29 lipca 2012

01. Przecież mamy siebie.



[ Embrace - Nature's Law ]
 

Opowiadanie I : Oczy szeroko zamknięte.

Na tle granatowego nieba upstrzonego lśniącymi gwiazdami wyrósł masyw potężnego zamku. Wysokie wieżyczki prześwitywały przez zasłonę drzew, wychylając się z ciekawością w stronę zaglądających przez okna pociągu uczniów. Księżyc w kształcie rogalika świecił tej nocy bardzo jasno, oświetlając twarz młodej kobiety, wpatrującej się w Hogwart z nostalgicznym uśmiechem na wargach. Loki okalające jej twarz rozwiewał wiatr wpadający do wagonu przez otwartą szybę, a w bursztynowych oczach czaiło się podniecenie, jak zawsze kiedy zbliżała się do zamku. Do Hogwartu.
       Pisk kół zatrzymującego się pociągu przerwał senną ciszę panującą w przedziale. Ginny otworzyła zaspane oczy, ale nie podniosła głowy z torsu Harry’ego, który przez większą część podróży służył jej za poduszkę. Ron, siedzący naprzeciwko Hermiony, przeciągnął się, szeroko ziewając i posłał jej szeroki uśmiech. Dziewczyna pokręciła lekko głową, ale odwzajemniła ciepły gest. Szybko odwróciła wzrok, ponownie wlepiając go w szybę i czując jak w jej żołądku zagnieżdża się osobliwe napięcie. Mimo tego iż po raz siódmy miała zawitać u bram Hogwartu, aby rozpocząć nowy rok szkolny, właśnie tym razem towarzyszyło jej dziwne podekscytowanie, które z każdą chwilą nasilało się coraz bardziej. I nie było bynajmniej spowodowane stresem, jak za pierwszym i drugim razem, kiedy to ceremonia przydziału, a później Harry i Ron napędzili jej niezłego stracha… 
Całą grupką wysiedli z pociągu i usadowili się w, jak im się niegdyś wydawało „samobieżnych”, powozach.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że to nasz ostatni rok w Hogwarcie. – Hermiona zaczęła wiercić się na siedzeniu, odzywając się cicho, nostalgicznym, a nawet nieco niepewnym głosem, co było dosyć dziwne, zważywszy na jej nieodłączny mądraliński ton. – Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, że w przyszłym roku o tej porze nie będę właśnie siedziała razem z wami w powozie, w drodze do zamku…
- Wszystko co dobre, musi kiedyś się skończyć – wcięła się Ginny, łapiąc przyjaciółkę za rękę, a jednocześnie brutalnie podsumowując jej wywód. Hermiona spojrzała na nią nieprzytomnie – jej szklisty wzrok przez chwilę do złudzenia przypominał przyjaciołom spojrzenie Luny Lovegood. Harry, którego nieco rozbudziła ta dziwna konwersacja, dodał:
- Ale przecież mamy siebie, no nie? Ważne, że nasza przyjaźń się nie skończy.– Potter wyszczerzył zęby do rudowłosego, który na potwierdzenie tych słów pokiwał gorliwie głową.
- No tak, ale… Ten zamek dzieli z nami tyle wspomnień, każdy dzień w nim spędzony…
- Proszę, takie wywody zachowaj sobie na zakończenie roku, nie na rozpoczęcie – szepnął Ron, lecz na tyle głośno, żeby usłyszeli to także Harry i Ginny.
 Obrażona Hermiona wywróciła oczami, a pozostała trójka parsknęła śmiechem.
- Daj spokój, przecież żartuję. Nie chcę, żebyś popsuła sobie nastrój – mruknął Ron, obejmując żartobliwie przyjaciółkę i przy okazji dając jej sójkę w bok. Zignorował ciche burknięcie, które zabrzmiało jak „Nie uważasz, że już trochę za późno?” i dalej się z nią droczył, widząc jak przyjaciółka odzyskuje humor.
            Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, wyginając się w najdziwniejszych pozycjach, aby uciec przed łokciem Ronalda.
- Hej, już wysiadamy! – zawołała nagle Ginny i poderwała się z miejsca. Hermiona, podążając jej śladem, wyskoczyła z powozu. Kiedy tylko pod stopami poczuła twardy grunt, nie czekając na przyjaciół, podbiegła pod ogromne wejście do zamku. Przeszła przez ogromne wejście i znalazła się w okazałej Sali Wejściowej. Tłumy uczniów przepychały się, żeby jak najszybciej znaleźć się w Wielkiej Sali. Ruszyła w stronę potężnych wrót, gdy nagle poczuła dłoń na swoim ramieniu. Obróciła się gwałtownie i zobaczyła przed sobą profesor McGonagall. Po obu jej stronach stali Harry i Ron z niepewnymi minami. Poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła ze strachu. Napotykając chłodne spojrzenie dyrektorki poczuła jak miękną jej kolana.
- Proszę za mną, do mojego gabinetu.
 McGonagall odwróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie uczniów. Cała trójka spojrzała po sobie ze strachem. Czyżby już pierwszego dnia wpakowali się w jakieś kłopoty? To było do nich całkowicie podobne, jednak w tej sytuacji wydawało się zupełnie nierealne…

***

       Gabinet dyrektora Hogwartu nie zmienił się niczym od czasów Dumbledore’a. Nadal leżał w zachodnim skrzydle zamku, nadal pachniało w nim starymi książkami, a na ścianach nadal wisiały portrety poprzednich dyrektorów. Hermiona uśmiechnęła się, widząc srebrnowłosego staruszka, jednego z najwybitniejszych dyrektorów Hogwartu, który swego czasu zrobił wiele dobrego dla samej szkoły jak i świata czarodziejów. Albus Dumbledore przypatrywał się jej ze swojego portretu. Byłaby lekko skonfundowana, gdyby nie to, że jednocześnie mrugał do niej wesoło zza swoich okularów-połówek.
Styl gabinetu była bardzo surowy i minimalistyczny odkąd przypadł do dyspozycji profesor McGonagall. Hermiona przysiadła na skraju krzesła przy potężnym biurku i rozejrzała się ukradkiem w poszukiwaniu jakichś zdjęć oprawionych w ramki. Zawsze zastanawiała się, czy profesor McGonagall ma jakąś rodzinę: męża, dzieci… Może miała, kiedyś… A może jest po prostu starą panną? Hermiona powstrzymała parsknięcie, jakie wywołała u niej ta myśl. Pomimo całej swojej surowości, McGonagall miała ogromny urok. Była bardzo sprawiedliwą osobą i Hermiona osobiście bardzo ją lubiła, lecz nie mogła wyobrazić sobie sytuacji w której ta kobieta może być jednocześnie wzorową gospodynią domową i matką, obrzucającą swoje dzieci tym słynnym groźnym spojrzeniem. Wokół niej zawsze unosiła się aura tajemniczości, dzięki czemu Hermiona mogła wyobrażać sobie tysiące sytuacji jakie mogły mieć miejsce w przeszłości McGonagall. Nie, żeby specjalnie ją to obchodziło, ale było to zawsze jakieś zajęcie podczas nudnej historii magii, kiedy nie była zbyt zajęta robieniem notatek. Bez przesady – nawet ona nie zawsze słuchała profesora Binnsa.
- Mam dla was misję, której, mam nadzieję, się podejmiecie. – McGonagall zaczęła bez ogródek i popatrzyła na siedzącą przed nią trójkę znad okularów. Harry poruszył się niespokojnie, prawdopodobnie podświadomie przeczuwając, że będzie to związane z jego śmiertelnym wrogiem.
- O co chodzi pani profesor? Czy coś się stało? – zapytała z lękiem Hermiona, czując, że odpowiedź wcale jej nie uspokoi.
- Niestety tak. Jak sami dobrze wiecie Lord Voldemort rośnie w siłę. Ma coraz więcej zwolenników i Zakon podejrzewa, że za niedługo uderzy. Jeden z członków Zakonu Feniksa dostarczył nam informację, że Voldemort tylko czeka na coś w stylu tajnej broni. Którą, zaskakująco, ma mu dostarczyć… - zawiesiła głos. - Draco Malfoy.
Cała trójka na tą rewelację zareagowała zduszonym, pełnym niedowierzania, odgłosem, ale McGonagall uniosła dłoń, żeby ich uciszyć.
- Jak wiecie, po wydarzeniach z zeszłego roku, chłopak nie wrócił do Hogwartu. A waszym zadaniem jest jak najszybsze znalezienie Malfoya i uniemożliwienie wypełnienia do końca jego obowiązku.  
Minerwa McGonagall westchnęła cicho, przesuwając na nosie okulary. Po tylu latach obfitujących w przeróżne kary, które bez litości nadawała swoim podopiecznym: począwszy od szlabanów, skończywszy na odejmowaniu ogromnych ilości punktów, nauczyła ich kilku podstawowych, ale bardzo przydatnych rzeczy… Wbiła im do głów tolerancję. Wpoiła im zasadę nakazującą ignorować głupie zaczepki. Nauczyła ich siły ducha i wytrwałości. I nigdy nie przypuszczała, że teraz, w obliczu zagrożenia, będzie musiała złamać swoje najtwardsze zasady. Naraża swoich podopiecznych na niebezpieczeństwo. Nasyłała ich na ich kolegę, ale też na człowieka, który jest w tym momencie nieobliczalny. Malfoya, na… Śmierciożercę.
Draco Malfoy. Nadal nie mogła tego do końca rozgryźć. Bardzo zdolny, tylko niestety wychowany po tej niewłaściwej, złej stronie. Jeden z jej uczniów dopuścił się takiej zdrady… Do tej pory nie mogła przyjąć tego do wiadomości, pogodzić się z faktem, że jej uczniowie, jej  d z i e c i , zostaną zmuszone do walki przeciwko sobie. Walki na śmierć i życie.
Gdzie wkradł się błąd? Czy Malfoy od zawsze był zły, już od dzieciństwa karmiony negatywnymi wartościami? Czy dorósł i sam wybrał taką drogę? Malfoy wydawał się chłopcem trochę za bardzo podatnym na wpływy, trochę tchórzliwym. A może on – normalny nastolatek, tylko sprawiał takie wrażenie przy zbyt brawurowym Potterze? Nigdy nie mogła oprzeć się ich porównaniu.
Wiedziała, że kiedy Draco mógł wykazać się zdumiewającą odwagą i uratować dobro, nie zrobił tego, gdyż dla innych, dla Voldemorta, była by to oznaka tchórzostwa. Wszystko zależy od punktu widzenia. McGonagall szczerze żałowała, że tamten dzieciak trafił akurat na tą ciemniejszą stronę.
- Przepraszam, pani profesor, ale dlaczego akurat my? – odezwał się nagle Ron, wychodząc z ciemnego rogu gabinetu w którym się zaszył. Hermiona niemal zapomniała o jego obecności w gabinecie. Zerknęła na niego z ukosa. Widocznie jeszcze nie przetrawił części z Malfoyem.
Minerwa McGonagall rzuciła im zatroskane spojrzenie.
 - Wiem, że to niebezpieczne. Ale co jest bezpieczne w dzisiejszych czasach? Naprawdę długo zastanawialiśmy się kogo wysłać. Doszliśmy do logicznego wniosku, że wy, jako rówieśnicy Malfoya, najlepiej zrozumiecie jego tok myślenia. Z początku w ogóle nie było mowy o tym, żeby Harry wyruszał w tak niebezpieczną podróż, poddając się na tacy samemu Voldemortowi, jednak byliśmy pewni, że nie zostawisz przyjaciół. A tak naprawdę, Harry będzie bardziej bezpieczny z wami, niż tutaj, w zamku.
Myśli Harry’ego błądziły w tym momencie wokół najmłodszej latorośli Weasley’ów, którą zmuszony będzie zostawić. Jak bardzo niesprawiedliwe było to wszystko!
- Wyruszycie jeszcze przed świtem. Z tego co udało nam się ustalić, Malfoy przebywa aktualnie gdzieś w Górach Smoczych. Dostaniecie mapę, na której umieszczone jest całe pasmo górskie oraz sposoby na dotarcie do nich z Hogwartu. Żebyście się nie zgubili, zaczarowałam ją tak, żeby pokazywała wasze aktualne miejsce pobytu. Możecie skracać sobie drogę przemieszczając się na testralach, bądź innymi sposobami, jednak pamiętajcie: nie wolno wam przebywać zbyt długo w powietrzu. W taki sposób Śmierciożercy mogliby was łatwo namierzyć. Daję wam jeszcze plecak z namiotem, w którym możecie przenocować, w razie potrzeby. Nalegam jednak, żebyście na nocleg zatrzymywali się w pobliskich wioskach, dla bezpieczeństwa. Jeszcze jedną rzeczą, którą mogę wam ofiarować, jest ta torba. Znajdziecie w niej podstawowe eliksiry lecznicze, gdyby coś wam się stało, co oczywiście nie nastąpi – rzuciła im surowe spojrzenie. Naprawdę czuła się za nich odpowiedzialna.
Harry wziął do rąk torbę, a Ron chwycił plecak z namiotem. Hermiona już od dłuższej chwili studiowała mapę.
- A teraz idźcie na ucztę, zjedzcie coś, przygotujcie się do podróży. Tylko pamiętajcie jeszcze jedno: cała sprawa jest ścisłą tajemnicą. Oficjalnie, we trójkę wyjechaliście na kursy Obrony Przed Czarną Magią. Myślę, że nikt nie będzie miał problemu z uwierzeniem w tą wymówkę. – Uśmiechnęła się lekko.
- Pani profesor, czy ja mogę… czy mogę powiedzieć Ginny prawdę? – zapytał niespodziewanie Harry, przełykając ślinę. Nagle zupełnie zaschło mu w ustach.
Wyraz twarzy McGonagall złagodniał, widząc przygnębienie w oczach Pottera, jednak ani na chwilę nie porzuciła surowego tonu.
- Potter, dobrze wiesz, że bezpieczniej będzie, jeśli panna Weasley nie będzie o niczym wiedziała…
- Ale… - przerwał czarnowłosy, jednak McGonagall ciągnęła dalej, nie dopuszczając chłopaka do głosu. - … niemniej jednak, możesz przybliżyć jej powód twojego wyjazdu. Tylko pamiętaj: pod żadnym pozorem nie mów jej dokąd ani po co jedziecie, bo jeśli dziewczyna wpadłaby w niepowołane ręce, wyciągnięcie z niej takich informacji, byłoby tylko kwestią czasu…
Harry zadrżał, wyobrażając sobie torturowaną Ginny, która opiera się przed wypowiedzeniem miejsca ich pobytu. Jej śliczną twarz wykrzywia przeraźliwy ból… Nigdy na to nie pozwoli.
Kobieta zamilkła, więc podnieśli się z krzeseł i zaczęli powoli wycofywać się w stronę drzwi. Zanim jednak wyszli, usłyszeli za sobą cichy głos McGonagall:
- Powodzenia.

***
             Cała trójka na drżących nogach wyszła z gabinetu dyrektorki i popatrzyła po sobie ze strachem, kolejno w zielonych, niebieskich i brązowych oczach.
- Idę do biblioteki – wypaliła nagle Hermiona, jak zawsze, kiedy przychodził jej do głowy jakiś pomysł. Obróciła się na pięcie i pognała korytarzem.
- Poczekaj! Teraz? Po co? – zawołał za nią Ron, krzywiąc się teatralnie do przyjaciela.
- Chcę wypożyczyć kilka książek, które mogą się przydać… - Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę, widocznie zniecierpliwiona.
- Nie zdążysz przeczytać ich do rana, a przecież nie będziesz ich targać w podróży – zauważył Harry, ale szatynka machnęła lekceważąco ręką, odpowiadając poważnym głosem: - Znam zaklęcie, które sprawi, że staną się lżejsze i zmieszczą się do torby.
Czarnowłosy pokręcił z niedowierzeniem głową, szturchając Rona, który prychnął z niedowierzaniem.
- Czy ta dziewczyna mówi poważnie? – wybąkał do Harry’ego, patrząc na plecy szatynki.
- A co z ucztą?! – wykrzyknął za nią jeszcze, widząc jak znika za rogiem.
- Może poczekać! – Głos Hermiony rozniósł się po korytarzu, odbijając się do ścian, a po chwili zupełnie niknąc… i zostawiając zdębiałych przyjaciół w drodze do Wielkiej Sali...

2 komentarze:

  1. Bardzo szybko i przyjemnie się czytało. Jestem ciekawa kiedy odnajdą Malfoya i co takiego się wydarzy na ich wyprawie? Coś mi się zdaję, że Ginny nie będzie zadowolona...;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojj, ta wyprawa to będzie całkiem ciekawa sprawa! ;) co racja to racja - Ginny jak zwykle ominęła całą zabawę :P
    Całusy!

    OdpowiedzUsuń