Opowiadanie
II: Oszukać Przeznaczenie.
Biała, idealnie okrągła
śnieżka trafiła ją w pierś. Zachichotała. Pochyliła się pospiesznie ugniatając
w dłoniach śnieg i posyłając pocisk w kierunku chłopaka stojącego kilka metrów
od niej. Śnieg ledwo musnął jego jasną głowię i poleciał dalej.
Młodzieniec wybuchnął
gromkim śmiechem.
- Tylko na tyle cię stać? – krzyknął,
ale chwilę później kolejny biały pocisk uderzył go prosto w czoło. Zatoczył się
lekko i zgiął w pół, zatrzymując się w tej pozycji. Astoria zamarła.
Przestraszona, skierowała się pospiesznie w jego stronę, brodząc po kolana w
śniegu. Jak mogła być taka nieostrożna! A jeśli coś mu się stało? I to z jej
winy? Wiedziała, że nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Wiedziała, że siostra nigdy
by jej tego nie wybaczyła. Ale miała nadzieję, że Draco potrafił zrozumieć…
- Draco! Na Merlina, Draco nic ci nie
jest…? – wyszeptała zduszonym ze zdenerwowania głosem, kładąc mu rękę na
ramieniu i próbując zajrzeć w jego jasne
oczy, upewniając się, czy nie zrobiła mu
krzywdy.
- Mnie nic, ale tobie zaraz będzie! –
wykrzyknął i zanim zdążyła się zorientować, poczuła mrowienie wzdłuż
kręgosłupa, kiedy Draco z szaleńczym śmiechem wrzucił jej śnieg za kołnierz.
Pisnęła i rzuciła się na niego, przewracając ich na białą zaspę. Zaczęli tarzać
się po śniegu, chichocząc jak obłąkani,
nacierając sobie nawzajem i tak już czerwone twarze. Czuła, jak jej
spodnie przemakają od śniegu, ale nie śmiała nic powiedzieć w obawie, ze Draco
wypuści ją z żelaznego uścisku w którym ją trzymał. Miała wrażenie, że jeszcze
nigdy nie było jej tak dobrze. Znała Malfoya już od wielu lat, jednak dopiero w
ciągu tych kilku dni zbliżyli się do siebie bardziej niż kiedykolwiek. Nigdy
nie spotkała kogoś takiego jak on. Od razu zakochała się w jego sposobie bycia,
arystokratycznej poświacie jaka od niego biła. Miała pełną świadomość, że
zadurzyła się w chłopaku, który był jej najlepszym przyjacielem i jednocześnie
ekschłopakiem jej starszej siostry, która, nawiasem mówiąc, postanowiła zacząć ich znajomość od nowa.
Astoria nigdy nie była bardziej zawiedziona. Zawsze wydawało jej się, że
pewnego dnia Draco Malfoy zda sobie sprawę, że on i Astoria są dla siebie
stworzeni i że wybrał nie tę pannę Greengrass co trzeba... Ale jak widać, jej
marne fantazje nigdy nie miały dość do skutku, bo w jego oczach była i zawsze
będzie tylko małą siostrzyczką Dafne…
Był tak blisko, ogrzewał jej skórę nierównym
oddechem, jego nos stykał się z jej policzkiem. Wystarczyło lekko przesunąć
głowę kilka cali, a jej wargi zostałyby zakryte przez jego usta. Ich spojrzenia
się spotkały i Astoria wstrzymała oddech. Widziała jak jego wzrok zbłądził i
przez chwilę zatrzymał się na jej ustach. Przymknęła powieki, przygotowując się
do tak długo wyczekiwanego pocałunku…
… żyję marzeniami, żyję złudzeniami…
- Draco! Tori! – Donośny i radosny
krzyk jej starszej siostry – Dafne, rozniósł się po ogromnym ogrodzie
posiadłości Greengrassów. Astoria poczuła
jak jego ręce uciekają z jej talii. Draco zerknął szybko na Tori i podniósł się
pospiesznie, wyciągając do niej rękę.
Uwielbiała jego maniery i tą onieśmielającą nonszalancję. Podał jej dłoń niczym rycerz
zapraszający do tańca swoją damę serca, zupełnie nieskrępowany sytuacją, która
miała miejsce jeszcze chwilę wcześniej. Złapała go za rękę i pozwoliła się
podnieść. Uśmiechnął się tak rozbrajająco, że poczuła jak jej kolana miękną – w
końcu jak zawsze kiedy na nią patrzył. Rzucił jej jeszcze jedno przelotne
spojrzenie i utkwił wzrok w biegnącej ku nim Dafne. Jej siostra wystroiła się
błękitny kombinezon, włosy zaplotła w dwa długie, jasne warkocze, a jej głowę
zdobiła zabawna, ale bardzo modna w tym sezonie czapka. Jak zwykle wyglądała
jak bogini, jednak Astoria zastanawiała się po co Dafne tak się stroi na bitwę
śnieżkami. Oczywiście – wiedziała, że powód był bardzo jasny – Draco Malfoy…
Zjawił się w ich posiadłości
kilka dni temu, prosząc Dafne o rozmowę. Od tamtego czasu przychodził
codziennie i wyglądało na to, że król i królowa Slytherinu w końcu się zeszli.
Albo byli tego bardzo bliscy…
Draco odwrócił wzrok do
swojej dziewczyny i jeszcze raz spojrzał na Astorię, której serce zabiło
szybciej.
- To co, gotowa do ataku? – zapytał retorycznie, już
formując w dłoniach kulkę. Pokiwała lekko głową, przełykając gorycz rozczarowania.
A czego się spodziewała? Że weźmie ją za rękę i wyzna miłość?
Zaczęli bombardować
śniegiem biegnącą w ich kierunku Dafne. Astoria cały czas zerkała w stronę
Dracona, obserwując każdy jego ruch. Gdyby tylko on też zauważył jak doskonale
się rozumieją… Śmiali się donośnie z głośnych pisków jej siostry i obserwowali
jak stara się osłaniać rękami. Na próżno. Dafne już była na przegranej pozycji
– śmieszna czapka spadła jej z głowy, a sama przewróciła się do tyłu, wpadając
tyłkiem w śnieg.
Draco rzucił się w kierunku
starszej panny Greengrass, ale kiedy tylko podał jej rękę, rozzłoszczona Dafne
przyciągnęła go do siebie, tak, że wylądował tuż obok w stercie śniegu. Astoria
obserwowała jak uśmiechają się do siebie, a później ni stąd ni zowąd, ich usta
połączyły się w delikatnym pocałunku. Przełknęła ślinę i objęła się ramionami.
Cóż, nie pozostawało jej nic innego jak
zwrócić ich uwagę na swoją osobę.
Ze śmiechem pognała w ich
kierunku, rzucając się w ogromną zaspę śniegu tuż obok zakochanych i obsypując
ich lawiną białego puchu. Zaskoczeni, oderwali się od siebie i odwrócili głowy
w jej kierunku. Wyszczerzyła się niewinnie, ale chwilę później z głośnym
piskiem uciekała przed nimi po ogrodzie, uchylając się od celnie posyłanych w
jej kierunku śnieżek.
Pamiętała, że później, wszyscy
siedzieli razem pod kocem, pijąc ciepłą herbatę i śmiejąc się w niebogłosy z
zabawnych opowieści, które sobie opowiadali.
Na czole Dracona wykwitł fioletowy siniec, a Dafne żeby osłodzić mu ból,
porwała go do siebie do pokoju na resztę wieczoru, zostawiając Astorię tylko z
myślami, fantazjami i ogromnym żalem do siostry…
Astoria nigdy nie lubiła
tej stale powtarzającej się historii, w której permanentnie, cała uwaga
przystojnych chłopaków skupiała się wyłącznie na jej starszej siostrze…
Miał
takie piękne oczy. Błękitne, dostojne i bystre. W migoczącym świetle padającym
z kominka migotały filuternie, zapraszając ją do zatopienia się w ich
lazurowych obliczu niczym w oceanie najczystszej rozkoszy…
-
Tori, eee… wszystko ok? – Do jej umysłu, który pozwolił sobie przez chwilę
zmniejszyć obroty i zaczął pogrążać się w słodkich fantazjach, zaczęły dopływać
urywki zdań wypowiedzianych lekko zmieszanym głosem. Podniosła spojrzenie,
które przypadkowo spoczęło na lazurowej tafli jego tęczówek i zamrugała
kilkakrotnie, aby każdy fragment jego twarzy, który pieczołowicie analizowała:
od zmysłowych ust po blade jak świt tęczówki, ponownie zlał się w jedną zachwycającą całość.
-
Tak, oczywiście, Draco… - urwała, czując jak pod jego uważnym spojrzeniem jej
policzki oblewa szkarłatna kurtyna zażenowania. Jak mogła tak bezczelnie gapić
się na jego twarz? Teraz na pewno pomyśli, że jest zdesperowaną wariatką, która
chce się na niego rzucić kiedy tylko zostaną sami. Musi ratować sytuację, i to
szybko, jeśli chce żeby jeszcze kiedyś się do niej odezwał.
- Wybacz…
po prostu… jestem taka zmęczona tymi ostatnimi tygodniami… - powiedziała cicho, a on pokiwał głową ze
zrozumieniem. Uśmiechnął się pokrzepiająco, a ona odwzajemniła uśmiech, z bólem
odrywając wzrok od jego przystojnej twarzy.
Zapatrzyła
się w płatki śniegu wirujące za szybą. Utkwiła wzrok w jednej, szczególnie
upartej śnieżynce, która przylgnęła do zimnego szkła w gorączkowej walce o
przetrwanie. Dziewczynie zdawało się, że słyszy jej cichy, aksamitny szept… „Czego tu szukasz, Astorio? Slytherin ma już
króla i królową…”
Śnieżynka
momentalnie rozpłynęła się, zamieniając się w malutką kropelkę, która spłynęła
po szybie. Nawet ona była bezsilna w walce z przeznaczeniem.
* *
*
Białe,
lodowe tancerki wirowały wokół własnej osi, tworząc wdzięczne piruety i
osiadając na zamarzniętym parapecie. Dafne przyłożyła do szyi sznur długich,
cienkich pereł i wydęła wargi, w lustrze obserwując czy pasują do czarnej
krótkiej sukienki z głębokim dekoltem, wykończonym szarym, błyszczącym materiałem.
Podeszła do toaletki, podniosła szafirową buteleczkę perfum i rozpyliła w powietrzu
słodką, ale zmysłową woń. Zadowolona z efektu, co zresztą zdarzało się za
każdym razem, chwyciła małą torebeczkę na cienkim srebrnym łańcuszku i wybiegła
z dormitorium. Wparowała do Pokoju Wspólnego, przyciągając lubieżne spojrzenia
męskiej części domu węża. Od razu zauważyła Draco siedzącego z Astorią na
kanapie. Czasami żałowała, że chłopak nie mieszka już w Slytherinie, gdyż
wydawał się taki oderwany od tej hogwartckiej rzeczywistości, niemal jak
nieprawdziwy, stworzony przez jej wyobraźnię…
Malfoy
wstał i wziął do ręki swój płaszcz.
- Do
zobaczenia, Tori – mruknął miękko, ale ona tym razem nie posłała mu ciepłego
spojrzenia.
-
Cześć.
Nawet
nie drgnęła. Jej wzrok błądził po sypiących się za oknem śnieżynkach.
Zmarszczył brwi i ruszył za Dafne w kierunku wyjścia. Miał niemiłe wrażenie, że
coś niedobrego dzieje się z jego przyjaciółką. Coś, co ma związek z nim samym.
I nie mógł ukryć nawet przed sobą samym, że poczuł się tym naprawdę dotknięty.
***
Wzięła
go za rękę i pociągnęła za sobą. Przeszli przez ośnieżone błonia docierając aż
do ogromnej, żelaznej bramy. Po obu stronach drogi, która wiła się z zamku aż
do stacji w Hogsmeade, rozciągał się gęsty, ciemny las. Imponujące świerki i
jodły przykryte były warstewką śniegu, która pod wpływem światła stojących po
obu stronach bramy latarni, mieniła się delikatnym srebrnym blaskiem. Miejsce
to roztaczało swego rodzaju czar, nasiąkniętą romantyzmem atmosferę, zasiewając
w sercu Dafne nutę nostalgii za dawnymi czasami. Prawie rok temu wrócili do
siebie, pchnięci do tego niesamowitym zrządzeniem losu, a teraz nadchodzą
kolejne święta, a oni jeszcze nigdy nie byli tak szczęśliwi, tak spragnieni
siebie i tak zakochani.
Pogłaskała
go po twarzy, a on pochylił się, żeby ją pocałować. Dotknęła wargami jego
cudownie miękkich ust i zamknęła oczy wzdychając zapach zimy, zapach lasu i
zbliżających się świąt. Zapach szczęścia, który od niedawna towarzyszył jej
niczym ulubione perfumy. Oderwała się od niego i cofnąwszy się o krok,
przekroczyła bramę zamku, a tym samym teren na którym nie mogła się deportować.
Złapała Draco za rękę, zamykając ponownie oczy i skupiając się całą siłą woli
na ceglanym budynku, do którego mieli się udać. Poczuła, jakby ktoś zaczął
przeciskać ją przez niewielki tunel, zgniatając jej płuca. Całe szczęście,
chwilę później, czując pod stopami trzeszczący śnieg, zaczerpnęła głęboko
świeżego powietrza. Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Stali na
niewielkiej leśnej polanie w niemal całkowitej ciemności. Ścisnęła lekko dłoń
Dracona, mając nadzieję, że cała reszta jego ciała także aportowała się w tym
miejscu.
- Co
jest do cholery...? - Musiał
dopiero teraz zauważyć gdzie się
znaleźli.
-
Chyba aportowaliśmy się w złym miejscu… Draco ja… p-przepraszam… nie wiem j-jak
to mogło się stać… – wyjąkała zmieszana, po części ciesząc się z otaczających ją ciemności, gdyż
Draco nie mógł zobaczyć rumieńców wstydu na jej twarzy, po części
przestraszona. Jeszcze nigdy nie zdarzyła jej się taka sytuacja. Miała
wrażenie, że czerwony wstyd żywcem pali jej policzki.
-
Myślałem, że wiesz co robisz używając teleportacji łącznej – jęknął Draco,
puszczając jej dłoń. Nagle zrobiło jej się bardzo nieswojo. – Moje nogi, albo,
ekhm… inne bardzo znaczące narządy mogły zostać przed bramą Hogwartu…
-
Draco, przeprosiłam, dobra? Powtarzam, że nie wiem jak to mogło się stać –
warknęła, nagle rozzłoszczona, chwytając
się kurczowo jego kurtki. Miała nadzieję, że za karę nie zostawi jej pośrodku
tego przerażającego lasu. I miała płomienną nadzieję, że to nie Zakazany Las.
-
Coś mi się wydaje, że ktoś tutaj był tak bardzo rozkojarzony pocałunkami, że… -
zaczął Draco lekkim tonem, ale Dafne ścisnęła go ostrzegawczo za rękę. To
zdecydowanie nie była pora na żarty.
-
Przestań i zabierz nas stąd. Skóra mi cierpnie na myśl, że mogą się tu czaić jakieś potworne stworzenia –
syknęła, wtulając się w jego pierś.
-
Dobrze panno Spieprzyłam Teleportację Łączną. Twój rycerz w lśniącej zbroi
zaraz coś wykombinuje – szepnął rozbawiony i po chwili dziewczyna poczuła jak
jej stopy odrywają się od ziemi. Kiedy w grę wchodziły sytuacje kryzysowe,
dobrze, że przynajmniej on wiedział co zrobić…
***
Hermiona
przekroczyła lekko próg biblioteki, rozglądając się po pomieszczeniu i
wdychając znajomy, uspokajający zapach starych ksiąg. Nadal była roztrzęsiona i
nabuzowana po zaciętej dyskusji z Ronem, dotyczącej jutrzejszej imprezy w
Gospodzie. Hermiona nie miała nic przeciwko, nawet jeśli organizatorami byli
Draco Malfoy i Dafne Greengrass. Przecież to tylko impreza, a nie pogawędki
przy herbatce. Była pewna, że i tak ani razu nie natknie się w klubie na
swojego współlokatora ani jego dziewczynę. Ron był natomiast innego zdania.
-
Jeśli pójdziesz, obrazisz Gryffindor – przekonywał poważnym tonem, jakby ten
argument był wystarczająco mocny, aby ją zniechęcić.
-
Ron, wszyscy z Gryffindoru idą, nawet Harry i Ginny – warknęła, zmęczona
bezsensowną dyskusją, ale Ronald nie dawał za wygraną. Od czasu kiedy zaczęła
spotykać się z Draco Malfoyem zrobił się dziwnie drażliwy na punkcie osoby
tegoż arystokraty, a także wszystkiego co się z nim wiązało.
-
Harry idzie, bo Ginny go namówiła, a Ginny po prostu chce zrobić mi na złość.
Dlaczego chociaż ty nie dasz się przekonać? – Jego głos podwyższył się o kilka
tonów, dając upust jego irytacji.
- A
dlaczego po prostu nie dasz mi spokoju? – warknęła i podniosła się z fotela
przed kominkiem. - Dyskusja zakończona. Ja idę, a ty zostań w zamku, zupełnie
sam. Bo jako jedyny Gryfon masz takie poglądy! – ucięła kategorycznie, a
rudowłosy, który już otwierał usta, ponownie je zamknął, patrząc na nią
wilkiem.
- I
nie patrz tak na mnie – mruknęła, odwracając się na pięcie. I tak znalazła się
w bibliotece, chcąc odreagować stres i złość na Ronalda.
Podeszła
do wysokiej półki, szukając jakiejś ciekawej lektury, w której mogłaby się
zagłębić i uspokoić nerwy. Leciała wzrokiem po tytułach, mając nadzieję
znalezienia czegoś godnego uwagi. W końcu, zrezygnowana, sięgnęła po opasłe i
zapewnie potwornie nudne tomisko o Historii Magii. Wiedziała, że ten temat
profesor Binns zamierza przeprowadzić dopiero za dwa miesiące, ale nigdy nie
miała problemu z zapamiętywaniem na długi czas dat i wszelkich nieprzydatnych w
życiu informacji wyczytanych z pomiędzy kart magicznych ksiąg, czyli tak zwanej
wiedzy bezużytecznej. Żeby nie marnować czasu, otworzyła książkę na pierwszej
stronie i przeleciała wzrokiem kilka linijek. Nuda, nuda, nuda…
-
Nie miałem pojęcia, że według Hermiony Granger najlepszym sposobem na spędzenie
piątkowego wieczoru jest randka z "Największymi Bitwami Goblinów XVI
Wieku". – Tuż przy jej uchu rozległ się kpiący, chłopięcy głos. Odwróciła
się szybko, niemal podskakując i upuszczając tomisko na ziemię. Pochyliła się
pospiesznie i podniosła książkę, upychając ją z powrotem na półkę i modląc się
w duchu, żeby hałas nie zwabił pani Pince, gotowej udzielić reprymendy każdemu,
kto zakłóca spokój biblioteki.
-
Nie martw się, nikomu nie powiem, że zakuwasz po nocach… – Stanęła twarzą w
twarz z bezczelnym rozmówcą. Nie odzywając się, zmierzyła go wzrokiem,
zakładając ręce na piersi.
- A
więc jak wypadam w oczach Hermiony Granger? – zakpił po raz kolejny, a jego
złote oczy rozbłysły.
-
Czy mógłbyś przestać mówić o mnie w trzeciej osobie? I kim ty w ogóle jesteś? –
fuknęła zirytowana, krzywiąc się do nieznajomego.
-
Nie mogę, za bardzo mi się podoba.
Hermiona
nie wiedziała czy z niej nabija się czy mówi poważnie, ale i tak się
zaczerwieniła się lekko. Chłopak uniósł kąciki ust, widząc jej rumieńce. To było łatwiejsze niż
się spodziewał.
-
Seth Watters, do usług.
Wyciągnął
do niej rękę, ale Hermiona jej nie uścisnęła. Jeśli on może udawać uwodziciela,
ona też może pobawić się w kokietkę. Uniosła dłoń, lecz zamiast mu ją podać,
poprawiła włosy.
-
Nigdy wcześniej cię nie zauważyłam - stwierdziła, marszcząc brwi i zastanawiając
się czy kiedykolwiek wcześniej zwróciła uwagę na bardzo wysokiego, złotowłosego
przystojniaka z aroganckim uśmiechem przyklejonym do twarzy. - Nie jesteś z
Gryffindoru. Ani też nigdy nie miałam z tobą lekcji… - zaczęła, ale nawet nie
zdążyła zapytać, kiedy sam opowiedział na pytanie, które formowało jej się w
myślach.
-
Jestem Ślizgonem i uczę się na szóstym roku… - zaczął powoli, ale widząc jej
uniesione brwi, dokończył chytrze: - … ale chyba Hermiona Granger nie
dyskryminuje nikogo ze względu na dom i wiek…
Na
pierwszy rzut oka widać było, że jest typem cwaniaczka. Przystojna twarz, zuchwały
uśmiech, wyluzowana postawa. Przyjrzała mu się dokładniej, zaintrygowana. Było
w nim coś przykuwającego uwagę, coś co ją zafascynowało.
Czyżby słabość do bezczelnych
Ślizgonów?
- Na
pewno nie ze względu na dom, tym bardziej na wiek. Ale jeśli jeszcze raz
powiesz „Hermiona Granger”, wpiszę cię na moją czarną listę.
Uśmiechnął
się szeroko, odsłaniając rząd białych zębów.
- Na
to liczyłem.
Zaśmiała
się wbrew sobie i zerknęła na niego spod rzęs, przygryzając lekko usta. Nagle
wpadła na genialny pomysł, zupełnie do niej niepodobny, który obejmował zabawę
kosztem pewnego Ślizgona… Watters był zadziwiająco podobny do Dracona Malfoya,
a z zasady wiedziała, że tacy na pewno mają swoją pozycję w osobistej
hierarchii króla Slytherinu.
-
Tak więc, Seth… Co robisz jutro wieczorem…?
***
Stare drzwi skrzypnęły oznajmiając powrót
współlokatora. Zobaczyła jak do spowitego ciemnością dormitorium wchodzi wysoki
blondyn w czarnym, eleganckim okryciu. Rozległ się szelest płaszcza, który
wylądował na jednej z miękkich pufek w salonie. Odgłos kroków upewnił ją, że
nie podążył do swojej sypialni, tylko skierował się do wspólnej części ich
dormitorium. Rozległo się ciche, charakterystyczne pyknięcie i w kominku
zapłonął ogień, oświetlając jej sylwetkę pomarańczowym blaskiem. Zmarszczyła
brwi, kiedy zamiast okrzyku zaskoczenia i oświadczeń o właśnie wywołanym
zawale, z jego ust wydobyło się cichy, lekko znużony głos:
- Co
tu robisz o tej porze? – Zastanawiała się czy podejrzewał jej obecność, czy po
prostu tak doskonale trzymał emocje na wodzy, że nawet nie zająknął się na jej
widok. Chyba to drugie. Nie mógł wiedzieć, że będzie tu siedziała tak późno w
nocy.
Zmierzyła
go spojrzeniem.
-
Wydaje mi się, że dokładnie to samo co ty – odparła niedbale, przystawiając do
ust szklankę ze szkocką. Lód w naczyniu zagrzechotał, przyciągając uwagę
Dracona, który na widok alkoholu uniósł wysoko brwi.
-
Nie wierzę. Hermiona Granger w wolny wieczór zamiast zakuwać w bibliotece… –
Hermiona przewróciła oczami. O ironio! … gdyby tylko Malfoy wiedział, że to
właśnie chłopak, którego poznała w tej bibliotece sprawił, że coś w starej
Hermionie pękło i pozwoliła sobie zacząć traktować swoje podejście do życia
bardziej… na luzie?
- …
popija sobie moją szkocką – ciągnął dalej Malfoy, nie zauważywszy nawet, że
kąciki ust dziewczyny podjeżdżają do góry.
- Co
się stało z dawną Hermioną Granger? – zapytał powoli, nalewając sobie alkoholu.
Oczywistością było, że pytanie było w pełni retoryczne, więc po wypłynięciu z
jego ust zawisło w powietrzu niczym dym papierosowy. Zastanawiał się dlaczego
zwrot „dawna Hermiona Granger” wywołał u niego dziwny dreszcz, a także falę
wspomnień: jej dziewczęcych rumieńców i pełnych dezaprobaty spojrzeń. Czuł, że
tego wieczoru coś się w niej zmieniło, ale nie mógł rozgryźć co dokładnie.
-
Ktoś pomógł mi zmienić nastawienie do wielu rzeczy… Znasz może Setha Watters’a?
Jej
niewinny ton sprawił, że omal się nie zakrztusił. Seth Watters? Oczywiście, że
go znał! Był rok młodszy i należał do drużyny Ślizgonów, pełniąc funkcję
pałkarza. Malfoy, który był kapitanem drużyny, nigdy publicznie się do tego nie
przyznał, jednak był z tego chłopaka po ojcowsku dumny. Seth był perełką w jego
drużynie, a poza tym… Wiedział, że „Draco Malfoy” jest dla Watters’a kimś w
rodzaju przewodnika duchowego i z każdym dniem młody Ślizgon stawał się coraz
bardziej podobny do króla domu węża. Kiedyś mógłby nawet nająć jego miejsce. Więc
co, u licha, robił z Hermioną Granger, szlamą i Gryfonką z krwi i kości? Nie
sądził, że ktokolwiek po nim popełni ten sam błąd, jakim niewątpliwie była ta
dziewczyna.
-
Znasz Watters’a? – zdążył wydukać, kompletnie zdezorientowany, ale Hermiona
zamiast odpowiedzieć, zachichotała
perliście, patrząc na niego dziwnym wzrokiem. Może to wina alkoholu, a może jej
nowego nastawienia, lecz jeszcze nigdy nie usłyszał u niej tego rodzaju
śmiechu. Był niemal kokieteryjny i nie jak zwykle dziewczęcy, ale kobiecy i…
drapieżny.
- Do
zobaczenia na imprezie – rzuciła od niechcenia i zniknęła na schodach
prowadzących do jej sypialni. Opadł ciężko na poduszki i pociągnął zdrowy łyk
ze szklanki. Co tu jest grane? Będzie musiał naprawdę zastanowić się co dzieje
się ze wszystkimi, którzy go otaczali… Najpierw Astoria, która
najprawdopodobniej się w nim zadurzyła, a którą on traktował wyłącznie jak
przyjaciółkę, później Dafne, która cały wieczór chodziła jakby nieobecna, a
teraz na domiar złego Seth, jego ulubieniec i… Granger – ostatnia osoba, która
w jego mniemaniu mogłaby się zmienić. Jedyna osoba, do której jego uczucia były
w kompletnym nieładzie i sam nie wiedział co do niej czuje. Coś nakazywało mu ją
nienawidzić z całego serca za to co zrobiła, za to jak przedmiotowo go
potraktowała. I niewątpliwie zrobiłby tak, gdyby nie jeden drobny szczegół.
Potrafił o niej zapomnieć – owszem. Ale wciąż nie mógł przestać o jej kochać…
Wypił kolejny łyk szkockiej. Chyba będzie naprawdę musiał poświęcić tej sprawie
trochę czasu i zrobić gruntowny porządek w uczuciach…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz