10 września 2014

Spojrzenie arystokraty, rozdział pierwszy.

- Hermiono, wstawaj! - Ktoś potrząsnął mną energicznie. - Dojeżdżamy już do Hogwartu!
- Co?! Jak?! - rozejrzałam się zdezorientowana. W moim przedziale siedzieli: Harry, Ron, Ginny, Luna i Neville - wszyscy przebrani w szaty Hogwartu. Wszyscy oprócz mnie.
- No, Hermiono, tym razem nie będziesz musiała nas pouczać - zakpił Ron. Posłałam mu mordercze spojrzenie i złapałam swoją szatę, ale zanim wypadłam z przedziału szukając jakiegoś miejsca, gdzie mogłabym się przebrać bez świadków, rzuciłam w drzwiach:
- Och, no fakt Ronaldzie, że przysnęłam na moment i nie zdążyłam się jeszcze przebrać, ale ty oczywiście nie byłeś w stanie zapamiętać, że już od pół godziny mamy być w przedziale dla prefektów!
 Zgodnie z moimi oczekiwaniami Ron zaczerwienił się po uszy i mruknął coś niezrozumiale.
- Tak myślałam - dodałam i uśmiechnęłam się pod nosem. 
Piętnaście minut później, już przebrana w szaty Hogwartu, weszłam do przedziału dla prefektów wraz z drepczącym za mną Ronem. Okazało się, że jest w nim już tylko Profesor McGonagall. Kiedy nas zobaczyła, jej usta zacisnęły się w wąską linię.
- Panno Granger, panie Weasley! Czy tak trudno było zjawić się tu na czas? Wszyscy prefekci już dawno wyszli stąd z instrukcjami. Nie zjawiliście się tylko wy i... - Jej kazanie przerwał odgłos rozsuwanych drzwi przedziału. Stanął w nich dumny i blady Malfoy. Wszedł do przedziału i oczywiście rzucił mi i Ronowi pełne pogardy spojrzenie, na które odpowiedzieliśmy tym samym. - ...pan Malfoy - dokończyła chłodno McGonagall.
- Przepraszam pani profesor, ale zatrzymały mnie obowiązki prefekta. Idąc tu, musiałem rozdzielić bijących się drugoroczniaków. Zaniechałbym swoje obowiązki, gdybym nawet nie spróbował ich uspokoić - powiedział z wystudiowaną powagą, która szybko zamieniła się w drwiący uśmieszek, gdy tylko dyrektorka odwróciła wzrok. Razem z Ronem spojrzeliśmy po sobie z niedowierzaniem, gdy McGonagall uwierzyła w tę bajeczkę.
- A wy, co macie na swoje usprawiedliwienie? - Kobieta odwróciła się z powrotem do nas, jakby przypomniała sobie o naszej obecności. Spojrzałam na Rona, ale on uparcie wpatrywał się w swoje buty, tak jakby właśnie zobaczył na nich coś niezwykle ciekawego.
No tak, ten kretyn znowu zwalił wszystko na mnie, pomyślałam z wściekłością. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam:
- Więc... pani profesor... ja… zamknęłam oczy... tak na minutkę... i… chyba musiałam przysnąć, bo… a Ron... to on chyba chciał... eee… -  odezwałam się wysoce elokwentnie, rzucając spanikowane spojrzenie w stronę Weasley’a. Malfoy już jawnie ze mnie kpił.
Uh, co mam poradzić na to, że McGonagall zawsze mnie stresuje?
- Dość. - Profesorka podniosła rękę w celu zatrzymania moich żałosnych tłumaczeń. – Na przyszłość, żeby mi się to zdarzyło ostatni raz!
- Tak, pani profesor - bąknęłam, czerwona ze wstydu. Miałam wrażenie, że moje policzki osiągnęły właśnie temperaturę na której można by usmażyć jajecznicę.
- Oczywiście - odparł Malfoy, jak zawsze praktycznie niewzruszony.
- Taa...- mruknął niezrozumiale Ron, nadal wpatrzony w swoje buty. Miałam ochotę go walnąć.
- Panie Weasley? – McGonagall odezwała się surowo. Ta kobieta najwidoczniej nigdy nie dawała za wygraną.
- Tak, proszę pani... to znaczy, pani profesor – jęknął. Jego uszy niemalże płonęły.
- No dobrze. Nie odejmę wam punktów, bo rok szkolny jeszcze nawet się nie zaczął, ale jakąś karę musicie ponieść. Macie szlaban. Wszyscy troje. Przez cały kolejny tydzień macie stawiać się pod moim gabinetem równo o ósmej wieczorem.
Na te słowa jęknęliśmy zgodnie, ale McGonagall zrobiła tylko groźną minę typu: "Coś nie tak? ", po czym podała nam ( każdemu z osobna) po świstku papieru z hasłem do naszych dormitoriów. Na moim widniał napis: tentakula. Kiedy go przeczytałam, karteczka sama się zapaliła i już po chwili nie było po niej śladu. To samo stało się z karteczkami Rona i Malfoya.
- I jeszcze jedno: hasło do łazienki prefektów to "tryton".  Teraz możecie już iść i zająć się swoimi obowiązkami.

                                                      *               *                *

             Wszyscy uczniowie "wlewali się" do Wielkiej Sali. Draco zdołał przepchnąć sie przez tłum i usiąść przy stole Ślizgonów. Już miał zacząć opowiadać grupce swoich fanów (w tym Pansy) jak spędził wakacje, gdy nagle Blaise szturchnął go w bok.
- Co do... - Malfoy poruszył się zdenerwowany, ale zanim skończył, zorientował się, że przyjaciel coś mu pokazuje. A raczej nie coś, tylko kogoś. W drzwiach stała jakaś ładna dziewczyna. Dość zwykła, jak na gust Draco, ale liczyło się to, że świeża. Taka, której wcześniej nie wyłapał pośród pocztu hogwartckich dziewcząt. Długie kasztanowe loki opadały jej na ramiona. Przeniósł wzrok niżej, przypatrując się ładnej pupie dziewczyny. Zaczął się zastanawiać kim może być ta nieznajoma, ale na odpowiedź nie musiał długo czekać, gdyż obok dziewczyny wyrosły z tłumu jeszcze dwie głowy, które mógłby rozpoznać wszędzie: jedna z czarną, a druga z rudą czupryną. Jakby tego było mało. dziewczyna odwróciła się. Przez chwilę podchwycił jej spojrzenie, ale ona tylko spiorunowała go wzrokiem i dumnie odrzuciła włosy na plecy.
- Zabini, idioto! Przecież to szablozębna Granger!
Blaise oderwał od rozmarzony wzrok od krągłości Gryfonki i spojrzał na Dracona z chytrym uśmiechem.
- Stawiam moją rękę Glorii, że jej nie zaliczysz.
- Co?! Nawet nie zamierzam, kretynie! Głuchy jesteś, Blaise? To Granger! S-z-l-a-m-a!
- Przecież wiem, Malfoy - zniecierpliwił się Zabini. – Właśnie dlatego, że to tylko szlama, nikomu nie będzie przykro jak się nią trochę zabawimy...
Podpuszczał go. Draco wiedział, że przyjaciel ewidentnie go podpuszcza.
 - No, Draco! Chyba się nie boisz? Pomyśl: ręka Glorii - zawsze chciałeś ją mieć. Borgin sprzedał mi ostatni egzemplarz... – kusił Zabini. Draco uparcie kręcił przecząco głową.
- No chyba, że… - Blaise wszedł nagle na protekcjonalny ton.
- Chyba, że co? - rzucił wściekle Draco. Nienawidził być do czegoś przymuszany.
- Chyba, że nie chcesz skrzywdzić biednej małej szlamki... Oj, gdyby mi się tak kiedyś wymsknęło i twój ojciec dowiedziałby się, że bronisz...
- Dosyć! - Malfoy odwrócił się gwałtownie do przyjaciela, a w jego oczach błyszczał gniew. Rzucił ostatnie spojrzenie na stół Gryfonów i zlustrował wzrokiem postać Granger.  - Wchodzę w to. Ile mam czasu?
- Hmm… z racji tego, że to ciężki przypadek… Do końca tego semestru.
- Umowa stoi.
Podali sobie ręce. Ktoś symbolicznie przeciął ich zakład różdżką, sprawiając, że umowa stała się sformalizowana i zobowiązywała obie strony do wypełnienia jej warunków. Ewentualnie zerwanie zakładu niosło za sobą pewną odpowiedzialność, która z pewnością nie przynosiła korzyści stronie, która złamała warunki umowy. Zazwyczaj takie zabawy były niebezpieczne, jednak Blaise kochał ryzyko. Ustalili dokładniejsze szczegóły.
Draco z nienawistną miną obserwował swój puchar z sokiem dyniowym. Blaise tylko uśmiechał się z satysfakcją. Zapowiadał się ciekawy rok…
           
                                                     *               *                 *

- Nie no! Ta McGonagall jest niemożliwa! Szlaban?! Czy ona nie zdaje sobie sprawy ile prac domowych zadają na samym początku roku?! - narzekania Rona ciągnęły się za mną i Harry’m przez całą drogę do Hogwartu. Nie ustały nawet wtedy, gdy wsiadaliśmy do powozów mających zawieźć nas do zamku, ani tym bardziej kiedy usiedliśmy przy naszym stole wraz z resztą Gryfonów. Zajęci rozmową o minionych wakacjach, nawet nie zauważyliśmy jak szybko zleciała ceremonia przydziału. Dużo rodziców nie puściło swoich pociech do Hogwartu uznając, że będą bezpieczniejsze we własnych domach, ale większość raczej stwierdziła, że mimo braku Dumbledore'a zamek nadal jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc w świecie czarodziejów. Gorzej było z uczniami z mugolskich rodzin, gdzie nie tak bardzo zdawano sobie sprawę z powagi sytuacji.
            W końcu wstała dyrektor McGonagall, na co wszystkie głosy na sali umilkły.
- Witam was wszystkich w nowym roku szkolnym. W tym roku w Hogwarcie czeka was kilka zmian i niespodzianek. Pierwszą rzeczą  będzie ograniczenie wyjść do Hogsmeade na jedno miesięcznie. Po drugie: macie absolutny i nieodwołalny zakaz samotnego opuszczania zamku po zmroku. To wymogi Ministerstwa – dodała, słysząc jęki i patrząc zawiedzione twarze uczniów związane ze zmniejszeniem ilości wypadów do Hogsmeade. 
- Ministerstwo rozstawiło swoich ludzi po całym terenie zamku. Słyszałem też, że Harry dostanie solidną obstawę aurorów jak gdzieś go zabiorą, tylko nie dosłyszałem gdzie zanim tata...- wtrącił Ron, ale nie udało mu się skończyć, bo McGonagall ponownie uciszyła ręką salę.
- Kolejną nowością jest zmiana nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, ale tu chyba nikt nie będzie rozczarowany. - Dyrektorka uśmiechnęła się leciutko. – Mam przyjemność przedstawić wam profesor Tonks.
- Tonks?! - krzyknęłam uradowana i automatycznie zaczęłam szukać jej wśród nauczycieli. Z początku nie mogłam znaleźć tych znajomych różowych kosmyków i po chwili już wiedziałam dlaczego z początku jej nie zauważyłam. Tonks miała teraz krótkie mysie włosy i bardzo zmęczoną twarz, przez co wyglądała na o wiele starszą, niż w rzeczywistości. Wyglądała bardzo podobnie jak wtedy, po śmierci Syriusza. - Biedna Tonks. Musi być taka zmęczona całą tą sytuacją. I pewnie jeszcze strasznie martwi się o Lupina... - powiedziałam do Harry'ego, który w dalszym ciągu szukał jej wśród nauczycieli, ale zanim zdążyłam mu ją pokazać, głos McGonagall po raz kolejny rozniósł się echem po Wielkiej Sali.
- Teraz czas na najważniejszą informację. W tym roku szkolnym odbędzie się wymiana uczniów z Hogwartu i Beauxbatons.
- A co z Durmstrangiem? - usłyszeliśmy zawiedziony głos Dracona Malfoya na drugim końcu sali.
       Do Durmstrangu przyjmowali tylko czarodziejów czystej krwi, a uczniowie uczyli się tam czarnej magii, więc nikogo nie dziwił fakt, że Malfoy miał być tam zapisany, zanim jego ojciec się nie rozmyślił i  wysłał go do Hogwartu.
- Ministerstwo nie pochwaliłoby wymiany uczniów z Durmstrangiem - powiedział przejęty Neville Longbottom, usłyszawszy Malfoya. - Tamte typki są dość podejrzane... mogą być w zmowie z Sami...no… z Voldemortem - dodał trochę ciszej. Ciekawiła mnie ta dyskusja, ale wolałam dowiedzieć się czegoś więcej o wymianie, więc warknęłam szeptem: - Ciszej bądźcie!
 Ponownie utkwiłam wzrok w profesor McGonagall.
- Z naszej szkoły na wymianę pojedzie kilkoro uczniów najstarszych klas. - Na sali dało się usłyszeć odgłosy niezadowolenia młodszych uczniów, ale dyrektorka je zignorowała. - Nowi uczniowie przybędą do nas w Noc Duchów. Zostanie wtedy zorganizowany bal powitalny, natomiast w dniu ich wyjazdu czyli w ostatni dzień przed feriami wiosennymi, odbędzie się bal pożegnalny. Oczekuję od was, że nowych uczniów powitacie ciepło i nie zaplamicie dobrego imienia Hogwartu.
Oderwałam wzrok od McGonagall i z powrotem włączyłam się do dyskusji.
- Ja słyszałem, że to Ministerstwo zarządziło całą tą wymianę - gorączkował się Seamus Finnigan. - Uważają, że Sami-Wiecie-Kto zbiera swoich zwolenników i my też powinniśmy się jednoczyć...
- I dobrze - powiedział dobitnie Harry, tym samym kończąc rozmowę, gdyż na stole pojawiły się gorące potrawy i wszyscy, już bez słowa, zabrali się do jedzenia.

    *    

             Przez całą ucztę Draco, zamiast rozkoszować się pysznymi daniami, rozmyślał o zakładzie z Blaise’m. Nie był pewien czy przyjaciel rzeczywiście pragnie oddać mu rękę Glorii. Poza tym nie za bardzo miał ochotę bawić się tą "małą" Granger. Fakt... zrobiła się z niej laska, ale to przecież nie zmienia faktu, że to szlama, kujonica i kuma Pottera. Z drugiej strony nie może wyjść na tchórza przed przyjaciółmi... i przed ojcem - dodał cichy głosik w jego głowie...
Nie... ojca nie może zawieść...
- I nie zawiodę - wyrwało mu się cicho, ale z determinacją w głosie. Nie zrobi z siebie idioty. Kiedy będzie już pewien, że ręka czeka na niego spokojnie, jakoś rozkocha w sobie Granger. Pytanie tylko: jak?

    *    

             Wielka Sala powoli się wyludniała. Już wchodziłam na schody wiodące do dormitorium Gryfonów, gdy nagle coś szarpnęło mnie za szatę. Odwróciłam się gwałtownie i okazało się, że to Ron złapał mnie za strój i ciągnie w przeciwnym kierunku. Zdążyłam jeszcze tylko wykrzyknąć hasło (żeby pierwszoroczniacy i inni uczniowie mogli dostać się do swojego dormitorium) i zobaczyć uśmiech na twarzy Neville'a, gdy dowiedział się jakie jest hasło (nienajlepiej szło mu zapamiętywanie różnych haseł, ale to akurat było związane z zielarstwem - jedynym przedmiotem z którego był naprawdę dobry), zanim upadłam, bo rudowłosy pociągnął mnie za mocno.
- Ała – jęknęłam z wyrzutem, rozcierając sobie kolano i czując na sobie ciekawski wzrok  pierwszoroczniaków. Zaczęłam rozglądać się za twarzami moich przyjaciół, które miałam nadzieję zobaczyć i zdecydowanie czekałam na wyjaśnienia ich dziwnego zachowania. Zamiast tego dostrzegłam tylko skrawki ich szat znikające za zakrętem korytarza. Szybko podniosłam się z ziemi i ruszyłam śladem Harry’ego i Rona. Nie wiem co tym razem wymyślili, ale mam nadzieję, że nie wpakuje nas to w kłopoty...

*                              *                          *

             Ręka Glorii czekała ukryta w bezpiecznym miejscu, zapewniał Blaise.
Poprowadził Dracona ciemnym korytarzem, co chwilę nerwowo oglądając się za siebie. Malfoyowi też zdawało się, że słyszy za plecami kroki, ale starał się nie zachowywać jak paranoik. Dotarli do końca korytarza. Blaise pochylił się nad zardzewiałą zbroją. Powoli, z przeraźliwym zgrzytem zaczął otwierać przyłbicę, kiedy nagle usłyszeli głuchy łoskot. Ich oczom ukazał się blady jak ściana Weasley, który wywołał ów hałas, a za nim, ukryci w cieniu posągu, stali Potter i Granger wpatrując się w niego z paniką w oczach...

               *                    
Przez ułamek sekundy wpatrywałam się w szare oczy Malfoya,  zanim puściłam się biegiem za Harry’m i Ronem. Mijaliśmy schody i korytarze, aż w końcu dotarliśmy do rozdroża.
- Rozdzielamy się! - ryknął Harry i razem z Ronem skręcili w lewo. Słysząc za sobą pospieszne kroki, bez dalszego zastanowienia, skręciłam w przeciwnym kierunku. Biegłam ile sił w nogach, lecz Malfoy i tak był szybszy. Dogonił mnie tuż pod dormitorium Gryfonów. Zacisnął dłonie na moich nadgarstkach i całym ciężarem ciała przygniótł mnie do ściany. Straciłam oddech na kilka sekund, kiedy przygwoździł mnie do zimnego muru.
Stał tak blisko, że mogłabym policzyć pojedyncze piegi na jego nosie.
- Czego chcesz? – wysapałam, starając się wyrwać dłonie z jego mocnego uścisku.
-  Czego ja chcę Granger? Chyba raczej pytanie brzmi: czego wy chcecie? – powiedział przez zaciśnięte zęby, wyraźnie akcentując słowo „wy”. – Nie wiem co widziałaś, ale jeśli piśniesz komuś chociaż słówko to...
Nigdy nie dowiedziałam się co się wtedy stanie, gdyż do naszych uszu dobiegło ciche mruczenie. Popatrzyliśmy pod nogi, o które leniwie ocierała się kotka Filcha – Pani Norris – wpatrując się w nas ogromnymi żółtymi ślepiami. Malfoy zaklął cicho, a ja, wykorzystując ten moment jego nieuwagi, wyrwałam się, krzycząc do Grubej Damy hasło. Kiedy tylko obraz odskoczył, przeskoczyłam przez dziurę i znalazłam się w Pokoju Wspólnym.
Harry’ego i Rona zauważyłam dopiero godzinę później, po tym jak zdążyłam już niemal wyszykować się do snu. Siedzieli przy kominku pogrążeni w dyskusji, ale kiedy podeszłam bliżej, gwałtownie umilkli. Uniosłam pytająco brwi i założyłam ręce na piersiach.
- Musimy pogadać – powiedziałam. – To ważne – dodałam, widząc minę Rona. 
-  Naprawdę nie teraz, Hermiono. Powiesz nam jutro. Dobranoc – powiedział z naciskiem rudowłosy. Harry rzucił mi tylko przepraszające spojrzenie, ale ja, nie czekając dłużej, obróciłam się na pięcie i z wściekłością pomaszerowałam do swojego dormitorium.


   *                 *                *


              Następnego ranka na tablicy ogłoszeń pojawiła się informacja o pierwszym w tym roku wypadzie do Hogsmeade. Chciałam podzielić się tą wiadomością z Harrym i Ronem, ale nie spotkałam ich ani w Pokoju Wspólnym, ani rano przy śniadaniu w Wielkiej Sali, gdzie rozdano nam plany zajęć ( - O nie! Jak zwykle dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami, a dzisiaj mamy z nimi nawet OPCM – jęczał Neville. - Jakby Ślizgoni musieli uczyć się OPCM! Jak przyjdzie co do czego, sami będą się nią posługiwać!)

             Po raz pierwszy tego dnia swoich przyjaciół zauważyłam dopiero po lunchu, kiedy w drodze na kolejną lekcję bez słowa zaciągnęli mnie do pustej klasy.
- O co wam znowu chodzi? – zapytałam chłodno, bo byłam jeszcze na nich zła za poprzedni wieczór.
- Uważamy, że Malfoy znowu coś knuje. I musimy wyczaić o co tym razem chodzi – powiedział Harry, nie zauważając, albo udając, że nie zauważył chłodu w moim głosie. – Przeszukaliśmy już tamten korytarz, gdzie wczoraj Zabini i Malfoy coś chowali, ale nic nie znaleźliśmy, dlatego wymyśliliśmy pewien plan dzięki któremu może jakoś uda nam się dociec co tym razem kombinuje...
- Eliksir Wielosokowy? – spytałam z sarkazmem, ale chłopcy pokręcili przecząco głowami.
- Z początku nad tym myśleliśmy, ale nie wiemy czy uda nam się nabrać wszystkich po raz drugi… poza tym, dochodzi jeszcze kwestia znalezienia składników... dlatego mamy inny pomysł. Stwierdziliśmy, że musimy mieć szpiega wśród Ślizgonów, a z tego powodu, że nam na pewno się to nie uda, ponieważ jesteśmy największymi wrogami, tym szpiegiem będziesz ty - powiedział trochę niepewnie Ron.
 Oniemiałam.
- Czy wy powariowaliście?! – krzyknęłam oburzona. - Malfoy nienawidzi mnie nie mniej niż was! Nie wiem co widzicie genialnego w tym planie, bo po pierwsze: nie wiem dlaczego do czarnej roboty zawsze wykorzystujecie mnie, po drugie: nie wiem jak miałabym to zrobić, a po jeszcze kolejne: czy wyście już totalnie upadli na głowę przez te swoje podejrzenia?!
Czułam, że policzki zaczęły mi płonąć z gniewu.
- Hermiono, jesteś dziewczyną – powiedział Weasley, jakby ten fakt wszystko wyjaśniał.
- Wow! Ron twoje spostrzeżenia są tak szybkie jak Zamiataczka i to model z pierwszej produkcji! Gdybyś chociaż raz…
- Chodzi o to… – wtrącił łagodnie, lecz niecierpliwie Harry, przerywając moją wypowiedź.- ... że Malfoy traktuje dziewczyny przedmiotowo i kiedy będziesz kręcić się w pobliżu, nie zwrócisz na siebie jego zbytniej uwagi. Po prostu przez jakiś czas mogłabyś mu się trochę podlizać, coś podsłuchać...
- Wiesz co Harry? Swoje spostrzeżenia możecie wsadzić sobie... – zasugerowałam im gdzie i widząc zaskoczenie na ich twarzach, wybiegłam z klasy trzaskając drzwiami z całej siły.
- To chyba znaczyło nie… - usłyszałam jeszcze za sobą głos rudowłosego.

*     *     *
Pierwszy rozdział za nami. Wprowadzenie nie jest szczytem marzeń spragnionego akcji czytelnika, ale chyba nie było aż tak najgorzej. Poza tym, to wyżej, oczywiście pomijając drobną korektę merytoryczną, było moim pierwszym tekstem ever. ;D
W drugim rozdziale już będzie zabawnie. ;) Jestem niemal zaskoczona swoją wyobraźnią w wieku lat czternastu.
  
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz