[
Sum 41 – Pieces ]
Opowiadanie
I : Oczy szeroko zamknięte.
Czarnowłosy
chłopak siedział na brzegu łóżka z czterema kolumienkami i przez malutkie okienko
spoglądał na ciemne niebo zawieszone wysoko nad jego głową. Kilka godzin
wcześniej spakował do plecaka najważniejsze drobiazgi, które mogłyby przydać
się mu w podróży. Rozrzucona pościel na którą padało wątłe światło księżyca,
zamiast zachęcić go do tych kilku dodatkowych minut snu, tylko go rozbudzała,
przypominając ile razy tej długiej nocy przewracał się z boku na bok, nie mogąc
odpłynąć o krainy snów. Myślał o Ginny i o bolesnym rozczarowaniu jakie jej zgotował.
Przez cały wieczór udawał, że wszystko gra, a dopiero późną nocą, kiedy
rudowłosa ułożyła się do snu, nakazał Hermionie zostawić przy jej łóżku list w którym
wyjaśnił pokrótce powód swojego odejścia. Tak, wiedział, że kiedy Ginny otworzy
swoje piękne oczy, jego nie będzie już w Hogwarcie. Znienawidzi go? Na pewno
nie, nawet pomimo tego, że dał jej do tego powód.
Harry
podniósł się z łóżka, starając się zagłuszyć głośne skrzypnięcie starego mebla.
Wyszedł z sypialni chłopców, wcześniej informując o tym Rona, który kończył się
pakować. Zszedł po schodkach, wzdychając ciężko i znalazł się w Pokoju Wspólnym
Gryfonów. Przez chwilę rozglądał się po dobrze znanym pomieszczeniu, kiedy jego
wzrok padł na postać, skąpaną w księżycowym blasku wpadającym przez okno.
-
Ginny? – sapnął zdumiony, a dziewczyna na dźwięk jego głosu, obróciła się
błyskawicznie. Ubrana była w cienki szlafrok, a rude włosy spływały po jej
drobnych ramionach. – Co tutaj robisz?
-
Chciałabym zapytać cię o to samo. - Ognistowłosa zbliżyła się do chłopaka,
patrząc na niego przenikliwym wzrokiem. – Ja nie mogłam spać…
Harry
przełknął ślinę. Nie miał pojęcia czy już wiedziała, czy jeszcze nie. Może
Hermiona nie zdążyła jeszcze podłożyć tego listu, może Ginny rzeczywiście nie
mogła zasnąć… Postanowił grać na zwłokę, nie wiedząc ile dziewczyna się
domyśla.
- Ja
też… Ja też nie mogłem spać… - Podniósł dłoń i zmierzwił palcami kruczoczarną
czuprynę. Dziewczyna zrobiła sceptyczną minę, widząc jego zdenerwowanie.
- I
z tego powodu zszedłeś do Pokoju Wspólnego w ubraniu i z plecakiem? Nie jestem
głupia, Harry. Jak możesz tak kłamać?
Chłopak
zamarł. Cholera. Choleracholeracholera!
-
Skąd wiesz? Ginny, to nie tak…
-
Rzeczywiście nie mogłam zasnąć i usłyszałam jak Hermiona skrada się obok mojego
łóżka. Ona nie potrafi kłamać, poza tym miała list. List od ciebie… Harry,
dlaczego mi nie powiedziałeś, że Zakon wysyła was na jakieś głupie szkolenie?
Szkolenie?
Potter zmarszczył brwi, ale natychmiast przypomniał sobie ten stek bzdur, który
wcisnął Ginny w krótkim liściku.
-
Przepraszam, nie chciałem żebyś się martwiła… - zaczął nieskładnie, ale
zamilkł, widząc jej zranione spojrzenie.
- A
myślisz, że nie martwiłabym się, gdybyś zniknął bez słowa pożegnania?
Zostawiając tylko list, który teoretycznie każdy mógł napisać? – Ostatnie słowa
wypowiadała coraz bardziej piskliwym głosem, a jej oczy zaszkliły się.
Chłopak
nie odpowiedział. Nawet gdyby nie wyrzuciła z siebie tego wszystkiego i tak
czułby się winny. Podszedł do niej i jednym ruchem przyciągnął ją do siebie,
ściskając z całej siły. Teraz Ginny już nie powstrzymywała cisnących się jej do
oczu łez. Szlochała cicho, na próżno starając się stłumić płacz, dopóki Harry
nie ujął jej twarzy w dłonie.
-
Ciiii… Już dobrze… – uspokajał ją głębokim głosem, czując jak jej drobna postać
drży w jego ramionach. Ginny zawsze była silna, dzielna, jednak teraz musiała
coś przeczuwać, musiała wiedzieć jak bardzo Harry naraża się na
niebezpieczeństwo.
- Uważaj
na siebie, Harry. Obiecaj, że nic ci się nie stanie! – jęknęła, ale w
odpowiedzi poczuła tylko jego miękkie usta. Nie mógł jej tego obiecać,
wiedziała o tym doskonale, a ta świadomość nie dawała jej spokoju.
Brunet
oderwał usta od słonych od łez warg Ginny i oparł głowę na jej czole, tak, że
zetknęli się nosami.
-
Obiecuję – powiedział cicho, a ona uśmiechnęła się smutno. Jedno kojące słowo z
ust ukochanego, rozpaliło w jej sercu małą iskierkę, która wbrew rozsądkowi
tliła się teraz słabym światłem, pozwalając jej trwać w nadziei. I nikt, nikt
nie mógł jej już zgasić.
***
Trójka nastolatków skradała się
skrajem Zakazanego Lasu, co chwilę rozglądając się ze strachem. Świt był już
blisko; księżyc przybladł, zastąpiony wschodzącym słońcem.
-
Musimy przejść Zakazany Las naokoło, żeby dostać się do najbliższej wioski z
której wyruszymy w góry… - mruknęła cicho Hermiona i zaczęła pod nosem wyliczać
kolejne rzeczy, które powinni zrobić.
-
Nie możemy po prostu przejść w poprzek Zakazanego Lasu? – zapytał Harry.
-
Nie, nie możemy tego zrobić, Harry, to zbyt niebezpieczne.
-
Ile czasu zajmie nam obejście lasu?
-
Myślę, że cały dzień – odpowiedziała Hermiona, studiując mapę od McGonagall.
- A
ile czasu zajęłoby nam przejście w poprzek Zakazanego Lasu?
-
Przed południem bylibyśmy na drugim końcu… – mruknęła dziewczyna, ale
zauważając błysk w oku przyjaciela, krzyknęła: - Nawet o tym nie myśl! Nie
możemy! Wiesz ile dzikich stworzeń się tam czai? Ostatnio o mało nie
zginęliśmy! – Ostatnie słowa Hermiony nie doleciały do uszy Harry’ego, który
wymijał już drzewa i zagłębiał się coraz dalej w ciemny las.
- O
nie – jęknęli zgodnie Ron i Hermiona, zastanawiając się po cichu czy ich czarnowłosy
przyjaciel jest odważny czy bezmyślny. W tym momencie każde z nich bez wahania
odpowiedziałoby, że to drugie…
Tymczasem Potter przedzierał
się przez zarośla w Zakazanym Lesie, nie zważając na nawoływania przyjaciół.
Ciemność panująca dookoła sprawiała, że rozpacz i złość, która wzbierała w nim
przez ostatnie godziny, jeszcze bardziej przybierała na sile. Nie chciał jechać
na tą głupią misję, zostawiając Hogwart, zostawiając Ginny… Przecież na zamku
też nie było bezpiecznie, a obiecał sobie, że będzie ją chronił… Chciał jak
najszybciej dotrzeć w góry, odnaleźć Malfoya i przytargać go do zamku za
tlenione kłaki.
Z
każdym kolejnym krokiem robiło się coraz mroczniej. Harry przystanął,
nasłuchując głosów przyjaciół. Nawoływania, które jeszcze przed momentem
odbijały się echem od drzew w lesie, teraz umilkły. Na przedramionach Pottera
pojawiła się gęsia skórka, a sam chłopak mógłby przysiąc, że atmosfera nagle
zrobiła się złowieszcza. Bez namysłu przedzierając się przez las, zapomniał
jakie skutki niesie zagłębianie się w nim samotnie. A te mogły być rzeczywiście
opłakane…
Oddalająca się sylwetka
przyjaciela chwilami znikała z pola widzenia Hermiony podążającej za
chłopakiem. Czuła przyspieszone bicie serca, a jej oddech stał się ciężki od
biegu. Myślała tylko o tym jak ogromną awanturę zrobi Harry’emu, kiedy tylko
odnajdzie go pośród drzew…
W
końcu go zauważyła. Potter zatrzymał się, obracając głowę na boki.
Przyspieszyła kroku, słysząc jak podążający jej śladem Ron zrobił to samo. W
końcu znalazła się przy przyjacielu. Stanęła za jego plecami i szturchnęła go z
całej siły w plecy. Chłopak aż podskoczył i obrócił się do nich gwałtownie.
-
Harry! Czy już zupełnie ci odbiło? – wrzasnęła, a jej głos powtórzył się
jeszcze kilka razy, odbity echem po lesie.
-
Stary, nie rób więcej takich numerów – wysapał Ron, doczłapawszy do miejsca
gdzie stali.
-
Robicie problem z niczego. Nie możemy po prostu przejść przez las? Będzie
szybciej – bąknął Harry, zdając sobie sprawę jak dziecinnie musiało to
zabrzmieć.
-
Nie. Harry, przecież wiesz, że tutaj nie jest bezpiecznie. Wolę pójść dookoła,
niż zostać zjedzona przez jakieś dziwne stworzenie. Najlepiej zawróćmy i
znajdźmy drogę powrotną – tłumaczyła Hermiona, patrząc na przyjaciela z troską.
- Ona
ma rację, Harry – odezwał się niespodziewanie Ron. Spojrzenia bruneta i
szatynki, które do tej pory się krzyżowały, teraz spoczęły na rudowłosym.
- No
co? Dobrze mówi. – Ron wzruszył ramionami i zmarszczył brwi. – Na co się tak
gapicie? – mruknął zirytowany, mając wrażenie, że Harry i Hermiona nabijają się
z niego, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, przyjrzał się przyjaciołom. Nagle
dotarło do niego, że ich spojrzenie nie spoczęło na nim, tylko ponad jego
głową. Wyraz ich twarzy, który w pierwszym odruchu wziął za rozbawienie, w istocie
wyrażał przerażenie.
- Słodki
Godryku, nie jest dobrze? – zapytał cicho, ale tym razem nie czekał na
odpowiedź. Usłyszał za sobą cichy trzask łamanych gałęzi…
Musiałaś przerwać w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńBiedna Ginny, strasznie mi jej żal. Szkoda, że tak łatwo uwierzyła w kłamstwa Pottera.
A Potter to mógłby czasem pomyśleć, a nie zachowuję się jak lekkomyślny gówniarz.
Jestem ciekawa, kiedy wreszcie odnajdą Malfoya?
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
Musiałam! Jedno pytanie - czy on się kiedyś nie zachował jak lekkomyślny gówniarz? ;) całusy!
Usuń