Opowiadanie II : Oszukać Przeznaczenie.
Obserwował
ją ukradkiem. Wodził jasnymi oczami za jej sylwetką, nie mogąc przestać podziwiać jej pięknego ciała. Jego
wzrok mimowolnie podążał za długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi biodrami i
kołyszącym się lekko biustem. W końcu natrafił na jej spojrzenie. Zrozumiał. Pospiesznie
zeskoczył z parapetu na którym siedział i z lekkim uśmiechem na ustach podążył
za dziewczyną w głąb korytarza. Od kilku dni toczył z nią swoistego rodzaju
zabawę. Grę, której zwycięzcę miał poznać już za moment. Dziewczyna zwinnie
prześlizgiwała się przez tłum, co rusz znikając mu z oczu. Rozpychał się
łokciami, bez zastanowienia prąc na przód, bezmyślnie poddając się jej zalotom.
Miał wrażenie, że wszystkie otaczające go dźwięki nagle ucichły. Liczyła się
tylko ona i on. Całkowicie pochłonięci zabawą, której zasady znali tylko oni.
Skręciła
w stronę pustego korytarza i rozejrzawszy się uprzednio, przystanęła.
Nie
czekał.
W
jednym skoku pokonał dystans, który dzielił jego usta od jej różanych warg.
Wpił się w nie energicznie, można by rzec, że łapczywie. Odpowiedziała na to
zagranie jedynie odchyleniem głowy, tak, że jego usta pieściły teraz jej szyję.
Szach.
-
Wiedziałem, że nie możemy tego tak zostawić – wysapał chłopak, odrywając wargi
od jej skóry. Pociągnął lekko nosem, wdychając przyjemną, zmysłową woń jej
delikatnych perfum.
- Nie mam nic przeciwko, żebyśmy to
kontynuowali – wymruczała zalotnie piękna blondynka i obdarzyła Dracona
kolejnym pocałunkiem.
-
Doskonale – podsumował i uśmiechnął się.
Szach mat.
-
Doskonale – powtórzyła.
Dafne
Greengrass odwzajemniła uśmiech.
Gra skończona, złotko.
***
-
Tak, słyszałam, że do siebie wrócili!
- Są
najpiękniejszą parą w szkole!
- Merlinie,
jak ja zazdroszczę tej zdzirze…
Szepty
Ślizgonek, a nawet niektórych dziewcząt z pozostałych domów towarzyszyły Hermionie w drodze do Wielkiej
Sali. Zastanawiała się dlaczego tylko ona nie zna najnowszych plotek. Ach, już
wiedziała. Ponieważ całą przerwę na lunch spędziła w gabinecie profesor
McGonagall, prosząc o zamianę pokoju. Z marnym skutkiem.
Opadła
na ławę przy stole Gryfonów i z żądzą mordu w oczach zaczęła nakładać sobie na
talerz pieczone ziemniaki.
-
Hej, Hermiono – przywitał ją Harry, uśmiechając się przyjacielsko. Ron tylko
wymamrotał coś z pełną buzią. Dziewczyna rzuciła mu spojrzenie pełne
dezaprobaty i ponownie zwróciła twarz ku okularnikowi.
- I
jak? Udało ci się przekonać McGonagall do zmiany pokoju? – zapytał, wkładając
sobie do ust kawałek pieczeni.
Hermiona
w odpowiedzi prychnęła ze złością.
-
Powiedziała mi, że nie ma takiej możliwości! – warknęła rozjuszona, gwałtownie
wbijając nóż w kawałek mięsa na talerzu. Ron powiódł rozbawionym spojrzeniem od
jej talerza, na którym właśnie zaatakowała kawałek pieczeni, na twarz. Po
chwili jednak spoważniał.
- I
macie niby spać w jednym łóżku?! – szepnął oburzony rudzielec. Zdołał już
przełknąć przeżuwaną porcję.
Panna
Granger spojrzała na niego z litością.
-
McGonagall powiedziała, że w dormitorium znajdują się aż dwie sypialnie,
wyobrażasz sobie?! Dwie! Wczoraj nie widziałam więcej niż jednych cholernych
drzwi!
Przyjaciele
spojrzeli po sobie. Hermiona musiała być naprawdę wściekła, skoro zaczynała
odzywać się niewłaściwie, czego nigdy dotąd nie robiła.
