29 lipca 2012

00. Prolog: Przeznaczenia nie da się uniknąć. Nie można go kwestionować, zmieniać, ani dokonywać poprawek. Żadna siła nie jest w stanie nad nim zapanować, ani go zniszczyć.



[ Snow Patrol – Chasing Cars. ]
 
Opowiadanie II : Oszukać Przeznaczenie.

Gabinet dyrektora Hogwartu tonął w złocisto-szkarłatnych promieniach słońca chowającego się za linią horyzontu. W zatęchłym, przesyconym wonią starych ksiąg, powietrzu wirowały pyłki kurzu - tancerki unoszone niewidzialną siłą. Krajobraz za oknem pozwalał nasycić oko mieszaniną żółtozielonych barw - zmęczonych latem drzew i roślin. Na zamkowych błoniach, jak i w całym Hogwarcie, panowała senna i niezaprzeczalnie smutna cisza. Letnia atmosfera, władająca w każde wakacje całym Hogwartem. Spokojny, lecz ponury sen zamku, który tylko czekał na wrześniowe przebudzenie.
       Gabinet dyrektora Hogwartu przez długie lata pozostawał niezmieniony - ani przez przemijający czas, ani przez ludzką rękę. Nauczyciele przewijali się przez szkołę, zostawiając po sobie większy lub mniejszy ślad. Uczniowie, którzy spędzali tu siedem lat swojego życia, tworzyli historię, ale to gabinet dyrektora Hogwartu pozostawał wciąż i wciąż taki sam… Tak jak i sam dyrektor, najwybitniejszy czarodziej ostatnich czasów - Albus Dumbledore.
Zmarszczki na jego starej twarzy, twarzy, na której zagościło już tyle zmartwień i problemów, pogłębiły się widocznie, kiedy zmarszczył szare brwi. Zapewne w otaczającej go ciszy doszukiwał się odpowiedzi na nurtujące go pytania. Powieki, schowane za okularami w oprawkach o charakterystycznym kształcie, zakryły intensywnie niebieskie oczy dyrektora, które nie tylko były jedynym młodym elementem jego twarzy, ale skrywały również jakąś tajemniczą mądrość. Mądrość człowieka starego i niosącego bagaż życiowego doświadczenia, mądrość wielkiego czarodzieja, mądrość wynikającą z głębokiej inteligencji napiętnowanej wyrazistymi i pouczającymi wspomnieniami. Mówi się, że człowiek uczy się na własnych błędach. Czy można więc powiedzieć, że mądrość Albusa Dumbledore’a wzięła się z ilości popełnionych w młodości błędów?
Udręczona mina dyrektora sugerowała, że ten scenariusz wydawał się prawdopodobny. Jego oczy  były półprzymknięte w wyrazie głębokiego skupienia, więc profesor Minerwa McGonagall nie mogła po prostu wywnioskować tego z jego miny.
W końcu, gdy jego powieki uchyliły się nieznacznie, mądre i pełne dobroci oczy skrywały coś jeszcze. Nikt nie mógł się pomylić w stwierdzeniu, że Albusa Dumbledore’a dręczył bezdenny smutek. Teraz, kiedy wszystko było jasne, nic nie mogło bardziej się skomplikować.
- Albusie, przecież to jeszcze dzieci…
 Ledwo dosłyszalny, zduszony szept, przeciął ciszę panującą w gabinecie. Szczupła kobieta uczesana w ciasny kok, siedziała naprzeciwko staruszka i wpatrywała się z trwogą w dzielącą ich, szarą, kamienną misę.
- A któż nie jest jeszcze dzieckiem, Minerwo? Taki los został im przypisany jeszcze przed ich narodzinami i muszą wypełnić to, co zgotowało im przeznaczenie.
- To niedorzeczne… I to my mamy skierować ich na tę ścieżkę, Albusie? Mamy popchnąć ich w sidła zła, sprawić, że nauczą się dokonywać złych wyborów? Nauczyć ich jak zgotować sobie najgorszy los z możliwych? – Głos profesor McGonagall wyrażał bezdenne niedowierzanie. Siedziała porażona tym, co przed chwilą usłyszała i zobaczyła w myślodsiewni. Jeszcze nigdy, w całej jej karierze, a nawet w całym jej życiu nie zdarzyło się nic podobnego. Wstrząs jaki temu towarzyszył, sprawiał, iż po raz pierwszy czuła się nieswojo przed człowiekiem, któremu bezgranicznie ufała. Bo oto potężny czarodziej, jakim był bezwątpienia Albus Dumbledore nie był w stanie uratować przeznaczenia dwojga ludzi.
- Wiesz, że to nieuniknione. Dzięki temu mogą uratować tysiące, ba! nawet miliony istnień. Przeznaczenia nie da się uniknąć. Nie da się go kwestionować, zmieniać, ani dokonywać poprawek. Nie można nad nim zapanować, ani go zniszczyć. Można mu jedynie pomóc, ale ono zawsze i tak zrobi to co zapisało na kartach ogromnej księgi losu. Nie możesz nic zrobić, Minerwo. Ani ty, a ni ja, ani nikt inny. Teraz wszystko pozostaje w rękach tych młodych ludzi, którzy nawet o tym nie wiedząc, mogą bezpowrotnie zmienić świat czarodziejów.
- Ale za jaką cenę, Albusie?! Za jaką cenę?! –  Nauczycielka transmutacji pozwoliła sobie na niewielki, histeryczny wybuch. Opanowanie nie mogło zdusić tego, co teraz czuła.
Poczuła jak kąciki jej oczu zrobiły się niebezpiecznie wilgotne. To niedorzeczne! Przecież nigdy nie była osobą wylewną. Może to przez to, co przed chwilą usłyszała. Może przez to, że jej największy autorytet, właśnie kilka chwil wcześniej kazał jej uwierzyć, że dowiedział się o wyroku skazującym dwójkę niewinnych ludzi. Dwójkę jej uczniów. Zaalarmowana, gwałtownym ruchem otarła pierwsze łzy, zanim – dając przykład kolejnym nieszczęsnym oznakom bezsilności – popłynie reszta. I zanim zauważy to bystry dyrektor. Niestety, pomimo najszczerszych chęci – Albus znał ją zbyt dobrze, by mógł nabrać się na to szybkie pociągnięcie nosem i szybki nieskoordynowany ruch w kierunku załzawionych oczu. Zerknął na nią z łagodnością w oczach.
- Może to zabrzmi drastycznie, ale cena nie jest zbyt wygórowana, Minerwo. Wiele trzeba poświęcić, żeby pokonać czyste zło.
Czy ten człowiek właśnie chciał poświęcić cudze życie w imię większego dobra? Gdzie jest Dumbledore, którego znała? Ten, który miał gotową odpowiedź na wszystkie pytania i rozwiązanie na wszystkie problemy?
- Nie wierzę, że mówisz poważnie, Dumbledore. Ale jeszcze dziś wyślę sowy. Tylko czy jesteś pewien, że to o nich chodzi? – Jej ton, chcąc czy nie chcąc, stał się chłodniejszy. Musiała panować nad emocjami.
- Jestem tylko staruszkiem z domysłami, Minerwo.
Kobieta tylko skinęła sztywno głową, po czym wstała i bezszelestnie wyszła z gabinetu.
            Albus Dumbledore siedział jeszcze kilka chwil przed biurkiem, obserwując pięknego ptaka z karmazynowym upierzeniem, siedzącego na złotej żerdzi. Feniks zaskrzeczał donośnie, jakby tym nieporadnym dźwiękiem chciał wesprzeć staruszka.
Gabinet dyrektora Hogwartu miał jeszcze jedną cechę, która sprawiała, że atmosfera w nim wydawała się niezwykła. Krył w sobie niezliczoną ilość tajemnic…

2 komentarze:

  1. Pięknie piszesz :) aż chce się czytać więcej, ten opis gabinetu i ta tajemnicza sprawa w której chce poświęcić dwoje niewinnych ludzi chociaż (instynkt mi podpowiada że to moja ukochana dwójka<3) przy okazji zapraszam do siebie chodź moje wypociny przy tym wspaniałym wstępie to pestka :) tak czy siak ja ide czytać dalej :) http://dramione-nienawisc-po-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń