[ Aqualung - Strange and Beautiful ] ! ! !
Opowiadanie
I: Oczy szeroko zamknięte.
[
trzy miesiące później]
„Rzucę
na ciebie urok. Zaśniesz.
Rzucę
na ciebie urok, a kiedy cię obudzę… „
Przed
jej oczami pojawiały się różnokolorowe tęcze, które mieszając się ze sobą i nie
mogąc dać żadnego sensownego obrazu, rozpływały się po kilku chwilach w
ciemności.
Wspomnienia.
Uśmiechy.
I
znowu czerń, ciemność, pustka.
Niekiedy
nawiedzały ją koszmary. Widziała sceny, które rozrywały jej serce na pół, które
zamrażały krew w żyłach.
Krzyki.
Słowa.
Obietnice…
„Przecież mamy siebie, no nie? Ważne,
że nasza przyjaźń się nie skończy.”
Żyła otoczona obrazami. Żyła
przyciągana ciemnymi mackami, które nie chciały wypuścić jej do świata barwi
radości. Ale czy na pewno tam byłoby jej lepiej…?
***
Draco
Malfoy wierzył, iż stracił rozum. Skretyniał doszczętnie. Bo jak mógł nazwać
stan swojego umysłu, kiedy robił coś sprzecznego z własnym sumieniem? Przy tym
wszystkie jego słowa były wierutnymi kłamstwami, a wszystko w co wierzył
wydawało się być stekiem bzdur. Nie miał prawa jej ratować! Nie miał prawa
troszczyć się o kogoś takiego jak ona! Dlaczego zachował ją przy życiu?
Dlaczego nie pozwolił by zabrała ją nicość? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na
pytania, które ze złością zadawał sobie przez trzy długie miesiące! Była tak
poturbowana, że eliksiry cały czas utrzymywały ją w stanie śpiączki, żeby mogła
się szybciej wyleczyć. Tak, trzy miesiące ta szlama leży nieprzytomna, a on nie
potrafił po prostu odejść. Ba! Opiekował się nią troskliwie przez cały ten
czas! Dlaczego nie potrafił zostawić jej na pastwę losu, wypełniając misję
Czarnego Pana?! Miał szczęście, że podczas tego zadania nie liczył się czas,
tylko precyzyjność, bo byłby już martwy. W końcu on jako jedyny nie miałby
szans na zaznanie litości u Voldemorta.
Nadeszła
mroźna zima. Dobrze, że w chatce były co najmniej roczne zapasy jedzenia, gdyż
umarłby z głodu. Ją poił specjalnym eliksirem, który zastępował posiłki. Lecząc
ją, cały czas kierował się przeczuciami, bo przecież nie znał się na
uzdrawianiu. Ale jakoś udawało mu się trzymać ją przy życiu. Albo to ona po
prostu nie chciała od niego odejść…
Całą chatkę przysypał gęsty, ciężki śnieg.
Teraz nawet gdyby chciał odejść, nie mógł tego zrobić. Zawsze tak kończyły się
jego próby pomocy innym. Porażką. Dlatego nigdy nie próbował być obrońcą
prawości. Nie chciał rozczarowywać innych. Nie chciał rozczarowywać samego
siebie. Zawsze wolał wybrać to, co łatwe, niż to, co dobre. Odpowiadały mu
hedonistyczne poglądy, które wpoiła mu rodzina. Bo po cóż miał się wysilać? Po
cóż cierpieć, nawet w słusznej sprawie?
Tak
było lepiej.
Tak
było łatwiej. O niebo łatwiej…
***
Cienie tańczyły na jej delikatnej,
pogrążonej we śnie twarzy, przywodząc mu na myśl piękną porcelanową lalkę. Z
każdym kolejnym dniem nabierał wrażenia, że Granger w tej postaci należy
wyłącznie do niego. Nie mógł nie uśmiechnąć się na widok jej bladego oblicza.
Dla niego mogła istnieć tak jak teraz, przez całą wieczność.
Nagle
przypomniała mu się opowieść o dziewczynie - księżniczce, którą usłyszał przed
laty, nawet już nie pamiętał gdzie i z czyich ust…
Miała na imię Śnieżka.
Królewna Śnieżka. Jej cera była nieskazitelnie biała, niczym świeży śnieg, a
usta czerwone jak krew. Czekała na pocałunek swojego księcia, który miał wyrwać
ją ze snu…
Przełknął
ślinę. Dziewczyna leżąca przed nim nie była kimś kogo znał. Była tylko wytworem
jego wyobraźni, idealnym snem, pięknym marzeniem. Czymś zgoła nieosiągalnym,
czego nie mógł mieć wyłącznie dla siebie.
„Dla
mnie jesteś obca i piękna. Jesteśmy dla siebie stworzeni, ale ty tego nie
widzisz.”
Uklęknął
przy jej posłaniu, a fascynacja jej urokiem, pięknem, którego nigdy wcześniej
nie potrafił dostrzec, patrząc na nią jak na szlamę, powoli zawładnęła jego
umysłem. Każdy centymetr alabastrowej skóry był świętością, a każde wspomnienie
znienawidzonej postaci zacierało się w jego wspomnieniach. Bo oto leżała przed
nim nowa istota, której jeszcze nie znał. Która była tylko jego i którą
podświadomie chciał mieć dla wyłącznie dla siebie na całą wieczność. Nie chciał
stracić jej, nie chciał, aby znowu jej ciele zamieszkała Hermiona Granger. Ale
jeśli jednak to miała być cena, czy mógłby się na to zgodzić?
Czy prawdziwa Hermiona
Granger mogła być w rzeczywistości tak odrażająca, będąc jednocześnie jego
królewną?
Nachylił
się lekko nad jej twarzą, gładząc ustami jej wargi. Były zadziwiająco miękkie,
jak na kogoś, kto nie miał okazji do ich użycia przez trzy długie miesiące.
Zamknął oczy opierając głowę na jej piersi i słuchając miarowego bicia serca.
Pokochał
wyobrażenie.
Coś,
co nigdy nie istniało.
I
czy ktoś mu teraz powie, że jest normalny?
„Czasami
to czego pragniesz najmniej, przychodzi jako pierwsze. Czasami to czego
pragniesz najbardziej, nie przychodzi wcale. Lecz zdaję sobie sprawę z tego, że
jedyne, co ci pozostało, to czekanie.”
***
Ostatnie
dogasające dni stycznia pozwalały zimowemu słońcu wychylać się zza chmur i
oświetlać ziemię swoim jasnym blaskiem. Głośny i pełen wściekłości krzyk, który
wypełnił całą chatkę, sprawił, iż Hermiona Granger skrzywiła się we śnie.
Powoli zaczęła podnosić ciężkie powieki, mają wrażenie, że kiedy jej się to
udało, minęły całe wieki. Niestety, jej wysiłek poszedł na marne, kiedy
zacisnęła odruchowo oczy, oślepiona jasnością. Usłyszała pospiesznie kroki, ale
nie miała siły, żeby poruszyć choćby palcem, a co dopiero podnieść się z
posłania.
-
Jasna cholera, Granger! – usłyszała i zobaczyła nad sobą twarz Draco
Malfoya.
„Rzucę
na ciebie urok. Zaśniesz.
Rzucę
na ciebie urok, a kiedy cię obudzę… będę pierwszą osobą, którą zobaczysz.
I
wtedy zrozumiesz, że mnie kochasz.”
Obudziła się ! Opis pocałunku i przedstawienie Hermiony jako królewny śnieżki....Cudo! ;) Uwielbiam twój styl i twoich bohaterów, zwłaszcza Draco ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.