29 lipca 2012

02. Nie jest dobrze?


 
Opowiadanie I : Oczy szeroko zamknięte.
  
Czarnowłosy chłopak siedział na brzegu łóżka z czterema kolumienkami i przez malutkie okienko spoglądał na ciemne niebo zawieszone wysoko nad jego głową. Kilka godzin wcześniej spakował do plecaka najważniejsze drobiazgi, które mogłyby przydać się mu w podróży. Rozrzucona pościel na którą padało wątłe światło księżyca, zamiast zachęcić go do tych kilku dodatkowych minut snu, tylko go rozbudzała, przypominając ile razy tej długiej nocy przewracał się z boku na bok, nie mogąc odpłynąć o krainy snów. Myślał o Ginny i o bolesnym rozczarowaniu jakie jej zgotował. Przez cały wieczór udawał, że wszystko gra, a dopiero późną nocą, kiedy rudowłosa ułożyła się do snu, nakazał Hermionie zostawić przy jej łóżku list w którym wyjaśnił pokrótce powód swojego odejścia. Tak, wiedział, że kiedy Ginny otworzy swoje piękne oczy, jego nie będzie już w Hogwarcie. Znienawidzi go? Na pewno nie, nawet pomimo tego, że dał jej do tego powód.
Harry podniósł się z łóżka, starając się zagłuszyć głośne skrzypnięcie starego mebla. Wyszedł z sypialni chłopców, wcześniej informując o tym Rona, który kończył się pakować. Zszedł po schodkach, wzdychając ciężko i znalazł się w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Przez chwilę rozglądał się po dobrze znanym pomieszczeniu, kiedy jego wzrok padł na postać, skąpaną w księżycowym blasku wpadającym przez okno.
- Ginny? – sapnął zdumiony, a dziewczyna na dźwięk jego głosu, obróciła się błyskawicznie. Ubrana była w cienki szlafrok, a rude włosy spływały po jej drobnych ramionach. – Co tutaj robisz?
- Chciałabym zapytać cię o to samo. - Ognistowłosa zbliżyła się do chłopaka, patrząc na niego przenikliwym wzrokiem. – Ja nie mogłam spać…
Harry przełknął ślinę. Nie miał pojęcia czy już wiedziała, czy jeszcze nie. Może Hermiona nie zdążyła jeszcze podłożyć tego listu, może Ginny rzeczywiście nie mogła zasnąć… Postanowił grać na zwłokę, nie wiedząc ile dziewczyna się domyśla.
- Ja też… Ja też nie mogłem spać… - Podniósł dłoń i zmierzwił palcami kruczoczarną czuprynę. Dziewczyna zrobiła sceptyczną minę, widząc jego zdenerwowanie.
- I z tego powodu zszedłeś do Pokoju Wspólnego w ubraniu i z plecakiem? Nie jestem głupia, Harry. Jak możesz tak kłamać?
Chłopak zamarł. Cholera. Choleracholeracholera!
- Skąd wiesz? Ginny, to nie tak…
- Rzeczywiście nie mogłam zasnąć i usłyszałam jak Hermiona skrada się obok mojego łóżka. Ona nie potrafi kłamać, poza tym miała list. List od ciebie… Harry, dlaczego mi nie powiedziałeś, że Zakon wysyła was na jakieś głupie szkolenie?
Szkolenie? Potter zmarszczył brwi, ale natychmiast przypomniał sobie ten stek bzdur, który wcisnął Ginny w krótkim liściku.
- Przepraszam, nie chciałem żebyś się martwiła… - zaczął nieskładnie, ale zamilkł, widząc jej zranione spojrzenie.
- A myślisz, że nie martwiłabym się, gdybyś zniknął bez słowa pożegnania? Zostawiając tylko list, który teoretycznie każdy mógł napisać? – Ostatnie słowa wypowiadała coraz bardziej piskliwym głosem, a jej oczy zaszkliły się.
Chłopak nie odpowiedział. Nawet gdyby nie wyrzuciła z siebie tego wszystkiego i tak czułby się winny. Podszedł do niej i jednym ruchem przyciągnął ją do siebie, ściskając z całej siły. Teraz Ginny już nie powstrzymywała cisnących się jej do oczu łez. Szlochała cicho, na próżno starając się stłumić płacz, dopóki Harry nie ujął jej twarzy w dłonie.
- Ciiii… Już dobrze… – uspokajał ją głębokim głosem, czując jak jej drobna postać drży w jego ramionach. Ginny zawsze była silna, dzielna, jednak teraz musiała coś przeczuwać, musiała wiedzieć jak bardzo Harry naraża się na niebezpieczeństwo.
- Uważaj na siebie, Harry. Obiecaj, że nic ci się nie stanie! – jęknęła, ale w odpowiedzi poczuła tylko jego miękkie usta. Nie mógł jej tego obiecać, wiedziała o tym doskonale, a ta świadomość nie dawała jej spokoju.
Brunet oderwał usta od słonych od łez warg Ginny i oparł głowę na jej czole, tak, że zetknęli się nosami.
- Obiecuję – powiedział cicho, a ona uśmiechnęła się smutno. Jedno kojące słowo z ust ukochanego, rozpaliło w jej sercu małą iskierkę, która wbrew rozsądkowi tliła się teraz słabym światłem, pozwalając jej trwać w nadziei. I nikt, nikt nie mógł jej już zgasić.

***

                Trójka nastolatków skradała się skrajem Zakazanego Lasu, co chwilę rozglądając się ze strachem. Świt był już blisko; księżyc przybladł, zastąpiony wschodzącym słońcem.
- Musimy przejść Zakazany Las naokoło, żeby dostać się do najbliższej wioski z której wyruszymy w góry… - mruknęła cicho Hermiona i zaczęła pod nosem wyliczać kolejne rzeczy, które powinni zrobić.
- Nie możemy po prostu przejść w poprzek Zakazanego Lasu? – zapytał Harry.
- Nie, nie możemy tego zrobić, Harry, to zbyt niebezpieczne.
- Ile czasu zajmie nam obejście lasu?
- Myślę, że cały dzień – odpowiedziała Hermiona, studiując mapę od McGonagall.
- A ile czasu zajęłoby nam przejście w poprzek Zakazanego Lasu?
- Przed południem bylibyśmy na drugim końcu… – mruknęła dziewczyna, ale zauważając błysk w oku przyjaciela, krzyknęła: - Nawet o tym nie myśl! Nie możemy! Wiesz ile dzikich stworzeń się tam czai? Ostatnio o mało nie zginęliśmy! – Ostatnie słowa Hermiony nie doleciały do uszy Harry’ego, który wymijał już drzewa i zagłębiał się coraz dalej w ciemny las.
- O nie – jęknęli zgodnie Ron i Hermiona, zastanawiając się po cichu czy ich czarnowłosy przyjaciel jest odważny czy bezmyślny. W tym momencie każde z nich bez wahania odpowiedziałoby, że to drugie…

                Tymczasem Potter przedzierał się przez zarośla w Zakazanym Lesie, nie zważając na nawoływania przyjaciół. Ciemność panująca dookoła sprawiała, że rozpacz i złość, która wzbierała w nim przez ostatnie godziny, jeszcze bardziej przybierała na sile. Nie chciał jechać na tą głupią misję, zostawiając Hogwart, zostawiając Ginny… Przecież na zamku też nie było bezpiecznie, a obiecał sobie, że będzie ją chronił… Chciał jak najszybciej dotrzeć w góry, odnaleźć Malfoya i przytargać go do zamku za tlenione kłaki.
Z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz mroczniej. Harry przystanął, nasłuchując głosów przyjaciół. Nawoływania, które jeszcze przed momentem odbijały się echem od drzew w lesie, teraz umilkły. Na przedramionach Pottera pojawiła się gęsia skórka, a sam chłopak mógłby przysiąc, że atmosfera nagle zrobiła się złowieszcza. Bez namysłu przedzierając się przez las, zapomniał jakie skutki niesie zagłębianie się w nim samotnie. A te mogły być rzeczywiście opłakane…

                   Oddalająca się sylwetka przyjaciela chwilami znikała z pola widzenia Hermiony podążającej za chłopakiem. Czuła przyspieszone bicie serca, a jej oddech stał się ciężki od biegu. Myślała tylko o tym jak ogromną awanturę zrobi Harry’emu, kiedy tylko odnajdzie go pośród drzew…
W końcu go zauważyła. Potter zatrzymał się, obracając głowę na boki. Przyspieszyła kroku, słysząc jak podążający jej śladem Ron zrobił to samo. W końcu znalazła się przy przyjacielu. Stanęła za jego plecami i szturchnęła go z całej siły w plecy. Chłopak aż podskoczył i obrócił się do nich gwałtownie.
- Harry! Czy już zupełnie ci odbiło? – wrzasnęła, a jej głos powtórzył się jeszcze kilka razy, odbity echem po lesie.
- Stary, nie rób więcej takich numerów – wysapał Ron, doczłapawszy do miejsca gdzie stali.
- Robicie problem z niczego. Nie możemy po prostu przejść przez las? Będzie szybciej – bąknął Harry, zdając sobie sprawę jak dziecinnie musiało to zabrzmieć.
- Nie. Harry, przecież wiesz, że tutaj nie jest bezpiecznie. Wolę pójść dookoła, niż zostać zjedzona przez jakieś dziwne stworzenie. Najlepiej zawróćmy i znajdźmy drogę powrotną – tłumaczyła Hermiona, patrząc na przyjaciela z troską.
- Ona ma rację, Harry – odezwał się niespodziewanie Ron. Spojrzenia bruneta i szatynki, które do tej pory się krzyżowały, teraz spoczęły na rudowłosym.
- No co? Dobrze mówi. – Ron wzruszył ramionami i zmarszczył brwi. – Na co się tak gapicie? – mruknął zirytowany, mając wrażenie, że Harry i Hermiona nabijają się z niego, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, przyjrzał się przyjaciołom. Nagle dotarło do niego, że ich spojrzenie nie spoczęło na nim, tylko ponad jego głową. Wyraz ich twarzy, który w pierwszym odruchu wziął za rozbawienie, w istocie wyrażał przerażenie.
- Słodki Godryku, nie jest dobrze? – zapytał cicho, ale tym razem nie czekał na odpowiedź. Usłyszał za sobą cichy trzask łamanych gałęzi…



2 komentarze:

  1. Musiałaś przerwać w takim momencie?!
    Biedna Ginny, strasznie mi jej żal. Szkoda, że tak łatwo uwierzyła w kłamstwa Pottera.
    A Potter to mógłby czasem pomyśleć, a nie zachowuję się jak lekkomyślny gówniarz.
    Jestem ciekawa, kiedy wreszcie odnajdą Malfoya?
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam! Jedno pytanie - czy on się kiedyś nie zachował jak lekkomyślny gówniarz? ;) całusy!

      Usuń