- Hermiono,
wstawaj! - Ktoś potrząsnął mną energicznie. - Dojeżdżamy już do Hogwartu!
- Co?! Jak?! - rozejrzałam
się zdezorientowana. W moim przedziale siedzieli: Harry, Ron, Ginny, Luna i
Neville - wszyscy przebrani w szaty Hogwartu. Wszyscy oprócz mnie.
- No, Hermiono, tym razem
nie będziesz musiała nas pouczać - zakpił Ron. Posłałam mu mordercze spojrzenie
i złapałam swoją szatę, ale zanim wypadłam z przedziału szukając jakiegoś
miejsca, gdzie mogłabym się przebrać bez świadków, rzuciłam w drzwiach:
- Och, no fakt Ronaldzie,
że przysnęłam na moment i nie zdążyłam się jeszcze przebrać, ale ty oczywiście
nie byłeś w stanie zapamiętać, że już od pół godziny mamy być w przedziale dla
prefektów!
Zgodnie z moimi oczekiwaniami Ron zaczerwienił
się po uszy i mruknął coś niezrozumiale.
- Tak myślałam - dodałam i
uśmiechnęłam się pod nosem.
Piętnaście
minut później, już przebrana w szaty Hogwartu, weszłam do przedziału dla
prefektów wraz z drepczącym za mną Ronem. Okazało się, że jest w nim już tylko
Profesor McGonagall. Kiedy nas zobaczyła, jej usta zacisnęły się w wąską linię.
- Panno Granger, panie
Weasley! Czy tak trudno było zjawić się tu na czas? Wszyscy prefekci już dawno
wyszli stąd z instrukcjami. Nie zjawiliście się tylko wy i... - Jej kazanie
przerwał odgłos rozsuwanych drzwi przedziału. Stanął w nich dumny i blady
Malfoy. Wszedł do przedziału i oczywiście rzucił mi i Ronowi pełne pogardy
spojrzenie, na które odpowiedzieliśmy tym samym. - ...pan Malfoy - dokończyła
chłodno McGonagall.
- Przepraszam pani profesor,
ale zatrzymały mnie obowiązki prefekta. Idąc tu, musiałem rozdzielić bijących
się drugoroczniaków. Zaniechałbym swoje obowiązki, gdybym nawet nie spróbował
ich uspokoić - powiedział z wystudiowaną powagą, która szybko zamieniła się w
drwiący uśmieszek, gdy tylko dyrektorka odwróciła wzrok. Razem z Ronem
spojrzeliśmy po sobie z niedowierzaniem, gdy McGonagall uwierzyła w tę
bajeczkę.
- A wy, co macie na swoje
usprawiedliwienie? - Kobieta odwróciła się z powrotem do nas, jakby
przypomniała sobie o naszej obecności. Spojrzałam na Rona, ale on uparcie
wpatrywał się w swoje buty, tak jakby właśnie zobaczył na nich coś niezwykle
ciekawego.
No tak, ten kretyn znowu zwalił
wszystko na mnie, pomyślałam z wściekłością. Wzięłam głęboki wdech
i zaczęłam:
- Więc... pani profesor...
ja… zamknęłam oczy... tak na minutkę... i… chyba musiałam przysnąć, bo… a Ron...
to on chyba chciał... eee… - odezwałam
się wysoce elokwentnie, rzucając spanikowane spojrzenie w stronę Weasley’a.
Malfoy już jawnie ze mnie kpił.
Uh,
co mam poradzić na to, że McGonagall zawsze mnie stresuje?
- Dość. - Profesorka
podniosła rękę w celu zatrzymania moich żałosnych tłumaczeń. – Na przyszłość, żeby
mi się to zdarzyło ostatni raz!
- Tak, pani profesor -
bąknęłam, czerwona ze wstydu. Miałam wrażenie, że moje policzki osiągnęły
właśnie temperaturę na której można by usmażyć jajecznicę.
- Oczywiście - odparł
Malfoy, jak zawsze praktycznie niewzruszony.
- Taa...- mruknął
niezrozumiale Ron, nadal wpatrzony w swoje buty. Miałam ochotę go walnąć.
- Panie Weasley? –
McGonagall odezwała się surowo. Ta kobieta najwidoczniej nigdy nie dawała za
wygraną.
- Tak, proszę pani... to
znaczy, pani profesor – jęknął. Jego uszy niemalże płonęły.
- No dobrze. Nie odejmę wam
punktów, bo rok szkolny jeszcze nawet się nie zaczął, ale jakąś karę musicie
ponieść. Macie szlaban. Wszyscy troje. Przez cały kolejny tydzień macie stawiać
się pod moim gabinetem równo o ósmej wieczorem.
Na
te słowa jęknęliśmy zgodnie, ale McGonagall zrobiła tylko groźną minę typu:
"Coś nie tak? ", po czym podała nam ( każdemu z osobna) po świstku
papieru z hasłem do naszych dormitoriów. Na moim widniał napis: tentakula. Kiedy go
przeczytałam, karteczka sama się zapaliła i już po chwili nie było po niej
śladu. To samo stało się z karteczkami Rona i Malfoya.
- I jeszcze jedno: hasło do
łazienki prefektów to "tryton".
Teraz możecie już iść i zająć się swoimi
obowiązkami.
* * *
Wszyscy uczniowie
"wlewali się" do Wielkiej Sali. Draco zdołał przepchnąć sie przez
tłum i usiąść przy stole Ślizgonów. Już miał zacząć opowiadać grupce swoich
fanów (w tym Pansy) jak spędził wakacje, gdy nagle Blaise szturchnął go w bok.
- Co do... - Malfoy
poruszył się zdenerwowany, ale zanim skończył, zorientował się, że przyjaciel
coś mu pokazuje. A raczej nie coś, tylko kogoś. W drzwiach stała jakaś ładna
dziewczyna. Dość zwykła, jak na gust Draco, ale liczyło się to, że świeża. Taka, której wcześniej nie wyłapał
pośród pocztu hogwartckich dziewcząt. Długie kasztanowe loki opadały jej na
ramiona. Przeniósł wzrok niżej, przypatrując się ładnej pupie dziewczyny. Zaczął
się zastanawiać kim może być ta nieznajoma, ale na odpowiedź nie musiał długo
czekać, gdyż obok dziewczyny wyrosły z tłumu jeszcze dwie głowy, które mógłby
rozpoznać wszędzie: jedna z czarną, a druga z rudą czupryną. Jakby tego było
mało. dziewczyna odwróciła się. Przez chwilę podchwycił jej spojrzenie, ale ona
tylko spiorunowała go wzrokiem i dumnie odrzuciła włosy na plecy.
- Zabini, idioto! Przecież
to szablozębna Granger!
Blaise
oderwał od rozmarzony wzrok od krągłości Gryfonki i spojrzał na Dracona z
chytrym uśmiechem.
- Stawiam moją rękę Glorii,
że jej nie zaliczysz.
- Co?! Nawet nie zamierzam,
kretynie! Głuchy jesteś, Blaise? To Granger! S-z-l-a-m-a!
- Przecież wiem, Malfoy -
zniecierpliwił się Zabini. – Właśnie dlatego, że to tylko szlama, nikomu nie
będzie przykro jak się nią trochę zabawimy...
Podpuszczał
go. Draco wiedział, że przyjaciel ewidentnie go podpuszcza.
- No, Draco! Chyba się nie boisz? Pomyśl: ręka
Glorii - zawsze chciałeś ją mieć. Borgin sprzedał mi ostatni egzemplarz... –
kusił Zabini. Draco uparcie kręcił przecząco głową.
- No chyba, że… - Blaise
wszedł nagle na protekcjonalny ton.
- Chyba, że co? - rzucił
wściekle Draco. Nienawidził być do czegoś przymuszany.
- Chyba, że nie chcesz
skrzywdzić biednej małej szlamki... Oj, gdyby mi się tak kiedyś wymsknęło i twój
ojciec dowiedziałby się, że bronisz...
- Dosyć! - Malfoy odwrócił
się gwałtownie do przyjaciela, a w jego oczach błyszczał gniew. Rzucił ostatnie
spojrzenie na stół Gryfonów i zlustrował wzrokiem postać Granger. - Wchodzę w to. Ile mam czasu?
- Hmm… z racji tego, że to ciężki
przypadek… Do końca tego semestru.
- Umowa stoi.
