15 lipca 2015

35. Druga szansa.


Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie.

[ Daughter - Medicine (Sound Remedy Remix) ]

            W całkowitym milczeniu śledził jej kroki przez całą drogę do gabinetu dyrektora. Burza brązowych włosów podskakiwała przy każdym kroku. Przypomniał sobie nagle te wszystkie momenty, kiedy wplatał w te loki swoje palce, przeciągając po ich dłońmi, dotykając ustami, wdychając zapach truskawkowego szamponu. Odnajdując ukojenie, niezależnie od okoliczności.
            Miał wrażenie, że od momentu w którym ostatni raz trzymał ją w ramionach, minęła cała wieczność. A może nawet cała wieczność razy trzy. Tak trudno było o niej zapomnieć, a kiedy mu się to w końcu udawało, ona pojawiała się znowu w jego życiu, jak rozbłysk, ogień pojawiający się w ciemności, gdy potrze się zapałką o draskę.
- Jesteśmy. - Hermiona przystanęła przed posągiem chimery.
- Malinowe dropsy - rzucił Draco, nie do końca wierząc, że chimera odskoczy i ich oczom ukażą się spiralne schody. A jednak hasło było prawidłowe. Przeklęty Potter, mieć takie wtyki w tym zamku!
            Hermiona po raz pierwszy od momentu w którym dowiedzieli się o swoim zadaniu, zawahała się.
- A jeśli Dumbledore wyczuł podstęp? Jest sto razy bardziej przebiegły od nas - zaczęła, ale uciszył ją.
- Dumbledore nie jest głupi, ale nie jest też jasnowidzem. Dostał naszą sowę z Ministerstwa i sama widziałaś jak opuszczał zamek. - Położył jej dłoń na ramieniu. - To nasza jedyna szansa, żeby wydostać się z tego świata.
            Jakkolwiek Hermiona nie była przekonana tymi argumentami, nie powiedziała ani słowa, gdyż tak mocno jak on, chciała po prostu wydostać się z tej rzeczywistości. Skinęła głową i biorąc głęboki oddech, zrobiła pierwszy krok po wijących się w górę schodach. Pokonała kilka stopni i nagle zatrzymała się gwałtownie. Zdumiał się, kiedy bez słowa odwróciła się do niego i wzięła go za rękę. Nie protestował, kiedy pociągnęła go za sobą, co więcej - ścisnął jej dłoń na znak wsparcia.
- Nie ma go! - odetchnęła Hermiona, kiedy weszli do gabinetu i rozejrzeli się uważnie po całym pomieszczeniu.
- Zacznij szukać w szafach - rzucił Draco, oddalając się w stronę pierwszego z brzegu mebla. Otworzył drzwiczki i jego oczom ukazało się kilka półek na których walały się różnorakie przedmioty. Magiczne artefakty mieszały się z mugolskimi urządzeniami, których przeznaczenia nie był w stanie określić. Starając się niczego nie dotykać, powoli otwierał szafę za szafą, rozglądając się za szklaną kulą, która była kluczem do jego przyszłości. Naszła go pewna myśl.
- Hermiono, nie zastanawiałaś się nigdy skąd Robards wiedział o przepowiedni? - zawołał przez gabinet. Hermiona podniosła głowę znad drzwiczek od szafki przy której kucała.
- Oczywiście, że się zastanawiałam. - Odgarnęła włosy z twarzy. Draco miał ochotę do niej podejść i poprawić jeden zbłąkany kosmyk, który nadal opadał jej na policzek, ale zacisnął tylko pięści. Zamiast tego odwrócił się do niej plecami i udał, że nadal szuka wzrokiem przepowiedni.
- Jedyna logiczna teoria jaka wpadła mi do głowy, to fakt, że to nie Robards nas tu przysłał. Ale to kompletnie nie trzymałoby się kupy...
- Wręcz przeciwnie, panno Granger.
            Oboje podskoczyli tak gwałtownie, że niemalże wyskoczyli ze swoich skór. Oniemiała Hermiona odruchowo zatrzasnęła szybkim ruchem szafkę, której zawartość właśnie penetrowała.
            Dyrektor siedział rozparty na krześle przy swoim potężnym biurku i przyglądał im się zza okularów. Nie było szans, żeby nagle wszedł do gabinetu niezauważony. Jednocześnie byli pewni, że gdy się pojawili Dumbledore był nieobecny.
- Ale jak... - wyjąkał Malfoy, już przeglądając w głowie listę konsekwencji, jakie na nich czekały. Na pierwszym miejscu tej listy był fakt, że zostaną w tym poprzewracanym do góry nogami świecie już na zawsze.
- Nie potrzebuję peleryny niewidki jak pan Potter, żeby stać się niewidzialnym. - Dumbledore mrugnął i uśmiechnął się lekko, nadal rozparty wygodnie na krześle.
- Peleryny niewidki? - zdumiała się Hermiona, patrząc to na Dumbledore'a to na Malfoya ciekawskim wzrokiem. - Potter ma pelerynę niewidkę? Salazarze, to dlatego udało mu się dokonać tych wszystkich łamiących regulamin rzeczy!
            Zerknęła na Malfoya, jakby czekając na resztę wyjaśnień.
- Długa historia - mruknął pod nosem, zmieszany pod świdrującym spojrzeniem dyrektora. Hermiona, podążając za jego wzrokiem, opanowała się nieco.
- Jest pani niezwykle inteligentną dziewczyną, panno Granger. I oczywiście miała pani nieco racji, odpowiadając panu Malfoyowi na jego pytanie. Otóż to całe zamieszanie - machnął ręką w przestrzeń. - To moja wina. Wasz przełożony nie ma z tym nic wspólnego.
- Ale dlaczego, panie dyrektorze? Jaki miał pan w tym cel? - zapytała Hermiona, lekko uspokojona, że ich małe "najście" na gabinet dyrektora było przez niego w pełni zaaranżowane.
- Wiem, że dowiedzieliście się o istnieniu przepowiedni i wiem jak namieszała ona w waszym życiu. Ile szkód wyrządziły słowa, których żadne z was tak naprawdę nigdy nie usłyszało, a oboje musieliście w nie uwierzyć. Postanowiłem już więcej nie bawić się w przeznaczenie i pozwolić wam samym zadecydować o swoim losie. Pozwolę wam usłyszeć przepowiednię i dać wolną rękę odnośnie do jej interpretacji i faktu, czy w ogóle w nią uwierzycie. - Staruszek rozłożył ręce. - Postanowiłem wykorzystać to, że moja magia jest na tyle zaawansowana, żeby stworzyć dla was tę iluzję.
            Dubmledore skończył swoją przemowę i czekał na jakąś odpowiedź, ale stojąca przed nim para była tak oniemiała, że przez kilkadziesiąt sekund w pomieszczeniu panowała jedynie cisza przerywana tykaniem starego zegara.
- Nie ma pytań? - zapytał dziarsko, widocznie rozbawiony ich pytającymi spojrzeniami, które rzucali sobie ukradkiem. - W takim razie do dzieła!


            Wszystko działo się bardzo szybko. Dyrektor sięgnął za pazuchę, wyciągając okrągłą i lśniącą kulę. W jej wnętrzu kłębił się mglisty dym. Zanim Hermiona zdołała przyjrzeć się dokładnie, Dumbledore rzucił przepowiednią o ziemię. Wzdrygnęła się lekko, kiedy przedmiot roztrzaskał się o posadzkę. Z pomiędzy tysiąca przezroczystych odłamków zaczął sączyć się biały dym, a w pomieszczeniu rozbrzmiewały coraz wyraźniejsze słowa...
            Świat zawirował. Ściany wokół nich zaczęły drżeć w fasadach, a po chwili pękać. Normalnie towarzyszyłby temu ogromny hałas, ale oni słyszeli jedynie słowa przepowiedni i narastający szum. Tym razem oboje w tym samym momencie odnaleźli swoje ręce.
            Dyrektor rozpłynął się pośród zamazującego się krajobrazu.
            Kiedy Hermiona ponownie zamrugała, znowu znajdowali się w salonie opuszczonego domu. Za oknami, jak i w pomieszczeniu panował już mrok.
            Na szczęście, tym razem po ich przygodzie z czasem pamięć nie odeszła. Stali w milczeniu na brudnej drewnianej podłodze, pamiętając jeszcze Hogwart, a w uszach nadal brzęczały im słowa przepowiedni. Oddychali głęboko, starając sobie wytłumaczyć, że są już tam, gdzie powinni być. Opanowani przez to uczucie, w którym człowiek budzi się ze snu, nie bardzo jeszcze wiedząc, która rzeczywistość jest tą prawdziwą.
- Udało się - szepnęła, dotykając oparcia stojącego nieopodal fotela, żeby upewnić się, że naprawdę wrócili. Zaczarowany album, który przeniósł ich do równoległego świata, teraz leżał porzucony na podłodze, przedstawiając światu swoją zwykłą zawartość - kilka ruchomych fotografii jakiejś rodziny, która niegdyś prawdopodobnie mieszkała w tym domu.
- Merlinie... ta przepowiednia... Draco, myślisz, że ona naprawdę była o nas?

"Mógłbyś wciąż być tym, kim chcesz.
Tym, kim powiedziałeś, że byłeś, kiedy mnie poznałeś."

            Malfoy nie odpowiedział od razu. Już od kilku chwil miał pewne postanowienie, które zaskoczyłoby go, gdyby tylko nie przebiegło mu przez głowę tysiąc takich myśli w ciągu ostatniej doby. Kiedy ona rozglądała się po pokoju, sprawdzając czy wszystko jest tak jak trzeba, on patrzył na nią. Opanowało go nieodparte przekonanie, że musi ją pocałować. Że czekał na to siedem lat. Siedem cholernych lat, które spędził w rzeczywistości, w której był Gryfonem, a ona Ślizgonką. Rzeczywistości, która powstała w umyśle starego człowieka, żeby mieć okazję przekazać im wiedzę o przepowiedni. Żeby mieli szansę podjąć swoje własne decyzje, nie słuchając spekulacji, porad i ostrzeżeń osób trzecich.
            Objął ją dłonią za kark, wreszcie wplatając palce w jej włosy. Nie odepchnęła go.
- Jak dla mnie, mogła być o kimkolwiek - szepnął jej w usta i nie zamykając oczu, pocałował ją. Oddała pocałunek, stając na palcach, obejmując go za głowę, coraz mocniej i gwałtowniej przyciągając go do siebie.
            Nic innego nie miało znaczenia.


"Wyciągnij z tego wnioski, wyciągnij wnioski ze wszystkiego.
I zacznij jeszcze raz, masz drugą szansę.
Możesz iść do domu. Uciec od wszystkiego.
To po prostu nieważne."



7 komentarzy:

  1. Jest godzina 3:48 i aktualnie skończyłam to opowiadanie (jak na razie). Jest to bardzo uzalezniajace - co ja robię ze swoim życiem. Pocalowali się ♥. Nie mam pojęcia, jak Hermiona mu tak wszystko wybacza ( lub nie pamięta ). Dodawaj jak najwięcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Są wakacje - aktualnie bezkarnie można w końcu robić rzeczy ze swoim życiem i to jest piękne haha. Ach, no wiesz, właśnie dlatego, że to Hermiona.
    Challenge accepted!

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że znów zaczęłaś dodawać w miarę regularnie - to cudownie :D
    Rozdział super. Draco się zmienił i Miona chyba też coś zrozumiała. Malfoy ma zupełną rację: JE**Ć PRZEPOWIEDNIĘ!!!! Jeszcze będą szczęśliwi i mam nadzieję, że żadna przepowiednia tego nie zmieni. A rolą Albusa w tej notce totalnie mnie zaskoczyłaś :)
    Czekam na następny i dużo weny
    Pani Black :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja się cieszę, że tu jesteś. Szczerze powiedziawszy, widzę, że ludzie jeszcze tu wchodzą, że czytają, wyświetlają itd... ale dopiero komentarz - chociażby kilka słów - jest taką motywacją dla autora, żeby pisać, pisać i pisać. Żeby poświęcić ten czas i zrobić pewien wysiłek, bo ma potwierdzenie, że ktoś już wkręcił się w czytanie i serce nie pozwala zawieść takiej osoby... :) Haha, tak, Draco zdecydowanie zmienił zdanie. Ale wiesz, że lubię jak los mówi nie, kiedy oni wreszcie mówią tak.
    A, tak mi jakoś przyszło :)
    Causy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja droga po pierwsze wielkie dzięki ze wrocilas. Co można powiedzieć rozdział niesamowity. Albus zaskakujący a nasi bohaterowie zblizyli się do siebie i to najważniejsze. Chyba już teraz nic i nikt nie będzie im mieszał. No chyba ze Ty droga autorko znowu coś wykombinujesz :-D Cieszę się że znowu mogę się delektować Twoja historią. Z dzika radością przeczytałam rozdział trzy razy, to jak najlepszy deser. Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na następny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielkie dzięki, że tu nadal jesteś! To się liczy najbardziej - bo co to za blog bez czytelników?
    A i owszem - wykombinuję.
    Ojej, dzięki przeogromne za tak cudowne słowa!
    Następny już niedługo, jakoś zaraz po weekendzie :)

    OdpowiedzUsuń