Gabinet
dyrektora Hogwartu tonął w złocisto-szkarłatnych promieniach słońca chowającego
się za linią horyzontu. W zatęchłym, przesyconym wonią starych ksiąg, powietrzu
wirowały pyłki kurzu - tancerki unoszone niewidzialną siłą. Krajobraz za oknem
pozwalał nasycić oko mieszaniną żółtozielonych barw - zmęczonych latem drzew i
roślin. Na zamkowych błoniach, jak i w całym Hogwarcie, panowała senna i
niezaprzeczalnie smutna cisza. Letnia atmosfera, władająca w każde wakacje
całym Hogwartem. Spokojny, lecz ponury sen zamku, który tylko czekał na
wrześniowe przebudzenie.
Gabinet dyrektora Hogwartu przez długie
lata pozostawał niezmieniony - ani przez przemijający czas, ani przez ludzką
rękę. Nauczyciele przewijali się przez szkołę, zostawiając po sobie większy lub
mniejszy ślad. Uczniowie, którzy spędzali tu siedem lat swojego życia, tworzyli
historię, ale to gabinet dyrektora Hogwartu pozostawał wciąż i wciąż taki sam…
Tak jak i sam dyrektor, najwybitniejszy czarodziej ostatnich czasów - Albus
Dumbledore.
Zmarszczki
na jego starej twarzy, twarzy, na której zagościło już tyle zmartwień i
problemów, pogłębiły się widocznie, kiedy zmarszczył szare brwi. Zapewne w
otaczającej go ciszy doszukiwał się odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Powieki, schowane za okularami w oprawkach o charakterystycznym kształcie,
zakryły intensywnie niebieskie oczy dyrektora, które nie tylko były jedynym
młodym elementem jego twarzy, ale skrywały również jakąś tajemniczą mądrość.
Mądrość człowieka starego i niosącego bagaż życiowego doświadczenia, mądrość
wielkiego czarodzieja, mądrość wynikającą z głębokiej inteligencji
napiętnowanej wyrazistymi i pouczającymi wspomnieniami. Mówi się, że człowiek
uczy się na własnych błędach. Czy można więc powiedzieć, że mądrość Albusa
Dumbledore’a wzięła się z ilości popełnionych w młodości błędów?
Udręczona
mina dyrektora sugerowała, że ten scenariusz wydawał się prawdopodobny. Jego
oczy były półprzymknięte w wyrazie
głębokiego skupienia, więc profesor Minerwa McGonagall nie mogła po prostu
wywnioskować tego z jego miny.
W
końcu, gdy jego powieki uchyliły się nieznacznie, mądre i pełne dobroci oczy
skrywały coś jeszcze. Nikt nie mógł się pomylić w stwierdzeniu, że Albusa
Dumbledore’a dręczył bezdenny smutek. Teraz, kiedy wszystko było jasne, nic nie
mogło bardziej się skomplikować.
-
Albusie, przecież to jeszcze dzieci…
Ledwo dosłyszalny, zduszony szept, przeciął
ciszę panującą w gabinecie. Szczupła kobieta uczesana w ciasny kok, siedziała
naprzeciwko staruszka i wpatrywała się z trwogą w dzielącą ich, szarą, kamienną
misę.
- A
któż nie jest jeszcze dzieckiem, Minerwo? Taki los został im przypisany jeszcze
przed ich narodzinami i muszą wypełnić to, co zgotowało im przeznaczenie.
- To
niedorzeczne… I to my mamy skierować ich na tę ścieżkę, Albusie? Mamy popchnąć
ich w sidła zła, sprawić, że nauczą się dokonywać złych wyborów? Nauczyć ich
jak zgotować sobie najgorszy los z możliwych? – Głos profesor McGonagall
wyrażał bezdenne niedowierzanie. Siedziała porażona tym, co przed chwilą
usłyszała i zobaczyła w myślodsiewni. Jeszcze nigdy, w całej jej karierze, a
nawet w całym jej życiu nie zdarzyło się nic podobnego. Wstrząs jaki temu
towarzyszył, sprawiał, iż po raz pierwszy czuła się nieswojo przed człowiekiem,
któremu bezgranicznie ufała. Bo oto potężny czarodziej, jakim był bezwątpienia
Albus Dumbledore nie był w stanie uratować przeznaczenia dwojga ludzi.
-
Wiesz, że to nieuniknione. Dzięki temu mogą uratować tysiące, ba! nawet miliony
istnień. Przeznaczenia nie da się uniknąć. Nie da się go kwestionować, zmieniać,
ani dokonywać poprawek. Nie można nad nim zapanować, ani go zniszczyć. Można mu
jedynie pomóc, ale ono zawsze i tak zrobi to co zapisało na kartach ogromnej
księgi losu. Nie możesz nic zrobić, Minerwo. Ani ty, a ni ja, ani nikt inny.
Teraz wszystko pozostaje w rękach tych młodych ludzi, którzy nawet o tym nie
wiedząc, mogą bezpowrotnie zmienić świat czarodziejów.
-
Ale za jaką cenę, Albusie?! Za jaką cenę?! –
Nauczycielka transmutacji pozwoliła sobie na niewielki, histeryczny
wybuch. Opanowanie nie mogło zdusić tego, co teraz czuła.
Poczuła
jak kąciki jej oczu zrobiły się niebezpiecznie wilgotne. To niedorzeczne!
Przecież nigdy nie była osobą wylewną. Może to przez to, co przed chwilą
usłyszała. Może przez to, że jej największy autorytet, właśnie kilka chwil
wcześniej kazał jej uwierzyć, że dowiedział się o wyroku skazującym dwójkę
niewinnych ludzi. Dwójkę jej uczniów. Zaalarmowana, gwałtownym ruchem otarła
pierwsze łzy, zanim – dając przykład kolejnym nieszczęsnym oznakom bezsilności
– popłynie reszta. I zanim zauważy to bystry dyrektor. Niestety, pomimo
najszczerszych chęci – Albus znał ją zbyt dobrze, by mógł nabrać się na to
szybkie pociągnięcie nosem i szybki nieskoordynowany ruch w kierunku
załzawionych oczu. Zerknął na nią z łagodnością w oczach.
-
Może to zabrzmi drastycznie, ale cena nie jest zbyt wygórowana, Minerwo. Wiele
trzeba poświęcić, żeby pokonać czyste zło.
Czy
ten człowiek właśnie chciał poświęcić cudze życie w imię większego dobra? Gdzie
jest Dumbledore, którego znała? Ten, który miał gotową odpowiedź na wszystkie
pytania i rozwiązanie na wszystkie problemy?
-
Nie wierzę, że mówisz poważnie, Dumbledore. Ale jeszcze dziś wyślę sowy. Tylko
czy jesteś pewien, że to o nich chodzi? – Jej ton, chcąc czy nie chcąc, stał
się chłodniejszy. Musiała panować nad emocjami.
-
Jestem tylko staruszkiem z domysłami, Minerwo.
Kobieta
tylko skinęła sztywno głową, po czym wstała i bezszelestnie wyszła z gabinetu.
Albus Dumbledore siedział jeszcze
kilka chwil przed biurkiem, obserwując pięknego ptaka z karmazynowym
upierzeniem, siedzącego na złotej żerdzi. Feniks zaskrzeczał donośnie, jakby
tym nieporadnym dźwiękiem chciał wesprzeć staruszka.
Gabinet
dyrektora Hogwartu miał jeszcze jedną cechę, która sprawiała, że atmosfera w
nim wydawała się niezwykła. Krył w sobie niezliczoną ilość tajemnic…
Pięknie piszesz :) aż chce się czytać więcej, ten opis gabinetu i ta tajemnicza sprawa w której chce poświęcić dwoje niewinnych ludzi chociaż (instynkt mi podpowiada że to moja ukochana dwójka<3) przy okazji zapraszam do siebie chodź moje wypociny przy tym wspaniałym wstępie to pestka :) tak czy siak ja ide czytać dalej :) http://dramione-nienawisc-po-milosc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję! :*
Usuń