- To
naprawdę podejrzana sprawa, ale to już koniec niespodzianek. Macie na szczęście
dwie sypialnie i wszystko jest tak jak być powinno – zakończył dyskusję Ron i
ponownie zajął się swoim talerzem. Granger właśnie podnosiła do ust puchar z
sokiem dyniowym, ale nagle odstawiła go z trzaskiem. Kilka kropel soku wylało
się jej na dłoń, ale zdawała się tego nie zauważać.
-
Nie, Ron. To jeszcze nie koniec – syknęła i zerwała się z miejsca. Rudowłosy
obserwował ją oniemiały, a kiedy zniknęła mu z oczu, mruknął pod nosem coś o
kobietach i paranojach. Potter, który przypatrywał się tylko zaistniałej
sytuacji, parsknął śmiechem i w końcu zajął się swoim apetycznie wyglądającym
posiłkiem.
***
[ Kilka dni później… ]
Byłoby
jeszcze całkiem ciepło, gdyby nie porywisty wiatr, targający szatami uczniów
zdecydowanych na popołudniowy spacer po błoniach.
-
Tak więc…? – zaczął rudowłosy, patrząc na przyjaciółkę katem oka. Przystanęła,
on zrobił to samo.
-
Sama już nie wiem, Ron – westchnęła, a głos jej zadrżał. – Totalnie pogubiłam
się w tym całym bałaganie. Czuję, że nie mam już siły przebywać z Malfoyem.
Nie, żeby on coś dla mnie znaczył, co to, to nie. Tylko… chodzi o wspomnienia,
które przez jego obecność nie chcą odejść.
Objęła
się ramionami, zagryzając wargę. Ron nie odpowiedział. Patrzył przed siebie,
analizując jej słowa. Cóż miał jej odpowiedzieć? Sama myśl, że Hermiona cierpi,
sprawiał, iż sam odczuwał pewnego rodzaju dyskomfort. W końcu była jego
przyjaciółką… Kochał ją. Ale fakt, iż zrobiła w przeszłości coś, co napawało go
obrzydzeniem, sprawiał, że czuł do niej dystans. Miał wrażenie, że czasami
odzywa się do niej z wymuszoną grzecznością, że nie czuje się w jej
towarzystwie tak komfortowo jak niegdyś. Dziwił się Harry’emu, który przełknął
to wszystko z godnością… Z drugiej strony on, Ron miał być dla Hermiony kimś
więcej. Miała docenić jego zaangażowanie i pewnego dnia odpowiedzieć uczuciem
na jego starania. Tymczasem zrobiła coś, czego nikt się nie spodziewał. Coś,
czego on się nie spodziewał, niszcząc przy tym ich świat.
-
Nie ma prostszego sposobu, niż zacząć wszystko od nowa… - mruknął Weasley,
obejmując ją ramieniem.
- Od
nowa… - powtórzyła cicho, nawet nie zastanawiając się nad sensem wypowiedzianych
słów. Wtuliła twarz w jego wełniany sweter, zaciskając powieki. Nie chciała się
rozklejać, przez takie byle co jak Malfoy. Cóż z tego, że ją zranił? Ba, że
ranił ją cały czas?!
Nic.
A
ona nie mogła nic na o poradzić. Nawet gdyby chciała.
Miała
przecież Rona i Harry’ego, przyjaciół. Najcenniejszy skarb jaki jej się
przytrafił. Ta przyjaźń była dla niej prawdziwym darem, ale czuła, że wymyka
jej się z pomiędzy palców. Miała wrażenie, że chce złapać coś ulotnego, co z
każdą chwila rozmywało się w powietrzu.
Nie,
to na pewno tylko jej paranoja.
Nie oszukuj się, skarbie.
To tylko gra, a ty jesteś już na
straconej pozycji.
***
Krótsza
wskazówka wielkiego starego zegara zadrgała. Powoli, niemal niezauważalnie
pochyliła się w prawo, wybijając godzinę dwunastą. Dafne zerwała się z miejsca,
pospiesznie zbierając książki i wystrzeliła niczym z procy z klasy zaklęć.
Kątem oka zauważyła, że Draco rzucił jej zaciekawione spojrzenie, ale nie
zatrzymał jej. To była ich tradycja. Nie rozmawiali ze sobą praktycznie cały
dzień, żeby później nadrobić to w czasie przerwy na lunch.
Wpadła
do dormitorium, podbiegając do zawalonej kosmetykami toaletki. Potargała trochę
swoje jasne włosy i umalowała wydatne usta błyszczykiem. Puściła całusa do
swojego oszałamiającego odbicia i zarzucając torbę na ramię, wybiegła z pokoju.
Kiedy wyszła poza bramy zamku przymknęła w skupieniu oczy, pamiętając o złotej zasadzie
teleportacji Cel-Wola-Namysł, którą tak mozolnie wpajał im Wilkie Twycross w
szóstej klasie. Kiedy w końcu je otworzyła, stała już przed niskim budynkiem z
czerwonej cegły. Nad drzwiami wisiała tabliczka z głową dzika owiniętą białą
tkaniną. Szyld umieszczony pod spodem głosił wdzięczną nazwę lokalu: Pod Świńskim Łbem. Sam budynek nie
wyglądał zachęcająco, ale kiedy zerknęła na niego ponownie jej twarz rozjaśnił
zachwyt. Stał tam w pełnej krasie, oparty plecami o ścianę i przypatrywał jej
się z zainteresowaniem. Odrzuciła jasne włosy za ramiona podeszła do niego.
Zawsze pojawiał się tutaj przed nią, nieważne jak bardzo się spieszyła.
Przylgnęła
do niego całym ciałem, przyjemnie zatapiając się w jego objęciach. Był taki
kojący. Nieważne, czy dzień był napięty i przepełniało ją zirytowanie, czy też
senny i monotonny, gdy przysypiała na nudniejszych lekcjach. W jego ramionach
zawsze odczuwała ulgę, mogła odciąć się od świata i słuchać bicia jego serca.
Niby tak banalne rzeczy, ale potrafiły rozbudzić w niej nieograniczone pokłady
czułości. Był taki słodki! On, Draco Malfoy, który nic sobie nie robił z
nieodwzajemnionych uczuć milionów dziewczyn, obdarzył uwielbieniem właśnie ją.
Cóż, zapewnie nie bez powodu. Była olśniewająco piękna, zdecydowanie seksowna i
inteligentna. Marzyła o niej większość męskiej części szkoły, nieważne od wieku
czy domu. Była Dafne Greengrass, obiektem pożądania.
Objęła
go za szyję, wspinając się lekko na palce. Wydęła wargi i cmoknęła chłopaka w
usta. Chciała odwrócić twarz, ale blondyn nie pozwolił jej na to, przedłużając pocałunek.
Całował coraz zachłanniej, co jakiś czas zmieniając tempo ich pocałunków z namiętnych
na czułe i romantyczne. W końcu oderwała niechętnie usta i wzięła go za rękę.
Kopniakiem pchnęła drzwi do gospody i skinąwszy na barmana, zaczęła wchodzić po
stromych schodkach, ciągnąc chłopaka za sobą. Jej rodzice wykupili to miejsce,
pragnąc je odrestaurować i stworzyć modny lokal z dobrą atmosferą. Jak na razie,
gospoda dalej funkcjonowała pod czujnym okiem byłego właściciela, który zgodził
się za niewielką opłatą sprawować nad nią opiekę. Taki układ panował już od
roku i gospoda stała się tradycyjnym miejscem spotkań jej i Dracona. Wymykali
się tutaj w przerwach na lunch, niekiedy nawet po lekcjach. W Hogwarcie nie
mieli prywatności. Tutaj wszystko było inne, mogli czuć się swobodnie,
napawając się sobą nawzajem.
Wkroczyli
do pomieszczenia, nie przejmując się lekkim odorem stęchlizny. Dafne wyciągnęła
z kieszeni niewielki klucz i pokręciła nim w zamku. Ciche kliknięcie przekonało
ją, że nikt nie wedrze się teraz do ich królestwa. W pełni usatysfakcjonowana,
podeszła do młodego Malfoya i ucałowała go lekko, uwodzicielsko.
Niczego
więcej nie potrzebował na zachętę.
A więc jednak jest jeszcze jedno łóżko :P szkoda mi tej Hermiony, za to Draco sie nie nudzi :P Rozdział mega uwodzicielski :D
OdpowiedzUsuń