Podali
sobie ręce. Ktoś symbolicznie przeciął ich zakład różdżką, sprawiając, że umowa
stała się sformalizowana i zobowiązywała obie strony do wypełnienia jej
warunków. Ewentualnie zerwanie zakładu niosło za sobą pewną odpowiedzialność,
która z pewnością nie przynosiła korzyści stronie, która złamała warunki umowy.
Zazwyczaj takie zabawy były niebezpieczne, jednak Blaise kochał ryzyko.
Ustalili dokładniejsze szczegóły.
Draco
z nienawistną miną obserwował swój puchar z sokiem dyniowym. Blaise tylko
uśmiechał się z satysfakcją. Zapowiadał się ciekawy rok…
* * *
- Nie no! Ta McGonagall
jest niemożliwa! Szlaban?! Czy ona nie zdaje sobie sprawy ile prac domowych
zadają na samym początku roku?! - narzekania Rona ciągnęły się za mną i Harry’m
przez całą drogę do Hogwartu. Nie ustały nawet wtedy, gdy wsiadaliśmy do
powozów mających zawieźć nas do zamku, ani tym bardziej kiedy usiedliśmy
przy naszym stole wraz z resztą Gryfonów. Zajęci rozmową o minionych wakacjach,
nawet nie zauważyliśmy jak szybko zleciała ceremonia przydziału. Dużo rodziców
nie puściło swoich pociech do Hogwartu uznając, że będą bezpieczniejsze we
własnych domach, ale większość raczej stwierdziła, że mimo braku Dumbledore'a
zamek nadal jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc w świecie czarodziejów.
Gorzej było z uczniami z mugolskich rodzin, gdzie nie tak bardzo zdawano sobie
sprawę z powagi sytuacji.
W końcu wstała dyrektor McGonagall, na
co wszystkie głosy na sali umilkły.
- Witam was wszystkich w
nowym roku szkolnym. W tym roku w Hogwarcie czeka was kilka zmian i
niespodzianek. Pierwszą rzeczą będzie
ograniczenie wyjść do Hogsmeade na jedno miesięcznie. Po drugie: macie
absolutny i nieodwołalny zakaz samotnego opuszczania zamku po zmroku. To wymogi
Ministerstwa – dodała, słysząc jęki i patrząc zawiedzione twarze uczniów
związane ze zmniejszeniem ilości wypadów do Hogsmeade.
- Ministerstwo rozstawiło
swoich ludzi po całym terenie zamku. Słyszałem też, że Harry dostanie solidną
obstawę aurorów jak gdzieś go zabiorą, tylko nie dosłyszałem gdzie zanim
tata...- wtrącił Ron, ale nie udało mu się skończyć, bo McGonagall ponownie uciszyła
ręką salę.
- Kolejną nowością jest
zmiana nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią, ale tu chyba nikt nie będzie
rozczarowany. - Dyrektorka uśmiechnęła się leciutko. – Mam przyjemność
przedstawić wam profesor Tonks.
- Tonks?! - krzyknęłam
uradowana i automatycznie zaczęłam szukać jej wśród nauczycieli. Z początku nie
mogłam znaleźć tych znajomych różowych kosmyków i po chwili już wiedziałam
dlaczego z początku jej nie zauważyłam. Tonks miała teraz krótkie mysie włosy i
bardzo zmęczoną twarz, przez co wyglądała na o wiele starszą, niż w
rzeczywistości. Wyglądała bardzo podobnie jak wtedy, po śmierci Syriusza. -
Biedna Tonks. Musi być taka zmęczona całą tą sytuacją. I pewnie jeszcze
strasznie martwi się o Lupina... - powiedziałam do Harry'ego, który w dalszym
ciągu szukał jej wśród nauczycieli, ale zanim zdążyłam mu ją pokazać, głos
McGonagall po raz kolejny rozniósł się echem po Wielkiej Sali.
- Teraz czas na
najważniejszą informację. W tym roku szkolnym odbędzie się wymiana uczniów z
Hogwartu i Beauxbatons.
- A co z Durmstrangiem? -
usłyszeliśmy zawiedziony głos Dracona Malfoya na drugim końcu sali.
Do Durmstrangu przyjmowali tylko czarodziejów czystej krwi, a uczniowie
uczyli się tam czarnej magii, więc nikogo nie dziwił fakt, że Malfoy miał być
tam zapisany, zanim jego ojciec się nie rozmyślił i wysłał go do
Hogwartu.
- Ministerstwo nie
pochwaliłoby wymiany uczniów z Durmstrangiem - powiedział przejęty Neville
Longbottom, usłyszawszy Malfoya. - Tamte typki są dość podejrzane... mogą być w
zmowie z Sami...no… z Voldemortem - dodał trochę ciszej. Ciekawiła mnie ta
dyskusja, ale wolałam dowiedzieć się czegoś więcej o wymianie, więc warknęłam
szeptem: - Ciszej bądźcie!
Ponownie utkwiłam wzrok w profesor McGonagall.
- Z naszej szkoły na
wymianę pojedzie kilkoro uczniów najstarszych klas. - Na sali dało się usłyszeć
odgłosy niezadowolenia młodszych uczniów, ale dyrektorka je zignorowała. - Nowi
uczniowie przybędą do nas w Noc Duchów. Zostanie wtedy zorganizowany bal powitalny,
natomiast w dniu ich wyjazdu czyli w ostatni dzień przed feriami wiosennymi,
odbędzie się bal pożegnalny. Oczekuję od was, że nowych uczniów powitacie
ciepło i nie zaplamicie dobrego imienia Hogwartu.
Oderwałam
wzrok od McGonagall i z powrotem włączyłam się do dyskusji.
- Ja słyszałem, że to
Ministerstwo zarządziło całą tą wymianę - gorączkował się Seamus Finnigan. -
Uważają, że Sami-Wiecie-Kto zbiera swoich zwolenników i my też powinniśmy się
jednoczyć...
- I dobrze - powiedział
dobitnie Harry, tym samym kończąc rozmowę, gdyż na stole pojawiły się gorące
potrawy i wszyscy, już bez słowa, zabrali się do jedzenia.
*
Przez całą ucztę Draco, zamiast
rozkoszować się pysznymi daniami, rozmyślał o zakładzie z Blaise’m. Nie był
pewien czy przyjaciel rzeczywiście pragnie oddać mu rękę Glorii. Poza tym nie
za bardzo miał ochotę bawić się tą "małą" Granger. Fakt... zrobiła
się z niej laska, ale to przecież nie zmienia faktu, że to szlama, kujonica i
kuma Pottera. Z drugiej strony nie może wyjść na tchórza przed przyjaciółmi...
i przed ojcem - dodał cichy głosik w jego głowie...
Nie...
ojca nie może zawieść...
- I nie zawiodę - wyrwało
mu się cicho, ale z determinacją w głosie. Nie zrobi z siebie idioty. Kiedy
będzie już pewien, że ręka czeka na niego spokojnie, jakoś rozkocha w sobie
Granger. Pytanie tylko: jak?
*
Wielka Sala powoli się
wyludniała. Już wchodziłam na schody wiodące do dormitorium Gryfonów, gdy nagle
coś szarpnęło mnie za szatę. Odwróciłam się gwałtownie i okazało się, że to Ron
złapał mnie za strój i ciągnie w przeciwnym kierunku. Zdążyłam jeszcze
tylko wykrzyknąć hasło (żeby pierwszoroczniacy i inni uczniowie mogli dostać
się do swojego dormitorium) i zobaczyć uśmiech na twarzy Neville'a, gdy
dowiedział się jakie jest hasło (nienajlepiej szło mu zapamiętywanie różnych
haseł, ale to akurat było związane z zielarstwem - jedynym przedmiotem z
którego był naprawdę dobry), zanim upadłam, bo rudowłosy pociągnął mnie za
mocno.
- Ała – jęknęłam z
wyrzutem, rozcierając sobie kolano i czując na sobie ciekawski wzrok
pierwszoroczniaków. Zaczęłam rozglądać się za twarzami moich przyjaciół,
które miałam nadzieję zobaczyć i zdecydowanie czekałam na wyjaśnienia ich
dziwnego zachowania. Zamiast tego dostrzegłam tylko skrawki ich szat znikające
za zakrętem korytarza. Szybko podniosłam się z ziemi i ruszyłam śladem Harry’ego
i Rona. Nie wiem co tym razem wymyślili, ale mam nadzieję, że nie wpakuje nas
to w kłopoty...
* *
*
Ręka Glorii czekała ukryta w
bezpiecznym miejscu, zapewniał Blaise.
Poprowadził
Dracona ciemnym korytarzem, co chwilę nerwowo oglądając się za siebie. Malfoyowi
też zdawało się, że słyszy za plecami kroki, ale starał się nie zachowywać jak
paranoik. Dotarli do końca korytarza. Blaise pochylił się nad zardzewiałą
zbroją. Powoli, z przeraźliwym zgrzytem zaczął otwierać przyłbicę, kiedy nagle
usłyszeli głuchy łoskot. Ich oczom ukazał się blady jak ściana Weasley, który
wywołał ów hałas, a za nim, ukryci w cieniu posągu, stali Potter i Granger
wpatrując się w niego z paniką w oczach...
*
Przez
ułamek sekundy wpatrywałam się w szare oczy Malfoya, zanim puściłam się biegiem za Harry’m i Ronem.
Mijaliśmy schody i korytarze, aż w końcu dotarliśmy do rozdroża.
- Rozdzielamy się! - ryknął
Harry i razem z Ronem skręcili w lewo. Słysząc za sobą pospieszne kroki, bez
dalszego zastanowienia, skręciłam w przeciwnym kierunku. Biegłam ile sił w
nogach, lecz Malfoy i tak był szybszy. Dogonił mnie tuż pod dormitorium
Gryfonów. Zacisnął dłonie na moich nadgarstkach i całym ciężarem ciała
przygniótł mnie do ściany. Straciłam oddech na kilka sekund, kiedy przygwoździł
mnie do zimnego muru.
Stał
tak blisko, że mogłabym policzyć pojedyncze piegi na jego nosie.
- Czego chcesz? – wysapałam,
starając się wyrwać dłonie z jego mocnego uścisku.
- Czego ja
chcę Granger? Chyba raczej pytanie brzmi: czego wy chcecie? – powiedział przez zaciśnięte zęby, wyraźnie akcentując
słowo „wy”. – Nie wiem co widziałaś, ale jeśli piśniesz komuś chociaż słówko
to...
Nigdy
nie dowiedziałam się co się wtedy stanie, gdyż do naszych uszu dobiegło ciche
mruczenie. Popatrzyliśmy pod nogi, o które leniwie ocierała się kotka Filcha –
Pani Norris – wpatrując się w nas ogromnymi żółtymi ślepiami. Malfoy zaklął
cicho, a ja, wykorzystując ten moment jego nieuwagi, wyrwałam się, krzycząc do
Grubej Damy hasło. Kiedy tylko obraz odskoczył, przeskoczyłam przez dziurę i
znalazłam się w Pokoju Wspólnym.
Harry’ego i Rona zauważyłam dopiero godzinę później, po tym jak zdążyłam już niemal wyszykować się do snu. Siedzieli przy kominku pogrążeni w dyskusji, ale kiedy podeszłam bliżej, gwałtownie umilkli. Uniosłam pytająco brwi i założyłam ręce na piersiach.
Harry’ego i Rona zauważyłam dopiero godzinę później, po tym jak zdążyłam już niemal wyszykować się do snu. Siedzieli przy kominku pogrążeni w dyskusji, ale kiedy podeszłam bliżej, gwałtownie umilkli. Uniosłam pytająco brwi i założyłam ręce na piersiach.
- Musimy pogadać –
powiedziałam. – To ważne – dodałam, widząc minę Rona.
- Naprawdę nie teraz, Hermiono. Powiesz nam
jutro. Dobranoc – powiedział z naciskiem rudowłosy. Harry rzucił mi tylko
przepraszające spojrzenie, ale ja, nie czekając dłużej, obróciłam się na pięcie
i z wściekłością pomaszerowałam do swojego dormitorium.
* * *
Następnego ranka na tablicy ogłoszeń pojawiła się informacja o pierwszym w tym roku wypadzie do Hogsmeade. Chciałam podzielić się tą wiadomością z Harrym i Ronem, ale nie spotkałam ich ani w Pokoju Wspólnym, ani rano przy śniadaniu w Wielkiej Sali, gdzie rozdano nam plany zajęć ( - O nie! Jak zwykle dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami, a dzisiaj mamy z nimi nawet OPCM – jęczał Neville. - Jakby Ślizgoni musieli uczyć się OPCM! Jak przyjdzie co do czego, sami będą się nią posługiwać!)
Po raz pierwszy tego dnia swoich przyjaciół zauważyłam dopiero po lunchu, kiedy w drodze na kolejną lekcję bez słowa zaciągnęli mnie do pustej klasy.
- O co wam znowu chodzi? –
zapytałam chłodno, bo byłam jeszcze na nich zła za poprzedni wieczór.
- Uważamy, że Malfoy znowu coś knuje. I musimy wyczaić o co tym razem chodzi – powiedział Harry, nie zauważając, albo udając, że nie zauważył chłodu w moim głosie. – Przeszukaliśmy już tamten korytarz, gdzie wczoraj Zabini i Malfoy coś chowali, ale nic nie znaleźliśmy, dlatego wymyśliliśmy pewien plan dzięki któremu może jakoś uda nam się dociec co tym razem kombinuje...
- Uważamy, że Malfoy znowu coś knuje. I musimy wyczaić o co tym razem chodzi – powiedział Harry, nie zauważając, albo udając, że nie zauważył chłodu w moim głosie. – Przeszukaliśmy już tamten korytarz, gdzie wczoraj Zabini i Malfoy coś chowali, ale nic nie znaleźliśmy, dlatego wymyśliliśmy pewien plan dzięki któremu może jakoś uda nam się dociec co tym razem kombinuje...
- Eliksir Wielosokowy? –
spytałam z sarkazmem, ale chłopcy pokręcili przecząco głowami.
- Z początku nad tym
myśleliśmy, ale nie wiemy czy uda nam się nabrać wszystkich po raz drugi… poza tym,
dochodzi jeszcze kwestia znalezienia składników... dlatego mamy inny pomysł.
Stwierdziliśmy, że musimy mieć szpiega wśród Ślizgonów, a z tego powodu, że nam
na pewno się to nie uda, ponieważ jesteśmy największymi wrogami, tym szpiegiem
będziesz ty - powiedział trochę niepewnie Ron.
Oniemiałam.
- Czy wy powariowaliście?!
– krzyknęłam oburzona. - Malfoy nienawidzi mnie nie mniej niż was! Nie wiem co
widzicie genialnego w tym planie, bo po pierwsze: nie wiem dlaczego do czarnej
roboty zawsze wykorzystujecie mnie, po drugie: nie wiem jak miałabym to zrobić,
a po jeszcze kolejne: czy wyście już totalnie upadli na głowę przez te swoje
podejrzenia?!
Czułam, że policzki zaczęły
mi płonąć z gniewu.
- Hermiono, jesteś dziewczyną – powiedział
Weasley, jakby ten fakt wszystko wyjaśniał.
- Wow! Ron twoje
spostrzeżenia są tak szybkie jak Zamiataczka i to model z pierwszej produkcji!
Gdybyś chociaż raz…
- Chodzi o to… – wtrącił łagodnie, lecz niecierpliwie Harry, przerywając moją wypowiedź.- ... że Malfoy traktuje dziewczyny przedmiotowo i kiedy będziesz kręcić się w pobliżu, nie zwrócisz na siebie jego zbytniej uwagi. Po prostu przez jakiś czas mogłabyś mu się trochę podlizać, coś podsłuchać...
- Chodzi o to… – wtrącił łagodnie, lecz niecierpliwie Harry, przerywając moją wypowiedź.- ... że Malfoy traktuje dziewczyny przedmiotowo i kiedy będziesz kręcić się w pobliżu, nie zwrócisz na siebie jego zbytniej uwagi. Po prostu przez jakiś czas mogłabyś mu się trochę podlizać, coś podsłuchać...
- Wiesz co Harry? Swoje
spostrzeżenia możecie wsadzić sobie... – zasugerowałam im gdzie i widząc zaskoczenie
na ich twarzach, wybiegłam z klasy trzaskając drzwiami z całej siły.
- To chyba znaczyło nie… -
usłyszałam jeszcze za sobą głos rudowłosego.
*
* *
Pierwszy rozdział za nami. Wprowadzenie
nie jest szczytem marzeń spragnionego akcji czytelnika, ale chyba nie było aż
tak najgorzej. Poza tym, to wyżej, oczywiście pomijając drobną korektę
merytoryczną, było moim pierwszym tekstem ever. ;D
W drugim rozdziale już
będzie zabawnie. ;) Jestem niemal zaskoczona swoją wyobraźnią w wieku lat
czternastu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz