30 lipca 2012

07. Draco Malfoy wiedział, że o autorytet trzeba dbać.




Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie.

- Watters! – Po boisku do quiditcha przetoczył się głośny ryk. Malfoy, czerwony ze złości, zeskoczył ze swojej miotły, niecierpliwym ruchem przywołując do siebie ścigającego.
- Co jest, stary? – Seth wylądował zgrabnie tuż obok, przypadkiem ochlapując przyjaciela błotem. Draco popatrzył na chłopaka przez zmrużone oczy, zaciskając zęby. Watters posłał kapitanowi spojrzenie na wpół zdziwione, na wpół rozbawione. Rzadko kiedy Malfoy się wściekał. Musiało stać się coś naprawdę… poważnego.
- Za dwa tygodnie jest mecz z Krukonami, a ty nadal nie opanowałeś Zwisu Leniwca! Chcesz, żeby w czasie meczu rąbnął cię tłuczek?! – warknął Draco, ściskając rączkę swojej miotły tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.
- Jak to nie opanowałem? Przecież sam przed chwilą widziałeś, jak…
- Nie robisz tego płynnie! – ryknął Malfoy. – Zostajesz po treningu, będziesz ćwiczył to tak długo, aż będziesz zrobisz go perfekcyjnie…
Prawda była taka, że musiał wyładować na kimś złość. Kiedy z samego rana wychodził na trening, wpadł na schodach na Hermionę, dźwigającą w ramionach stos sukienek. Kiedy spytał ją co robi, odpowiedziała wymijająco, że szykuje się na imprezę. Zamilkł zaskoczony, odprowadzając ją wzrokiem aż do ich wspólnej łazienki, gdzie, jak zdążył zauważyć zanim zatrzasnęła za sobą drzwi, walało się mnóstwo ciuchów i biżuterii. Ruszył zaskoczony do wyjścia, słuchając jak podśpiewuje sobie w łazience najnowszą piosenkę Fatalnych Jędz. Schodząc po kamiennych stopniach w stronę boiska do quiditcha, nadal zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem Gryfonki. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Owszem, u Dafne zdarzało się to za każdym razem, gdy gdzieś wychodzili, ale Hermiona?!
Odpowiedź nadeszła sama, kiedy tylko wkroczył na boisko. Jego wzrok padł od razu na najprzystojniejszego ( oczywiście oprócz samego kapitana) członka drużyny – Setha Watters’a. Z pamięci wyłoniły się słowa Hermiony, wypowiedziane wcześniejszego wieczoru – „Znasz może Setha Watters’a?”, „Do zobaczenia na imprezie…”. I nie miał zielonego pojęcia, dlaczego w tym momencie ogarnęła go dzika furia…
- Malfoy, pogięło cię? Wieczorem jest impreza u Greengrass, myślisz, że opuściłbym coś takiego? – mruknął Seth z krzywym uśmieszkiem.
Draco zacisnął pięści. Jeszcze słowo, a  zetrze mu z twarzy ten głupawy wyraz!
- Wiem – wycedził. – Dlatego teraz zostaniesz tutaj.
Ostatnie słowo dobitnie zaakcentował.
- Za nic! Jestem umówiony z genialną dziewczyną. Może nie wygląda na typową laskę, ale na pewno, jak się odstawi… Stary, to będzie coś niesamowitego… Hermiona Granger, znasz ją?
Seth uniósł brwi. Zauważył z satysfakcją, że Malfoy robi się coraz bardziej czerwony z wściekłości – wyglądał, jakby miał zaraz wybuchnąć. – Ach, oczywiście, że ją znasz. Przecież z nią mieszkasz…
Draco zamknął oczy, starając się zignorować ironię w głosie Watters’a.
- Dlatego, przykro mi, człowieku. Poćwiczę innym razem – powiedział Seth, wkładając ręce do kieszeni i ruszył w kierunku szatni, pogwizdując cicho.
- Jeśli nie wykonasz polecenia kapitana, wylatujesz z drużyny – krzyknął za nim Malfoy, drżąc z furii, jaka go ogarnęła.
- Dobrze wiesz, że nie znajdziesz nikogo lepszego w dwa tygodnie… - zakpił Seth.
Oj tak, wiedział… Wiedział doskonale… A ta wiedza wypalała mu wielką, ognistą dziurę w brzuchu…
- Jeszcze się przekonamy - rzucił chłodno Malfoy, lecz chłopak juz tego nie usłyszał. Draco podniósł wzrok i napotkał spojrzenia reszty drużyny, która przysłuchiwali się ich wymianie zdań.
- Co się tak gapicie, idioci?! Jazda, do ćwiczeń! – warknął, a Ślizgoni, posyłając mu niechętnie spojrzenia, wrócili na pozycje. Kto jak kto, ale Draco Malfoy wiedział, że o autorytet trzeba dbać.

***

Od kilku dni od północy wiał silny, porywisty wiatr. W bezdusznych porywach niszczył wszystko, co pozostawił na swojej drodze.
Na horyzoncie zamajaczyły dwie sylwetki. Dziewczyna i chłopak szli powoli, jakby nie zważając na szalejącą dookoła nich zawieję.
- … nie wiem dlaczego, nie wiem czy to w ogóle możliwe… - pośród pisków wiatru, dało się usłyszeć rozdrgany głos chłopaka.
- To znaczy… - Głos uwiązł jej w gardle, ale dzielnie kontynuowała: – … to znaczy, że jeśli wybiorę jego, ty zginiesz...
- Nie! – zaoponował szybko czarnowłosy. -  Hermiono… Ja mówię tylko to, co podsłuchałem… Dumbledore jak zwykle mówił ogólnikami, a w jeszcze dodatku szeptem. Słuchaj, mogłem wszystko źle zrozumieć, to wcale nie musi być…
- Harry, błagam, nie próbuj mnie pocieszać, dobrze? – Dziewczyna objęła się ramionami, drżąc z zimna. - Czyli muszę wybierać… - powiedziała cicho, nabierając powietrza w płuca, jakby za chwilę miała wykrzyczeć swoją decyzję.
- Hermiono, naprawdę nie…
- Harry! To zbyt poważna sprawa, żeby ryzykować, rozumiesz? Nie pozwolę, żeby komukolwiek coś się stało…
- A nie uważasz, że byłoby lepiej potwierdzić tę wersję u Dumbledore’a?
- No… Dobrze, możesz to zrobić… Chociaż to i tak bez sensu… Podjęłam już decyzję – mruknęła ledwo dosłyszalnie, zagłuszona szumem wichury. Poczuła, jak dłoń Harry’ego obejmuje jej zaciśniętą pięść.
- Pamiętaj, że cokolwiek się stanie, siedzimy  tym razem. – Wybraniec westchnął ciężko, niemal czując na barkach losy świata.
Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciela smutno. Harry odetchnął z ulgą – nie miał pojęcia, że Granger przyjemnie tę wiadomość tak spokojnie…
Potter nie zauważył, jak resztki rumieńca znikają z już i tak bladej twarzy przyjaciółki…

***


Zawsze wydawało jej się, że zna swoje oczy lepiej niż inni. Przelotne spojrzenia w lustro, odbicia w witrynach sklepów, a nawet samo ich wyobrażenie, dawało jej poczucie niebywałej pewności, co się w nich ukrywa. Zawsze odnajdywała w nich pokłady ciepła, niekiedy, a zwłaszcza ostatnimi czasy, czający się gdzieś w ich zakamarkach, ból. Wiedziała jak wyglądają, kiedy ciskała przez nie gromy, była pewna ich widoku, gdy były czerwone od łez, znała każdą iskierkę uczucia, która się w nich czaiła. Ale tym razem, siedząc przy swojej toaletce i malując oczy brązowym tuszem, zauważyła w nich coś, czego wcześniej nie dostrzegła. Albo czego wcześniej nie było.
Żądzę ryzyka.
***

Pociągnęła Setha za rękę, aż znaleźli się w jej dormitorium. W uszach jeszcze dudniła jej muzyka z imprezy. Odrzuciła włosy i położyła mu dłonie na barkach. Kąciki jej ust uniosły się w geście subtelnego zaproszenia. Nigdy nie przypuszczała, że jeszcze ktoś będzie w stanie tak mocno zawrócić jej w głowie. Nigdy nie przypuszczała, że tym kimś okaże się Seth Watters, Ślizgon z szóstego rocznika, co dziwne -  łudząco podobny do Malfoya.
- Pocałuj mnie. – Zaskoczona swoją bezpośredniością, nie czekała na jego odpowiedź, tylko przysunęła się bliżej. Nie odezwał się, tylko patrzył na nią intensywnym wzrokiem. Osunął się na kanapę, pociągając ją za sobą, tak, że usadowiła się naprzeciw niego, zastanawiając się do czego zmierza Seth. Przecież gdyby nie chciał nią tutaj być, nie dałby się wyciągnąć w połowie świetnej imprezy…
Chłopak wyciągnął rękę i odgarnął jej włosy za ucho, zbliżając twarz coraz bardziej.
Był blisko.
Bardzo blisko…                                                                     
Nie wytrzymała i nachyliła się, całując go w usta. Zaskoczony, odpowiedział na pocałunek, owijając rękę wokół jej talii i przyciągając ją do siebie, tak, że pozbawił ją oddechu na kilka sekund.
- Dlaczego to robisz? – wyszeptał, odrywając się od jej ust i łapiąc oddech.
- Co? – mruknęła, rozkojarzona.
- Pytam, dlaczego mnie całujesz? – Nawijał kosmyk jej włosów na palec, zerkając jej w oczy.
- Nie rozumiem… Nie podoba ci się ? – zapytała z osłupieniem, odsuwając się lekko.
- Nie! Nie… pewnie, że mi się podoba, tylko nie widziałem, że jesteś taka… - Przerwał, żeby dobrać odpowiedni przymiotnik i nie zauważył, że jego słowa ją zabolały. Zdecydowanie zabolały.
- Jaka? Chciałeś może powiedzieć łatwa? Zdesperowana? – warknęła. Miała już tego po dziurki w nosie. Nie chciał spędzać z nią czasu, to nie, nie musiał jej przecież ubliżać!
- Wiesz o czym mówię…
- Nie wiem. – Założyła ręce na piersi.
- Chciałem powiedzieć... seksowna.
- Och… - Dziewczyna zmieszała się, otwierając usta, żeby coś odpowiedzieć. Cokolwiek, żeby nie było tak niezręcznie…
- Wiesz co? Najlepiej będzie jak już nic nie powiesz – mruknął i przyciągnął ją do siebie, ogłupiając siłą pocałunku…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz