Opowiadanie II: Oszukać przeznaczenie.
Nie mógłby być bardziej wykończony.
Czuł się, jakby nie przespał nocy, a następnie ktoś kazał mu przebiec maraton.
Siedem lat w równoległej rzeczywistości może wykończyć człowieka.
Rzucił na fotel swoją kurtkę ze skóry
smoka, gdzieś z tyłu głowy zdając sobie sprawę, że w drodze powrotnej wieczór
wydawał się być dużo zimniejszy niż zwykłe listopadowe popołudnie, w które
wybrał się z Granger na Maple Street do nawiedzonego domu.
Zapalił świece w sypialni i poszedł
pod prysznic. Ciepła woda spływająca po jego ciele działała kojąco i
usypiająco. Wyszedł z łazienki, wycierając ręcznikiem włosy. Myślami był już w
swoim łóżku z satynową pościelą, która zaraz miała otulić go do błogiego snu...
Jedyne czego nie spodziewał się
zobaczyć w tym momencie, siedziało właśnie na jego łóżku, bawiąc się końcówkami
blond włosów.
-
Tori. - Nie dał po sobie poznać, że niemalże podskoczył na widok intruza. - Co
ty tutaj robisz? Dlaczego nie jesteś w Hogwarcie?
Astoria zmarszczyła jasne brwi,
patrząc na niego dziwnie. Poczuł się nieswojo pod jej spojrzeniem. Tym bardziej
pod wpływem gwałtownej lawiny wspomnień ust Hermiony, na które napierał z pasją
niecałą godzinę wcześniej.
-
Jest przerwa świąteczna... Draco? - powiedziała powoli, śledząc uważnie jego
ruchy, kiedy podszedł do niej w kilku krokach i przysiadł na brzegu łóżka,
nadal trąc ręcznikiem mokre włosy.
Przerwa
świąteczna? Grudzień? Czy to znaczy, że nie było ich jakieś... trzy tygodnie?!
-
Chyba za dużo pracuję. - Przetarł dłonią twarz, postanawiając nie tłumaczyć się
Astorii z tego dziwnego incydentu, który pochłonął trzy tygodnie z jego życia.
- Coś się stało, że jesteś tutaj tak nagle, w środku nocy, bez zapowiedzi...?
Astoria wydawała się urażona tym
pytaniem. Widział jak zaciska dłonie na kolanach w pięści, mnąc przy okazji
materiał spódnicy w którą była ubrana.
-
Pisałam do ciebie. Wysłałam chyba trzy sowy, prosząc o spotkanie. Nie
wiedziałam co się dzieje... martwiłam się. - Podniosła wzrok i spojrzała mu w
oczy. Uciekł wzrokiem w bok, nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia dłużej niż
kilka sekund.
-
Skarbie. - Położył jej dłoń na policzku. - Niepotrzebnie. Byłem na wyjeździe...
w interesach... - zaczął, ale najwidoczniej Tori nie była zainteresowana
powodem jego nieobecności, gdyż natychmiast mu przerwała.
-
Nie jestem tutaj bez powodu. Przyszłam porozmawiać.
-
Astorio... błagam cię na wszystkich założycieli Hogwartu, porozmawiamy jutro.
Jestem wykończony. Nie musisz wracać do domu, chodź, połóż się obok, jutro jak
tylko...
- Jestem
w ciąży.
Mierzyli się spojrzeniami przez
długą chwilę. Oczy Astorii były pełne strachu i zdeterminowania jednocześnie.
Przyszła do niego szukać wsparcia.
Siedząc przygarbiona na skraju jego
wielkiego łoża, sama wydawała się być jeszcze dzieckiem.
Oddychaj,
powtarzał sobie w myślach.
Musiał stanąć na wysokości zadania. Musiał odnaleźć w sobie resztkę siły, żeby przeprowadzić z nią tę rozmowę.
Nawet jeśli świat właśnie zawalił mu się na głowę.
Musiał stanąć na wysokości zadania. Musiał odnaleźć w sobie resztkę siły, żeby przeprowadzić z nią tę rozmowę.
Nawet jeśli świat właśnie zawalił mu się na głowę.
Jeżeli wcześniej wydawało mu się, że jest zmęczony, teraz czuł, jakby na
jego barkach spoczywał co najmniej los ludzkości.
"Poczekaj, niebo
zasnuwa się piorunami.
Gdziekolwiek pojawi
się dym, wkrótce zapłonie ogień.
Co mogło sprowadzić
tego pecha?
Czyżbym patrzyła na
Ciebie zbyt długo?"
*
Widest Moments - Jessie Ware
***
Nie
chciała jechać windą. Mimo że Ministerstwo było o tej porze już raczej
opustoszałe, nadal bała się, że może wpaść na swojego przełożonego.
Kiedy
następnego dnia po incydencie ze zmianą rzeczywistości, którą zaserwował im
Dumbledore, wróciła do pracy, nie spodziewała się serii problemów, które
dopadły ją, gdy tylko przekroczyła próg Ministerstwa. Pierwszą rzeczą z którą
musiała się użerać był rozsierdzony Gawain Robards, któremu musiała wytłumaczyć
dlaczego przez prawie trzy tygodnie jego podopieczni ani razu nie pojawili się
w pracy. To pytanie kompletnie ją zamurowało - ciężko było wymyślić dość
przekonywującą historię, więc powiedziała prawdę. No, mniej więcej. Nieźle nagimnastykowała
się, opowiadając historię, w której pominęła prawdziwy powód interwencji
Dumbledore'a. Starając się być jak najbardziej lakoniczna, wytłumaczyła, że
dyrektor potrzebował ich pomocy i sprawa jest ściśle tajna. Jeżeli Robards
chce, może wysłać sowę do Dumbledore'a, który z pewnością potwierdzi jego
słowa. Przerzucanie odpowiedzialności, a co jej tam! Nie chciała stracić pracy
przez szalone pomysły. Nawet jeśli były to szalone pomysły największego
czarodzieja jakiego w życiu spotkała.
Malfoy
nie pojawił się tego ranka w pracy. Kolejne rozczarowanie spotkało ją, kiedy
wskazówka w pracowniczym pomieszczeniu wskazała godzinę dwunastą i Hermiona
uświadomiła sobie, że nie ma na co czekać, gdyż on już się nie pojawi. Przełknęła
gorycz rozczarowania, gdzieś w głębi serca przygotowana na proces wyparcia,
który miał się między nimi rozegrać po tym pocałunku. Dlaczego ona zawsze
naiwnie w niego wierzyła?!
Ostatni,
pieczętujący złą passę incydent rozegrał się już po wyjściu z Ministerstwa,
kiedy otwierała właśnie drzwi do swojego mieszkania. Uświadomiła sobie wtedy,
że zapomniała z pracy akt naszykowanych przez Biuro Aurorów, które zawierały
zarys aktu oskarżenia dla znanego czarnoksiężnika, który produkował
czarnomagiczne przedmioty trafiające, między innymi, do sklepu
Borgina&Brukes'a. Miała je przeczytać, poprawić i oddać następnego dnia
o poranku. Nie było mowy o spóźnieniach, jeśli chciała udobruchać Robardsa i
zachować posadę.
Przeskakując po dwa stopnie, żeby zyskać na
czasie, znalazła się w pokoju, w którym zwykle pracowała. Na szczęście,
poszukiwane dokumenty leżały dokładnie w tym samym miejscu w którym je
zostawiła. Już miała opuścić biuro, kiedy jej uwagę przyciągnął łomot w
sąsiednim pomieszczeniu – gabinecie Robardsa. Dobyła różdżki i z bijącym sercem
zaczęła cicho skradać się w stronę źródła hałasu. Z rozmachem otworzyła drzwi i
uniosła różdżkę na wysokość ramienia, gotowa do ataku. Coś poruszyło się po jej
prawej stronie i wyczulona na każdy najdrobniejszy ruch, Hermiona rzuciła
zaklęcie.
Coś,
trafione drętwotą, z głuchym jękiem i głośnym łoskotem upadło na podłogę,
strącając przy okazji połowę zawartości biurka Robardsa. Coraz bardziej
przerażona, podeszła bliżej, nachylając się nad unieszkodliwionym
przeciwnikiem.
- Na
Godryka, Malfoy! – krzyknęła, rozpoznawszy jasne włosy. – Niemal cię zabiłam,
idioto!
Szybko
cofnęła zaklęcie, ale nie doczekała się natychmiastowego wytłumaczenia. Owszem,
Malfoy próbował coś powiedzieć, ale przypomniało to jedynie bełkot. Był pijany
w sztok. Ten człowiek jest niemożliwy, pomyślała ze złością. Jeśli tylko
Robards dowiedziałby się, że myszkowali w jego gabinecie bez jego zgody i
wiedzy, oboje byliby skończeni. A teraz przez tego blond-kretyna i ona się
naraża.
- O so ci chozi?
-
Lepiej wstań, zrób tu porządek i wynoś się stąd jak najszybciej – syknęła,
szarpiąc go pod rękę. Był ciężki jak kamień i tak samo chętny do ruszenia się z
miejsca. – Malfoooy!
Sapnęła,
próbując podciągnąć go do pozycji stojącej. Niemal zgięła się wpół, kiedy
przerzuciła jego rękę na swój bark i oparła na sobie jego ciężar.
Posadziła
go na krześle i kilkoma ruchami różdżki doprowadziła biuro Robardsa do
porządku. Kiedy gabinet wyglądał już tak jak powinien, skupiła swoją uwagę na
Malfoyu.
Boże
i jak go tutaj przetransportować z Ministerstwa do domu?
Westchnęła.
Zapowiadała się długa noc.
***
Obudził się z tępym bólem głowy.
Przez kilka długich chwil leżał nieruchomo, patrząc w sufit i przetwarzając w głowie wszystko co stało się
w ciągu ostatnich kilku dni.
Zostanie ojcem.
Ale... to przecież niemożliwe. Jedna
głupia chwila zapomnienia, jeden beztroski wyskok... To musiał być jakiś żart,
ktoś robił sobie z niego jaja, l o s
robił sobie z niego jaja. Był młody, czekała go przecież kariera. Zakładanie
rodziny było kolejnym, b a r d z o o d l
e g ł y m etapem. Poza tym... zależało
mu na Astorii, ale sam jeszcze nie wiedział czy chce być z nią... na zawsze.
A co z...
-
Jak się czujesz? I czy wiesz jakie mogliśmy mieć kłopoty, jeśli ktokolwiek by
nas przyłapał?
Na dźwięk jej głosu poderwał się zaskoczony do pozycji siedzącej i natychmiast
tego pożałował, kiedy jego zbuntowany żołądek zmusił go do zgięcia się wpół i
nieprzyjemnej czynności prosto na dywan.
Hermiona westchnęła i wycelowała
różdżką w zabrudzenie.
Chłoszczyść. Po
chwili nie było po nim śladu.
-
Nie musisz odpowiadać. - Zacisnęła usta; patrzyła na niego ze współczuciem.
Draco jęknął jak mały chłopiec i
opadł z powrotem na poduszki, zamykając oczy.
- Co
ty tutaj robisz? - zapytał cicho, słabym głosem, nie uchylając powiek. Hermiona
widziała, że walczy z kolejnym atakiem mdłości. Nie była pewna czy wywołane
były zeszłodniowym alkoholem czy po prostu tym, co działo się w jego życiu.
-
Nie pamiętasz? Prosiłeś, żebym została.
Położyła
go do łóżka. Ulżyło jej, gdy cały jego ciężar, do tej pory wsparty na jej
ramieniu, przewalił się na materac. Nie protestował, kiedy ściągnęła mu kurtkę
i buty. Zeszła schodami do przestronnej kuchni, gdzie znalazła karafkę z wodą.
Wzięła ją ze sobą, mając zamiar położyć ją przy jego łóżku, jako zabezpieczenie
na to, co spotka go o poranku.
Wyglądał
jakby spał - jego klatka piersiowa unosiła się miarowo pod kocem, którym go
przykryła - ale kiedy odłożyła szklankę i karafkę na stolik nocny, złapał ją za
nadgarstek.
- Nie odchodź. Proszę, nie dzisiaj -
szepnął.
Naprawdę
miała ochotę wyszarpnąć rękę i uciec z jego przeklętego domu tak daleko, na ile
wystarczyłoby jej sił w nogach, ale była Hermioną Granger, więc powiedziała
tylko:
- Nigdzie się nie wybieram.
Złapała
go za rękę. Spojrzał na jej dłoń z niedowierzaniem. Przyciągnął ich splecione
palce do swojego chłodnego czoła, następnie do ust, całując je delikatnie, tak,
jakby prosił ją o wybaczenie.
- Gdzie ja miałem rozum?! - jęknął.
Przyciągnął ją do siebie, chowając głowę pod jej ramieniem. Przylgnęła do
niego, przytrzymując go w mocnym uścisku. Czuła jak pod powiekami zbierają jej
się łzy. Jego świat właśnie rozpadał się na kawałki i zamierzała z całych sił
pomóc mu je posklejać. Wiedziała za to, że jej świat już nigdy nie miał wrócić
do normalności. Astoria spodziewała się dziecka. Jej Draco będzie ojcem.
Wszelkie nadzieje, że jeszcze kiedykolwiek mogliby być razem, właśnie umierały.
Nie mogła żądać, żeby od nich odszedł. Nie mogła tak okrutnie skrzywdzić kogoś,
kto nawet jeszcze nie przyszedł na świat.
- Wszystko się ułoży, zobaczysz - powiedziała
przez łzy i pogłaskała go po głowie. Obrócił twarz w jej stronę.
- Nic się nie ułoży, to nieodwracalne!
- zawołał lekko stłumionym głosem. W jego oczach pojawiły się łzy. Złości.
Bezsilności. A przede wszystkim strachu.
- Nie wiem co robić.
- Nic nie zrobisz. Wrócisz do niej. I
będziesz dbał o nią i o... wasze dziecko. - Słowa, które opuściły jej usta,
zaskoczyły ją chyba nawet bardziej niż jego.
Jęknął,
chyba po raz setny tego wieczoru.
- To musi być jakiś koszmar, jakiś
głupi żart. Nie mogę być ojcem, ja... nie wiem czy potrafię, nie wiem czy w
ogóle dam radę i...
- Będziesz cudownym ojcem. - Hermiona
pogłaskała go po twarzy, mówiąc to z takim przekonaniem, że uśmiechnął się z
wdzięcznością i zrezygnowaniem.
- Hermiono, ja... - Zawahał się, ale
pozwolił, żeby ta myśl opuściła jego umysł. - Nigdy nie pokocham jej tak jak
ciebie.
Uśmiechnęła
się mimowolnie, ale jednocześnie zaszlochała, natychmiast starając się to
stłumić. Pochyliła się nad nim, ale w tym samym momencie on przyciągnął do siebie
jej głowę, znajomym, władczym gestem. Złączyli usta w pocałunku. Był mokry i
słony od jej łez. Draco zaśmiał się cicho - nie z radości - przytłoczony ironią
losu. Oderwali się od siebie, a ona oparła czoło o jego czoło.
- A ja nigdy nie pokocham nikogo tak
jak ciebie.
Uśmiechnął
się smutno.
- Jesteśmy tacy beznadziejni, Granger.
- Wiem. - Pociągnęła nosem i pozwoliła
się objąć.
Kilka
minut później Draco zasnął, wyczerpany alkoholem i swoim życiem.
Hermiona
leżała jeszcze wiele godzin. Ciszę nocy co jakiś czas przedzierał jej tłumiony
szloch, kiedy uświadamiała sobie, że wraz z jego odejściem do swojej nowej
rodziny, jej życie straci wszelki sens.
Po
czym podniosła się, wyjęła z torebki zapomniane dokumenty i usiadła przy jego
kunsztownie wykonanym dębowym biurku, całą siłą woli skupiając się na ich
treści.
Słońce
przywitało ją, kiedy kończyła nanosić na pergamin ostatnie poprawki. Zerknęła
na śpiącego Draco. Zdała sobie sprawę jak bardzo jest do niego przywiązana i
jak bardzo go kocha. Postanowiła, że jakimkolwiek kosztem sprawi, że znów
będzie szczęśliwy.
Nawet
za cenę jej zrozpaczonego serca.
"Kiedy tracę
kontrolę, a miasto wiruje wokół
Jesteś jedyną, która
to wie
Która to spowalnia
Jeżeli kiedykolwiek
była jakaś wątpliwość
Moja miłość jest mi
przychylna
To z pewnością
najbardziej się liczy, mówi przekonująco"
Weszłam na bloga i patrzę nowy rozdział. Prawie podskoczylam z radości. Teraz czuję, że zaraz się rozpłaczę. Jak mogłaś to zrobić? Tak się przywiazalam do tego bloga, że przeżywam emocje razem z bohaterami. Wyznania ich, owszem słodkie, ale teraz... nawet jeśli zdecydujesz się połączyć ta dwójkę, dziecko zawsze będzie mi przypominało o "zdradzie" Draco. Proszę tylko już nie zabijaj tego dziecka, bo to będzie straszne. Rozdział odrobinę krótki, ale także w krótkim czasie go napisałaś. Czekam na następny rozdział. P.S. Masz zamiar kończyć pierwsze opowiadanie?
OdpowiedzUsuńTo nie ja zrobiłam, to oni. Niestety,tak. Ale nie zawsze może być różowo. Na dany moment nikogo nie zabiję - później... zobaczymy.
UsuńStaram się, żeby rozdziały były częściej. :)
Tak, tak, oczywiście. Mam zamiar je dokończyć, ale w kompletnie nie wiem jak się zabrać za napisanie zakończenia, mimo że mam je w głowie od dawna...
Nie no moja Droga, ja coś ostatnio wspominałam, że pewnie coś wymyślisz ale coś takiego? :) Ja już myślałam, że będzie cud, miód i orzeszki a tu takie komplikacje. No no. Końcówka nieziemska, tak ładnie wyznają sobie miłość. Bardzo Ci dziękuję, że znajdujesz czas i wenę i dodajesz kolejne rozdziały. Bardzo ale to bardzo brakowało mi tego opowiadania. Pozdrawiam i oczywiści czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńTak wyszło. Nie jest idealnie, ale czy ktoś im obiecał szczęśliwe życie? Nie mogą ze sobą być, ale przynajmniej mogą na sobie polegać.
UsuńDziękuję Kochana. :) Całusy!
O matko...teraz to namieszałaś O.o
OdpowiedzUsuńJestem tak ciekawa jak to się rozwiąże, że nie wytrzymam. Biedna Hermiona...Draco się nie popisał...
Może jakoś z tego wyjdą. Mam taką nadzieję. Jednak chciałabym też żeby zrobili to jakoś wiarygodnie a nie nagle czarne chmury się rozwieją i będzie idealnie. Chyba czeka ich ciężka droga.
A tak ogólnie, bo nie wiem, czy kiedyś wspominałam. To dramione jest pierwszym na jakie trafiłam. Było to jakoś wieczorem i na moim jeszcze starym komputerze, który "chodził jakby chciał a nie mogł" czytałam te wszystkie rozdziały. Potem doszłam do końca i dodawałaś rozdziały i było ok. Potem ta dłuuuuga przerwa (to nie jest wypominanie czytaj dalej :P) i nagle po takim czasie dodałaś rozdział. Nie wyobrażasz sobie wtedy mojego szczęścia :D A potem znów przerwa i teraz gdy dodajesz to moje szczęście jest tym większe (już bezgraniczne), że robisz to regularnie. To coś wspaniałego. Musisz robić to dalej, po prostu musisz :D
Czekam naprawdę szczęśliwa na następny rozdział :D
Pani Black :*
Mówiłam, że namieszam! Czarne chmury dopiero się zbierają nad ich głowami, więc jeszcze czeka ich kilka trudności, ale już coś osiągnęli moim zdaniem. :)
UsuńNie wyobrażasz sobie jak miłe i wspaniałe jest dla mnie czytanie takich słów. Aktualnie zamierzam tutaj tkwić i tkwić. :D Następny rozdział już prawie gotowy, więc niedługo będzie dostępny. :)
Buziaki :*
Biedna Hermiona ;c
OdpowiedzUsuńDraco ty... brak mi słów...
Czarno to widzę...
Liczę na szybki next ;-)
Przepraszam za reklamę, ale zapraszam do siebi
hermiona-i-malfoy.blogspot.com