31 lipca 2012

09. Królewna Śnieżka.




Opowiadanie I: Oczy szeroko zamknięte.
  
 
[ trzy miesiące później]
„Rzucę na ciebie urok. Zaśniesz.
Rzucę na ciebie urok, a kiedy cię obudzę… „
  
Przed jej oczami pojawiały się różnokolorowe tęcze, które mieszając się ze sobą i nie mogąc dać żadnego sensownego obrazu, rozpływały się po kilku chwilach w ciemności.
Wspomnienia.
Uśmiechy.
I znowu czerń, ciemność, pustka.
Niekiedy nawiedzały ją koszmary. Widziała sceny, które rozrywały jej serce na pół, które zamrażały krew w żyłach.
Krzyki.
Słowa.
Obietnice…
„Przecież mamy siebie, no nie? Ważne, że nasza przyjaźń się nie skończy.”
            Żyła otoczona obrazami. Żyła przyciągana ciemnymi mackami, które nie chciały wypuścić jej do świata barwi radości. Ale czy na pewno tam byłoby jej lepiej…?

***

Draco Malfoy wierzył, iż stracił rozum. Skretyniał doszczętnie. Bo jak mógł nazwać stan swojego umysłu, kiedy robił coś sprzecznego z własnym sumieniem? Przy tym wszystkie jego słowa były wierutnymi kłamstwami, a wszystko w co wierzył wydawało się być stekiem bzdur. Nie miał prawa jej ratować! Nie miał prawa troszczyć się o kogoś takiego jak ona! Dlaczego zachował ją przy życiu? Dlaczego nie pozwolił by zabrała ją nicość? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytania, które ze złością zadawał sobie przez trzy długie miesiące! Była tak poturbowana, że eliksiry cały czas utrzymywały ją w stanie śpiączki, żeby mogła się szybciej wyleczyć. Tak, trzy miesiące ta szlama leży nieprzytomna, a on nie potrafił po prostu odejść. Ba! Opiekował się nią troskliwie przez cały ten czas! Dlaczego nie potrafił zostawić jej na pastwę losu, wypełniając misję Czarnego Pana?! Miał szczęście, że podczas tego zadania nie liczył się czas, tylko precyzyjność, bo byłby już martwy. W końcu on jako jedyny nie miałby szans na zaznanie litości u Voldemorta.
Nadeszła mroźna zima. Dobrze, że w chatce były co najmniej roczne zapasy jedzenia, gdyż umarłby z głodu. Ją poił specjalnym eliksirem, który zastępował posiłki. Lecząc ją, cały czas kierował się przeczuciami, bo przecież nie znał się na uzdrawianiu. Ale jakoś udawało mu się trzymać ją przy życiu. Albo to ona po prostu nie chciała od niego odejść…
 Całą chatkę przysypał gęsty, ciężki śnieg. Teraz nawet gdyby chciał odejść, nie mógł tego zrobić. Zawsze tak kończyły się jego próby pomocy innym. Porażką. Dlatego nigdy nie próbował być obrońcą prawości. Nie chciał rozczarowywać innych. Nie chciał rozczarowywać samego siebie. Zawsze wolał wybrać to, co łatwe, niż to, co dobre. Odpowiadały mu hedonistyczne poglądy, które wpoiła mu rodzina. Bo po cóż miał się wysilać? Po cóż cierpieć, nawet w słusznej sprawie?
Tak było lepiej.
Tak było łatwiej. O niebo łatwiej…

***

            Cienie tańczyły na jej delikatnej, pogrążonej we śnie twarzy, przywodząc mu na myśl piękną porcelanową lalkę. Z każdym kolejnym dniem nabierał wrażenia, że Granger w tej postaci należy wyłącznie do niego. Nie mógł nie uśmiechnąć się na widok jej bladego oblicza. Dla niego mogła istnieć tak jak teraz, przez całą wieczność.
Nagle przypomniała mu się opowieść o dziewczynie - księżniczce, którą usłyszał przed laty, nawet już nie pamiętał gdzie i z czyich ust…
Miała na imię Śnieżka. Królewna Śnieżka. Jej cera była nieskazitelnie biała, niczym świeży śnieg, a usta czerwone jak krew. Czekała na pocałunek swojego księcia, który miał wyrwać ją ze snu…
Przełknął ślinę. Dziewczyna leżąca przed nim nie była kimś kogo znał. Była tylko wytworem jego wyobraźni, idealnym snem, pięknym marzeniem. Czymś zgoła nieosiągalnym, czego nie mógł mieć wyłącznie dla siebie.
 
„Dla mnie jesteś obca i piękna. Jesteśmy dla siebie stworzeni, ale ty tego nie widzisz.”
 
Uklęknął przy jej posłaniu, a fascynacja jej urokiem, pięknem, którego nigdy wcześniej nie potrafił dostrzec, patrząc na nią jak na szlamę, powoli zawładnęła jego umysłem. Każdy centymetr alabastrowej skóry był świętością, a każde wspomnienie znienawidzonej postaci zacierało się w jego wspomnieniach. Bo oto leżała przed nim nowa istota, której jeszcze nie znał. Która była tylko jego i którą podświadomie chciał mieć dla wyłącznie dla siebie na całą wieczność. Nie chciał stracić jej, nie chciał, aby znowu jej ciele zamieszkała Hermiona Granger. Ale jeśli jednak to miała być cena, czy mógłby się na to zgodzić?
Czy prawdziwa Hermiona Granger mogła być w rzeczywistości tak odrażająca, będąc jednocześnie jego królewną?
Nachylił się lekko nad jej twarzą, gładząc ustami jej wargi. Były zadziwiająco miękkie, jak na kogoś, kto nie miał okazji do ich użycia przez trzy długie miesiące. Zamknął oczy opierając głowę na jej piersi i słuchając miarowego bicia serca.
Pokochał wyobrażenie.
Coś, co nigdy nie istniało.
I czy ktoś mu teraz powie, że jest normalny?
 
„Czasami to czego pragniesz najmniej, przychodzi jako pierwsze. Czasami to czego pragniesz najbardziej, nie przychodzi wcale. Lecz zdaję sobie sprawę z tego, że jedyne, co ci pozostało, to czekanie.”

***
  
Ostatnie dogasające dni stycznia pozwalały zimowemu słońcu wychylać się zza chmur i oświetlać ziemię swoim jasnym blaskiem. Głośny i pełen wściekłości krzyk, który wypełnił całą chatkę, sprawił, iż Hermiona Granger skrzywiła się we śnie. Powoli zaczęła podnosić ciężkie powieki, mają wrażenie, że kiedy jej się to udało, minęły całe wieki. Niestety, jej wysiłek poszedł na marne, kiedy zacisnęła odruchowo oczy, oślepiona jasnością. Usłyszała pospiesznie kroki, ale nie miała siły, żeby poruszyć choćby palcem, a co dopiero podnieść się z posłania.
- Jasna cholera, Granger! – usłyszała i zobaczyła nad sobą twarz Draco Malfoya.       
  
„Rzucę na ciebie urok. Zaśniesz.
Rzucę na ciebie urok, a kiedy cię obudzę… będę pierwszą osobą, którą zobaczysz.
I wtedy zrozumiesz, że mnie kochasz.”

1 komentarz:

  1. Obudziła się ! Opis pocałunku i przedstawienie Hermiony jako królewny śnieżki....Cudo! ;) Uwielbiam twój styl i twoich bohaterów, zwłaszcza Draco ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń