją w takiej pozycji, z rękami wspartymi na biodrach i wydętymi z udawanego niezadowolenia wargami, wyglądała zaczepnie i zabawnie. Zawsze podniecała go jej niesamowita pewność siebie i zadziorność. Miała coś wyjątkowego, co wyróżniało ją od tłumu innych Ślizgonek. Coś, czego w żaden sposób nie potrafił sprecyzować.
- Nie mogłem się powstrzymać – wyznał z uśmiechem, podchodząc do dziewczyny. Dopiero teraz zauważył w jej uszach małe białe wkrętki, kształtem przypominające stożek. Astoria widząc jego zdumioną minę, wyciągnęła z uszu dziwne przedmioty i położyła na wyciągniętej dłoni.
- Co to… - Nie zdążył zapytać, gdyż ona pospieszyła już odpowiedzią. To była jej kolejna zaskakująca cecha – niemal zawsze wiedziała o czym on myśli. Opanowała umiejętność czytania z ludzi jak z otwartych książek. A może po prostu tak dobrze ich rozumiała…?
- Nie mam pojęcia jak to się nazywa. Podkradłam to z szafki nocnej Taylor i wiem tylko tyle, że leci przez to muzyka… - Astoria roześmiała się ze swojej niewiedzy. Uwielbiał jej nieskrępowany śmiech, drżenie ramion pod wpływem głośnego, swobodnego chichotu. Zawsze podobało mu się to, że jest sobą, niezależnie od wszystkiego i wszystkich.
- Pokaż. – Zwinnym ruchem wyrwał jej słuchawki i zaczął oglądać je z zainteresowaniem.
- Taylor wczoraj wieczorem mówiła, że jej bratu udało się zaczarować ten mugolski sprzęt tak, żeby zostały tylko takie słuchawki i nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie obejrzeć. – Wyszczerzyła zęby, robiąc niewinną minę. Popatrzył na nią przez zmrużone oczy, powstrzymując uśmiech i wycelował różdżką w słuchawki. Zanim Astoria zdążyła go powstrzymać, muzyka robiła się coraz głośniejsza, tak, że nie musieli wkładać tych dziwnych przedmiotów do uszu, żeby usłyszeć takty kolejnej piosenki. Astoria zrobiła zaskoczoną minę, ale nie odezwała się słowem. Zamiast tego wyrzuciła ręce w górę i zaczęła tańczyć w rytmie muzyki. Przymknęła powieki, machając energicznie rękami i nieco nieudolnie starając się wtórować wokaliście. Mimo tego, iż nie była może mistrzynią tańca, nie mógł oderwać od niej wzroku, zafascynowany przyglądając się jej ruchom. Grała na wyimaginowanej gitarze, potrząsając włosami, które wyglądały, jakby żyły własnym życiem. Otworzyła oczy, rozciągając usta w krzywym uśmieszku i zderzyła ich biodrami. Seth zaśmiał się i złapał ją w pół, zaczynając łaskotać. Z jej gardła wydarł się dziki pisk, kiedy próbowała mu się wyrwać, zaśmiewając się przy tym w niebogłosy. Miała straszne łaskotki, a on uwielbiał to wykorzystywać. Poza tym kochał jej śmiech i cieszył się, że udaje mi się w tak łatwy sposób ją do niego doprowadzić.
Szarpnęła się mocniej i oboje stracili równowagę, wpadając w ogromną zaspę liści, które natychmiast rozniosły się na wszystkie strony. 
- Seth! – pisnęła, starając się nadać swojemu głosowi poważny ton. Wzruszył ramionami i wyciągnął z pomiędzy jej włosów zeschłego liścia. Zauważył, że w kącikach jej oczu są jeszcze ślady łez, które toczyły się po policzkach podczas szaleńczego śmiechu. Nie mogąc się powstrzymać, otarł je lekko palcami. Jej oczy rozbłysły na moment, ale po chwili znów przygasiło je przygnębienie, które, z niewiadomych mu powodów, ostatnio dość często malowało się na jej twarzy. Miał ochotę ją o to zapytać, ale jak zwykle wyczytała wszystko z wyrazu jego twarzy, gdyż odezwała się cicho:
- Jesteś fantastycznym przyjacielem, wiesz Seth? – mruknęła, ponownie się zasępiając. Spojrzał na nią z ukosa i nieświadomie złapał ją za rękę. Te gesty wydawały się tak naturalne, jakby ich dłonie były stworzone do tego, by się obejmować.
- Wiem – odparł bez skromności;  jak zwykle pewnym siebie gestem splatając ich palce. Ale tym razem drżał w środku. W ciągu kilku ostatnich tygodni nie mógł przestać myśleć o Astorii w inny sposób. Nie była tylko kimś z kim mógłby się powygłupiać czy pogadać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że byli jedynie przyjaciółmi, ale on nie mógł nie przyznać, że za każdym razem kiedy na nią patrzy, żelazna obręcz zaciska mu żołądek. Zawsze zauważał ją w tłumie ludzi, nieustannie była obecna w jego myślach, a kiedy coś mówiła i jego spojrzenie wędrowało na jej usta, marzył tylko o tym, żeby móc ją pocałować…
- Ostatnio męczy mnie pewna sprawa… Znasz Draco Malfoya, prawda?
- No pewnie. – Pokiwał głową w zamyśleniu. Malfoy był szukającym w drużynie Ślizgonów, a w tym roku, po odejściu kapitana, objął także jego funkcję. Seth jednak nie zamierzał zaprzątać sobie teraz myśli Draco Malfoyem…
Zastanawiał się, czy mógłby coś zrobić. Tak niewiele dzieliło ich twarze, zaledwie kilka cali. Gdyby tylko lekko wychylił się do przodu, bez trudu mógłby ją pocałować…
- I tak sobie myślę, że…
Ciekawe jak smakują jej wargi. Astoria zawsze ładnie pachnie. Jak wiosna, albo jak maliny. Jej usta pewnie też smakują jak maliny, rozkosznie i słodko…
- … że tobie mogę to powiedzieć… - jąkała się Astoria, zalewając rumieńcem.
„ Nie mogę przestać o Tobie myśleć…”
- Nie mogę przestać o tym myśleć… - Skubała nerwowo skórkę przy paznokciu, nie mogąc podnieść na niego wzroku.
„Bo myślę, że ja… ja się chyba…”
- Wydaje mi się, że ja chyba…
Jesteś dla mnie ważna… Bardzo ważna.” No już, Seth, powiedz to w końcu!
- … chyba… znaczy, wygląda na to, że się w nim zakochałam. Bez pamięci… – wyszeptała cicho, zerkając na niego szybko i ponownie spuszczając wzrok.
„?!”
- Co?! – wyszeptał zszokowany, puszczając jej dłoń. Astoria… Draco Malfoy… Zakochana bez pamięci… Przełknął ślinę, starając się opanować cisnące mu się na usta słowa, których mógłby później pożałować. Astoria… Jego Astoria. Dziewczyna z którą przyjaźnił się od drugiej klasy, która potrafiła go rozbawić i która jako jedyna potrafiła dotrzeć do jego prawdziwych myśli, które skrywał głęboko w sercu, w obawie przed ludzkimi osądami. Dziewczyna, która się zakochała, kiedy jemu zaczęło zależeć. Czy to jakiś chory żart…?
- Wiem, że to głupie. Ale nie mogę powstrzymać swoich uczuć, a wierz mi, próbowałam – odpowiedziała suchym tonem. Mimo tego, iż było mu jej żal, nie mógł w tym momencie dłużej znieść jej obecności. Za bardzo odkrył przed nią swoje myśli, które mogła odczytać w jego spojrzeniu. Zadurzonym spojrzeniu naiwniaka, warknął w myślach. Był zły na siebie, że pozwolił, aby sprawy zaszły tak daleko. Czuł się teraz niemal bezbronny pod jej uważnym wzrokiem…
Bez ostrzeżenia zerwał się na równe nogi.
- Wiesz, przypomniało mi się, że miałem, eee… pouczyć Alana latać na miotle… - Miał nadzieję, że tym razem dziewczyna nie zorientuje się, że on kłamie. Alan był jego młodszym bratem, który w zeszłym roku dołączył do grona Ślizgonów, jednak doskonale radził sobie z lataniem na miotle. Złapała go szybko za ramię, starając się zatrzymać. Zacisnął zęby, błagając w myślach, żeby przestała. Miał wrażenie, że jeśli natychmiast nie przestanie odczuwać jej dotyku, jego ręka stanie w płomieniach.
Chyba wyczuła, że pod jej dotykiem gwałtownie się spiął, gdyż po chwili wypuściła jego rękę i zapytała z nutką smutku w głosie:
- To… spotkamy się na kolacji, tak? – Nadzieja, która tak wyraźnie zabrzmiała w słowie „tak”, sprawiła,  iż niemiał serca zaprzeczyć. Jeśli chce przestać cierpieć, musi nauczyć się odmawiać tej dziewczynie.
- Pewnie. – Przełknął gulę, która zagnieździła mu się w gardle i uśmiechnął się z trudem. Astoria chyba nie zauważyła, że zamiast uśmiechu wyszedł mu grymas, gdyż na jej twarzy odmalowała się lekka ulga.
Seth odwrócił się na pięcie i odmaszerował z rękami w kieszeniach. Chyba po raz pierwszy Astoria nie umiała odczytać jego myśli. A szkoda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz