Opowiadanie
I: Oczy szeroko zamknięte.
Nerwowo wygładziła dłońmi
nieistniejące zmarszczki na swojej czarnej spódnicy. Na widok Harry'ego Pottera
biegnącego w jej kierunku mało oświetlonym korytarzem gmachu Wizengamotu -
Najwyższego Sądu Czarodziejów, poderwała się z krzesła. Wyciągnęła ręce przed
siebie, czekając aż wpadnie w jej objęcia. Był przemoczony do suchej nitki. Deszcz
spływał nawet z jego czarnych włosów, zostawiając mokre ślady na ramionach.
-
Myślałam, że nie przyjdziesz - szepnęła mu we włosy, kiedy przytulał ją na
powitanie. Ostrożnie, żeby woda z jego szarego prochowca nie zniszczyła jej
eleganckiego kostiumu. Jak zauważył, ciągle gładziła dłońmi i ściągała z niego
nieistniejące pyłki. Wyciągnęła z torebki chusteczkę i przetarła nią jego
zaparowanie okulary.
Ludzie tłoczyli się wokół drzwi
prowadzących na salę rozpraw.
Hermiona podniosła wzrok. Magiczna
wokanda, czyli unoszące się w powietrzu nad wejściem litery - układały się w
napis:
Sprawa Draco Malfoya
Zarzuty: sabotaż i współpraca z Lordem
Voldemortem
Oskarżyciel: Cornelius Marchbanks
Kiedy razem z Harry'm, redaktorami
magicznych pism, ludźmi z Ministerstwa, a także zwykłymi znajomymi i
nieznajomymi obserwatorami kolejnego procesu z cyklu procesów Śmierciożerców,
przekroczyła próg sali rozpraw, zadrżała na całym ciele. Uświadomiła sobie, że
za chwilę go zobaczy. Widok, który tyle razy nawiedzał ją w koszmarach...
Zajęła miejsce na drewnianych ławach
ustawionych naprzeciwko miejsc przeznaczonych dla sędziów. Miała doskonały
widok na cały dramat, który miał już za chwilę rozegrać się w tej sali.
Zacisnęła pięści.
-
Acaia Moore jest siostrą przyjaciółki asystentki oskarżyciela i twierdzi, że...
-
... mówią, że czeka go pocałunek dementora...
-
Taki młody... ale wie pani, Malfoyowie od pokoleń...
- Co
zrobił? Doprawdy?! Co za drań!
Hermiona z narastającym napięciem
słuchała szeptów. Było ich tyle, że z trudem udawało jej się wyłapać pojedyncze
zdania, zanim jej uwaga wędrowała do kolejnego strzępka informacji, który
wydawał się jeszcze cenniejszy niż poprzedni.
W pewnym momencie, nie mogąc
powstrzymać narastających mdłości, zerwała się z miejsca. Mieszanina strachu,
stresu i faktu, że miała go zaraz zobaczyć, sprawiła, że całe śniadanie, które
wmusiła w nią pani Weasley, podeszło jej do gardła.
Powtarzała sobie, że musi być silna.
Powtarzała to sobie nieustannie, nawet kiedy pochylała się nad białą muszlą
klozetową i zwracała resztki marnego śniadania, które i tak ledwo przełknęła z
nerwów.
Wiedziała, że dzisiejsza rozprawa
jest tylko początkiem, przedstawieniem zarzutów. Nie będzie przesłuchań
świadków. Oskarżyciel przeczyta tylko akt oskarżenia i pozwolą Malfoyowi mu
łaskawie przyznać się do popełnionych zarzutów. Jeśli tego nie zrobi, nastąpi
fala szybkich i okrutnych procesów, które będą miały na celu złamanie
oskarżonego. Była to jedna z pierwszych rozpraw i Hermiona wiedziała, że opinia
publiczna jest żądna krwi. Ludzie chcieli przelać krew zdrajców, którzy
przyczynili się do śmierci ich bliskich. Malfoy miał być przykładem sprawiedliwości wyrównawczej, a oskarżyciel był zdeterminowany na perswazje, byleby tylko
oskarżony dostał najwyższy wymiar kary, nawet mimo młodego wieku. Draco Malfoy
był wszak Malfoyem i to samo w sobie było już dla niego wyrokiem skazującym.
Podniosła się z kolan i ruszyła w
stronę sali rozpraw. Nie miała pojęcia jak wślizgnie się tam niepostrzeżenie w
połowie, ale wiedziała, że musi tam wejść.
Kiedy wyszła za róg korytarza
zobaczyła wychodzących ludzi. Jej serce zastygło na moment. A potem znowu
ruszyło, przyspieszając gwałtownie, gdy rzuciła się w stronę drzwi,
przepychając się w odwrotnym kierunku niż wychodzący. Słyszała ciche odgłosy
buntu, kiedy jej łokcie wbijały się w boki starszych pań, ale nie zważała w tym
momencie na dobre maniery. Najważniejsze było dostać się do środka, zanim go
wyprowadzą.
W końcu jej się udało. Stanęła
pośród drewnianych ławek.
Nareszcie go zobaczyła.
Wychodząc, omiótł wzrokiem salę.
Czekała aż skieruje na nią wzrok. Kiedy wreszcie ją zauważył, jego mina
wyraziła wszystko, czego się obawiała. Zmarszczył brwi i zacisnął usta. Nie
chciał jej tu widzieć. Nie chciał, żeby uczestniczyła w dniu jego sądu, kiedy obcy
ludzie prali publicznie jego brudy, kiedy był poniżany i znienawidzony przez
całą magiczną społeczność. Rozumiała go. Ale musiała mu pokazać, że nie dba o
tych wszystkich ludzi, o ich opinie i plotki. Musiała mu pokazać, że jej serce
należy do niego w całości, że nic co wydarzy się w tej sali, nie złamie jej
miłości.
Powoli uniosła dłoń, przykładając ją do ust,
żeby po chwili położyć ją na sercu. Obiecuję ci... - chciała przekazać mu to tym gestem, ale
odwrócił wzrok. Zacisnęła usta, walcząc ze łzami, ale dokończyła gest, mimo iż
jego wzrok wodził teraz gdzieś po kamiennej posadzce.
Nieważne
co się tutaj wydarzy...
Obserwowała jak, nie podnosząc na
nią wzroku, ruszył w kierunku wskazanym mu przez strażnika.
-
Zmienili kwalifikację czynu, Hermiono. Marchbanks oskarżył go o zabójstwo i
wnosi o najwyższy wymiar kary...
Nieważne
co zobaczę, usłyszę.
-
Hermiono? Wiem, że to niedorzeczne, ale podobno mają niezbite dowody...
Tylko
ja wiem kim naprawdę jesteś.
Kiedy
zniknął za drzwiami prowadzącymi gdzieś w głąb budynku, rozległy się wrzaski
dziennikarzy, którzy uświadomili sobie jej obecność. Wywiad z ukochaną skazańca
to zawsze gorący temat. Kiedy mroczną przestrzeń rozświetlił blask tysiąca
fleszy, ukryła twarz w dłoniach.
Obiecuję
ci... że będę przy tobie do samego końca.
-
Nie płacz. - Harry położył jej dłoń na plecach. - I nie poddawaj się, to
jeszcze nie koniec.
I
właśnie w tym tkwi problem, mój przyjacielu. Jesteśmy już tak bardzo zmęczeni
tą ciągłą walką. Nie mamy więcej siły ponosić się z łóżek każdego dnia i od
nowa zmagać się z koszmarami, które chwilowo ustępowały wraz z przebudzeniem.
Od lat nie mieliśmy chwili, żeby odetchnąć. Każdy kolejny krok jest coraz
cięższy. Zmęczony organizm, którym jesteśmy my - ludzie, którzy wygrali tę
wojnę, nie jest już tak skłonny do regeneracji.
Wyszli
na zalaną deszczem ulicę. Hermiona miała wcześniej parasolkę, ale uświadomiła
sobie, że zostawiła ją na sali rozpraw. Z resztą, w tej chwili nie dbała o to,
ile litrów wody wyleje się jej na głowę. Deszcz ukrywał łzy, a w otoczeniu tylu
fotoreporterów było to niemalże błogosławieństwem.
Prawda
jest taka, drogi przyjacielu, że funkcjonujemy na skraju swojej - i tak już
powyciąganej - wytrzymałości. A to dopiero początek. Wojna była tylko etapem.
Teraz czeka na nas reszta naszego życia. Czeka na nas codzienność, z którą
będziemy musieli mierzyć się każdego dnia.
I
po prostu czasami boję się jutra, mój kochany. Boję się, że jutro nadejdzie
dzień, w którym już nie odnajdę w sobie siły.
Kiedy odeszli od gmachu Wizengamotu
i natrętnych dziennikarzy, objęła Harry'ego najmocniej jak potrafiła. A potem
rozpłakała się jak dziecko, łkając i utyskując na niesprawiedliwość świata.
Trzymał ją za rękę, powtarzając jej, że da radę przez to przejść. Uwierzyła mu,
bo ufała Harry'emu bezgranicznie. Pozwoliła pomóc sobie wstać i odprowadzić się
do domu. Pozwoliła mu zaparzyć sobie herbaty i okryć ciepłym kocem. Samą swoją
obecnością dodawał jej sił. Poniekąd przetrwała jakoś ten dzień. Na skraju
wytrzymałości czy też nie, nadal nie zamierzała się poddawać.
***
Jestem
najpowolniejszą bloggerką świata. Ale obietnic na wiatr nie rzucam.
Nie spodziewalam się twojego rozdziału tutaj. Porzuciłam już myśl, że może coś dodasz, a tu taka niespodzianka :). Niestety, muszę powiedzieć, że nie mam pojęcia co się działo w poprzednich rozdziałach tego opowiadania. Mimo wszystko ten rozdział mi się podoba, chociaż sądzę, że skażą Draco :(. Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńWena zawsze jest mile widziana, dzięki! Wiesz, ja też się nie spodziewałam, bo tak od jakiegoś czasu męczyłam ten rozdział i w pewnym momencie powiedziałam stop, chwila, mam trochę czasu, bo święta za pasem... a co mi tam!
UsuńZobaczymy jaki wyrok wyda Wizengamot!
Wszystkiego dobrego :)
Bardzo się cieszę, że wrzuciłaś nowy rozdział. Podobał mi się...może fajnie byłoby jeszcze zamieścić tam rozprawę ale bez niej też jest super. Mam nadzieję, że to się skończy jednak w pewnym stopniu szczęśliwie. Szkoda mi tej pary...Draco i Miona tak się kochają:)
OdpowiedzUsuńNo cóż czekam na następny i nawet jeśli dalej będziesz tą najpowolniejszą blogerką na świecie to i tak będę czekać na następne notki ;)
Pozdrawiam i weny życzę
Pani Black ;)
A ja się bardzo cieszę, że tu jesteś. Serce mi rośnie, serio. I jednocześnie się czuję bardzo złą osobą za to, że wrzucam rozdziały raz na taki kawał czasu. Nie było rozprawy, bo rozprawa jeszcze będzie, obiecuję :)
UsuńDziękuję, dziękuję, zbieram te dobre słowa i trzymam się ich mocno, tymczasem również życzę Ci wszystkiego dobrego! :)
haha *czuję się bardzo złą osobą
Usuńa jestem bardzo roztargnioną osobą najwidoczniej, skoro już nawet gubię się we właściwym szyku wypowiedzi :D
Bardzo krótki, ale treściwy rozdział. Niestety niewiele pamiętam z poprzednich, więc muszę przeczytać choć kilka, żeby zrozumieć ten w pełni. Życzę dużo weny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPS usuń zbędny apostrof: z Harrym
Serdecznie dziękuję i za życzenia i za dostrzeżenie błędu :)
UsuńHahah:) Błąd do wybaczenia w końcu każdemu zdarzają się pomyłki :)
OdpowiedzUsuńWitam to znów ja :) Mam nadzieję, że niedługo wrócisz.
OdpowiedzUsuńI chciałabym zaprosić do siebie. W końcu zdecydowałam się na pisanie swojego bloga :D
we-are-lost.blogspot
we-are-lost.blogspot.com przepraszam źle się podpisałam:D
OdpowiedzUsuńDziewczyno czy ty dodasz dalsze czesci tego opowiadania ? Blagam blagam blagam !!;)
OdpowiedzUsuńChciałabym, ale minęło tyyle czasu, że nie wiem czy ta historia jest jeszcze we mnie... :)
Usuń