Opowiadanie II : Oszukać Przeznaczenie.
Złowieszczy
cień profesor McGonagall mknął szkolnym korytarzem, oświetlonym jedynie
światłem pochodni. W Hogwarcie panowała
już, nie zmącona niczym, cisza. Ani ona, ani Malfoy nie ośmielili odezwać się
słowem, kiedy minęli gabinet McGonagall i podążali dalej ciemnym korytarzem.
Hermiona z doświadczenia wiedziała, że rozpoczynanie dyskusji z tą kobietą nie
było najrozsądniejszym pomysłem. A teraz, jedyne czego jej brakowało to chwila
odpoczynku w samotności, a nie świadomość szlabanu.
Mijały
minuty, a oni dalej posłusznie maszerowali za nauczycielką, zastanawiając się
dokąd ich prowadzi. W końcu, jakieś dziesięć minut później, zatrzymali się
przed dużymi, półokrągłymi drzwiami. Na całej ich powierzchni widniało
pozłacane, wyrzeźbione godło przedstawiające symbole czterech domów: lwa, węża,
borsuka oraz orła. McGonagall położyła pomarszczoną dłoń na mosiężnej gałce w
kształcie lwa u którego łap wił się srebrny wąż. Hermiona miała dziwne wrażenie,
że ma to bezpośredni związek z nią i Malfoyem.
- Te
drzwi otworzą się tylko przez dotyk mój, bądź dotyk któregoś z was –
oświadczyła McGonagall i drzwi jak na zawołanie rozchyliły się delikatnie. Kobieta
odsunęła się lekko w tył, robiąc przejście zaskoczonym nastolatkom. Hermiona z
satysfakcją stwierdziła, że Malfoy jest równie zdumiony jak ona. Ostrożnie
weszła do pomieszczenia za Ślizgonem, rozglądając się jednocześnie. Komnata
wyglądała jak niewielki Pokój Wspólny Gryffindoru, pominąwszy jedynie fakt, iż
była utrzymana w delikatnych odcieniach szarości. Po prawej stronie Hermiona
dostrzegła schody prowadzące zapewne na wyższe piętro. Miała dziwne wrażenie,
że pokój znajduje się w najwyższej wieży w zamku, bo w końcu żeby do niego
dotrzeć musieli pokonać dość dużą odległość.
-
Niegdyś w Hogwarcie prefekci mieli o wiele większe przywileje od zwykłych
uczniów. Posiadali osobne dormitoria, a nawet łazienkę, z której mogą korzystać
do tej pory…
Hermiona pomyślała automatycznie o marmurowej
łazience prefektów z wanną o rozmiarach niewielkiego basenu.
- …
Kiedy dyrektorem został Armand Dippet, zadecydował on, że przywileje prefektów
nie powinny wykraczać poza uprawnienia innych uczniów i ze wszystkich dóbr,
które posiadali, jako jedyny przywilej pozostawił im tylko łazienkę.
Malfoy
prychnął ostentacyjnie. Hermiona zgromiła go wzrokiem, ale on tylko wzruszył
ramionami. Pieprzony arystokrata. Nie może zrozumieć, że nie istnieją lepsi i
gorsi. McGonagall albo nie usłyszała, albo wolała zignorować Malfoya, bo
ciągnęła dalej niewzruszonym tonem: - Profesor Dumbledore zastosował się do
tych zasad, jednak w tym roku, ze względu na możliwości, jakie przed wami
stworzyliśmy, postanowiliśmy znieść te reguły – McGonagall przy słowach
możliwości, popatrzyła na nich znacząco. Hermiona zastanawiała się po co
nauczycielka mówi im to wszystko.
Dziewczyna
zerknęła pospiesznie na blondyna, lecz ten widocznie nie podzielał jej
namysłów. Jego wzrok błądził po pokoju, a w bladych oczach czaiła się aprobata.
Chcąc czy nie chcąc, ciekawość wzięła górę i Hermiona zaczęła lustrować
wzrokiem pomieszczenie. Było rzeczywiście godne zachwytów. Srebrne ściany
przywodziły na myśl pokój wspólny Ślizgonów, ale złote akcenty rozweselały
pomieszczenie, tak, że w żadnym stopniu nie wydawało się być przygnębiające. W
środku, naprzeciwko kominka, stała duża, obita jasnoszarym materiałem kanapa,
na której ułożone były czarne i złote poduszki. Z sufitu zwieszał się mosiężny
żyrandol.
- Od
tej pory będziecie mieszkać w tym pokoju zamiast w swoich dormitoriach –
oznajmiła McGonagall, patrząc na nich z ukosa. Malfoy poruszył się
niespokojnie, jakby nie dotarł jeszcze do niego sens wypowiedzianych słów.
Hermiona wytrzeszczyła oczy na McGonagall. Poczuła, jak jej zmęczenie odchodzi,
a zastępuje je wzbierająca złość. I
przerażenie.
-
Myślałem, że któreś z nas dostanie ten pokój – powiedział z wyrzutem Malfoy,
patrząc to na McGonagall to na Hermionę rozdrażnionym wzrokiem, który wyraźnie
mówił „które z nich” miało zająć to pomieszczenie.
- W
porządku, on może tu mieszkać, pani profesor. Nie mam nic przeciwko. Ja mogę
wrócić do swojego dormitorium – wypaliła szybko Hermiona, patrząc na McGonagall
z wymuszonym uśmiechem.
-
Panno Granger, ten pokój należy do prefektów naczelnych, więc albo zamieszkacie
w nim oboje, albo żadne z was – ucięła krótko nauczycielka transmutacji,
zaciskając usta w cienką linię.
- W
takim razie wracam do lochów - oznajmił Malfoy i założył ręce na piersiach.
McGonagall popatrzyła na niego litościwie, po czym dodała chłodnym tonem: - Źle
mnie pan zrozumiał, panie Malfoy. Pana miejsce w dormitorium Slytherinu jest
już zajęte. Teraz będzie pan mieszkał tutaj.
Nie
mogła dobitniej zaakcentować ostatniego słowa swojej wypowiedzi.
- To
niedorzeczne, pani profesor! Przecież zdaje sobie pani sprawę, że Gryfoni i
Ślizgoni nie przepadają za so… - zaczęła Hermiona rozpaczliwym głosem, ale
McGonagall przerwała jej raptownie.
-
Panno Granger, pani i pan Malfoy zostaliście wyróżnieni i szkoła stworzyła wam
możliwość zapewnienia sobie dobrego startu na drodze kariery. Myślę, że w
zamian powinni państwo stworzyć przykład porozumienia między tymi dwoma
domami – wyrzuciła McGonagall
zdenerwowanym głosem. – A teraz, jeśli mi pozwolicie, udam się już do swojego
gabinetu. Wy też powinniście iść już spać. Jutro z samego rana zaczynacie
lekcje.
Wyszła
pospiesznie, zostawiając osłupiałych nastolatków za sobą. Dopiero kiedy
usłyszeli trzask zamykanych drzwi i zrozumieli, że to nie jest głupi żart, ich wzrok
skrzyżował się. Hermiona popatrzyła na blondyna z niepokojem, ale ten obrzucił
ją tylko niechętnym spojrzeniem bladych oczu i odwrócił się na pięcie, idąc w
kierunku schodów.
***
Szelest karmazynowej peleryny profesor McGonagall skutecznie zagłuszał odgłos jej kroków. Sunęła
ciemnym korytarzem niczym duch, z ledwo dosłyszalnym, sennym szmerem. Zmarszczki wokół jej warg pogłębiły
się znacząco, kiedy na jej usta wypłynął pełen zadowolenia półuśmiech.
Wiedziała, że sprawa dwojga nastolatków, których, od teraz, wspólne dormitorium
opuściła przed kilkoma minutami, była poważna, jednak nie mogła powstrzymać
wesołości, którą wywołała ta przekomiczna sytuacja. Ledwo powstrzymywała cichy
chichot, kiedy widziała spojrzenia dwojga uczniów, przerażone perspektywą
spędzenia nocy w jednym pokoju. Ba, spędzenia całego roku mieszkając razem!
Doszła
do końca korytarza i przystanęła. Właśnie w tym momencie wydawało jej się, że
słyszy pełen przerażenia krzyk, dochodzący z dormitorium prefektów naczelnych…
***
-
Granger, nie wydzieraj się tak! Chcesz postawić na nogi cały zamek?! –
zirytowany Malfoy patrzył na szatynkę z wściekłością, ale ona zdawała się nie
zwracać na niego uwagi. W niemym geście zdziwienia, to otwierała usta, to znowu
je zamykała, gdy jej wytrzeszczony dziko wzrok lustrował całą komnatę, a w
końcu spoczął na ogromnym, zasłanym bordową narzutą, łożu.
- O
nie! Nie, nie,nie, nie… - szeptała gorączkowo do siebie, kręcąc nerwowo głową.
Gdyby sytuacja nie była tak poważna, Malfoy parsknąłby śmiechem, patrząc na
komiczne zachowanie Gryfonki.
-
Trzeba iść po McGonagall – oświadczyła stanowczo, patrząc na niego z odrazą.
Blondyn popatrzył na nią tylko spode łba i w ubraniu rzucił się na ogromne
łóżko.
-
Zwariowałaś? Nawet prefektom naczelnym nie wolno włóczyć się po zamku o tej
porze – powiedział znudzonym tonem, a po chwili namysł dodał niemal łaskawie: -
To jak? Możesz spać po prawej stronie.
-
Chyba, nie myślisz, że zamierzam z tobą spać na tym łóżku, Malfoy – wycedziła
Hermiona, sypiąc z oczu błyskawicami.
Wzruszył
obojętnie ramionami.
-
Nie to nie. Nie martw się, podłoga na pewno nie jest taka twarda – oświadczył z
drwiącym uśmieszkiem, jeszcze bardziej rozkładając się na narzucie koloru
biskupiej czerwieni.
-
Nie. Będę. Spać. Na. Podłodze – warknęła
cicho, starając się opanować rozszalałe nerwy. – Nie będziemy razem spać w
jednym pomieszczeniu, a co dopiero w jednym łóżku!
-
Kiedyś by ci to nie przeszkadzało – powiedział cicho, ale jego ton nie zdradzał
żadnych emocji. Na jego ustach błąkał się ten cholerny uśmieszek, który chciała
mu zetrzeć z twarzy jednym prawym sierpowym. Dlaczego musi jej to wypominać.
Dlaczego kara ją za błędy młodości?
-
Nigdy nie spaliśmy w jednym łóżku, Malfoy – powiedziała chłodno.
Wmawiaj sobie, że
przeszłość nigdy nie istniała…
Czując,
że przegrała tę dyskusję, odwróciła gwałtownie, zmierzając w kierunku łazienki.
***
Poranek obudził ją bladym
światłem wschodzącego słońca. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko.
Koszmary, które nawiedzały ją w nocy, musiały być zapewne wynikiem przejedzenia
się na wczorajszej uczcie. Już chciała podnieść się z łóżka, kiedy poczuła na
swoim brzuchu coś ciężkiego. Spojrzała w dół i wrzasnęła przeraźliwie.
Malfoy
otworzył zaspane oczy i spojrzał na nią z poirytowaniem. Hermiona jęknęła w
duchu. Gdyby nie nienawidziła go z całego serca, mogłaby teraz podziwiać jego
urodę bez wyrzutów sumienia.
-
Masz zamiar tak wrzeszczeć za każdym razem, kiedy coś cię zaskoczy w ciągu
najbliższych dwudziestu czterech godzin? – rozległ się półprzytomny głos.
Hermiona popatrzyła na niego ze złością. Nie mogła zrozumieć dlaczego ten pajac
nawet z samego rana wygląda tak dobrze. Te sterczące na wszystkie strony jasne
włosy, aż prosiły się, aby przejechać po nich dłonią. Nie! Stop! Weź się w garść, Granger – nakazała sobie.
-
Zabieraj te swoje kończyny, bo nie ręczę za siebie! – Jednym ruchem zepchnęła z
siebie jego rękę i wyskoczyła z łóżka. Malfoy dopiero teraz zauważył, że jego
przedramię musiało wylądować na niej w środku nocy. Zupełnie przypadkiem,
zupełnie o d r u c h o w o… Podniósł na nią wzrok i ziewnął ostentacyjnie,
wiedząc, że jeszcze bardziej ją to rozzłości. Rzeczywiście. Hermiona miała
ochotę dziko wrzasnąć, kiedy okazało się, że wcale nie jest tym faktem głęboko
poruszony. Przeciągnął się szeroko, a jego szara koszulka w której spał,
podniosła się nieznacznie. Hermiona zmusiła się, żeby spuścić wzrok. Nie mogła z
nim mieszkać, to ją wykańczało. Dzisiaj pójdzie do McGonagall z reklamacją.
Najwyżej będzie spała w jednym łóżku z Ginny. Albo na kanapie w Pokoju Wspólnym
Gryfonów. Wszystko lepsze, niż przebywanie w pobliżu Malfoya. A jeśli
nauczycielka powie jej, że albo wyprowadzają się oboje, albo nikt, jakoś zmusi go
do wyprowadzki. Uśmiechnęła się do siebie szeroko. Może ten dzień nie będzie
jeszcze taki zły…
Oświeć mnie, bo może się mylę, ale czy w Ravenclaw w godle był kruk, a nie orzeł?
OdpowiedzUsuńmycha.
Nie, na pewno orzeł. Nazwa Ravenclaw bywa myląca. ;)
Usuńhttp://hogsmeade.pl/images/articles/Zalozyciele6.png tu masz godło ;P
Podziwiam twój talent do pisania. Masz bardzo bogate słownictwo i do tego piszesz bardzo długie rozdziały. Idę czytać następny ;)
OdpowiedzUsuńMalfoy i Hermiona w jednym łóżku ??? No nie mogę miło mnie zaskoczyłaś. Pomysł z wspólnym pokojem i łóżkiem rewelacyjny ! :)
OdpowiedzUsuń